Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mirów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mirów. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 23 października 2017

Orle Gniazda

Jeszcze dwa tygodnie temu dał bym sobie łeb uciąć że zamki (strażnice) na Szlaku Orlich Gniazd mamy zaliczone w 125% i jeśli jechać tam to na "podróż sentymentalna" a nie eksplorację. Tymczasem.
Tymczasem Marzenka zasiadła przy mapach, leksykonach, przewodnikach i internecie, po czym po kilku godzinach orzekła iż jest tego, znaczy miejsc które trzeba "zaliczyć" jeszcze 14 sztuk! Albo zatem wujo Alzheimer mnie odwiedza, albo mieszają mi się wspomnienia z czasów harcerskich i te już małżeńskie. Tak czy siak 14 lokacji nie w kij dmuchał.

Znów kolejna filiżanka kawy, research w leksykonie i internecie, ale oto mamy listę miejsc do których pojedziemy - część wypada ze względu na okoliczność iż już praktycznie nic tam nie ma - relikty reliktów, a jednak na stosunkowo krótkim dniu  czas ma swoje znaczenie.

Pewnie można by zacisnąć zęby, wstać w nocy, wsiąść w auto, odpalić i pojechać tak by na miejscu być o świtaniu... Tylko że to ma być PRZYGODA a nie katorga!  Budziki ustawiamy zatem na siódmą rano... wstajemy koło ósmej o dziewiątej jesteśmy w zasadzie gotowi do wyjazdu ale... udaje się odpalić przed dziesiątą bo jeszcze zakupy w chrząszczyku. Nie jest źle, ale dobrze też wcale. Z listy wylatują jeszcze dwie lokacje, tak aby pozbyć się niedoczasu i jakoś z Googlemapami dochodzimy do konsensusu - ostatni na liście będzie już równo z zachodem i to pod warunkiem że wszystko pójdzie OK.

Próbowałem nastawić nawigacje w Mapiemap - ale klęska totalna. Zna tylko ulice, a w większości wypadków tego także nie, nie mamy czasu by dojeżdżać do miejscowości i stamtąd dopiero szukać zabytku. Co innego Googlemapy. Każda jedna placówka pojawia się jako znaczek, wystarczy stworzyć z nich sensowną "prostą łamaną" tak by zaczynać od najdalszej i łączyć je najkrótszymi odcinkami. Dylemat listonosze rozwiązywałem już tyle razy w życiu iż do tego podchodzę intuicyjnie, z pełnym sukcesem nie chwaląc się rzecz jasna. Do tego zauważyłem ciekawą właściwość Googlemap. Po zaliczeniu danego punktu, lub choćby bliskiego pobliża (bo wszak jest i dalekie pobliże... czy to moja wina że "język polska trudna język" i to jak nie oksymoron to tautologia?) sama automatycznie naprowadza na punkt następny!

Do Krakowa jedziemy Autostratą - bałem się jakiegoś korka, bo idiotów ci u nas dostatek i nie ma dnia by nie dochodziło tam do kolizji. Ale fart nam sprzyja i szybko okrążamy Kraków od południowego zachodu wjeżdżając na trasę olkuską. Tę znam sprzed lat, zawsze była ruchliwa, teraz to żmijka w jedna, żmijka w druga - niby szybko, ale męczy jak cholera. Na szczęście 80 km. do pierwszego punktu mija sprawnie, w rozbłyskach przekleństw i wydziwiania raz na zawalidrogi, innym razem na wyścigowców. Potem jednak rozlega się zbawienny głos "za 400 metrów skręć w prawo" i jestem w raju - puste, boczne drogi, kręte, wąskie i malownicze - 40cha na nich to już "niebezpieczna prędkość" ale za to jaki spokój...


Zobacz trasę w Traseo



PRZEWODZISZOWICE

 Tu zostawiamy samochód na parkingu turystycznym i z buta śmigami kilkaset metrów pięknymi jesiennymi terenami.

 Po drodze mijając malownicze skałki wapienne. 
ostańce lub de modo ostatnio nunataki.

 Na tych co większych umieszczono szereg strażnic granicznych, które z racji swego położenia, dały nazwę całemu obszarowi jako "szlak orlich gniazd".
Dumna ta nazwa, wprawdzie oddaje koloryt miejsca, lecz na moje oko nie specjalnie pasuje do żołnierskich stanic, a wszak żołnierze tu stacjonowali (ściślej mówiąc w wygodnych drewnianych chatach, u podnóża, lubo u lubych na wsiach pobliskich, tu chronili się tylko w razie konieczności walki) nie szlachetni i dumnie rycerze jako by tego legenda chciała. 
  
 Pewnie Freud by miał na ten temat swoje zdanie - ja wszak mam jego zdanie, jeszcze głębiej niż wleźliśmy.  Miał bym ochotę jeszcze głębiej i jaskinka puszczała, ale Marzenka nie puszczała i trzeba było do wyjścia. 

 A potem jeszcze takie zabawy i schodzimy, w wiatce turystycznej kilka bułek i pasztet, zwiększyło swoja entropię, zmniejszając naszą, co dało nam energie do dalszej akcji. 
Przy okazji nakarmiliśmy też wsiowego psiaka żebraka z ropiejącą raną na grzbiecie - zwierz z rasy tych co kość widziały tylko wtedy gdy przydarzyło im się otwarte złamanie...
Cholernie nieufny, widać niejednego kopa zebrał, ale puszkę pozostawiona w bezpiecznej odległości wyczyścił do zera. oczywiście puszka powędrowała potem do samochodu - ja nie zostawiam po sobie śladów, nawet wtedy gdy obok miejsca posiłku są jakieś urządzenia symulujące kosze na śmieci. nasze w 100% wróciły do Tarnowa.  

MIRÓW  


 Jedno z dwóch miejsc gdzie udaje nam się kupić kartki pocztowe, w zasadzie jedną i to z numerkiem bo ostatnią... ale co tam!
Oczywiście w przyzamkowej Gospodzie - mają nawet okolicznościowy stempelek! 
Polecam, parking za darmo, a lokal miły oku i z fajną obsługą. 


 Uff... a już się przewracała ;-) 


 Takie plenery tylko tutaj! 

 Herb Dołęga - dziwne moim zdaniem powinien być Jastrzębiec co nieco podobny tyle że podkowa w górę i krzyż zamiast strzały.  Ciekawe, pomyłka czy celowe nawiązanie do jakiś koligacji? 

 Wnętrza - nie napawają poczuciem bezpieczeństwa.
 Ale z zewnątrz - pozory potęgi są...
 Obchodzimy obiekt dookoła - rewelacyjne tereny spacerowe, mógł bym tam godzinami sie plątać, po okolicy.

 A potem dalej w drogę - bo stary drań Chronos ściga.
Po drodze widzimy skałę zwaną Okiennikiem Wielkim.
Ale z samochodu podczas jazdy zdjęcia nie wychodzą.
  
BOBOLICE
 Ładnie odremontowany zamek, z ciekawa historią i 

 ciekawym dniem dzisiejszym...

 Z malowniczym

 mostem skalnym
 I płatnym wejściem! 

 A my płacić nie lubimy - zwłaszcza wtedy, gdy po wnętrzu nie spodziewamy się niczego ciekawszego niż po zewnętrzu, gdyż doskonale znamy takie rekonstrukcje i sposób tworzenia w nich ekspozycji.
A propos - co to jest to drewniane, przyległe do murów? 
My wiemy a kto się pokusi o odpowiedź?
 
 O i jeszcze na koniec... najsłodszy z ciężarów. 

MORSKO
 Morsko to obecnie kombinat wypoczynkowy z milionem urządzeń i instalacji, ze stadniną, kortami i ... stokiem narciarskim! 

 Tylko zamek, po macoszemu i nawet trudno poznać, czy to ruiny, czy nie współczesna instalacja mało rozgarniętego architekta amatora po studiach wieczorowych... 

 Za to u podnóża zamku gospoda - w stylu drewniano zakopiańskim. 
Obsługa sympatyczna, ceny tragiczne do tego szarlotkę podgrzano w mikrofalówce!!!! 
O horrendum! O szelmy! Piekła dla Was nie starczy! 
Ps. kibelek dla klientów free - co ma bądź co bądź nie liche znaczenie ;-) 

Ps2 - wchodząc na Traseo z linku pod mapą - znajdziecie także zdjęcia np ze stoku narciarskiego - co polecam zainteresowanym.

PILICA
 Miałem bardzo bogate plany co do Pilicy - ale nazwa okazała się cholernie adekwatna... piliło nas!
 
 Do tego teren prywatny, wstęp zabroniony - ja bym, to olał ale Marzenka jest jedyną osobą której zakazy respektuję a skoro i Ona orzekła nie lzja no to ruki pa szwam i paszli w pi... znaczy nazad.

SMOLEŃ (miejscowość) PILCZA (zamek)

Wstęp płatny, parking nie. pokręciliśmy się po okolicy - zresztą i tak jedyne sensowne zdjęcia obiektu można wykonać z oddali.
Ale tu nasz cyber przewodnik ogłupiał co nieco, i zaczynamy błądzić - bo i jemu namiarów z satelity brakło. Zataczam pętelkę (circa about - trzy kilometry z hakiem), i widząc że nic z tego nie będzie, namierzam następna lokację na mapie i ufny w swojego geniusza locji zapylam jakąś błotno, polną alejką - wreszcie nawigacja łapie FIX'a i ... kurza twarz! Ale miałem intuicję! 

   RYCZÓW
 Tu jedynie czeka nas quasi parking przydrożny - ale fajnie jest się przejść, tym bardziej że im dalej w las, tym więcej zamku i wkrótce mamy już wszystko na oku - i znów znać o sobie daje stara mądrość ludowa - iż z bliska widać najgorzej. 

 Uwierzcie na słowo tam na szczycie jest szereg kamieni, spojonych zaprawą i są to ruiny strażnicy.

GPS znów świruje. Dopytuje lokalsów o dalszą drogę. Chętnie pomagają - obrazowo opisując którędy i jak, z zastrzeżeniami "ale tamtędy nie przejedziecie" - no jasne trzeba poszpanować przed kobietą obok kierowcy - bo w domyśle jest oczywiście "WY nie przejedziecie - bo my twardzi miejscowi i w ogóle to spoko przejedziemy..." 
No ok. nie przejedziemy, tędy i tamtędy, i owędy także nie - więc musimy jechać prosto? tak? 
No tak! Prosto i tam potem będzie znak...
Oczywiście jedziemy, oczywiście nadkładamy drogi, oczywiście w pewnym momencie mijamy się z jednym z nich, na motorku, szelmowsko uśmiechniętego ... on przejechał. 
Un Polonez Passe partu - (nie oczekujcie ode mnie znajomości ortografii francuskiej)

RABSZTYN
Tu jesteśmy już na styk ze stykiem Słońca i horyzontu, ale jeszcze na tyle jest światła, ze możemy poruszać się bez latarek. 
zamek zamknięty, parking płatny - ale pilnujący go człowiek nieskory do pobierania opłat de facto za nic! 
 
 Po drodze ciekawostka, o której wcześniej nie czytałem.

 Nader Ciekawa postać! 
Jak widać nie w pałacach rodzą się bohaterowie. 

 "pijmy szybciej bo się ściemnia" 
jak by skomentować mogli bohaterowie dramatu Jerofiejewa 
"Noc Walpurgii albo kroki komandora"
(kto nie zna, polecam - zwłaszcza w wydaniu teatru TV z ekstra rewelacyjną obsadą)
 
 Tu też trwa remont - albo mają instalację do ekstrealnych zjazdów na linie ;-) 
A swoją droga sam bym się śmignął na takiej pochylni. 

 Krajobrazy cudo



A potem schodzimy.
 Do resztek słońca, dojadamy, w wiacie umieszczonej obok Domu Kocjana, resztki kajzerek i pasztetów, dopijamy kawę z termosu i ogólnie to co mamy, a czego nam się wieźć z powrotem nie chce.
 
 I jeszcze ostatnie zdjęcie dokumentujące połowiczne zwycięstwo Chronosa, w końcu nas dopadł, wcześniej zmusił nas do okrojenia planów - ale przecież zdążyliśmy nie mało zobaczyć, dotknąć, powąchać, wspiąć się, wpełznąć, zachwycić, wzruszyć, pogadać, pojeść, popić... 
Zdążyliśmy i to jest najważniejsze. Bo walkę z Chronosem przegrywają tylko ci którzy boją się jej podjąć.