Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Buczyna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Buczyna. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 maja 2021

Dwa dni z Dunajcem w tle - czyli... szlak dwóch pogórzy.

Mówisz Dunajec w kontekście rowerów i praktycznie każdy choć trochę związany z rowerami bez zastanowienia wymieni Velo Czorsztyn czy Velo Dunajec i oczywiście będzie miał rację, bo to piękne malownicze świetnie przygotowane szlaki. Ale Dunajec to także całe mnóstwo dróg i ścieżek praktycznie nieznanych. Na szczęście od kilku lat promuje się EnoVelo (szlak winnic dla nieobeznanych), w zeszłym roku Marek przy pomocy kilku osób z Korby tyczył "szlak śliwkowy, ale to wciąż nie obejmuje wszystkich wartych rowerowego wysiłku miejsc. 

Dunajec jest naturalną granicą, pasm pogórzy Wiśnickiego i Ciężkowickiego i choć geomorfologicznie specjalnie się nie różnią, to zawsze jednak fajniej brzmi "szlak dwóch pogórzy" ;) 

W ogóle do tej akcji przygotowywaliśmy się praktycznie pół roku! Nie nie chodziło o poznanie trasy, bo tę znamy od lat, ale o... to jednak w swoim czasie. 

Sobotnie zorze budzą mnie ze snu... szybciej niż budzik! Mycie, karmienie inwentarza (dwa koty, dwa psy - w tym jeden pies to "dzikus", drugi wyjada kotom, kotka wpierw musi na pole zrobić siku po nocy, a kot żre swoją i jej porcję wespół z psem - więc to wszystko wymaga solidnego logistycznego zorganizowanie, kiedy kogo na taras wyrzucić, tak aby inny mógł sobie pojeść), parzenie kawy i... jazda do Ani. U Ani pakowanie jej betów i roweru, powrót do Tarnowa, szybkie zakupy w Decathlonie (kurtki mnie się pokończyły)  i Auchan (drobiazgi potrzebne na... o tym oczywiście później) - potem do Marka zabrać jego rzeczy (toboły reszty już leżą u mnie na holu - Mikołaj je dowiezie o określonej godzinie) u Marka kawa i jeszcze tytułem premii udało się odwiedzić pole żonkilowe!  Jest dobrze.


Odpalamy z Anią na Plac Kościuszki, tam już czeka Marek, szybki objazd Parku Strzeleckiego i śmigamy po resztę teamu Agatę, Wojtka i Bartka. 

Park Strzelecki - Mauzoleum Bema


Razem z nimi przez Mościce i Buczynę (mały trening terenowy - przyda się na następny dzień) - do Janowic (pałac) - przez Zakliczyn i wreszcie popas w Zawadzie Lanckorońskiej. 

 
A tu... Już czeka na nas Ela, Marta i Staszek. Ela nie mogła jechać na rowerze po kontuzji w "Niskim" - Stachu by mógł, ale przecież Eli nie zostawi, a Marta to Mama Marka i ewidentnie polubiła Korbowe towarzystwo.  Jest też Mikołaj ze sprzętem który Martę przywiózł - powiem Wam że dobrze mieć takiego Syna!
Jest kawa na tarasie i jest... spacer do zachodzącego słońca. Spacer tym wartościowszy że cała góra u podnóża której przycupnęła Zawada Lanckorońska to dawny gród wczesnosłowiański, podzielony na dwa obiekty "Zamczysko" i "Mieścisko". 

Jak łatwo dostrzec, nie dość że zapomniałem włączyć nagrywania trasy w stosownym momencie (czyli na wyjściu) to jeszcze... mocno pobłądziliśmy na powrocie - no cóż już zmierzchało i będąc STO metrów od naszej lokacji, odbijamy w las, by zatoczyć jakąś szaloną pętlę. No cóż chyba tradycji musiało stać się zadość - jakoś tak to już z Aneczką bywa, że zawsze wracamy po zmroku ;) 
 


A na miejscu...gra muzyka jest IMPREZA! Ognisko płonie, papu się grzeje, piwo się leje bo oto Stachu obchodzi 50-te urodziny!!!! Jest co obchodzić! 
 
 

Siedzimy do głębokiej nocy, miejsce jest naprawdę świetne - zadbane, wypielęgnowane, pomyślane o wszystkim. Jak by kogoś interesowało (a polecam ze szczerego serca i jako wolontariusz, bo nikt mi za reklamę nie płaci, to wystarczy u Wuja Googla wpisać "agroturystyka Zawada Lanckorońska" i Oferta Anny Różak powinna pojawić się jako pierwsza) 
 

 
Następny dzień witamy siedząc na tarasie z kubkiem kawy w dłoniach, dojadamy resztki rogalików i mini pączków zrobionych przez Anię i jej Mamę, potem kto chce i może dojada wczorajsze potrawy na śniadanie i... jedziemy.



 
 
 
Kierunek Melsztyn!


 
Solidna przeprawa - wpierw wpychanie rowerów w górę, potem zjazd przez las, potem prowadzenie przez las, potem przeciskanie się przez las, a na końcu rozpaczliwe sprowadzanie rowerów z górki o nachyleniu w okolicach 45 stopni tylko po to by na samym dole trafić na... rozlewisko! Nieźle jak na początek. Za to późnej już "tylko" solidna wspinaczka pod górę melsztyńską i odpoczynek na ruinach zamku. 

A tu muszę zrobić restart aparatu, bo przestał mi robić zdjęcia... więc trasa się rwie - ale oto kontynuacja:

To już ostatnia trasa, więcej Was w tym poście wlepkami z Traseo męczył nie będę, obiecuję.
Na samym środeczku, pomiędzy garbami pogórza Wiśnickiego zobaczycie... Tatry.

 
 
Z Melsztyna kręcimy na Charzewice - trzy cmentarze z czasów I Wojny Światowej, malowniczo położone w lesie, oczywiście cały czas podjeżdżając do góry - ale za to za moment jest zjazd do Wymysłowa, lecz tylko po to by po krótkim odpoczynku na względnie poziomej drodze rozpocząć wspinaczkę na przełęcz w Zawadzie Lanckorońskiej i móc zjechać do Olszyn. Za chwilę jesteśmy na stacji benzynowej Circle K i krzepimy się kawą. - przyda się! Przed nami podjazd pod Sukmańskie Góry i potem najtrudniejszy technicznie odcinek przez Panieńską Górę. Tam robimy sobie chwile postoju, tak by móc pogadać o historii miejsca, pokazać relikty murów i zaczynamy zjazd w dół... nie jest lekko. Aby nie niszczyć morale ekipy nie wspomniałem im że to odcinek po którym prowadzone są trasy Dare2B Maratonu - czyli nielekkiej imprezy dla zaawansowanych amatorów lub zgoła zawodowców ;) ... tak wiem, jestem potworem ;) 
 
Za to potem już lajcik... kilometry po płaskim kręcą się same... podjazd pod Zgłobice? Jaki podjazd? Ot lekkie nachylenie powierzchni.

Grupa dzieli się w Zbylitowskiej Górze, Agata, Wojtek i Bartek jadą w kierunku Mościć. Ania, Marek, Kuba i ja zawadzamy jeszcze o klasztor Sercanek, a potem już grzecznie do domków. Jeszcze tylko kawa i po spakowaniu części sprzętów Ani (kobiece roztargnienie czy kobieca przemyślność? ;) ) odwożę Ją do domu...

Sam po powrocie przysypiam pod prysznicem...