<<Maggie odłożyła książkę na
stolik. Spojrzała w okno zasnute kropelkami deszczu. „Niech zjawi się kobziarz”
wyszeptała i ... Drzwi nagle otwarły się na oścież, wiatr z łoskotem zatrzasnął
niedomknięte okno, a doniczka potoczyła się na podłogę. W drzwiach stanął ON.
Spłowiały od deszczów i wichrów
wrzosowisk kilt Królewskiego Domu Stuartów, niedźwiedzia czapa i nieodłączna
kobza. „Pani mnie wzywała Milady?” Maggie bez czucia osunęła się na podłogę.>>
Po
serii pięknych dni, dziś tak zwana butelkowa pogoda. Nic tylko gapić się w
telewizor lub zagłębić w jakiejś niesamowitej lekturze. Do tego najlepiej
opatulić się kocem, albo napalić w piecu. U nas niecałe +8, po wczorajszym +
26. Horror.
Kobziarz
zjawił się kilka tygodni temu za sprawą mojej koleżanki Hani. Dorwała go w SH
za całe 50 groszy. Ma około 14
cm bez czapki , z a czapką 16. Ciałko odlane z dwóch
połówek w całości tj. głowa+tułów+nogi, tylko rączki są ruchome, wykonane z
białego tworzywa. Oczka się zamykają. Białe opinacze i czarne kamasze są
namalowane. Strój składa się z czarnej kurtki, kiltu , płaszcza przez ramię, białego
pasa przez pierś, opasek imitujących skarpety, czapy z futerka z białą kitą i
oczywiście z kobzy. Kobza niestety trochę sfatygowane, niektóre piszczałki
połamane.. Myślę, że Sean (tak dostał na imię) pochodzi z lat sześćdziesiątych.
Pewnie
jesteście ciekawe co Szkot ma pod kiltem? Otóż moje drogie panie – nic! (zdjęcia nie będzie, bo nie zastrzegłam, że blog od 18 lat).
Sean
dołączył do dwóch uroczych Szkotek Hettie
i Heather.