Piękną mieliśmy jesień tego roku - nie sposób zaprzeczyć, słonecznie, barwnie, w miarę ciepło - idealne warunki dla turystyki - no pomijając te kilka wypadków śmiertelnych w Tatrach, które w zasadzie należy wpisać w rubrykę "na własne życzenie". Jednak nie każdemu było dane w październiku wybyć w teren, a jeśli już to nie gdzieś daleko, ale kręcąc się po okolicach. Nam - znaczy mi i Chłopakom z mojej brygady udało się dopiero w listopadzie - i wiecie co barw na Połoninach nie brakowało... brakowało jedynie przejrzystości powietrza. W sumie i tak dobrze nam się udało, bo trafiliśmy w takie okienko między deszczami. A deszczy wcale nie za wiele... wcale nie, wprawdzie na szlakach bieszczadzkich błoto jak się patrzy, ale zalewy takie jak Klimkówka straszą odkrytym dnem. nadzieja w tym że wilgotna pogoda, nasyci ziemie wilgocią i roztopy nie wsiąkną w podłoże ale zasilą zbiorniki retencyjne, jeziora i rzeki - no zobaczymy... wszak wcześniej jeszcze musi mieć co topnieć.
Liczyliśmy na nieco większa ekipę, że pojada z nami chociażby Ania i Iza, ale niestety, Dziewczyny pracują Jarek nie może... zostaje piątka. Więc T piątka też zostaje bo nie ma sensu jej gonić, jedziemy Audi Marcina, raz że na gaz, a dwa... nie ja będę prowadził, co daje mi znacznie większe możliwości degustacyjne ;)
Dwa dni przed wyjazdem cały wieczór u Aneczki poświęcony na "Wielką Wodę", nie powiem, poza tym że główna postać została wklejona w fabułę na potrzeby politpoprawności a same "cudowne" ocalenia mają posmak scenariuszy holyłódzkich, to film w miarę rzetelnie pokazuje to co się tam wtedy działo (szkoda jednak że nie pokazano "ekologów" protestujących nad czyszczeniem międzywala, ani zaniedbań w pogłębianiu koryta Odry). No trudno, pewnych rzeczy powiedzieć po prostu nie wolno.
Maraton skończyliśmy o drugiej w nocy - a oboje byliśmy po nocnej zmianie w pracy, rankiem trzeba było wstać, wysłać Bartosza do szkoły, wypić kawę i... poszliśmy na 15 kilometrowy spacerek po Mielcu i okolicach. Gdy wróciłem do domu, miałem siły już tylko na to by spakować się na dzień następny, wypić piwo dla rozluźnienia i walnąć się spać na narożniku, bo budzik ustawiony był na 2 w nocy i nie chciało mi się już iść na górę do sypialni.
O 3 przyjechał Marcin pod kościół św. Trójcy i zaczęła się przygoda - potem pozbierał jeszcze Piotra, a na następnym przystanku Jacka i Mariusza, ekipa była skompletowana.
O 6 rano byliśmy w Ustrzykach Górnych i Piotr z Marcinem żwawo pognali w kierunku... Tarnicy! Na szczęście udało się ich zawrócić. Plany były całkiem inne: POŁONINY - Caryńska cała i Wetlińska do Chatki Puchatka. I udało się je zrealizować w 100%-ach.
Jak łatwo zauważyć teren Bieszczad jest cokolwiek pagórkowaty, aczklwiek w dniu naszej wędrówki, łatwiej to było poznać po wzmożonych oddechach, niż naocznie z racji skrywających wszystko obfitych chmur. Zresztą zobaczcie sami:
|
Ustrzyki - niestety "mój" sklep po sezonie zamknięty i nie ma gdzie kupić wina marki "Bieszczady" |
|
Parking - pusty... |
|
Efekt zapoconego obiektywu... |
|
Bilety do BdPN kupujemy on-line - od razu mówię - MEGA GŁUPIO to rozwiązano!!! Tak wiem, są osoby które mogą się poczuć dotknięte tym co piszę, ale aplikacja jest co najmniej dziwna, pytanie o kierunek zastanawiające a już podawanie imienia i nazwiska każdego kto kupuje bilet jest nie na miejscu - sorry ale czy kupując bilet w budce podaję swoje personalia? Czy twórcy tego badziewia wzięli pod uwagę że tam jest marny zasięg? Na szczęście Piotr ogarnia wstępy, ale frustracja pozostaje, bo nie tak to powinni wyglądać a przed wejściami na szlak spokojnie mogą stać biletomaty. |
|
No cóż widoki cudowne, tylko przejrzystość mglista |
|
W sumie to dobrze że podpisali, bo w tych chmurach, bym się nie zorientował, że to już tu |
|
przeciera się? |
|
co nieco tak... ale mizernie i nieśmiało |
|
Wreszcie - krótko to trwa, ale jest! |
|
Szkopuł w tym że widoki się pojawiają jak już jesteśmy na zejściu i... nie będe Was trzymał w niepewności nim wejdziemy na Wetlińską, znów napłyną chmury, a co gorsze od północnego zachodu zacznie pizgac złem - czyli silnym, wilgotnym wiatrem. |
|
Stale słyszę utyskiwania na owe "schody" (wszystkie zresztą w BdPN) - ostatni90 osłabił mnie pewien facet, trzydziestolatek który oświadczył mi: "ja pamiętam dzikie Bieszczady, jak jeszcze tych cholernych schodów nie było"... hmmm - czyli chłopiec pamięta nie "dzikie" Bieszczady, ale najwcześniej te z początku XXI wieku! Ja pamiętam Biesy z lat 80-ych... ale wtedy już nie były dzikie! "Dzikie" to pamięta nasz blogowy Kolega Michał (którego tu serdecznie pozdrawiam) z bloga Wędrowiec Bieszczadu |
|
popas i popój... |
|
Cerkwisko i cmentarz w Brzegach |
|
Tam idziemy |
|
Chłopakowi w budce, zgłaszamy zakupione bilety przez Internet i idziemy dalej. Tu już nieco więcej ludzi, pewnie działa magnes jakim jest nowa "chatka Puchatka", bo na Caryńskiej spotkaliśmy może 10 osób. |
|
Znów nadciągają... |
|
Ale Caryńska pięknie odsłonięta |
|
Jest - Chatka Puchatka w nowej odsłonie |
|
I znów ta sama śpiewka... Bo Lutek Pińczuk to... i tu już narracja bliska autorowi wynurzeń. Tymczasem prawda jest taka że gdy Pan Ludwik (bo nie jestem z Nim na ty, i większość osób na Niego się powołujących także z Nim na ty nie jest... ale z lubością mówi "Lutek" - jak by w Bieszczadach a zwłaszcza na Połoninie Wetlińskiej spędzali 13 miesięcy w roku) tworzył "Chatkę puchatka" to na Wetlińską wedrowała może 1/50 tych ludzi co teraz (dwa moje ostatnie tam wejście i dwa razy wycieczka szkolna) i to głównie startych wyjadaczy. Obecnie pojawia się tam mnóstwo osób, w różnej kondycji i stanie zdrowia - którzy MAJĄ PRAWO tam wejść i mają też prawo liczyć na godny schron i... właśnie go otrzymali! |
|
Kolejni malkontencie pomstują że tam nie ma wyszynku, bo się "leniom" z BdPN nie chce, bo zarabiają na biletach itp. to im nie zależy et caetera tych samych bzdur - i znów warto nadmienić że Bieszczadzki Park Narodowy powołano w wielu celach... ale żadnym z nich nie było handlowanie piwem! Za to kawę mają tam dobrą, jest ciepło, nie wieje, można iść za potrzebą w GODNYCH warunkach... no ale to przecież nie zamknie jadaczek "ludziom gór' z pięcioletnim stażem i to głównie na forach internetowych... |
|
No spójrzcie na tę tablice za mną! Czyż nie piękne widoki? |
|
Ładnie, schludnie, nowocześnie, z gustem... już nawet wybaczyłem Parkowi tę nieszczęsna formę internetowej sprzedaży biletów. |
|
Schodzimy tą samą drogą. Piotr dzwoni po naszego "starego" przewoźnika", czekamy może 5 minut i już w przytulnym wnętrzu T4 - jedziemy do Ustrzyk. Tam przesiadamy się w równie przytulne wnętrze Marcinowej "Audicy" i |
wracamy, pozostaje kwestia uzupełnienia kalorii, były różne pomysły, czy to na miejscu w karczmie, czy po drodze, ale stanęło na tym że jedziemy do domu i tu w Tarnowie zatrzymujemy się na kebaba, w sumie dobry pomysł - bo bez czekania, a jak kto zamitręży przy jedzeniu, to sobie po prostu do domu weźmie.
ps. na drugi dzień tylko ja jeden przyjechałem do pracy rowerem... nie chwaląc się rzecz jasna ;)