Zapytajcie kogokolwiek z Tarnowian, potrafi bezbłędnie wskazać cztery tarnowskie cmentarze: Stary, Rędzin, Krzyż i Mościce. Bardziej zorientowani dorzucą jeszcze Klikową i/lub jakieś cmentarze pierwszo wojenne (ale zazwyczaj nie będą pewni co do ich liczby). O tym o którym Wam zaraz opowiem pamięta garstka. Jest to zresztą cmentarz nader efemeryczny, bo używany był zaledwie kilka zimowych miesięcy...
Zapraszam.
Mamy przełom lat 1914 - 1915. Rosyjskiemu "Walcowi Parowemu" zaczyna kończyć się paliwo w postaci istnień carskich mużyków. Potężna ofensywa słabnie. Pod Krakowem wykrwawiają się resztki doborowych oddziałów carskich, pod Limanową, Węgrzy kosztem ogromnych ofiar dokonują aktów niezwykłego bohaterstwa i odpychają przeważające siły Rosjan. Makabryczna wojna zaczyna wchodzić w trzecią fazę kontredansa - półkrok i zastygnięcie. Front na okres zimowy stabilizuje się wzdłuż karpackich szczytów na południu i na linii Dunajca od zachodu - Tarnów staje się miastem przyfrontowym.
W tym czasie o "Mościcach" nie ćwierkają nawet wróbelki - ludzie którzy walnie przyczynią się do ich powstania gniją w okopach, duszą się pod butem okupantów rosyjskich, lub próbują jakoś funkcjonować na obszarach mniej przez działania wojenne dotkniętych. Tu gdzie dziś są Mościce mamy dwie maleńkie wioski Świerczków i Dąbrówkę Infułacką, zapadłe pośród brzezin i pól. Najbliższy kościół i cmentarz znajduje się w Zbylitowskiej Górze - ale ta jest dokładnie na linii frontu! Położona na wzniesieniu - daje wgląd w przeciwległy brzeg Dunajca. Tu Carscy tam Cesarscy. Miejscowa ludność nie ma lekko.
Nie mają też lekko mieszkańcy Dąbrówki i Świerczkowa - do cmentarza droga zamknięta kordonami Rosjan, od strony Tarnowa rzeka Biała - wszak obie wioski leża w widłach Dunajca i Białej - które zlewają się w jedno niecały kilometr na północ od ostatnich domów Świerczkowa. A umierać trzeba gdy przyjdzie pora - śmierć zaś rozochocona wojennym żniwem i nad cywilami macha kosą z zapałem.
Cóż robić?! - Zmarłego pochować trzeba! taki mus boski i ludzki.
Nie wiadomo kto wskazał to miejsce - wtedy wyglądało ono całkiem inaczej. Ale właśnie tu, na prywatnych gruntach Franciszka Wiśniewskiego kopano groby dla tych pięciu osób dorosłych i dwójki dzieci którzy odeszli w ciągu kilku zimowych miesięcy przełomu 14 i 15 roku. Właściciel tych terenów miejsce oznaczył solidnym drewnianym krzyżem, który przetrwał pół wieku.
Dziś przy zbiegu ruchliwej ulicy Witosa i Azotowej, będącej w zasadzie wyłącznie dojazdem do posesji zobaczyć można taki krzyż.
W latach 70ych wymieniono ten stary drewniany na obecny, żelazny osadzony w betonowym fundamencie. Podczas tych prac natrafiono
na ludzkie szczątki, które z pieczołowitością złożono pod cokołem krzyża. Jeszcze niektórzy starzy mieszkańcy pamiętają że to miejsce pochówków - ale odchodzą szybciej niż nadążamy spisywać ich wspomnienia.
Prawdę powiedziawszy sam bym nie wiedział o tym cmentarzyku, gdyby nie świetna książka / przewodnik wydawnictwo tarnowskiego PTTKu "kapliczki i krzyże przydrożne w Tarnowie".
Ukłony dla autorów - westchnienie do Boga za zmarłych - Wam Powodzenia.
Wkrótce kolejny cmentarny wpis.
ps. Google mapy odmawiają wskazania tego miejsca i nie mogę wam pokazać jak to wygląda na mapie. Zainteresowaniu muszą znaleźć Tarnów - potem Mościce i "jechać: Kwiatkowskiego do ronda, następnie Witosa i szukać skrzyżowania z Azotową. Kapliczka znajduje się w lewej dolnej ćwiartce uzyskanej poprzez przecięcie się tych dwóch ulic siatki.