Tym razem już nie bawiłem się w wytyczanie nowych szlaków, miałem ściśle określony czas (plus minus kilkanaście minut, na nieprzewidziane okoliczności) i jasno określony cel... kurza twarz! Sam siebie nie poznaję!
Zobacz trasę w Traseo
Odpalam rower i... szybciutko modyfikuję zaplanowaną trasę, nawet nie wiem czemu, na pewno nie było to świadome wprowadzenie elementu spontaniczności, po prostu uznałem że tak będzie lepiej.
GUMNISKA
Mostek "Wszystkich świętych"
Tak wiem powtarzam się, ale bardzo mi się ta nazwa którą sam wymyśliłem podoba, teraz i tak jest już komfort - pierwotnie nie było barierek, a szczebel był co drugi, więc wtedy się przechodząc Wszystkich Świętych wzywało. Teraz już spokojnie można przejechać.
POGÓRSKA WOLA
Miejsce zamordowania kilku Polek, w tym Heleny Marusarzówny przez Niemców (którzy dziś uczą nas demokracji... było by zabawne gdyby nie było tak przerażające)
MACHOWA
Tak daleko jeszcze się ostatnio nie zapuszczałem, no to najwyższa pora.
Przydrożna dawna wiejska zabudowa, dziś to już relikty, skansen na żywo, warto popatrzeć, bo wielu z nas w takich domach spędziło dzieciństwo, nawet jeśli nie całe to jego szmat.
W sumie to przegapiłem odbicie w lewo - cały czas zresztą jechałem poboczem "pod prąd". Trudno droga rowerowa urwała się zaraz za Tarnowem, a ja nie będę ryzykował że jakiś "uprzejmy" co to innym "ułatwia wyprzedzanie" (nie brak wciąż takich idiotów) , wjedzie mi na tyłek zjeżdżając na pobocze, pomimo linii ciągłej. A w ten sposób przynajmniej bym go widział i miał czas odbić do rowu, Trudno poharatam siebie i rower, ale przeżyję. Miałem dwa takie wypadki, ale na szczęście udało się zmieścić pomiędzy rowem a puszką z zamkniętym wewnątrz kretynem. Gdyby mnie zatrzymała Policja, to gotów byłem do awantury i na pewno bym mandatu nie przyjął. Ale mnie nie zatrzymali, więc może jechałem prawidłowo? Sam nie wiem - przepisy ruchu drogowego piszą u nas osoby o tak niebotycznej inteligencji że ich dzieła, stają się niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników.
No ale wróćmy do przegapienia. Patrzę na ekranik Hammera i konstatuje że mam nadrobione sporo minut, w sumie wprawdzie pod górę, ale za to z wiatrem lekko w plecy, więc jechało się całkiem szybko. Zatem postanawiam pokazać Wam jeszcze bonusik i zajechać do centrum Machowej. Ale wpierw cmentarz a na nim ładnie oznaczony.
Grób Otto Schimka.
Dla nas bohatera który oddał życie bo nie chciał strzelać do Polaków, dla Niemców tchórza i zdrajcy... bo nie chciał strzelać do Polaków!
A potem to już prowadziła droga, a że prowadziła obok urokliwego drewnianego kościółka... no to jak mogłem nie przystanąć?
Kościół św. Trójcy.
Powstał w latach 1773 - 78. Zbudowany przez Macieja Niemyskiego (zakładam że był fundatorem, a nie że budował wszystko sam ;-) ).
W podziemiach pochowano Henriettę Ewę Ankwicz i jej rodziców (
link - do Wiki), która stąd była i tu po śmierci powróciła.
Kościół drewniany, zrębowy, szalowany deskami - kształtny i wart zobaczenia.
A to ja w szybce... ;-)
Niestety zamknięty na głucho. więc musiałem uszczknąć co nieco jego tajemnic przez okienka.
Rodzaj kaplicy bocznej - świetlicy? przy kościele. Wygląda nieco jak izba pamięci.
Nawet portrecik Otto Schimka się tu znalazł.
Przedsionek.
Naprawdę ładny i ciekawy obiekt.
Kawałek dalej... SKLEP!
W sklepie 4-Move!
rany ale mi się pić chciało!
No ale Kapliczki nie przeoczyłem.
Urokliwa drewniana, na prywatnej posesji, ale doskonale czytelna z drogi.
"Na większą chwałę M.B. tę kaplicę zfundowali
Stanisław i Katarzyna Jasiakowie R. 1879 dnia 18 C
Proszą P. Przechodniów o Westchnienie do Boga."
A potem już śmigałem z górki i bardzo szybko. Nie wpadły mi zresztą w oko żadne miejsca gdzie chciał bym się zatrzymać. W efekcie szybko osiągnąłem
ŻDŻARY
Mała wioska, nic nikomu nie mówiąca, zaszyta gdzieś w lasach, była by taką po kres świata gdyby nie...
Sowieci.
Którzy właśnie tu postanowili założyć sobie bazę.
I tak w roku 1985 owa baza powstała.
Przeczytać można że to miejsce wybrano ponieważ "leży w połowie drogi między Berlinem a Moskwą" - mi się ta "połowa drogi" jakoś nie widzi - ale może po prostu nie znam się na mapach?
W każdym razie była to baza wojsk łączności, mieli tu transformatory, potężne anteny i całą masę innego sprzętu. Pierwotnie stacjonowała tu kompania - około 150 ludzi, ale w planach była rozbudowa kompleksu do pojemności około 100O żołnierzy.
Zachodzę ich od tyłu, w zasadzie zajeżdżam, w/g wszelkiej sztuki taktyki militarnej ;-)
Cóż kiedy obiekt nie jest broniony!
Co innego pod koniec lat 90-ych ubiegłego tysiąclecia.
O wtedy z KPN (kto jeszcze ich pamięta?) jechało się do Czarnej Tarnowskiej skąd w asyście "przypadkowo" obecnych milicjantów i UBeków (skąd wiedzieli?, kto kapował?) szło się pod bazę i protestowało przeciw obecności Sowietów na "świętej polskiej ziemi".
Owe protesty oglądało trzech wartowników - zdziwionych, zdumionych, nie kumających ani słowa, ale którym nakazano zachować spokój... więc byli spokojni.
Tylko że wtedy bym się na taki okrążający manewr nie odważył... bo pewnie któryś mógł by z kałasza serię w moim kierunku puścić, trafić z tej broni nie jest łatwo - ale przy trzydziestu nabojach w magazynku - można oberwać nawet kompletnym przypadkiem.
Obecnie obiekt jest zdewastowany - owszem nie mam pretensji do władz gminy że cześć infrastruktury przejęli (choćby studnie głębinowe) - ale że zniszczono resztę, tego pojąć i zaakceptować nie umiem - Wycięcie w pień ciekawostki historycznej (to co pozostawiono - to nie z dobrej woli tylko raczej dlatego że bez super ciężkiego sprzętu tych bunkrów ruszyć by się nie dało) i pozwolenie by teren zarastał "naturalnie" - nie jest "rekultywacją"!
I znowu ja - dzielny zdobywca - niebronionych obiektów ;-)
Na dachu bunkra obsługi anten.
Swoją droga to też mi się nie widzi - bo oto mamy cztery potężne hangary - każdy przedzielony wewnątrz półprzegrodą ale nie łączą się ze sobą wzajem inaczej niż przez zewnętrze - Raczej nie był to budynek obsługi tylko schron na sprzęt.
Ale mniejsza. Tyle zostało z tego cieszyć się trzeba.
Ostatni rzut oka i w drogę - tym razem ścieżką do drogi asfaltowej, potem znów odbijam w las i leśną drogą do Pogórskiej Woli - stamtąd na Jodłówkę-Wałki i przez wolę Rzędzińską do Tarnowa - ale tego odcinka już nie dokumentuję - czas zaczyna wyraźnie wykraczać poza margines który sobie dałem i muszę tęgo cisnąc, a tu wiatr w pysk i nie jest lekko.
Trudno - nie zawsze musi być lekko, zresztą już nieraz zauważyłem, że na rowerze jak się człowiekowi śpieszy to nigdy nie jest lekko!