Spójrzcie, czy nie śliczne te gliniane
garnki? I choć to cała moja zdobycz z wczorajszej giełdy, to i tak się cieszę.
Dwa dzbanuszki, garnczek na smalec i gliniana micha , wszystko w rozmiarze 1:12,
za jedyne 3 zł.
Z lalkami też krucho. Było nawet sporo
barbiowatych, ale większość to byle jakie klony, albo Baśki po 2000 r. , albo niekompletne delikatnie mówiąc. U Dziadka
też posucha, w sobotę nie kupiłam nic. Z ubiegłego tygodnia jedyna zdobycz, to
cepelianka.
Dotąd nie sprawdziłam jaki to strój. Za
to przypomniałam sobie, że kiedyś Małgorzatka, na krakowskim rynku była za
kwiaciarkę.
I zaraz zaświtało mi w głowie, że Pani Twardowska garnki na tymże
rynku sprzedawała. To czemu moja nowa zdobycz nie miałaby się stać Jejmością
Twardowską.
No to zapakowałyśmy garnki ( te nowe i
całą resztę „prawdziwych”, podkradając troszkę Metce) do skrzyni i w drogę na
rynek.
Rozstawiłyśmy kram i Twardowska garnki
zaczęła zachwalać.
„Piękne garnki, gliniane i fajansowe,
polewane, malowane. Komu, komu, bo idę do domu!”
A przypatrzcie się temu kubeczkowi,
jaki malutki, porcelanowy i z napisem.
„Kup pani dla synusia!”
Maggie zaraz zwęszyła okazję i garnki
wykupiła. Popatrzcie, jak pięknie wyglądają w jej kuchni.
Czas wakacji sprzyja wędrówkom, może i
Wy traficie do straganu Imć Twardowskiej. Garnki ma przednie.
Wesołych wakacji i przyjemnych urlopów!