Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gumowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gumowe. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 kwietnia 2018

PRZYSZEDŁ ZAJĄCZEK

     

      Choć się go zupełnie nie spodziewałam i do mnie przyszedł zajączek. Bo właściwie to ja mam już tyle razy po sześć lat, że wstyd się przyznawać. W naszym domu nie było takiej tradycji, dzieci dostawały do koszyczka na święconkę cukrowego baranka, marcepanowe kurczaczki i kolorowe cukrowe jajeczka, ot i wszystko. Dopiero jak zamieszkaliśmy na Kociewiu poznaliśmy zwyczaj zajączka, dzieci dostawały więc także czekoladowe zajączki i czekoladowe jajka. Dopiero moje wnuczki dostają także coś po za słodyczami. Oczywiście i tu zajączek obdarowuje tylko dzieci.
      A tu niespodzianka, bo przykicały do mnie aż dwa zajączki.
      Jeden od Marzenki z Dłubanin lalkowych. Choć właściwie czy do mnie? Raczej do Maggie, która dostała śliczny komplecik, składający się z kapelusika i chusty w kolorze niebieskim. Ponieważ wieczory są chłodne Maggie chętnie siada przy kominku i otula się chustą.


       To zdjęcie zrobiłam bez lampy, żebyście zobaczyły, że w kominku naprawdę się pali. :)


       Skorzystała też Hitomi, bo dostała uroczą sukieneczkę. Pozuje przy wielkanocnym drzewku. Pierwotnie przyklejony był na nim miniaturowy serwis, oczywiście naczynka odkleiłam i udekorowałam świątecznymi drobiazgami.


       Drugi zajączek przybył od Zuri z Baśniowa. I wprost baśniowe prezenty przyniósł. Tym razem dla mnie :)
      Śliczny gumowy chłopczyk z lat 40-50tych. Niestety jeszcze nie zidentyfikowany, bo bez sygnatur. Ma przedziwne oczy, z tęczówkami z niebieskiej przezroczystej gumy!  Niestety guma się starzeje i widać już zmiany w strukturze. Ma wmoldowane i pomalowane włosy, i usta bardzo podobne jak Tammy czy stara Sindy.


      Dostałam też kartonowe jajo, to już czwarte w mojej kolekcji.


                                               Kurki


        Jajka z zajączkami i drewniane  jajeczka do zawieszenia


                
         Oraz oczywiście karteczki i bardzo miłe listy. Za wszystko Wam dziewczyny ogromnie dziękuję i jestem bardzo wzruszona. 
           Dziękuję też wszystkim odwiedzającym moje blogi za miłe życzenia i wszystkie życzliwe słowa, które ogromnie cenię.

środa, 14 października 2015

ANNA KARENINA





         Obiecałam wrzucić zdjęcia Marusi, a tu ruter mi padł. Przez trzy dni nie mogłam wyczaić co jest grane, a Internetu nie miałam i już.  Dziś zaczęłam grzebać przy sieci Lan i podkusiło, żeby kabel od Internetu przełączyć bezpośrednio do kompa. I co? Działa. Guła jestem i tyle, powinnam zrobić to od samego początku. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że z informatyki jestem dwadzieścia lat za ... przedszkolakami.


         A oto Marusia w roli Anny Kareniny. (No dobrze, nie rzuciła się pod Orient Express, ale nie miałam neta, żeby ściągnąć zdjęcie Kolei Transsyberyjskiej)


         Dwa dni temu mrozik skosił mi cały ogród i pokrył szronem trawę, liście, a nawet iglaki. Taki przedsmak zimy. Marusię odziałam w ciuch porcelanki. Taka mała zamiana.


         Jako, że dziewczyna do mrozów przyzwyczajona, cierpliwie i z uśmiechem pozowała w tej zmrożonej scenerii.

sobota, 25 lipca 2015

SPOD ZNAKU ŻÓŁWIA




         ...czyli następna lala od  Schildkröte.


         Ostatnio życie mnie nie rozpieszcza na żadnej płaszczyźnie. Dlatego cieszę się nawet z małych przejawów uśmiechu losu.  
         Leżała sobie na dnie kosza, cała czymś wysmarowana i golutka jak ją Schildkröte stworzył. Obok walała się mocno nieświeża sukienka pasująca rozmiarem, jednak z pewnością nie należąca do tej lalki. Pierwszy dzień było drogo, ale byłam pewna, że nikt na lalkę nie zwróci uwagi i miałam rację. Udało mi się ją kupić za 2,50.


         Pierwsza radość, że to czym była wysmarowana, to nie był lakier do paznokci, tylko błyszczyk do ust. Niestety dwa wielkie siniaki na obu rączkach nie były już takie uległe. Mimo trzydniowej kuracji maślanej na słońcu nadal wyglądają tak.


         Włosy dały się ładnie umyć i wyczesać. Niestety malatura ust ucierpiała z wiekiem.
Postanowiłam ją poprawić. Użyłam farb akrylowych i odrobiny lakieru.


       

        Wyprałam, wyprasowałam i naprawiłam sukienkę . Oto efekt . Lala dostała na imię Viki.


         Viki jest cała gumowa. Sygnowana na głowie żółwikiem, a na plecach żółwikiem i napisem  Germany. Ma około 30 cm. Nie może stać, bo ma zgięte nóżki – lala typu niemowlak. 


         Ma też zamykane oczka i dziurkę w ustach. Najpierw myślałam, że na smoczek. Ale Kiedy ją rozmontowałam do mycia okazało się, że ma dziwne ustrojstwo. W pleckach  ma malutki otworek , a do wewnątrz prowadzi jakaś rurka. Niestety zdjęcia się nie dało zrobić. Ashoka sugerowała, że może jest to lalka do kąpieli i pluła wodą. Znalazłam podobną, ciemnoskórą lalkę w necie, niestety jedyna informacja było to, że pochodzi z lat 60tych.
Może ktoś ma więcej informacji na temat mojej Viki?


           Jak zwykle gotowa już Viki zaliczyła sesję kwiatkową. 

środa, 21 maja 2014

PODRÓB JEDEN





         Po prawdzie to chyba Podróbka.
         Rozczarowana małą ilością towaru w ulubionym SH, już miałam wyjść ze sklepu. Uparłam się , że jednak muszę coś kupić. Jeszcze raz przerzuciłam stertę maskotek i wtedy ukazała się ONA. Wyglądała nieco inaczej niż moje dotychczasowe Kiełpiki, ale jeszcze nie wiedziałam o co konkretnie chodzi.
         Sprawa „sie rypła”, jak wzięłam lalkę do ręki, wtedy z plecków wypadło urządzenie z głośniczkiem. W plecach została dziura. Nad dziurą dumnie prężył się napis Made in China. 


         Od razu przypomniał mi się dopisek na jednej z aukcji. „Nie kupujcie chińskich podróbek!”
         Po przyniesieniu do domu i umyciu, dokładniej przyjrzałam się nowej i zrobiłam porównanie z poprzednimi. Już na pierwszy rzut oka widać wiele różnic.


         Różnica wzrostu z tymi mniejszymi jest minimalna, około 0,5 cm. Kolor gumy wyraźnie różowy. Palce rąk i nóg nie mają paznokietków, a paluszki dziurek. Pępek nie jest w kształcie półksiężyca, ale kropki. Różnią się też kształtem ust i malaturą twarzy. Kiełpiki mają malunek wykonany ręcznie, klonik maszynowo. 


          Włosy nie są rude tylko blond, zielona kokardka z listków jest ich ozdobą.
         Klonik jest mniej starannie wykonany, choć zachowuje wiele cech Kewpie.
Zastanawiam się, nad nazwaniem jej klonem. Bo tak po prawdzie co jest oryginałem? Amerykańskie porcelanki, czy japońskie gumowe, bo są na licencji. Czy moje bez sygnatur to Kewpie czy też podróbki? Czy napis Hong Kong oznacza oryginał czy klona? A może nie warto się zastanawiać i przyjąć ją do rodzinki Kewpie? W sumie sympatyczna z niej laleczka, a jak naprawię urządzenie, może nawet zaśpiewa?

Moje Kiełpiki razem.


OGŁOSZENIE!
         Książę z zamku poszukuje panienki, która podczas ostatniego balu zgubiła na schodach pantofelki. I to w dodatki obydwa! Kto zna właścicielkę rzeczonego obuwia, proszony jest powiadomić księcia, kim jest właścicielka zguby. Wdzięczność zapewniona!




środa, 7 maja 2014

TRZECIA KUZYNKA





         
                     To jest kuzynka Pinka. Pinka bo ma różowe włosy. Różowe butki i różowe serduszko.
Jest gumowa (chyba) Sygnowana FAMOSA Made in Spain  z tyłu główki. Ma ruchomą głowę, niebieskie okrągłe oczka, śmieszne piegi, nos jak kartofelek, usta uśmiechnięta kreska.
         Korpus i nóżki z wmoldowanymi butkami odlane są razem. Rączki ruchome, bardzo dziwne. Dłonie bardziej przypominają stopy. Cały strój stanowią pieluchomajtki, no i jeszcze naszyjnik z serduszkiem i francuskim napisem  Tu I’as reussi – co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć -  Powodzenia!


         Pinka ma dwóch kuzynów – Kewpie. Kiełpiki trafiły do mnie na raty. Najpierw jeden na Gwiazdkę, a teraz drugi. Są prawie równego wzrostu z Pinką, mają po 18 cm. Nie mają żadnych sygnatur. Cała reszta typowa dla Kewpie. Drugi jest w trochę gorszym stanie, ktoś trochę pociął go żyletką, co widać na zdjęciach. 


         Mam jeszcze jednego Kiełpika o którym pisałam (zajrzyjcie do archiwum). Jest większy, około 22 cm i sygnowany Made in Hong Kong.
         Dwa Kiełpiki i trzecia kuzynka Pinka postanowiły skorzystać dziś z pięknej pogody i poszaleć na łonie natury.


                              Zdobywały góry.


                     Wdrapywały się na drzewo.


                  Ujeżdżały dzikiego rumaka z gałęzi,


                który w końcu zrzucił całe towarzystwo na trawkę.


                   Potem zbierały stokrotki na łące.


               W końcu romantyczna Pinka poszła poszukać samotności i rozkoszować się wonią kwiatów jabłoni.

piątek, 25 kwietnia 2014

AMNESTIA





         Wyrok brzmiał – Dożywocie! I żeby tylko w pudle. Ale nawet w lochu!
         Parka z Teneryfy miała więcej szczęścia bo wyszła po 23 latach, ale biedna Ari odsiedziała w pudle i ciemnej piwnicy chyba ze czterdzieści. Przez jakieś dwa lata po kupieniu stała na kredensie, przestawiana z kąta w kąt. Pamiątka z wycieczki. Potem bezceremonialnie zapakowano ja do jakiegoś pudła i wyniesiono do piwnicy.
         I nagle cudowne słowo Amnestia! Koniec odbywania kary pudła i piwnicy. Prawa człowieka objęły także lalki.
         Pudło miało jednak pewną zaletę. Uwolnione lalki wyglądają jak nowe. Stroje są czyściutkie. 

         Oto Fryda, dalej zwana Frytką. Ma 10 cm wzrostu. Jest cała gumowa. Rączki i nóżki ruchome, główka odlana z korpusem. Włosy ma wmoldowane, krótkie brązowe. Butki czarne, namalowane. Na plecach trójkąt z napisem ARI oraz numer 327. Ubrana w stylizowany strój ludowy. Czerwona plisowana spódniczka, czarny fartuszek, biała bluzka, czerwona chustka.
Frytka przez czterdzieści lat przebywała w swojej tubie.

 

          Okazało się, że Frytka jest panną z Moraw. Wyprodukowała ją spółdzielnia Lidova Tvorba.
         Teraz przedstawię Wam parę z Teneryfy – Antonio i Lucinda. Mierzą około15 cm. Wykonane z twardego plastiku. Nogi maja w kolorze białym.  Mają zamykane oczka. 

Lalki pochodzą z 1990 r., ale takie same w innych strojach spotkałam z lat 60 i 70tych.

Antonio ma wmoldowane włosy. Bardzo ładne ubranko z cienkiego filcu. Czarne spodnie, czerwona kamizelę i czarny kapelusz. Białą koszulę i zielona torbę.

          Lucinda  ma białą bluzkę, czerwony gorset, pasiasta spódnicę, biały fartuszek. Żółty szal  i malutki słomiany kapelusik. I jeszcze, jakieś dziwne ustrojstwo na ramieniu. Lucinda ma peruczkę z warkoczykami. 


         Obie lalki mają czarne gumowe buciki z oznaczeniem na podeszwie M 14
         O ile Frytka na pudełku nie ma żadnej metki, to parka i owszem . Napis głosi, że importerem (skąd?) jest firma HISPANO GEEBEE S.L. N.I.F. B38047114 s.juan bautista 25. Santa Cruz de Tenerife. I datę 12-7-1990.
    I jeszcze kilka zdjęć mojego kwitnącego ogródka.