Jak czasem
przypadkiem ciche marzenia się spełniają. Wystarczy wracać z biblioteki o właściwej
porze, mieć dobry słuch, być ciekawym świata, a potem wytężać wzrok… sokoli!
Tak było wczoraj. Ale po kolei.
Pani wójt sprowadziła do mej wsi sokolnika zza Kielc, aby straszyć w parku wrony, które były utrapieniem od lat. Drogę do biblioteki przez park nazywałam „strefą zrzutu”, krakanie wron dobijało, a od kilku dni cicho i pusto. Za to dziś coś się darło. Rozejrzałam się i zobaczyłam jednego ptaka drapieżnego siedzącego na jakimś słupku. Mocniej wytężyłam wzrok i dostrzegłam kolejne dwa. Z daleka zrobiłam zdjęcie: