Znacie takie sytuacje gdy z rozbuchanych planów wychodzi siano, a prosty, lekki plan przeradza się w świetną przygodę? Myślę że każdy coś takiego w życiu miał i to nie raz. Nie każdy chce się przyznać do pierwszego, ale za to drugim chętnie się chwalimy.
I tak właśnie było tym razem. Padł pomysł ogniska, padło kilka możliwych lokalizacji, wybrano najbliższą, (jedną z najbliższych), ustalono maksymalnie lajtową trasę dojazdu i ... się zaczęło!
I tak właśnie było tym razem. Padł pomysł ogniska, padło kilka możliwych lokalizacji, wybrano najbliższą, (jedną z najbliższych), ustalono maksymalnie lajtową trasę dojazdu i ... się zaczęło!
A skoro zaczęło, to od początku:
No więc tak - na początku był Chaos, taki najbardziej chaotyczny z chaosów - chaos kwantowy, probabilistyka totalna. I wtedy Bóg powiedział "niech się stanie!"... I się stało, jakimś cudem złamała się symetria i zamiast jednej wielkiej anihilacji, mamy materialny wszechświat... minęło jakieś niecałe 14 miliardów lat (mgnienie) i z chaosu narodził się ON! ROWER!
I to w zasadzie wszystko co trzeba wiedzieć! Cała reszta jest konsekwencją tego pierwotnie podstawowego (arche - dla tych co lubią poszpanować erudycją ;) ) faktu.
Ogień znany jest ludzkości od czasów Prometeusza (są zupełnie nienaukowe tezy o przejęciu ognia z naturalnych pożarów - ale kto by tam wierzył w takie bajki?) - czyli także jest arche.
Najoczywistrzym połączeniem roweru i ognia, jest rowerowy wyjazd na ognisko, jak to zostało zaanonsowane wyżej. Tym sposobem historia świata zatoczyła koło i rozpoczynamy kolejny eon ;).
No więc tak - na początku był Chaos, taki najbardziej chaotyczny z chaosów - chaos kwantowy, probabilistyka totalna. I wtedy Bóg powiedział "niech się stanie!"... I się stało, jakimś cudem złamała się symetria i zamiast jednej wielkiej anihilacji, mamy materialny wszechświat... minęło jakieś niecałe 14 miliardów lat (mgnienie) i z chaosu narodził się ON! ROWER!
I to w zasadzie wszystko co trzeba wiedzieć! Cała reszta jest konsekwencją tego pierwotnie podstawowego (arche - dla tych co lubią poszpanować erudycją ;) ) faktu.
Ogień znany jest ludzkości od czasów Prometeusza (są zupełnie nienaukowe tezy o przejęciu ognia z naturalnych pożarów - ale kto by tam wierzył w takie bajki?) - czyli także jest arche.
Najoczywistrzym połączeniem roweru i ognia, jest rowerowy wyjazd na ognisko, jak to zostało zaanonsowane wyżej. Tym sposobem historia świata zatoczyła koło i rozpoczynamy kolejny eon ;).
Zobacz trasę w Traseo
Jak łatwo zauważyć trasa była... niemonotonna.
No ale zobaczcie sami:
Jak łatwo zauważyć trasa była... niemonotonna.
Kasię odbieramy z dworca i jeszcze mała rundka po mieście w ramach zwiedzania. Marek prowadzi, ja nawijam a dziewczyny i tak jadą do Tramwaju na kawę ;) Resztę grupy zgarniamy już z Placu Kazimierza. Zaczyna się niewinnie, jedziemy Terlikówką, potem u stóp Góry św. Marcina i do Skrzyszowa. Jeszcze chwila postoju przy Groszku, bo trzeba to i owo dokupić. A potem już prosto, zakrętami do Kruka, a w Kruku, lasek, wiatka i Andrzej co już ognisko rozpalił.
EKSKURSING
Lukanie na teren Muzeum Etnograficznego.
Pod Pomnikiem Bema, jtory się nie załapał - ale kawałek muralu z fragmentem Panoramy Siedmiogrodzkiej, już tak.
Na pierwszym planie Michał.
KAWING
My w Cafe Tramwaj
Marek - Ela - Kasia - ja.
Michał cyka foty, więc Go nie ma w kadrze.
MITING ;)
ROWERING
No ale jazda nie musi być na ostro - zawsze można zatrzymać się jeszcze przy Kościele NMP "na Burku".
SMAŻING
Andrzej, ja , Ela
Część ekipy niestety musi się zbierać, szkoda i żal. Ale trudno nie zrozumieć - na rowerowych przygodach życie się nie kończy.
A my postanawiamy jechać dalej.
DĘTKING
Tak łapam, gumę...
Czyli w zasadzie suplement do "kwadratury koła".
Gdzieś wewnątrz felgi jest jakaś ostra krawędź i na niej właśnie przecinam dętkę. Ja mam zapas, Marek ma taśmę izolacyjną, oklejamy felgę od środka, dymamy gumę i jest git.
Można kręcić dalej.
Przy okazji dowiaduję się o rosnącej powolutku tonsurce... który to fakt skrzętnie tają przede mną wszystkie fryzjerki! I jak tu nie wierzyć w światowy spisek masonów, cyklistów i fryzjerek?!
BŁOCKING
Wpadam na pomysł że przecież możemy zjechać do Łękawicy przez las, no bo czemu nie?
Marek deliberuje, przelicza, konsultuje prawą półkulę z lewą i ... jedziemy przez las. Pomysł zostaje przyjęty z entuzjazmem, nikt prócz mnie nie zna tego "skrótu"... więc nie wiedzą też co ich czeka. Wpierw jest nawet fajnie - asfalcik, domki... potem szuterek, za szuterkiem leśna ściółka... wąwozik pełen iłu, w którym już nie można ani zawrócić ani się zatrzymać.
Onże wąwóz sinym iłem wypełniony, wypluwa nas po kolei na plac po mygle, i tu wcale błoto się nie kończy - tu jedynie zmienia konsystencję, z gliniastej na wodnistą. Fajnie jest, już się nie lepi do kół - ale za to jak malowniczo rozbryzguj wkoło, na drzewa, trawę, nas samych... Zaiste jak tu nie kochać błota?
Służby leśne zrobiły tu sobie takie miejsce ogniskowe - onegdaj było naprawdę urocze - od kilku lat systematycznie rozjeżdżane, przy okazji zrywki drzew, już nie jest tak klimatyczne. Ale mimo wszystko, można odpocząć, i zaczekać na maruderów.
A potem już nurzania część druga - tym razem nurzanie równinne.
Lekko nie ma...
Znaczy na foci tego nie znać - ale wcześniej nikt nie miał głowy do wyjmowania aparatu, musząc wybierać między kałużami... co woli: płytką ale rozległą, czy krótszą lecz głęboką po osie, myślę że taki trening może nam się przydać przed nadchodzącymi wyborami ;)
OBERŻING
Zostaje mi powierzone mega istotne zadanie, w zasadzie być albo nie być całej przygody! Mam jechać przodem i... złożyć zamówienie!
Trzy razy rosół, cztery razy kawa, napoje, placki ziemniaczane, kotlet z zestawem surówek...
Trzy razy rosół, cztery razy kawa, napoje, placki ziemniaczane, kotlet z zestawem surówek...
Czujecie odpowiedzialność która na mnie ciążyła?!
Na szczęście udaje się zapamiętać i poprawnie złożyć zamówienie, chwilę potem wpada Ela.Reszta dobija po jakimś czasie...
Jakiś geniusz zaparkował na wprost stojaka dla rowerów - w sumie to ma szczęście że trafił na sensownych ludzi bo rysy się nu należą... i niekoniecznie mam na myśli szczyt w Tatrach.
Biesiada że mucha nie siada. Same smaczności...
Sami widzicie - się zjadło, nim się fotkę zrobiło...
Po jedzeniu nie zapomnij o jeżdżeniu.
Ale wpierw pamiątkowa fota.
Janusz - Marta - Marek - Ela - Wiesiek - Ja - Kasia - Michał
Janusz - Marta - Marek - Ela - Wiesiek - Ja - Kasia - Michał
KRAJOBRAZING
Oberża pod Grzybem jest na Słonej Górze - no nie na szczycie, ale zasadniczo szczytu blisko, więc i widoki miejscami z niej naprawdę piękne...
by mogły być, gdyby mniej mglisto nieco było.
Ale i tak każdy przystaje - oko widokami nacieszyć.
A potem jedzie dalej...
WSPINACZKING
Zjazd do Pleśnej to pora wytchnienia.
Ale potem!
potem!!
potem zlewamy się potem!!!
Z Pleśnej na Szczepanowice jest bez mała 200 metrów w pionie, niby niewiele ale na 3 km długości, daje całkiem fajny skos... zna ktoś trygonometrię? No więc to się liczy sinus kąta między poziomem zero a drogą - albo inaczej, 10 metrów różnicy poziomów na stu metrach to dziesięć procent. Tu mamy jakieś... 7% circa about mniej więcej na oko.
opowiadałem Wam już o syndromie Somosierry...?
Ale powód do świętowania jest...
DWORCING
Żegnamy Kasię
do następnego razu rzecz jasna...
do następnego razu rzecz jasna...
ELING
I tym uroczo optymistycznym akcentem zakończę ten wpis.
Ps. błoto z tego wyjazdu na niektórych rowerach pojedzie z nami do Żabna... ale to już zupełnie inna historia.