Nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale październik stał się dla mnie miesiącem prezentów. W dodatku nie tylko imieninowych.
Ale może najpierw te pierwsze, oczywiście tylko lalkowe.
Panna Ruta , rodem z NRD, dziecię z rodziny Sonnenberg.
I panna Edyta, od Zapf, obszyta przez moją szwagierkę.
Następne prezenty nadeszły od facebookowej koleżanki Sylwii.
I to w hurtowej ;) ilości.
Cztery polskie laleczki: dwóch chłopaków z Gromady, Góralka z Cepelii, chyba SP Wyspiański, ale bez podstawki i kioskowe Murzyniątko.
Cztery zagraniczne: największa, Technoplast, Czechosłowacja, druga niemiecka na kluczyk, golasek Emil Schwenk i malutka Ari.
Mały murzynek już poskładany i obszyty, okazał się być dziewczynką. Będzie u mnie nosić imię Goga, bo nadane przez Sylwię Gosia jest już zajęte. Goga dołączyła do swego braciszka Bambo, który mieszka u mnie.
A nieznajomy pan na giełdzie podarował mi pocztówkę z Kolargolem :)
Nie wiem czy w ogóle były takie maskotki pluszaki, ale chętnie bym przygarnęła :) Tymczasem mam pocztówkę, grzechotkę i gumowego piszczka. Lubiliście Kolargola?