Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szlak orlich gniazd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szlak orlich gniazd. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 września 2021

Korba na Szlaku Orlich Gniazd

W zasadzie kierunek akcji tak oczywisty że aż głupio się przyznać że jedziemy tam pierwszy raz - ale przecież zawsze kiedyś ten pierwszy raz musi być. W sumie, to Stachu i Ja już tu byliśmy, ale wiele lat temu lub samochodami - a to nie to samo! Szlaki na Jurze są nieźle oznakowane, ale wiecie jak to jest, szlak prowadzi tam gdzie prowadzi a nie koniecznie tam gdzie my chcemy jechać, do tego szlaki rowerowe są prowadzone w zupełnie nieprzemyślany sposób! Odcinki dla szosowców, mieszają się z leśno piaskowymi wyrypami, a potem przechodzą na miejskie uliczki... no ludzie ciut konsekwencji!  

Po kolejnym takim myku szlakowym, po prostu biorę mapę w ręce i prowadzę traktami asfaltowymi, lub w najgorszym razie szutrem, inaczej się nie da. Ciekawe kto ten szlak tyczył? Inna sprawa że np. niebieski kolarski - jest naprawdę fajnie poprowadzony, ale to znowu szlak dla szosowców, a nam chodzi o coś pośredniego. Jakoś udaje się te wymagania spełnić. 

Jedno co trzeba przyznać lokalnym kierowcom to... niewiarygodną głupotę i lekceważenie praw rowerzystów, zajeżdżanie drogi, wymuszanie pierwszeństwa a nawet potrącenia mieliśmy na porządku dziennym. Szkoda że przy tym potrąceniu mnie nie było, a dziewczyny ne zrobiły zdjęcia gostka który cofając uderzył jednego z naszych. Z drugiej strony wnoszę chyba że to jakaś wrodzone wada genetyczna - bo reagują całkiem jak mój kot. jemy też powtarzam "de**lu! tak nie wolno robić" i wtedy patrzy na mnie tymi swoimi ślepiami nie wyrażającymi żadnej myśli, które zdają się mówić "no przecież jestem de**lem, to czego się spodziewałeś?" - kierowca  który zajechał mi drogę a wcześniej wymusił pierwszeństwo miał dokładnie w oczach tyle samo rozumu co mój kot.

A poza tym kraina piękna!!! Naprawdę piękna.

Wielkim plusem Korby jest to że nie mają parcia na "zwiedzanie" każdego z obiektów po kolei - po prostu zajeżdżamy pod zamek, oglądamy go sobie ale nie wchodzimy do środka - bo i po co? Tam nic nie ma! Naprawdę - to stery pozlepianych wapienną zaprawą wapiennych kamieni, które kiedyś pełniły jakąś funkcję a teraz służą do dojenia pieniędzy z turystów którym się nudzi! Z Marzenką "zrobiliśmy" ponad dwieście zamków w Polsce i jeszcze kilkanaście za granicami.  Zaledwie kilka warte było pieniędzy które wydaliśmy na wstęp (oczywiście nie mam na myśli tych darmowych całkiem), w większości jakieś smętne rekonstrukcje, makiety, wyobrażenia. Niczego nie dotykaj, nic nie działaj i jeszcze dopłać za robienie zdjęć!

Tak ja wiem, ktoś te obiekty konserwuje, sprząta stara się o jakiś wystrój... ale wiecie wstęp jest wart może 5 zeta! Serio! Nie więcej! Niestety włodarze naszych gmin (bynajmniej nie prostacy, to ludzie wykształceni i obyci tylko... nie mający pojęcia o robieniu interesów, oraz żyjący w świecie swoich mniemań) nie wiedzą że zarabia się DZIĘKI atrakcjom a nie na atrakcjach! - zdajecie sobie sprawę że jeden z tych ludzi tłumaczył mi że wejście na wieże widokowe powinno być płatne? I jeszcze te wyliczenia - codziennie kilkaset osób, każda po kilka złotych jaki to biznes...niestety nie można bo za pieniądze unijne ... Rany pierwszy raz w życiu cieszyłem się że to za UEsrebrniki a nie za polskie miedziaki. Jak wprowadzimy płatność za wejście to po prostu wejdzie tam jedna na kilkaset osób dziś wchodzących... Ale jeśli obok wieży postawimy pawilonik z napojami, szaszłykami czy kebabem to... przyjedzie jeszcze więcej osób, zostawią masę szmalu w pawilonie i odjadą szczęśliwi. No ale to za trudne dla decydentów...

Więc teraz już gminy "biletują" co się da... A potem płacz że turystyka zamiast przynosić zyski wymaga dotacji...

No nic w każdym razie my NIE WCHODZIMY - po prostu objeżdżamy sobie to co chcemy zobaczyć, ważniejsza dla nas jest przygoda i bycie razem. Zysk jest podwójny, w kieszeni zostaje więcej pieniędzy na piwo i pizzę a w zegarku więcej minut na dobrą zabawę.

Jak widzicie na mapce szaleństw nie było, sporo zamków i ich ruin opuściliśmy - ale są plany na cały szlak, tylko jeszcze skołujemy skądś drugie życia bo tych może nam na realizację planów zabraknąć ;)

Z Olkusza grupa nasza rusza

Pierwsze rzuty okiem w kierunku Rabsztyna, jeszcze z pobocza szosy Olkusz - Kraków


Cala nasza dzisiejsza grupa - od prawej Ela, Stach, Bartosz, Agata, Ja... cholernie brakuje mi Ani



Zaraz za Rabsztynem zaczyna się zabawa - szlaki się mylą, pętlą i prowadzą diabli wiedzą gdzie. Pozostaje sięgnąć po mapę i nawigować od punktu do punktu. Tak też robimy co rychło, acz po przeprawach przez lasy, piachy i wykroty doprowadza nas do Krzywopłotów, a ściślej do przysiółka... Tarnówka gdzie są ruiny zamku Bydlin.

Jest to też miejsce bitwy z 1914 roku, gdy wojska Austro-Węgierskie z pomocą Legionów Polskich próbowały powstrzymywać potężną kontrofensywę rosyjską zwaną "Walcem Parowym"





taki świątek frasobliwy, na granicy Małopolski i Śląska

O oddali zamek Smoleń.

A to podnóże zamku - nie mamy ochoty go zwiedzać, ale pospacerować już tak.

 
Okazuje się że towarzystwo zgłodniało, w sumie tomiało prawo zgłodnieć. Już kilka godzin jesteśmy w terenie. Niestety w okolicach Smolenia żadnej sensownej wyżerki nikt nie serwuje. Możemy kręcić do Pilicy (byłbym za, gdyby było więcej czasu na zapoznanie się ze Skansenem Rzeki Pilicy - bo tam militariów wybór potężny a ciekawy), albo zacisnąć brzuchy i jechać aż do Kluczy, licząc że coś się po drodze znajdzie, a jak się nie znajdzie to w samych Kluczach na pewni będzie... fakt było w samych Kluczach, nic wcześniej.
 
Pieskie życie włóczęgów ;)

Tak macie rację - tu jedliśmy, naprawdę niezłe pizze...

W oczekiwaniu na posiłek oglądając pasjonujące wyścigi ślimaków ;)
 
A potem ostatni punkt programu czyli... Pustynia Błędówska. W zasadzie jak by się dobrze postarał, to pustynię można by zrobić stąd do Mielca i na północ za Warszawę... Czemu nie ma tam pustyni? Ano pewnie dlatego że wbrew gadaniu "ekologów" i "osób zatroskanych stanem środowiska naturalnego w Polsce" ma się ono całkiem dobrze.




Oj tam to by się człowiek wyspinał, żeby sobie na okolice pozerkać




Widzicie w oddali karawanę wielbłądów? *





Zjawisko kwantowe, z pogranicza magii... trzy nagie rowery bez jeźdźców!


A potem już grzecznie choć z DUUUUŻĄ prędkością do Olkusza, tam załadunek na auta i... w drogę do domu, a powiem Wam że nie chciało się wracać. Jeszcze by sobie człek trochę tam pokręcił, tu i ówdzie się zatrzymał, zobaczył miejsca wcześniej pominięte

* - jeśli widzicie to koniecznie zwróćcie się do lekarza, jeśli zaś nie widzicie to... słusznie bo jej tam nie było ;)

poniedziałek, 23 października 2017

Orle Gniazda

Jeszcze dwa tygodnie temu dał bym sobie łeb uciąć że zamki (strażnice) na Szlaku Orlich Gniazd mamy zaliczone w 125% i jeśli jechać tam to na "podróż sentymentalna" a nie eksplorację. Tymczasem.
Tymczasem Marzenka zasiadła przy mapach, leksykonach, przewodnikach i internecie, po czym po kilku godzinach orzekła iż jest tego, znaczy miejsc które trzeba "zaliczyć" jeszcze 14 sztuk! Albo zatem wujo Alzheimer mnie odwiedza, albo mieszają mi się wspomnienia z czasów harcerskich i te już małżeńskie. Tak czy siak 14 lokacji nie w kij dmuchał.

Znów kolejna filiżanka kawy, research w leksykonie i internecie, ale oto mamy listę miejsc do których pojedziemy - część wypada ze względu na okoliczność iż już praktycznie nic tam nie ma - relikty reliktów, a jednak na stosunkowo krótkim dniu  czas ma swoje znaczenie.

Pewnie można by zacisnąć zęby, wstać w nocy, wsiąść w auto, odpalić i pojechać tak by na miejscu być o świtaniu... Tylko że to ma być PRZYGODA a nie katorga!  Budziki ustawiamy zatem na siódmą rano... wstajemy koło ósmej o dziewiątej jesteśmy w zasadzie gotowi do wyjazdu ale... udaje się odpalić przed dziesiątą bo jeszcze zakupy w chrząszczyku. Nie jest źle, ale dobrze też wcale. Z listy wylatują jeszcze dwie lokacje, tak aby pozbyć się niedoczasu i jakoś z Googlemapami dochodzimy do konsensusu - ostatni na liście będzie już równo z zachodem i to pod warunkiem że wszystko pójdzie OK.

Próbowałem nastawić nawigacje w Mapiemap - ale klęska totalna. Zna tylko ulice, a w większości wypadków tego także nie, nie mamy czasu by dojeżdżać do miejscowości i stamtąd dopiero szukać zabytku. Co innego Googlemapy. Każda jedna placówka pojawia się jako znaczek, wystarczy stworzyć z nich sensowną "prostą łamaną" tak by zaczynać od najdalszej i łączyć je najkrótszymi odcinkami. Dylemat listonosze rozwiązywałem już tyle razy w życiu iż do tego podchodzę intuicyjnie, z pełnym sukcesem nie chwaląc się rzecz jasna. Do tego zauważyłem ciekawą właściwość Googlemap. Po zaliczeniu danego punktu, lub choćby bliskiego pobliża (bo wszak jest i dalekie pobliże... czy to moja wina że "język polska trudna język" i to jak nie oksymoron to tautologia?) sama automatycznie naprowadza na punkt następny!

Do Krakowa jedziemy Autostratą - bałem się jakiegoś korka, bo idiotów ci u nas dostatek i nie ma dnia by nie dochodziło tam do kolizji. Ale fart nam sprzyja i szybko okrążamy Kraków od południowego zachodu wjeżdżając na trasę olkuską. Tę znam sprzed lat, zawsze była ruchliwa, teraz to żmijka w jedna, żmijka w druga - niby szybko, ale męczy jak cholera. Na szczęście 80 km. do pierwszego punktu mija sprawnie, w rozbłyskach przekleństw i wydziwiania raz na zawalidrogi, innym razem na wyścigowców. Potem jednak rozlega się zbawienny głos "za 400 metrów skręć w prawo" i jestem w raju - puste, boczne drogi, kręte, wąskie i malownicze - 40cha na nich to już "niebezpieczna prędkość" ale za to jaki spokój...


Zobacz trasę w Traseo



PRZEWODZISZOWICE

 Tu zostawiamy samochód na parkingu turystycznym i z buta śmigami kilkaset metrów pięknymi jesiennymi terenami.

 Po drodze mijając malownicze skałki wapienne. 
ostańce lub de modo ostatnio nunataki.

 Na tych co większych umieszczono szereg strażnic granicznych, które z racji swego położenia, dały nazwę całemu obszarowi jako "szlak orlich gniazd".
Dumna ta nazwa, wprawdzie oddaje koloryt miejsca, lecz na moje oko nie specjalnie pasuje do żołnierskich stanic, a wszak żołnierze tu stacjonowali (ściślej mówiąc w wygodnych drewnianych chatach, u podnóża, lubo u lubych na wsiach pobliskich, tu chronili się tylko w razie konieczności walki) nie szlachetni i dumnie rycerze jako by tego legenda chciała. 
  
 Pewnie Freud by miał na ten temat swoje zdanie - ja wszak mam jego zdanie, jeszcze głębiej niż wleźliśmy.  Miał bym ochotę jeszcze głębiej i jaskinka puszczała, ale Marzenka nie puszczała i trzeba było do wyjścia. 

 A potem jeszcze takie zabawy i schodzimy, w wiatce turystycznej kilka bułek i pasztet, zwiększyło swoja entropię, zmniejszając naszą, co dało nam energie do dalszej akcji. 
Przy okazji nakarmiliśmy też wsiowego psiaka żebraka z ropiejącą raną na grzbiecie - zwierz z rasy tych co kość widziały tylko wtedy gdy przydarzyło im się otwarte złamanie...
Cholernie nieufny, widać niejednego kopa zebrał, ale puszkę pozostawiona w bezpiecznej odległości wyczyścił do zera. oczywiście puszka powędrowała potem do samochodu - ja nie zostawiam po sobie śladów, nawet wtedy gdy obok miejsca posiłku są jakieś urządzenia symulujące kosze na śmieci. nasze w 100% wróciły do Tarnowa.  

MIRÓW  


 Jedno z dwóch miejsc gdzie udaje nam się kupić kartki pocztowe, w zasadzie jedną i to z numerkiem bo ostatnią... ale co tam!
Oczywiście w przyzamkowej Gospodzie - mają nawet okolicznościowy stempelek! 
Polecam, parking za darmo, a lokal miły oku i z fajną obsługą. 


 Uff... a już się przewracała ;-) 


 Takie plenery tylko tutaj! 

 Herb Dołęga - dziwne moim zdaniem powinien być Jastrzębiec co nieco podobny tyle że podkowa w górę i krzyż zamiast strzały.  Ciekawe, pomyłka czy celowe nawiązanie do jakiś koligacji? 

 Wnętrza - nie napawają poczuciem bezpieczeństwa.
 Ale z zewnątrz - pozory potęgi są...
 Obchodzimy obiekt dookoła - rewelacyjne tereny spacerowe, mógł bym tam godzinami sie plątać, po okolicy.

 A potem dalej w drogę - bo stary drań Chronos ściga.
Po drodze widzimy skałę zwaną Okiennikiem Wielkim.
Ale z samochodu podczas jazdy zdjęcia nie wychodzą.
  
BOBOLICE
 Ładnie odremontowany zamek, z ciekawa historią i 

 ciekawym dniem dzisiejszym...

 Z malowniczym

 mostem skalnym
 I płatnym wejściem! 

 A my płacić nie lubimy - zwłaszcza wtedy, gdy po wnętrzu nie spodziewamy się niczego ciekawszego niż po zewnętrzu, gdyż doskonale znamy takie rekonstrukcje i sposób tworzenia w nich ekspozycji.
A propos - co to jest to drewniane, przyległe do murów? 
My wiemy a kto się pokusi o odpowiedź?
 
 O i jeszcze na koniec... najsłodszy z ciężarów. 

MORSKO
 Morsko to obecnie kombinat wypoczynkowy z milionem urządzeń i instalacji, ze stadniną, kortami i ... stokiem narciarskim! 

 Tylko zamek, po macoszemu i nawet trudno poznać, czy to ruiny, czy nie współczesna instalacja mało rozgarniętego architekta amatora po studiach wieczorowych... 

 Za to u podnóża zamku gospoda - w stylu drewniano zakopiańskim. 
Obsługa sympatyczna, ceny tragiczne do tego szarlotkę podgrzano w mikrofalówce!!!! 
O horrendum! O szelmy! Piekła dla Was nie starczy! 
Ps. kibelek dla klientów free - co ma bądź co bądź nie liche znaczenie ;-) 

Ps2 - wchodząc na Traseo z linku pod mapą - znajdziecie także zdjęcia np ze stoku narciarskiego - co polecam zainteresowanym.

PILICA
 Miałem bardzo bogate plany co do Pilicy - ale nazwa okazała się cholernie adekwatna... piliło nas!
 
 Do tego teren prywatny, wstęp zabroniony - ja bym, to olał ale Marzenka jest jedyną osobą której zakazy respektuję a skoro i Ona orzekła nie lzja no to ruki pa szwam i paszli w pi... znaczy nazad.

SMOLEŃ (miejscowość) PILCZA (zamek)

Wstęp płatny, parking nie. pokręciliśmy się po okolicy - zresztą i tak jedyne sensowne zdjęcia obiektu można wykonać z oddali.
Ale tu nasz cyber przewodnik ogłupiał co nieco, i zaczynamy błądzić - bo i jemu namiarów z satelity brakło. Zataczam pętelkę (circa about - trzy kilometry z hakiem), i widząc że nic z tego nie będzie, namierzam następna lokację na mapie i ufny w swojego geniusza locji zapylam jakąś błotno, polną alejką - wreszcie nawigacja łapie FIX'a i ... kurza twarz! Ale miałem intuicję! 

   RYCZÓW
 Tu jedynie czeka nas quasi parking przydrożny - ale fajnie jest się przejść, tym bardziej że im dalej w las, tym więcej zamku i wkrótce mamy już wszystko na oku - i znów znać o sobie daje stara mądrość ludowa - iż z bliska widać najgorzej. 

 Uwierzcie na słowo tam na szczycie jest szereg kamieni, spojonych zaprawą i są to ruiny strażnicy.

GPS znów świruje. Dopytuje lokalsów o dalszą drogę. Chętnie pomagają - obrazowo opisując którędy i jak, z zastrzeżeniami "ale tamtędy nie przejedziecie" - no jasne trzeba poszpanować przed kobietą obok kierowcy - bo w domyśle jest oczywiście "WY nie przejedziecie - bo my twardzi miejscowi i w ogóle to spoko przejedziemy..." 
No ok. nie przejedziemy, tędy i tamtędy, i owędy także nie - więc musimy jechać prosto? tak? 
No tak! Prosto i tam potem będzie znak...
Oczywiście jedziemy, oczywiście nadkładamy drogi, oczywiście w pewnym momencie mijamy się z jednym z nich, na motorku, szelmowsko uśmiechniętego ... on przejechał. 
Un Polonez Passe partu - (nie oczekujcie ode mnie znajomości ortografii francuskiej)

RABSZTYN
Tu jesteśmy już na styk ze stykiem Słońca i horyzontu, ale jeszcze na tyle jest światła, ze możemy poruszać się bez latarek. 
zamek zamknięty, parking płatny - ale pilnujący go człowiek nieskory do pobierania opłat de facto za nic! 
 
 Po drodze ciekawostka, o której wcześniej nie czytałem.

 Nader Ciekawa postać! 
Jak widać nie w pałacach rodzą się bohaterowie. 

 "pijmy szybciej bo się ściemnia" 
jak by skomentować mogli bohaterowie dramatu Jerofiejewa 
"Noc Walpurgii albo kroki komandora"
(kto nie zna, polecam - zwłaszcza w wydaniu teatru TV z ekstra rewelacyjną obsadą)
 
 Tu też trwa remont - albo mają instalację do ekstrealnych zjazdów na linie ;-) 
A swoją droga sam bym się śmignął na takiej pochylni. 

 Krajobrazy cudo



A potem schodzimy.
 Do resztek słońca, dojadamy, w wiacie umieszczonej obok Domu Kocjana, resztki kajzerek i pasztetów, dopijamy kawę z termosu i ogólnie to co mamy, a czego nam się wieźć z powrotem nie chce.
 
 I jeszcze ostatnie zdjęcie dokumentujące połowiczne zwycięstwo Chronosa, w końcu nas dopadł, wcześniej zmusił nas do okrojenia planów - ale przecież zdążyliśmy nie mało zobaczyć, dotknąć, powąchać, wspiąć się, wpełznąć, zachwycić, wzruszyć, pogadać, pojeść, popić... 
Zdążyliśmy i to jest najważniejsze. Bo walkę z Chronosem przegrywają tylko ci którzy boją się jej podjąć.