Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fraszka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fraszka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 kwietnia 2017

Do Agaty, czyli wpadłszy pod kosiarkę



Droga  Agato,
I co Ty na to,
Że dzięki Tobie
Mam mniej na głowie,
Nie tylko włosów,
Też innych „ciosów”?

Lepiej się czuję,
Główka pracuje
Nieobciążona,
Zadowolona,
Bo i problemów
Jest pozbawiona.

Buzia ładniejsza,
Młodsza, piękniejsza,
Fryz ułożony,
Dobrze zrobiony.
Ja żem szczęśliwa,
Bo były żniwa!

wtorek, 14 lutego 2017

Zakochany Eros



Kiedy Eros strzela z łuku,
Nie ma przy tym wcale huku.
Strzała leci jak szalona,
W serce trafia, jak to ona,
Bo kierunek ma obrany,
Tylko… obiekt wciąż nieznany!
Bowiem Eros niekochany
Myli ludzi, gmatwa plany.
Syn Aresa, Afrodyty,
Bóg miłości, nieco skryty,
Siał niepokój w sercach cudzych
I tych małych, i tych dużych.
Dziś trafiony został celnie
Swoją strzałą… tak… bezczelnie!
Strzała z łuku wystrzeliła,
Potem łuki zatoczyła
I znienacka go trafiła,
I o miłość wzbogaciła.
Od dziś Eros zakochany,
Sieje miłość i jest znany
Jako swatka doskonała,
Choć to strzały sprawka cała!

piątek, 14 października 2016

O polonistce



Nęcą ją literki w powieściach ukryte,
Choć czyta androny w zeszytach odkryte.
Czasem jej się marzy bohater "ze skóry",
Lecz schodzi na ziemię omawiać lektury.
Niby bez cenzury, czasem bez brawury…
I razem z uczniami przeżywa "tortury".
Trzeba przygotować dziatwę do matury,
By potem nie żyła na łonie natury.

 Wszystkim nauczycielom, a zwłaszcza polonistkom - niech się święci!

czwartek, 6 października 2016

To dla niego fraszka



Autor: Jan Sztaudynger
Tytuł: Puch ostu. Fraszki o życiu i miłości
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 448
Oprawa: twarda
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-08-06184-8 




Przypadkiem trafił do mnie tomik poezji o ciekawym tytule Puch ostu. Fraszki o życiu i miłości. Autor to osoba, która zdaje sobie sprawę ze swej wartości i chwali się swoimi umiejętnościami tak:
Samochwała
Zwięzłego słowa mistrz niedościgły
Ja z wideł robię igły.  (s. 25)
I robił! A kto? Jan Izydor Sztaudynger – polski XX-wieczny poeta, satyryk, tłumacz. Wspomniany tomik poezji przyciąga do siebie pięknym wyglądem, ale zatrzymuje pięknem i bogactwem wewnętrznym, ukrytym w krótkich formach literackich wypełnionych perlistym śmiechem.
Pod taką sentencją
Pod taką sentencją
Kładę me nazwisko:
Nic nie kosztuje uśmiech,
A płaci za wszystko!  (s. 119)
Jan Sztaudynger tworzył fraszki w różnych okolicznościach, zupełnie przypadkiem, znienacka, improwizował, dlatego zapisywał je na rachunkach, karteczkach, biletach tramwajowych, marginesach książek i gazet. Z tego też powodu wiele fraszek zostało zgubionych i nie przetrwało do dziś. Dlatego za namową żony Anny poeta pod koniec życia chodził z zeszytem. To w nim notował swe utwory, gdy cokolwiek go zainspirowało, choćby maślak czy rumieniec:
Do maślaka
Oślizgły jesteś trochę, maślaku przyjacielu,
Jak grzybów mało, ale ludzi wielu.  (s. 140)

Atak i obrona
Atakował ją młodzieniec,
A bronił rumieniec. (s. 370)
Fraszki pogrupowano tematycznie w 14 rozdziałów: od wyznań, przez Kraków, Łódź, lasy i góry, poezję, ucinki, szumowiny, aż do miłości i małżeństwa oraz życia i przemijania. Poeta nie bał się obnażać prawdy, nie cackał się z niczym i z nikim. Żaden temat nie był mu obcy, a jako dobry obserwator zauważał wszystkie niuanse życia i pisał o nich wprost, zachowując przy tym dystans do siebie i świata. Cenił piękno polszczyzny, choć i wulgaryzmy nie były mu obce.
Krakowskie zarobki
Gołębiami brukowany Kraków,
Gówno ma z tych ptaków. (s. 50)

czwartek, 19 maja 2016

Do RZS



RZS – chorobo wredna,

Jam przez Ciebie bardzo biedna! 
 Takaś piękna ma ozdoba,
Lecz mi się to nie podoba!
Ile razy do szpitala
Mnie wysłałaś? Ot, mądrala!
Ciągle tylko krwi pobranie,
No i stawów prześwietlanie.
Te kroplówki… Te badania…
Te tabletki do łykania…
Na stawy różnie wpływają,
Lecz żołądek rozwalają!
Rano sztywność mnie powala
I wstać z łóżka nie pozwala.
Tutaj przykurcz, tam paraliż…
Nie odpuścisz mi azaliż?
Tutaj strzyka, tam coś boli…
Mam już dosyć Twej niewoli!
Czemu sobie nie odpuścisz?
Czemu ze swych mąk nie puścisz?
Czemu dzień w dzień mnie zamęczasz?

I pogodą się wyręczasz?
Ludzie mnie za zdrową mają,
prawdy o mnie wręcz nie znają.
Pusto przy mnie się zrobiło
I znajomych mi ubyło…
Czemu w dołku siedzę sobie
I depresję mam na głowie?
Czemu sapię? Czemu stękam?
Czemu się o przyszłość lękam?
Czemu płaczę po kryjomu?
Idź precz w końcu z mego domu!
Mój organizm ma Cię dosyć.
Idźże, nie daj się już prosić!
A choróbsko na to rzecze:
Nic Ci się już nie upiecze,
Będziesz chora aż do śmierci,
Wszyscy twierdzą tak eksperci.
A że kocham Cię szalenie,
To się z Tobą wnet ożenię!
Na krok Ciebie nie opuszczę,
Z oka także Cię nie spuszczę,
Jesteś moja ukochana –
Dla mnie cud powyginana.
Także pogódź się, kochanie:
Stałe mam zameldowanie.
RZS – chorobo moja…
Zrozum, nie chcę ja być Twoja!
                                               Liter[at]ka