Minęło już sporo czasu, dokąd przedstawiłam
Wam Dianę. Wreszcie nadszedł czas i na Anię. Trochę za sprawą odpowiedniej,
wreszcie, sukienki.
Oto Ania.
(po kliknięciu na zdjęcie lepiej widać piegi)
(po kliknięciu na zdjęcie lepiej widać piegi)
Kiedy przybyła do mnie wyglądała tak. Jeden
wieli kołtun rudych włosów.
Oj co ja się namęczyłam zanim rezultat
był jako taki.
Pierwsza wyprawa Ani do szkoły
niedzielnej miała jak wiecie szerokie reperkusje w światku Avonlea.
A wszystko przez ten nieszczęsny
kapelusz przybrany jaskrami i polnymi różyczkami, który wstrząsnął Panią Linde.
Czyż nie uważacie, tak jak Ania, że w istocie był piękny?
Ania to miłośniczka kwiatów.
Romantycznych wędrówek.
I awantur, jakby chociaż ta ze spacerem
po dachu Barrych.
A pamiętacie, jak Ania i Diana
ślubowały sobie dozgonną przyjaźń nad ścieżką zastępującą strumień?
A kto nie pamięta romantycznej awantury
nad stawem Barrych zwanym Jeziorem Lśniących Wód? Tu dziewczęta siedzą sobie
całkiem jeszcze spokojnie, ale kto wie jaka myśl kiełkuje w głowie rudego, piegowatego,
roztrzepańca.
Ania z Zielonego Wzgórza to
jedna z moich ukochanych książek. Chętnie do niej co jakiś czas wracam.