Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wołowiec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wołowiec. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 września 2021

Z Izą i Piotrem w Tatrach

Chochołowska fajna jest, tylko ilość mugoli przeraża, na szczęście wczesnym rankiem jeszcze ich nie ma, więc spokojnie wychodzimy sobie na szlak, inna sprawa że aby być na Chochołowskiej wczesnym rankiem musimy zerwać się z wyrek jeszcze wcześniejszym rankiem, a w zasadzie nie wiadomo czy w ogóle warto kłaść się spać, po drugiej zmianie. 

W sumie to się nie kładłem, wypiłem piwko po powrocie z pracy i z książką zasiadłem w łóżku, z myślą taką że jak sen przyjdzie to przyjdzie, a jak nie przyjdzie to nie przyjdzie (rozumowanie na poziomi Kubusia Puchatka), ale przyszedł, więc budzik wyrwał mnie ze stanu mocno rozpłaszczonego. mycie, kawa... karmienie inwentarza... że też one reagują na mnie a nie na głód! Człowiek w kuchni oznacza dla nich porę karmienia.  

Piotr jak zwykle jest o umówionej porze, jak dla mnie ten facet to niedościgniony wzór solidności i odpowiedzialności.

A potem jedziemy, znaczy Piotr jedzie, Iza mu pomaga, a ja przysypiam na tylnym siedzeniu. 

Na miejscu pierwsze i jedyne rozczarowanie tego dnia. Obiecywałem Aneczce że zabiorę Ją do Chochołowskiej na nocleg w T5 i poranną kawę przy wschodzie słońca nad górami lecz... lecz parking jest tak usytuowany że o wschodzie słońca nad górami można zapomnieć, ja zapomniałem, ale Ania pamięta...

Opłata parkingowa i ruszamy w drogę. Kawałek dalej opłata za wejście do TPN (czy oni nigdy nie śpią? ;) ) na szczęście dalej już bez opłat.

No tak, gadu, gady a ja ciągle nie napisałem dokąd idziemy. Otóż cel dzisiejszego wypadu, to trzy tatrzańskie szczyty - Grześ - Rakoń i Wołowiec.

Wiecie co, jestem ultrakatolem, co większe szury nazywają mnie nawet katolibem, ale Stawianie pomników bo "w tym miejscu lądował helikopter z papieżem Janem Pawłem II" to już jest cokolwiek przegięcie.



Charakterystyczne dla doliny Chochołowskiej szałasy pasterskie

Kapliczka p.w Jana Chrzciciela


Schronisko - jeszcze wyludnione

I już na szlaku w kierunku Grzesia

To co w górach kocham najbardziej, czyli marsz granią

Grześ...






Piotr dba o Izę i tak powinno być. Ja Aneczkę zostawiłem na nizinach, więc nie muszę dbać o nic, poza sprzątaniem szlaku.

Widzicie jak pizga wiatrem? Nie? No to szkoda, bo mi gdzieś filmiki wcieło. Jak kto bardzo zainteresowany, to niech znajdzie na profilu Beskidnick na instagramie.


Rakoń

Panorama z Rakonia






Wołowiec - zaletą takich szybkich wejść, jest to że mogę sobie strzelić kilka samojebek i jeszcze wypalić papierosa.





Przed wiatrem chronimy się w każdym możliwym zakamarku Wołowca

Tam na dole będziemy wkrótce

Fajnie jest na szczytach, na grani, na wietrze, Ale kiedyś trzeba zejść w doliny.



Piwo smakuje zawsze, ale z przyjaciółmi najlepiej i to pomimo bandyckich cen (mugole je napędzają) w schronisku.

Tu taka dygresja - jest już po siedemnastej, podchodzi do mnie trzech młodych ludzi z nowiutkimi plecakami taktycznymi na grzbietach, w nowiutkich butach taktycznych na nogach... pytają: "jak daleko do schroniska?" - schronisko jest zaraz za zakrętem, schowane w tej chwili za szałasami, czyli NIGDY tu wcześniej  nie byli. Ok - ale wybierają się na Grzesia... na Grzesia nie jest daleko i szlak raczej łatwy, ale to i tak jakieś 2 godziny marszu, a oni JUŻ są zmęczeni! Będę na szczycie o 19. Schodzić będą już o 20, a w górach słońce zdąży się schować za graniami, nie mają czołówek "mamy latarki w komórkach"... no cóż tym razem Matka Ewolucja była łaskawa i nie wyeliminowała ich genów z puli genetycznej ludzkości (przynajmniej ja nie słyszałem o takim wypadku w Tatrach), a może poszli po rozum do głowy i przygody zakończyli w schronisku na piwie?

A co myśleliście że Wam się bez  mapki upiecze?