wtorek, 28 sierpnia 2018

BARS 203 - zdobyty

Tym razem już nie bawiłem się w wytyczanie nowych szlaków, miałem ściśle określony czas (plus minus kilkanaście minut, na nieprzewidziane okoliczności) i jasno określony cel... kurza twarz! Sam siebie nie poznaję!

W każdym razie - chciałem koniecznie do tej bazy dojechać. 


Zobacz trasę w Traseo

Odpalam rower i... szybciutko modyfikuję zaplanowaną trasę, nawet nie wiem czemu, na pewno nie było to świadome wprowadzenie elementu spontaniczności, po prostu uznałem że tak będzie lepiej. 

GUMNISKA
 Mostek "Wszystkich świętych"
Tak wiem powtarzam się, ale bardzo mi się ta nazwa którą sam wymyśliłem podoba, teraz i tak jest już komfort - pierwotnie nie było barierek, a szczebel był co drugi, więc wtedy się przechodząc Wszystkich Świętych wzywało. Teraz już spokojnie można przejechać. 

POGÓRSKA WOLA
 Miejsce zamordowania kilku Polek, w tym Heleny Marusarzówny przez Niemców (którzy dziś uczą nas demokracji... było by zabawne gdyby nie było tak przerażające) 
Pokazywałem już je kiedyś, ale zawsze warto przypomnieć, tym bardziej iż jechałem dokładnie obok niego. 

MACHOWA
Tak daleko jeszcze się ostatnio nie zapuszczałem, no to najwyższa pora. 
 Przydrożna dawna wiejska zabudowa, dziś to już relikty, skansen na żywo, warto popatrzeć, bo wielu z nas w takich domach spędziło dzieciństwo, nawet jeśli nie całe to jego szmat. 

W sumie to przegapiłem odbicie w lewo - cały czas zresztą jechałem poboczem "pod prąd". Trudno droga rowerowa urwała się zaraz za Tarnowem, a ja nie będę ryzykował że jakiś "uprzejmy" co to innym "ułatwia wyprzedzanie" (nie brak wciąż takich idiotów) , wjedzie mi na tyłek zjeżdżając na pobocze,  pomimo linii ciągłej. A w ten sposób przynajmniej bym go widział i miał czas odbić do rowu, Trudno poharatam siebie i rower, ale przeżyję.  Miałem dwa takie wypadki, ale na szczęście udało się zmieścić pomiędzy rowem a puszką z zamkniętym wewnątrz kretynem. Gdyby mnie zatrzymała Policja, to gotów byłem do awantury i na pewno bym mandatu nie przyjął. Ale mnie nie zatrzymali, więc może jechałem prawidłowo? Sam nie wiem - przepisy ruchu drogowego piszą u nas osoby o tak niebotycznej inteligencji że ich dzieła, stają się niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników.

No ale wróćmy do przegapienia. Patrzę na ekranik Hammera i konstatuje że mam nadrobione sporo minut, w sumie wprawdzie pod górę, ale za to z wiatrem lekko w plecy, więc jechało się całkiem szybko. Zatem postanawiam pokazać Wam jeszcze bonusik i zajechać do centrum  Machowej. Ale wpierw cmentarz a na nim ładnie oznaczony.  

 Grób Otto Schimka.
Dla nas bohatera który oddał życie bo nie chciał strzelać do Polaków, dla Niemców tchórza i zdrajcy... bo nie chciał strzelać do Polaków! 
Miejsce rozstrzelania chłopaka pokazałem jeszcze na starym blogu.

A potem to już prowadziła droga, a że prowadziła obok urokliwego drewnianego kościółka... no to jak mogłem nie przystanąć?   


Kościół św. Trójcy.
Powstał w latach  1773 - 78. Zbudowany przez Macieja Niemyskiego (zakładam że był fundatorem, a nie że budował wszystko sam ;-) ).
 
 W podziemiach pochowano Henriettę Ewę Ankwicz i jej rodziców (link - do Wiki), która stąd była i tu po śmierci powróciła. 

 Kościół drewniany, zrębowy, szalowany deskami - kształtny i wart zobaczenia. 
 
A to ja w szybce... ;-)

Niestety zamknięty na głucho. więc musiałem uszczknąć co nieco jego tajemnic przez okienka.

 Rodzaj kaplicy bocznej - świetlicy? przy kościele. Wygląda nieco jak izba pamięci.

 Nawet portrecik Otto Schimka się tu znalazł. 

 Przedsionek.

 Naprawdę ładny i ciekawy obiekt.

Kawałek dalej... SKLEP!
W sklepie 4-Move! 
rany ale mi się pić chciało!  
No ale Kapliczki nie przeoczyłem.
 Urokliwa drewniana, na prywatnej posesji, ale doskonale czytelna z drogi.
 
 "Na większą chwałę M.B. tę kaplicę zfundowali
Stanisław i Katarzyna Jasiakowie R. 1879 dnia 18 C
Proszą P. Przechodniów o Westchnienie do Boga."

A potem już śmigałem z górki i bardzo szybko. Nie wpadły mi zresztą w oko żadne miejsca gdzie chciał bym się zatrzymać. W efekcie szybko osiągnąłem

ŻDŻARY
Mała wioska, nic nikomu nie mówiąca, zaszyta gdzieś w lasach, była by taką po kres świata gdyby nie... 
Sowieci. 
Którzy właśnie tu postanowili założyć sobie bazę.
I tak w roku 1985 owa baza powstała. 
Przeczytać można że to miejsce wybrano ponieważ "leży w połowie drogi między Berlinem a Moskwą" - mi się ta "połowa drogi" jakoś nie widzi - ale może po prostu nie znam się na mapach?  
 W każdym razie była to baza wojsk łączności, mieli tu transformatory, potężne anteny i całą masę innego sprzętu. Pierwotnie stacjonowała tu kompania - około 150 ludzi, ale w planach była rozbudowa kompleksu do pojemności około 100O żołnierzy.
 
 Zachodzę ich od tyłu, w zasadzie zajeżdżam, w/g wszelkiej sztuki taktyki militarnej ;-)
 
 Cóż kiedy obiekt nie jest broniony! 

 Co innego pod koniec lat 90-ych ubiegłego tysiąclecia. 
O wtedy z KPN (kto jeszcze ich pamięta?) jechało się do Czarnej  Tarnowskiej skąd w asyście "przypadkowo" obecnych milicjantów i UBeków (skąd wiedzieli?, kto kapował?)  szło się pod bazę i protestowało przeciw obecności Sowietów na "świętej polskiej ziemi".
Owe protesty oglądało trzech wartowników - zdziwionych, zdumionych, nie kumających ani słowa, ale którym nakazano zachować spokój... więc byli spokojni. 

Tylko że wtedy bym się na taki okrążający manewr nie odważył... bo pewnie któryś mógł by z kałasza serię w moim kierunku puścić, trafić z tej broni nie jest łatwo - ale przy trzydziestu nabojach w magazynku - można oberwać nawet kompletnym przypadkiem. 
 
 Obecnie obiekt jest zdewastowany - owszem nie mam pretensji do władz gminy że cześć infrastruktury przejęli (choćby studnie głębinowe) - ale że zniszczono resztę, tego pojąć i zaakceptować nie umiem - Wycięcie w pień ciekawostki historycznej (to co pozostawiono - to nie z dobrej woli tylko raczej dlatego że bez super ciężkiego sprzętu tych bunkrów ruszyć by się nie dało) i pozwolenie by teren zarastał "naturalnie" - nie jest "rekultywacją"!
 
 I znowu ja - dzielny zdobywca - niebronionych obiektów ;-) 

 Na dachu bunkra obsługi anten. 
Swoją droga to też mi się nie widzi - bo oto mamy cztery potężne hangary - każdy przedzielony wewnątrz półprzegrodą ale nie łączą się ze sobą wzajem inaczej niż przez zewnętrze - Raczej nie był to budynek obsługi tylko schron na sprzęt. 
Ale mniejsza. Tyle zostało z tego cieszyć się trzeba. 
 
 Ostatni rzut oka i w drogę - tym razem ścieżką do drogi asfaltowej, potem znów odbijam w las i leśną drogą do Pogórskiej Woli - stamtąd na Jodłówkę-Wałki i przez wolę Rzędzińską do Tarnowa - ale tego odcinka już nie dokumentuję - czas zaczyna wyraźnie wykraczać poza margines który sobie dałem i muszę tęgo cisnąc, a tu wiatr w pysk i nie jest lekko. 
Trudno - nie zawsze musi być lekko, zresztą już nieraz zauważyłem, że na rowerze jak się człowiekowi śpieszy to nigdy nie jest lekko! 
 

piątek, 24 sierpnia 2018

Zalipie na rowerach

Teren na rowerowe spacery nadaje się idealnie, wprawdzie brak tu dróg rowerowych, jednak natężenie ruchu jest tak małe że nie są specjalnie potrzebne. Do tego płasko jak na stole bilardowym, za to co chwila rozłożyste malownicze lipy przy kapliczkach, lubo inne drzewa przydrożne, które miły cień w spiekotę dnia dają. 



W takim terenie rower, to pojazd idealny, być może dla leniwców jakąś alternatywą może być skuter, piechota jednak trochę dłuży, to w końcu do przejścia kilka kilometrów nie zawsze "malowanej wsi", za to często przez jednostajne uprawy, albo w pobliżu zwykłych, nijakich zabudowań. Samochodu, a wiem to z praktyki, po prostu nie zawsze chce się zatrzymywać, otwierać drzwi, rozpinać pasów, wysiadać, potem czynności w odwrotnym kierunku powtarzać, tylko po to by za sto / dwieście metrów, znów robić to samo. Na rowerze nie ma tego problemu.

 

Czy jest sens pisać o samym Zalipiu? Raczej nie - kto chętny wiadomości znajdzie, zdecydowana większość i tak po prostu przyjeżdża pooglądać, zapamiętuje nazwisko Curyłowej i tyle. Bo w sumie to miejscowość bez wielkiej historii, bez osiągnięć, dokonań itp. ot po prostu komuś się chciało wyjść z szarzyzny, a inni poszli jego śladem. 


Parkujemy obok Domu Malarek - zdziwieni bo miejsc na parkingu brak, sporo ludzi się kręci po drogach, z mapkami, karteczkami i aparatami - z drugiej strony to w końcu 15 Sierpnia. Dzień Wniebowzięcia (dla Katolików), Matki Boskiej Zielnej (dla ludowców), "Cudu nad Wisłą" (dla EnDeków) i Święto Wojska Polskiego (dla całej reszty). Choć pojęcia te pomieszały się niemiłosiernie i np. "cud nad Wisłą"  nie brzmi już dla nas jak szyderstwo (którym był), to jednak mamy dzień wolny i turyści ruszają na szlaki. Zatem docierają także i tu, nawet z Pomorza i Śląska cieszyńskiego - bo i takie rejestracje dostrzegam, choć przeważają Tarnowianie i Krakusi. 


W rowerach musiałem skręcić kierownice, bo nie mieściły się na B'twinowski bagażnik (swoją drogą rewelacyjny patent), ale to zaledwie kilka sekund więcej, generalnie załadunek i wyładunek rowerów, łącznie z założeniem i zdjęciem bagażnika nie trwa więcej niż dwie, trzy minuty. Dlatego ściągam bagażnik na postoju -  skoro mi jego zdjęcie zajmuje 30 sekund, to złodziejowi także. A z wnętrza samochodu, już tak łatwo ukraść nie jest.  

 

Ruszamy na zwiedzanie, spokojnie, niespiesznie, ot tak spacerowo, to nie jest jakaś wyczynowa trasa, nie ściga nas czas - no trochę pogoda, bo dwa razy pokropiło i zanosiło się na coś większego, na szczęście większe fale opadów poszły bokiem i choć widzieliśmy malownicze ściany deszczu, to nas nie zmoczyły.

 


Nie obyło się też bez zbłądzenia - precyzja map rozdawanych w Domu Malarek, wzbudza spore wątpliwości. W efekcie zamiast krążyć po dróżkach śródwiejskich wyjeżdżamy całkiem na "łobcom wieś". Co zresztą wcale nam nie wadzi, bo dzięki temu poznajemy nieco więcej a i kapliczki fajne się trafiają. 



Tu i ówdzie można wjechać na podwórko i "zwiedzać".





 Remiza

Kościół w Zalipiu


 Jak widać wnętrze utrzymane jest w stylu całej wsi 
 
 Kapliczka przy kościele - rodzaj izby pamięci - bardzo ciekawe miejsce.

napisze Wam szczerze że te ruderki robiły na mnie największe wrażenie. 




PODLIPIE

 Ciekawa figura, rodem z tarnowskiego warsztatu Mazurów, na cokole św Izydor Oracz (jak by inaczej? Wszak to "kraina św Izydora") 
Na drugiej ścianie cokołu św Stanisław.



 Pola między Podlipiem a Zalipiem
szukam i znaleźć nie mogę ani Lipia, ani Śródlipia ;-)
i niewiedzieć czemu stale zamiast l to mi się c wciska... ;-) 

 Jak widać nie wszędzie jest "świeżo malowane" ;-)








 Dawny dom Curyłowej


 Bar -
 nie biorę odpowiedzialności - ale jak kto głodny czy spragniony to miejsce może wypróbować.


Agroturystyka Gościna u Babci

 Nie wiem jakie tam warunki lokalowe ale obejście całkiem malownicze.


 Wiatka przed Domem Malarek

Dom Malarek  
 z zewnątrz
 i od wnętrza


 A to Tytułem Bonusu
 ŻALICHOWICE
Mają tam ciekawy drewniany kościół, ale to materiał na kiedyś przy okazji jakiegoś dłuższego wypadu rowerowego. 

na razie...
Do zobaczenia na szlaku! 

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

BARS 203 nie zostal zdobyty

No nie został, bo czasu zabrakło, gdybym bym jechał jak Bóg i GPS nakazali, to pewnie bym zdążył, ale mnie zawsze diabli w boczne odnogi zawiodą a Azymut i Rympał są mi braćmi. I faktycznie na pewnym odcinku przepychałem się przez młodnik świerkowy... jak ktoś się przepychał to wie, a jak nie to niech mu do głowy nie przyjdzie próbować... ba i to z rowerem. Melanż hardcoru z hardstupidem. Bo to na rowerze było - tak sobie wykombinowałem, że i domem się zajme, i do Czarnej?zdżar do bay sowieckiej podjadę przed II zmianą. W ogóle z tą bazą to całkiem tak jak z Tour de Marcinka -Temat wypadu tak oczywisty, że odkładany na ... niewiadomo kiedy. No ale w końcu odkładnie się skończyło i zabrałem się do jazdy.


Zobacz trasę w Traseo

Jadąc średnio 20 na godzinę i mając trzy godziny czasu, powinienem spokojnie wykręcić trasę, i bym wykręcił, gdybym nie skręcił... a potem jeszcze raz, i jeszcze, i kilka następnych razy. W efekcie BARS nadal może uchodzić za niezdobyty. 

Zauważcie jednak że przepenetrowałem kawał terenu, poznałem masę nowych, zupełnie do niczego mi nie potrzebnych ścieżek i dróżek leśnych oraz nabrałem doświadczenia w jeździe rowerem na azymut przez lasy, pola i łąki. Zapewne tej wiedzy nie uda mi się nigdy spożytkować w jakikolwiek sensowny, czyli przynoszący profity materialne sposób, ale niemniej jednak wiedza nabyta została - a od przybytku ponoć głowa nie boli...

WOLA RZĘDZIŃSKA
    
 Relikty dawnych zabudowań wiejskich. 
Skansen na żywo. 
 
 "szczyre pola" 
U nas znaczy to tyle że nic poza nimi...

 Polny strumień, w strumieniu płyty żeby był przejazd dla maszyn rolniczych.
Sporo życia w około, generalnie przyjaznego i kolorowego, aczkolwiek zdarzają się krwiopijcy, wprawdzie płoszeni przez ostre słońce, ale i tak trzeba stamtąd zwiewać. 

JODŁÓWKA WAŁKI
 Anio w Czarnobylu tak malowniczych hal nie mają ;-) 

 I żeby nie było! 
To ostatnia prosta. 10 minut kręcenia przed siebie i jestem praktycznie w bazie, problem w tym że drugie dziesięć na powrót i ... zabraknie czasu by wstąpić jeszcze do Biedry po jakiś furaż do pracy.

Znów
WOLA RZĘDZIŃSKA
 Neogotycka kapliczka 

 Z 1917 roku

 całkiem bogata wewnątrz
(prawdę powiedziawszy najbogatsza z tego typu kapliczek jakie widziałem) 

 I malowniczo położona.

Centrum Woli Rzedzińskiej.
Pokazywałem kilka razy, rozpisywał się nie będę.

Potem już tylko śmigiem do Biedronki szybki zakup czegoś do picia, bo wyprażyło mnie niemiłosiernie, jakies papu do pracy i ostatni już niedokumentowany etap. 
I mam oto zagwozdkę czy nie szybciej było by jechać północnym szlakiem, no chyba przyjdzie mi oba jeszcze raz przejechać i porównać czasy ? ;-) 

A BARS203? Pamiętam o nim...
 

wtorek, 14 sierpnia 2018

Alfabet wędrowca

A - Atlas. Prawdziwy szanujący się wędrowiec jest wędrowcem świadomym! Czyli ma świadomość że idzie nie od tak sobie, albo na kilometraż, ale w celu poznania i udokumentowania świata. Zatem niezbędne mu są wszelkiego rodzaju wydawnictwa zawierające wiedzę, którą potem spożytkuje na szlaku. Oczywistym wyborem są atlasy. Do niezbędnych należą: atlas roślin naczyniowych, atlas mchów i porostów, atlas grzybów, atlas ptaków, atlas owadów, atlas zwierząt, atlas geograficzny, atlas gwiazd, atlas chmur a przydatny też może być atlas anatomiczny. Zważywszy to wszystko najniezbędniejszy wydaje się Atlas, który to udźwignie.

B - Buty. Szewc jak wiadomo bez butów chodzi, ale wędrowiec nie jest szewcem, albo nie jest nim w chwili gdy wędruje, zatem wędrowiec bury musi mieć!  Rzecz jasna nie byle jakie buty! Wędrowiec potrzebuje butów które będą nieprzemakalne, oddychające, lekkie, wytrzymałe, cieple w zimie i chłodne latem, dające dobrą przyczepność, nadające się do wspinaczki i w miarę "kozackie".  Z racji iż takie produkują tylko w tajnych chińskich fabrykach na Zabajkalu i kosztują majątek, przeciętny użytkownik ma ze sobą zawsze kilka par, plus klapki do chodzenia po schronisku i szpilki lub lakierki gdyby akurat w schronisku rozpętała się zabawa z racji urodzin lub imienin szefa przybytku.

C - Ciało. Wędrowiec ma ciało, no chyba że jest wędrującym bezcielesnym duchem,  to wtedy faktycznie ciała nie ma, ale nie ma też masy problemów z ciałem związanych. Wszakże my zajmujemy się wędrowcami cielesnymi, a z ciałem związane jest całe multum utrapień. Otóż o ciało trzeba dbać, tak przed wędrówką jak i w jej trakcie a także po zakończeniu. Wiążą się z tym poważne koszty a także strata czasu. Ciało musi bowiem być, kąpane, czesane, defekowane, odmaczane, natłuszczane, pilingowane, manicurowane itd. itp. Co poniektórzy wędrowcy rezygnują z tych zabiegów, bądź wykonują je wszystkie jednocześnie, niekiedy bez zdejmowania odzieży. Prócz zaoszczędzonego czasu i środków zyskuj też puste szlaki wkoło siebie i szybko pustoszejące schroniska.

D - Duch. Jak ciało to i duch. Wędrowiec musi ducha mieć!  W końcu gdyby nie obecność ducha wędrówki w wędrowca duszy, to najzwyczajniej w świecie nie był by on wędrowcem, tylko jak 99% normalnych ludzi, siedział przed telewizorem, kopcił grilla i od czasu do czasu wyjechał by samochodem gdzieś "do wód" albo innego uzdrowiska (gdzie oczywiście także siedział by przed telewizorem, lub przy grillu). Zdarza się że wędrowiec myli ducha z chuchem i wtedy zdarzają się barwne przygody pod patronatem Jasia nomen omen Wędrowniczka.

E - Ekwipunek. ilu wędrowców tyle Ogólnych Teorii Ekwipunku, uściślanych potem w Szczególne Teorie Ekwipunku, które jednak załamują się w momencie konfrontacji z Kwantowymi Teoriami Ekwipunku. Jak dotąd pomimo wielu dziesiątków lat nie udało się stworzyć Ekwipunkowej Teorii Wielkiej Unifikacji. Prawdopodobnie w grę wchodzą zjawiska kwantowego splątania sznurówek, zasada nieoznaczoności (brak znaczka znanej firmy na ekwipunku), oraz spiny (spięty budżet na przykład).

F - Furaż, zwany także wyżerką, szamaniem lub prostacko prowiantem. Tu podobnie jak w wypadku ekwipunku mamy do czynienia z pełnym spektrum poglądów. Od ascetów którzy piją tylko wodę ze znalezionych cieków i zagryzają to wszystko trawkami lubo kłosami, poprzez braminów którzy zabierają spory zestaw batonów, owoców i kanapek i napojów, aż do sybarytów którzy mają nie tylko przeogromne zapasy przekąsek, ciast domowej roboty, grilli ale także napoje ze znacznym procentem i bynajmniej nie chodzi w nich o procentową zawartość soków owocowych.

G - Góry. Każdy wędrowiec był w górach (albo przynajmniej tak głosi). Góry dla wędrowców są tym czym Mekka dla wyznawców Proroka, być trzeba bo to warunek sine qua non bycia wędrowcem. Niejaki z tym problem mają mieszkańcy okolic górzystych, co prawda na co dzień są w górach, ale wędrowiec nie może mieszkać w górach, on musi w górach być! Jakimś rozwiązaniem jest wyjazd w inne góry - i tak wędrowcy z okolic zakopanego ( po wcześniejszym puszczeniu w skarpetkach wędrowców z innych zakątków Polski i świata) jadą np. w góry Taurus, gdzie sami zostają puszczeni w skarpetkach... do tematu skarpet postaram się wrócić.

H - Halny wiatr. Ruch mas powietrza z z jednej strony gór na drugą - Występuje na całym świecie pod nazwą wiatru fenowego, jednak tylko u nas wędrowiec może obudzić się z ciupagą w klatce, bo akurat zawiał halny i gazda miał "złe sny"...

I - Inwencja. Czyli pomysłowość, kreatywność jak się w nowomowie to zwie, to cecha absolutnie wędrowcy niezbędna. Potrzebna przy wymyślaniu nowych szlaków, gdy się już wszystkie sensowne przeszło. Przydaje się przy robieniu zapasowego plecaka ze spodni, lub spodni z poncha przeciwdeszczowego.

J - Jagody. Podstawowe pożywienie wędrowcy w wersji hard ascetic. Jagody popijane są wodą pozyskiwaną z rowów melioracyjnych, filtrowaną przez skarpetę wypełnioną węglem drzewnym, czasami popijane kawą z prażonych bulw cykorii (nomen omen) podróżnika.

K - Kije trekkingowe. Coraz bardziej na popularności zyskujący gadżet wędrówkowy. Konia z rzędem temu kto potrafi w sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości wprowadzić rozróżnienie między kijami trekkingowymi a tymi do nordic walking. Przy okazji kije służą też do rozpoznawania żółtodziobów na szlaku. Starzy wyjadacze posługują się nimi tak jak wcześniej posługiwali się zwykłym drewnianym kijem ("Tyczką pomocniczką" z przemądrej rosyjskiej bajki), nowicjusze nie mają o tym pojęcia.

L - Lasy. Wędrowcy kochają lasy (czy z wzajemnością? nie wiem), gotowi są nadłożyć wiele kilometrów, byle tylko zatopić się w leśnym chłodnym cieniu. Las dla wędrowców jest tym czym fordewind dla żeglarzy. Zdziwienie może budzić fakt, że wędrowiec który już wejdzie do lasu, jak najszybciej stara się znaleźć w nim polanę, wieżę widokowa, lub jakikolwiek inny punkt  z którego nie widział by samych drzew, ale... powiedzmy sobie szczerze, już samo bycie wędrowcem jest wystarczającym zdziwaczeniem, by uznać powyżej opisane zachowanie za wisienkę na torcie tego szaleństwa.

Ł - Łąki. Tereny kochane przez wędrowców, z racji: rozległych widoków, bogactwa roślin, których znajomością można się popisywać przed innymi, zazwyczaj gruntowych dróg i ścieżek które przez nie prowadzą, możliwości spotkania zwierząt żyjących na swobodzie. Jednocześnie wędrowcy często unikają łąk ze względu na: brak lasu, nadmiar roślin, brak sensownych dróg i ścieżek, możliwość nastąpienia dzikowi na ogon oraz zostania nosicielem kleszczy. 

M - Marsz. Główny sposób przemieszczania się wędrowców. Czasami zastępowany marszobiegiem, gdy (po spożyciu jagód zakropionych wodą z rowu melioracyjnego) pojawią się okoliczności zmuszające do tęsknoty za jakimkolwiek ustronnym miejscem, lub biegiem gdy na horyzoncie pojawią się psy prowadzące na smyczy gospodarza danego terenu z widłami.

N - Namiot. Stosowany podczas wędrówek wielodniowych, gdy z racji braku miejsc, lub chorobliwej oszczędności nie ma szans na nocleg w schronisku, bacówce czy agroturystyce. Namiotów są tysiące rodzajów i odmian, ale każdy wędrowiec wie jedno, ma być mały i zgrabny. Problem w tym że o ile małe i zgrabne dziewczyny (najbardziej niebezpieczna odmiana) są poza wszelką dyskusją, to już namiot powinien być dostosowany do potrzeb. W efekcie widzimy często "dwójkę wędkarską" (wędkarz i obok mieści się jeszcze śnięta flądra), wypełnioną po brzegi czwórką wędrowców z tobołami, przy czym co jakiś czas następuje rotacja i ci leżący na dole wpełzają na wierzch, zaczerpnąć oddechu i dać odpocząć śledzionie.

O - Odznaki. Wędrowiec kocha odznaki, wędrowiec zbiera odznaki, kupuje odznaki, zdobywa odznaki. Wędrowiec po prostu musi się odznaczać... tak jak by samo bycie wędrowcem nie było dostatecznie stygmatyzujące.

P - Podróż. Wędrowcy nie lubią podróży. Aczkolwiek brzmi to paradoksalnie, jednak jest prawdą. Ideałem wędrowca było by po prostu zajść na miejsce, a nie podróżować tam. Podróżowanie zawsze wiąże się z użyciem samochodu, pociągu (tu pośród wędrowców jest ogromna rzesza tych którzy jazdę pociągiem nie uznają za podróż ale za rodzaj wędrówki), samolotu i jest czymś w rodzaju samonadania na bagaż. Nagle z podmiotowego wędrowca, stajemy się przedmiotowym pasażerem...

R - Radość. Trudno opisać radość z wędrowania. Wędrowiec tryska radością, wędrowiec jest jedną wielką wędrującą afirmacją; ruchu, przestrzeni i życia. Smutny wędrowiec to pątnik (usynonimowany z pielgrzymem - co jest delikatnie mówiąc niemądre) za grzechy, więc ma prawo a nawet obowiązek bycia smutnym.

S - Szlaki. Szlaki są jak liczby dzielą się na  naturalne (jakie są każdy widzi), całkowite (czyli takie które można całkować, albo gdzieś się kończą i są całe... jeszcze nie ustaliłem), wymierne (wiemy że jak wyjdziemy to zajdziemy na przewidzianą godzinę... w zasadzie...), niewymierne (wychodzimy i nawet biesy co dają czadu nie mają pojęcia kiedy dojdziemy i gdzie). Prócz w/wymienionych występują jeszcze inne rodzaje szlaków, także mające swe matematyczne odpowiedniki choćby szlaki urojone... najczęściej spotykane na forach turystycznych i przy zakrapianych ogniskach.

T - Tatry.  Większość wędrowców bliska jest zdaniu iż Tatry Dobry Bóg wypiętrzył po to by z Beskidów był ładniejszy widok. Tatry do wędrowania nadają się słabo albo zgoła wcale. Owszem można pokonać (z naciskiem na pokonać) różne tatrzańskie szlaki, jednak dla wędrowca nie jest to wędrówka tylko udręka... choćby z racji braku lasów w wyższych partiach gór (czym jest las dla wędrowca - patrz wyżej)

U - Udręka. Ogólnie wszystko to co w wędrówce przeszkadza, a co jest nieodmienne i charakterystyczne dla wędrowania od ... zarania dziejów. W skrócie i po łebkach można by wymienić: głód, chłód, gorąc, pot, obtarcia, odmoczenia, zmęczenie, niedobrane towarzystwo, brak towarzystwa, zbyt liczne towarzystwo, mrok, urok i czkawka... (lista z gatunków newerending).

W - Wędrówka. Wędrówka jest sensem wędrowania, wszystko inne jak: krajoznawstwo, geologia na szlaku, botanika przydrożna, dendrologia myglana, historia sztuki, dziejopisarstwo itp. czym zajmują się wędrowcy podczas wędrówki jest jedynie próbą znalezienia sensu w zajęciu współcześnie bezsensownym, będącym atawizmem epoki łowców i zbieraczy.

Z -  Zadyszka. Nie spotkałem jeszcze wędrowca z zadyszką, co najwyżej osoby "głęboko oddychające, aby napełnić płuca zdrowym, czystym, górskim, leśnym, łąkowym, polnym* {*niepotrzebne skreślić} powietrzem.

SUPLEMENT
Ą -Ą! żęsz! q...! - tradycyjny radosny okrzyk wydawany  przez wędrowców na powitanie różnych nowych a nieprzewidzianych okoliczności na szlaku, typu: zamknięte schronisko, wycięte drzewa z namalowanymi znakami, lub noga trafiająca małym palcem w wystający ze ścieżki kamień.

Ę - Ętuzjazm. Wędrowcy tryskają ętuzjazmem, jeśli ma być deszcz cieszą się na czyste wypłukane z pyłów powietrze, jeśli upał, ich radość wzbudza brak konieczności zabierania grubej odzieży. Przy mrozach ętuzjazmują się wizją zmarzniętych błot, po których wreszcie da się przejść, a w czasie wichur szansą na przewietrzenie ekwipunku, którego nigdy nie ma czasu doczyścić. 

Ó - Ówcześnie, występuje też w wersji U! Wcześnie!!! - wszystko zależy czy rozmawia się z wędrowcem o historii Zapcimia Średniego, czy budzi go na wymarsz.

Q - Qmanie, wędrowiec nie żaba! Qma zawsze nie tylko w czasie godów.

Ś - Ściernisko. Podstawowa atrakcja wędrowców w stylu hard fakir.

Ź - Źródło. Wędrowcy zawsze sięgają do źródeł, szukają źródeł, obmywają w źródłach, piją źródlaną wodę, słowem - źródło to jest to z czego wędrowcy czerpią pełnymi garściami a nawet menażkami.

Ż -  Żyrokompas. Urządzenie w zasadzie kompletnie podczas wędrówki nieprzydatne, podobnie jak milion innych gadżetów oferowanych przez sklepy turystyczne, a często nabywanych przez osoby pragnące jednym machnięciem karty kredytowej dołączyć do elitarnego grona starych szlakowych wyjadaczy.