Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wycieczka Szkolna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wycieczka Szkolna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 czerwca 2019

"Ja prosze pana osiem lat w Warszawie mieszkałam, ja wiem jak mam chodzić..." czyli wycieczka szkolna.

Do tytułowej opowieści jeszcze wrócimy, ale na razie zaczniemy sobie spokojniej. Wycieczki szkolne w formie rajdów, nie cieszą się popularnością. To żadne novum... nigdy się nie cieszyły! Fakt że dziś mamy do dyspozycji parki rozrywki, galerie, nowoczesne muzea, niczego nie zmienia, nie o konkurencję tu wszak chodzi.  Dzisiejsza młodzież jest zła i głupia dokładnie w takim samym stopniu jak wszystkie pokolenia od czasów Sumerów (bo stamtąd mamy pierwsze zapisy), a pewnie i przed Sumerami tak samo było. 

W każdej klasie mamy "skautów" (to ci których wszędzie pełno, bardzo przydatni społeczności, skutecznie niszczeni są jednak przez sfeminizowane szkolnictwo), "rolników" (pielęgnowana trzódka, cicha i pokornego serca), "arystokrację i gwiazdy" (bywają męczący, ale zawsze można na nich liczyć w kwestiach reprezentacyjnych). Jak łatwo się domyślić tylko "skauci" chętnie jeżdżą na rajdy, dla "rolników" to przykry obowiązek, któremu poddają się bez protestów ale i bez entuzjazmu. dla "gwiazd i arystokracji" wręcz katorga, zesłanie i szykany. Do tego jeszcze młody wiek, który sprawia że większe znaczenie ma towarzystwo grupy rówieśniczej, niż najbardziej ciekawe ciekawostki, najrzetelniejsza wiedza, najpiękniejsze widoki itp. 
Reasumując - rajd klasowy to atrakcja porównywalna tylko z wykopkami.  

Inna sprawa iż ja osobiście nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia, naciskając na organizowanie takowych w klasach moich synów. Czemuż? Ano temuż iż jest to dla wielu z nich możliwość (pierwsza, często jedyna na lata) zobaczenia czegoś innego niż centrum miasta, galerie handlowe i odmóżdżające migotanie ekraników. Podoba się czy nie, ruszamy. 

Zbiórka, wyjazd... dwudniówka, niektóre dziewczynki zabierają potężne walizy na kółkach... ja wprawdzie mam dwa plecaki, ale tylko jeden z rzeczami osobistymi, a drugi to plecak techniczny, mam tam np. maczetę, składaną piłę, siekierkę, łuk, strzały, harpun pneumatyczny, ot taki sprzęt survivalowo rozrywkowy ;).

Pierwszy przystanek 

 WYTRZYSZCZKA

Malownicza Figura Jana Nepomucena tuż obok szkoły, blisko przeprawy promowej przez Dunajec, więc jak najbardziej w adekwatnym miejscu. 
(oczywiście nie omieszkałem dodać do map googli)


Byliśmy też pod "rekonstrukcją" zamku Tropsztyn, ale był zamknięty, więc tylko sobie a muzom opowiedziałem kilka zdań na jego temat i poszliśmy w kierunku promu. 
 
 Wzmiankowany wygląda tak...

 I akurat... film kręcili! 
No nie tyle film, co program Ziarno (będzie podobno na początku lipca, ale raczej bez nas, nawet w roli tła). Trochę bezczelnie kręcili sobie ujęcia, a myślmy stali w skwarze, no ale w końcu widząc że zaraz będzie awantura pozwolili nam się przeprawić.   

TROPIE
Tropie i Tropsztyn, dokładnie tak kochani!, dobrze się domyślacie - dzisiejszy podział administracyjny nie odpowiada zastałościom (co myślicie o tym neologizmie?)  historycznym.
 
 Kapliczka św.Andrzeja / Świerada i św. Benedykta. 

 A to już źródełko św Świerada 
(jakoś wolę to słowiańskie, wskazujące na cyrylometodiański ryt wyznania, imię).
Tyle że WYSCHŁO ! 
Serio! Cały maj lały deszcze, jesteśmy początkiem czerwca a źródło które sączyło wodę nawet w czasie największych susz... wyschło! 
Żartuję sobie że to z obawy przed czeredą która przyprowadziłem - ale wewnętrznie mi do śmiechu nie jest - nie lubię takich znaków. Nawet jeśli to tylko chwilowa anomalia wywołana właśnie zmasowanymi opadami, to i tak mi się nie podoba. 

Potem wracamy - oczywiście wcześniej jeszcze jeszcze konkurs - znajdź czaszkę (Miłosz się był wychylił, pomimo zakazu z mojej strony, i zasugerował lokację, więc musiałem ufundować dwa bo znalazców było dwóch ex aequo.

Zachodzimy pod kościół w Tropiu a tam... znów ta sama ekipa, nakazują nam schować się w środku. Co skrzętnie wykorzystujemy bo zazwyczaj zamknięty i można tylko przez oszklone drzwi (prawda ze duże) popatrzeć.  
    
 Taka piękna, wierszowana elegia/epitafium ku czci Adama Siedmiogrodzkiego 
Polaka - ale jak wskazuje nazwisko węgierskiej krwi - wygląda na ciekawą postać. Będę musiał poszperać w tej materii, czuję że czai się tu historia bardzo warta opowiedzenia. 
 

 Pani przewodnik, zasadniczo bardziej zajęta myślami o ekipie telewizyjnej, ale jednak to i owo nam pokazała.

 Np. o tej krytej w ścianie chrzcielnicy nie miałem pojęcia. 

 Gmerki, odsłonięte na ścianach, najstarszej części kościoła. 

 który ewidentnie miał obronny charakter. 

A potem znów na prom i wracamy. 


 Jest okazja zawrzeć sojusz tarnowsko - podhalański. Choć zważywszy na fakt, że wydano tam co najmniej 25 TYSIĘCY kenkart goralenvolku, to pozostaję przy osobistej zasadzie, by trzymać się od nich z daleka.

Pakujemy się do autokaru i jedziemy na 
ROŻNÓW  
Rożnów dla Tarnowa to miejsce ważne, bardzo ważne, porównywalne tylko z Melsztynem. To melsztyński rycerz Spycymir (przypomnijcie mi kiedyś żebym Wam pokazał "komiks" z tarnowskiej fary na ten temat) Tarnów był zakładał, zaś z Rożnowa pochodziła rodzina w którą wżenił się wpierw Zawisza Czarny z Garbowa, a potem Tarnowscy przez co ród się był wytworzył, dzielny, silny, i rozumny ponad swą epokę. 
 Szyja prowadząca do beluardu
(takie dzieło fortyfikacyjne, co mogło roznosić artylerią oddziały wrogów, samo jednak na ataki odporne, a jeśli by się któremu wodzowi uwidziało szturmem ówże brać, srodze by za to liczebnością swych wojsk zapłacił - co tu dużo mówić. Koncepcje Tarnowskiego były aktualne jeszcze do XX wieku, a zbudowane w ich myśl twierdze, np. Przemyśl nie zostały zdobyte!)
 
 A to już lochy budynku bramnego. 
Tu trzeba przyznać że radochę miały wszystkie (no prawie) dzieci. 

 Kościół w Rożnowie
Jego odwiedzenie tradycyjnie poprzedzone było wyścigiem pod górę. cztery lata temu, tylko jeden chłopak był szybszy ode mnie - teraz aż czterech!!! 
Starość... pocieszam się tym że ja miałem ciężki plecak na sobie a oni biegli na lekko, ale to marne pocieszenie... Starość...



Potem droga nad zaporę. 
Zamek Rożnowskich w prywatnych rękach - ani widać by coś tam się działo, ogrodzenie zwalone - w sumie to mógł bym tam młodych zabrać - ale wolałem nie ryzykować, sprawa by się rypła, i jeszcze szkoła miała by kłopoty.  

zapora
W sumie to nic by się administratorom tego miejsca nie stało, gdyby powyławiali tą wyspę śmieci (łącznie z padliną utopionych zwierząt!!!) i posprzątali akwen po wiosennych wezbraniach! 

Ostatni przystanek
JAMNA
 Widoki z wieży widokowej przy bacówce.

 Bacówka... bacówka? No właśnie! - nie ten klimat, nie ten ryt, nie ci ludzie...

Żeby młodzi nie mieli zbyt słodko zabieram ich jeszcze na krótki (dla mnie) spacerek po Jamnej.
 Kaplica męczeństwa 
(to tu dzielni niemieccy żandarmi, bochatersko rozstrzelali matkę z trojgiem maleńkich "banditen")
 
 Republica Dominicana 


 Młodzież miała okazję zaobserwować wyższe od siebie stadia ewolucyjne.
 

 Kapliczki poukrywane pośród drzew i zarośli 

 Nawiązujące do bizantyjskich ścieżki różańcowe

 Kapliczkę maryjną i 

 grób Ojca Andrzeja Hołowatego  obok
Warto wejść na poświęconą Jemu stronę i poczytać, lub posłuchać homilii - krótkie, proste i celne jak prawy podbródkowy - chwila musi minąć nim człowiek uzmysłowi sobie że oto leży na deskach a cała mądrość własna w którą się wierzy, to pył tylko... 

 Wnętrze kapliczki.
A propos - cofnijcie się jeszcze o dwa zdjęcia i powiększcie sobie kapliczkę z zewnątrz - na drzwiach są narty Ojca Andrzeja. 

 Graciarnia - ale jakże artystycznie poukładana. 
młodzi mogli zobaczyć np. cepy (w moim pokoleniu, przynajmniej dzięki Wejściu Smoka wiedzieliśmy co to nun-czaku... dla nich to artefakt kompletnie niezrozumiały) 

 Galeria chwały



 A to już widok z okna mojej izolatki w bacówce

 Tu na zapleczu bacówki, do tych szpul rozpoczęliśmy ostrzał z łuku i harpuna  - z czterech strzał do łuku przetrwała jedna, z trzech do harpuna (hartowana stal) żadna. Ostrzał był tak intensywny że materiał z których je wykonywano nie wytrzymywał - hartowane ostrza popękały, strzały uległy rozwarstwieniu. Za to przybyło otarć od cięciwy, sińców itp. trofeów które młodzi sobie z dumą pokazywali. 
  
 I padalca się udało namierzyć - przez chwilę był obfotografowywany niczym celebryta. 
Tyle że ja ostrości jedną ręką złapać nie mogłem. Ale wiem że zdjęcia innych są udane. 

 Aż nadszedł zmierzch 

 I przyniósł ochłodznie

 Oraz:
Komary! 
Tudzież 
Warowanie na korytarzu i przy balkonach, bo chłopcy rzucili hasło: 
- "jak pójdą spać (znaczy my, czyli opieka) to wbijamy do dziewczyn!"  
na co dziewczyny odpowiedziały
- "nawet o wbijaniu do nas nie myślcie... czekamy na was" 

Potem było np. szeptanie
-"poszedł już, nie słyszę..." (z pokoju)
-"JESTEM!" (to ja, z korytarza)
- "kur.a" (wyszeptane z pokoju)
- "słyszałem!" (znowu ja z korytarza)
szury i szmery w pokojach...

albo 
- "Tu, chodź po balkonie" (z pokoju)
usiłowanie przejścia po barierkach i zejścia w dół (amatorzy, nerdy, geeki - ja w ich wieku urywałem się z pokoju w ciągu pierwszych 5 minut!!) 
Załączam latarkę i silny snop kieruję niczym na zbiegów z Alcatraz, oczywiście patroluję także rejon zewnętrzny, niech sobie nie myślą że są cwańsi i mają do czynienia ze zgredem nie kumatym. Rozlegają się piski (to zawiedzione, albo "ocalone" dziewczęta), i klątwy (chłopcy), ale dość szybko pierzchają niczym karakony do szczelin i znów wszystko wydaje się uśpione...
Ułuda, gra na wymęczenie przeciwnika - tyle że ja pracuję na zmiany - wymęczyć zmianowca w ten sposób nie podobna. 
Dwadzieścia po drugiej konają ostatnie niedobitki, w bacówce nastaje cisza nocna...

JEBU DUP - TUP, TUP, TUP!!! 
piąta rano szarańcza się przebudziła! 

Buzuję (gotowanie grzałką) sobie wodę na kawę na dole w łazienkach  po czym wychodzę na wieżę widokową pooglądać świat. Młodzi robią szum i harmider, ale głupot już nie narobią, więc mogę odsapnąć.  

 A widoki takie. Morze mgieł w Dolinie Dunajca.

 I kawusia...
to już chyba trzecia (rozpieszczalne, nie miałem fusiastych), pierwszą wypiłem nim wyszedłem z bacówki, więc wróciłem buzować następną...

A potem śniadanko 
I znów na rajdzik... a co? Cała noc wariacji, no to ich domęcze, niczym podjazd do Gliczarowa kolarzy.
Trasa, łatwa (niekoniecznie lekka): Jamna -  Bukowiec (Diable Skały, kościół/cerkiew) - Siekierczyna (opcjonalnie skała Wieprzek) - Jamna. 

 Borowiki się już pokazały...

 Bardzo rustykalny i stareńki Chrystus Frasobliwy z bukowca, na cokole nieczęsta płaskorzeźbiona scenka Adama i Ewy. 

 Skały 

 szczeliny skalne - kiedyś to było wejście do jaskini, ale po odsłonięciu skalnego zbocza - jaskinia stała się... półjaskinią ;) 
 


 Skała z tablicą Batalionów Chłopskich - oczywiście potwornie przeinaczoną przez komuchów (BCH jako część AL - kaducznie śmieszne, było by, gdyby nie było tak tragiczne)

Przy każdym punkcie staram się coś opowiedzieć - tym którzy chcą słuchać. W między czasie zaganiam dwa stada, niczym pies pasterski, do kupy - bo część poszła ze mną górą, a część dołem i nie wiedziała jak wyjść na górę. Więc podprowadzałem jednych, potem zbiegałem do drugich i też podprowadzałem kawałek, potem znów bieg na górę i tak w koło Macieju. le po trzecim kursie miałem już całą ekipę razem.  
 
 Kościół w Bukowcu - dawna cerkiew. Opowiadam im o babińcu, co budzi niechęć dziewczyn - niby czemu - miały miejsce widokowe, spokojne, ciepłe zimą, wentylowane latem... No ale ta cholerna babska natura... No bo niby czemu w innym miejscu niż mężczyźni?!  
Ano dlatego że kobiety mają tendencję do prowokowania mężczyzn swoją obecnością...
"phi, też mi, to dyskryminacja!" Gadaj z takimi!

A potem już Jamna (odpuszczamy sobie Wieprzka), bacówka  - obiadek...
A ja jednak wolę iść sobie do Schroniska Dobrych Myśli
na zestaw standardowy...
Oto zestaw standardowy! 
Kwas chlebowy, kawa, Szarlotka (wielka litera się jej należy) 

A był bym zapomniał. 
Jedna z dziewcząt miała takiego focha, że odmawiała trzymania się lewej strony jezdni. Na zwracaną uwagę odpowiadała jak w tytule; "ja proszę pana, mieszkałam osiem lat w Warszawie, ja wiem jak mam chodzić". Jeszcze dwadzieścia lat temu, trzepnął bym gówniarę w dupsko witką wierzbową i  z miejsca by się jej przepisy ruchu drogowego objaśniły... No ale nie wolno! 
Dzięki wam "liberałowie"... 
(większość nauczycieli była/jest zwolennikami tej ideologii, dlatego mi ich nie żal).
W pewnym momencie naprzeciw gówniary podjeżdża samochód, zatrzymuje się tuż przy jej nogach a kierowca opierdziela ją serdecznie, coś próbuje odpyskowywać, ale chyba widzi że zaraz facet wysiądzie i jej przyłoży, więc pokornie usuwa się na bok. 
Bijemy Kierowcy brawo, zatrzymuje się obok nas bo nie bardzo wie o co chodzi - tłumacze mu, że mi jej trzepnąć nie wolno, ale gdyby on to zrobił... to ja bym wcale widzieć tego nie musiał! 
Obyło się bez rękoczynów, a gówniara mimo wszystko się uspokoiła, choć ciągle coś usiłowała pyskować, jednak raz publicznie złamana straciła pewność siebie. 

Potem już tylko powrót do domu, kąpiel, łapanie kleszczy itp. atrakcje. W sumie to lubię być przewodnikiem grup szkolnych, ale coraz z nimi trudniej!