Byłem już solo na kajaku, byłem z Bikersami, byłem z Aneczką i byłem z Miłoszem, byliśmy z chłopcami na pontonie, no to pora z Aneczką i chłopcami na pontonie. I to z jakimi chłopcami. Mikołaj z nami nie płynie, ale za to płynie Bartosz! Jak dla mnie dodatkowe wyzwanie.
To ju drugie podejście do tej przygody, wcześniejsze zmyło się w deszczu. Szkoda, ale trudno, ja nie rezygnuję nigdy, a z tego co zdążyłem już Anię poznać, Ona też nie ma w zwyczaju odpuszczać. Za tydzień, pogoda jest idealna, nie za gorąco, słonecznie, lekka bryza...jedziemy do Chorwacji... Znaczy do Jurkowa i na "Chorwację" - pisałem o miejscu już kilka razy, nie ma sensu więcej.
Papierologia, szkolenie - to także już opisywałem i w końcu... płyniemy!
Spływ jest popołudniowy i tak dobrze że udało mi się na zasadzie starego stałego klienta załatwić ponton i transport - bo akurat weekend i akurat piękna pogoda i akurat duże obłożenie i akurat wcześniej z różnych przyczyn odwoływałem, rezerwowałem i znów odwoływałem... Szaleństwo było! Ale było i się przebyło - a wspomnienia pozostają! Trzeba walczyć do skutku... pozytywnego skutku!
Za to jednak nie musimy się śpieszyć! W przeciwieństwie do spływu z Mikołajem i Miłoszem, mamy dość czasu, by sobie rozpalić ognisko, na kuchence ugotować kawę, pobawić się na kamieńcu. Ba nawet przybijamy do bezludnej wyspy i bierzemy ją w posiadanie! Jest czas porzucać kamieniami, potrenować używanie krzesiwa, pogadać trochę o metodach survivalowych. Dużo czasu jest. Lecz przede wszystkim jest to czas dla nas! Żeby sobie pobyć razem.
Pomysł z wykorzystaniem pontonu jako szałasu/wiatro i słońcochronu jest mój autorski - nigdy wcześniej nie widziałem tego patentu - ale wpadłem na niego nie wtedy, ani nawet nie wtedy gdy płynąłem z Mikołajem i Miłoszem - wpadłem nań wiele lat wcześniej, w całkiem innych okolicznościach.
Jako sternik tej jednostki muszę kolejny raz wyrazić zachwyt załogą - mimo że w tym składzie płyniemy pierwszy raz, to nie dochodzi do żadnych wypadków, najmniejszych nieporozumień, wszyscy są odpowiedzialni i wykonują polecenia. Szczególne wyrazy uznania dla Bartosza - bo był najmłodszy w ekipie, a zachowywał się jak dojrzały wodniak! Brawa Chłopie!
A tak wyglądamy z perspektywy ryby. |
Ognisko płonie, kiełbaski skwierczą, kawa już się dopija... fajnie - ale niestety wszystko ma swój kres. Musimy płynąć dalej - daleko nie mamy, w końcu to ostatni spływ tego dnia, więc tylko do Zakliczyna. Tam zdajemy sprzęt. i piechotą idziemy na autokar - tu niestety trochę żółci muszę na organizatorów wylać - ja rozumiem wszystko, ale niektórzy spływowicze JUŻ czekali na transport gdy z Jurkowa wypływały kolejne kajaki. Tak się nie robi! Dwie godziny czekania na transport jest trudne do akceptacji
ps. Po tym spływie na mapach Googli przybył nowy punkt - ciekawe czy znajdziecie? Stawiam kawę za poprawną odpowiedź.