Nie nie jest to post o polityce!
Wałem nazywany jest podłużny garb terenu, właśnie wał przypominający, z definicji wygląda to tak że po obu stronach wału jest obniżenie terenu. Czym zatem różni się wał od grani? Poza graniami skalistymi, w zasadzie różnica polega na punkcie widzenia - jeśli podłużne wyniesienie terenu biegnie wzdłuż naszej drogi to jest to grań, a jeśli w poprzek... wał. ;-) Geomorfolodzy mogą mieć na ten temat setkę odmiennych zdań i zasypać nas definicjami, co jednak nie zmienia faktu iż ogólnie rzecz biorąc moja definicja jest prosta i zrozumiała.
Zatem mamy wały - na południe od Tarnowa są dwa - Wał Rychwałdzki i Wał Lichwiński - stanowią w sumie jedno pasmo wałów, ale ze względów administracyjnych podzielono je tak a nie inaczej.
Zbudowane są z łupków, pokryte warstewką ziemi i poza jako tako płaskimi kawałkami, porasta je las. W trakcie I wojny światowej dwa razy były świadkami i polem krwawych bitew. Pobliskie wzniesienie, zostało nazwane "głową cukru" (Zuckerhut nie mylić z Zuckerbergiem ;-) ). Wcześniej nosiło polską nazwę "Gródek" i prawdopodobnie była tam jakaś ogrodzona osada, bo takie toponimy mało kiedy są nieadekwatne. Szaleństwo wojny przetaczało się tędy w 1914 roku - gdy wojska Austro-Węgierskie bohatersko i rozpaczliwie próbowały kosztem ogromnej daniny krwi zatrzymać rosyjską ofensywę zwaną "Walcem Parowym", a drugi raz gdy w maju 1915 roku same rozpoczęły operację Gorlicko-Tarnowską by odrzucić "Carskich" daleko na wschód, poza granice Galicji. Do dziś zostały tu na okrutną pamiątkę cmentarze kryjące szczątki poległych i okopy (powoli zarastające, ale wciąż jeszcze pomimo ponad stu lat czytelne).
Ja wybrałem się tam, w celu skonfrontowania opowieści kolegi z pracy o atrakcjach agroturystycznej Chaty pod Wałem z moimi wyobrażeniami, aby sprawdzić czy w kamieniołomach wciąż są traszki oraz by odnaleźć "Diabelski Kamień". Powiedzmy odniosłem połowiczny sukces... Traszki są w kamieniołomie. A reszty dowiecie się z tekstu.
Zobacz trasę w Traseo
Ale że harcerz nie pęka, zresztą popatrzcie sami:
Mapka nieco edytowana, bo po pierwsze primo sprzęt mi nawala, znaczy bateria i wyłączył się tak w okolicach 4/5 trasy, a primo drugie GPS wariował jak pijana ciotka w Pradze i odchyłki od rzeczywistości miał rzędu kilkudziesięciu metrów ("jedź prosto" powiedział uroczy głos z nawigacji, "nie widziałeś człowieku tej skarpy?" zapytał św. Piotr).
Do tego wilgotność w granicach 125% (z trendem wznoszącym) bo było po deszczach a wyszło piękne beskidzkie słońce i las zaczął parować niczym puszcza amazońska na Borneo. Ale dałem radę... a byłby zapomniał, kij trekkingowy też mi się rozkleił i rączkę musiałem trzymać w ręce...A aparat fotograficzny wziąłem, tyle że karta pamięci została w komputerze...
Ale że harcerz nie pęka, zresztą popatrzcie sami:
Ukryte na skraju lasu miejsce pamięci. Pokazywał mi je Dziadek, gdy jeszcze było oznakowane ledwie kamykiem i to bez inskrypcji.
Potem kamień zmieniono, dodano napisy, pojawił się krzyż, na końcu gmina oznakowała to miejsce tabliczkami.
Nie będę opisywał zawartości tablic - są dobrze czytelne na zdjęciach.
Polecam tylko zapoznać się z historią Sęka, zapamiętać ją i powtórzyć tym którzy bezrefleksyjnie głoszą tezę o skrytobójczych zamachach dokonywanych przez "wyklętych" i "walczących z otwartą przyłbicą UBekach" - świetnie zadaje kłam tej propagandowej narracji.
Zdumienie budzą te "regularne działania partyzanckie" - dla ludzi którzy liznęli teorii wojskowości (czyli np. ochotniczo zostali wcieleni do LWP w celu wypełnienia zaszczytnego obowiązku czyszczenia schodów sznurówkami) brzmi to mniej więcej tak jak ciężarowe cinquecento... niby można sobie wyobrazić, ale już na skraju onirii.
Barbara została podzielona na dwa oddziały Regina I i Regina II. Regina I to byli ci którzy mogli wrócić do w miarę legalnego życia, bo nie zostali namierzeni przez Niemców (rolnicy, i ludzie z małych ośrodków, którymi mało kto się interesował), Reginę II tworzyli "spaleni" - głównie harcerze z Mościć, bo ich nieobecność została szybko odkryta, a po pierwszych ofiarach po stronie partyzantów Niemcy błyskawicznie wytypowali z jakiego środowiska wywodzą się najwaleczniejsi - oczywiście z Szarych Szeregów - więc brak młodego mężczyzny na miejscu zamieszkania był natychmiastowo odnotowywany. Chłopcy z Reginy II znaleźli potem zagładę w lasku Dąbry pomiędzy Ostruszą a Rzepiennikiem Strzyżewskim, niedobitków Niemcy zamordowali w obozach koncentracyjnych...
Kawalątek dalej, dosłownie kilka kroków i stajemy przed masztem.
Te maszty, obok wież kościelnych to doskonałe punkty orientacyjne. Są widoczne z daleka i świetnie pozwalają rozeznać się w terenie, a jak ktoś zna metody triangulacyjne, to i odległości sobie oszacuje.
Taki zakątek przydrożny, z oznaczenie drogi ku Chatce pod Wałem.
A potem kilkanaście metrów w bok od szlaku, zobaczyć można sporych rozmiarów cmentarz z czasów I Wojny.
Cmentarz nr. 187
krótka epitafijna płyta i autoportret...
Miał zaledwie 20 lat... Wyobrażacie sobie naszą stratę, że Malczewski ginie od jakieś przypadkowej kuli w wieku 20 Lat?
Z drugiej strony ile wspaniałych artystycznych, twórczych istnień straciliśmy w szeregu powstań, z hekatombą warszawską na ostatku?
Ale droga wzywa...
I wkrótce spotykam rozstaje, akurat problemu z nawigacją nie mam, znam tereny świetnie... no prawie świetnie. Wiem że trzeba iść w prawo, za Wał.
I faktycznie wkrótce doczłapuję do Chatki Pod Wałem, która wszakże ma jeden feler... jest zamknięta. Głucho i dobitnie. W sumie się nie dziwię, to w końcu agroturystyka a nie schronisko, czy bacówka. Choć myślę że przekształcenie tego obiektu w bacówkę właśnie znacznie ożywiło by życie turystyczne tych okolic.
A tak to wygląda od drogi. Może nie imponuje zagospodarowaniem, ale na pewno jest przyjemnie i spokojnie.
Choć fajnie było by sobie wpaść na kawusię, szarlotkę i wbić pieczątkę...
Ale nic - idę szukać owego Diabelskiego kamienia
schodzę szukam kierunkowskazu, włażę w las
znajduję czosnek niedźwiedzi (choć pewnie Stanisław stwierdzi że to co innego i będzie miał jak zwykle rację)
i malownicze uroczyska,
i miejscowego biesa, który na moje oko podkradał drewno, a komary się go nie imały, gdyż oddech jego siarką przepełniony, niczym wyziewy z czeluści piekielnych, wypalał im zmysły, jeśli nieszczęsne zbliżyły się nadto...
A ówże miejsce mi wskazał tajemne, zaroślami pokryte, szlabanem zastawione...
Tablicę magiczną posiadające...
Ale kamienia wskazać nie umiał...
Widać diabli wyższej szarży go przysiadły i onże wsiowy bies nic na to poradzić nie mógł.
Orlica pospolita... jak mniemam...
I kawałek młodego lasu...
Ale kamienia NIE MA !!!!!!
Za to wdrapuje się pod sam przekaźnik
Przekaźnik jak przekaźnik...
Ale te widoki...
Ino przejżystość mglisto, to nie widać tego na co so widoki!
haj!
A tu widać że gdyby było widać to na co są widoki, to były by było na co popatrzeć...
Za to okopy widać wciąż po stu latach z okładem.
A tam, daleko, łoj daleko, taki blady, w dulinie przysiadły, to nosz Tarnów, ino co go na tym zdjenciu, okropnie do d..y widać, bo aparat żem mioł, ale bez karty, to żem robił phabletem, a on aparat także do d..y mo, i jeszcza ta mgło, no to już za wiele tych d.p na roz!
A Aura wyraźnie parcia na szkło dziś nie miała...
Ten przekaźnik co go widać, to jest ten na zdjęciu z początku postu, jak widać droga prosta tyle że trzeba iść za droga, bo na zdjęciu nie widać, że na prosto, to przez pola, paryje (by się dało) i ogrody (a to by mogło być nerwowo).
A potem szukanie kamieniołomu.
I znowu wtopa. Miał być skręt w lewo, bo tak pamiętam, był! A jakże tyle że nie ten, za wcześnie, ale Gipies pokazuje że tu!.- No to skręcam, a tam nic! Wracam, rozglądam się, dalej kicha! Włażę w paryję, w zielsko, błocko i pomiędzy kleszcze. Nadal NIC!!!
Dzielna Aura mi towarzyszy, ale prycha i chrząka wieloznacznie - nie pasują jej takie tereny.
Wygrzebujemy się na drogę i ... idą kawałek dalej w stronę Gromnika, a tam... Siurpryza!!!
Otóż i jest kamieniołom, łupkami znaczony!
I znowu wtopa. Miał być skręt w lewo, bo tak pamiętam, był! A jakże tyle że nie ten, za wcześnie, ale Gipies pokazuje że tu!.- No to skręcam, a tam nic! Wracam, rozglądam się, dalej kicha! Włażę w paryję, w zielsko, błocko i pomiędzy kleszcze. Nadal NIC!!!
Dzielna Aura mi towarzyszy, ale prycha i chrząka wieloznacznie - nie pasują jej takie tereny.
Wygrzebujemy się na drogę i ... idą kawałek dalej w stronę Gromnika, a tam... Siurpryza!!!
Otóż i jest kamieniołom, łupkami znaczony!
O tak właśnie wygląda! Zarasta, ale wciąż czytelny.
Największe skamieniałe drzewa ktoś sobie zabrał na ozdobę posesji.
Ale i tak jest ciekawie.
Teren kamieniołomu został zarównany ciężkim sprzętem, ostało się więc tylko jedno oczko wodne, ale jest, a w nim i żaby i tropione przeze mnie traszki. Że nie widać na zdjęciu? Żabę widać, a traszki tez tylko na dnie w mule zagrzebane to i w oczy się nie rzucają, pewnie innym aparatem były by zdjęcia lepsze, ale...
Wychodzę poza teren kamieniołomu i namierzam znane mi mniejsze kawałki skamieniałych dębów.
Te są, nawet widać słoje i zarys kory
Znaczy rzecz jasna nie na tych zdjęciach - ale jak kto ciekaw, to ugadujemy się i śmigamy tam razem.
A potem ostatni punkt. W planach było więcej, ale sprzęt mi padł (Larki nie słyną z super wytrzymałych baterii - minął okres gwarancji, zresztą nawet nie wiem, czy na baterię także jest gwarancja, i mój phablet rozładowuje się w mgnieniu bitów). Trudno, podarują sobie jeszcze jeden odcinek - zapamiętany - trafimy tam jeszcze kiedyś.
na koniec cmentarz wojenny nr.186
Skryty w lesie, pogrążony w ciszy, z dala od dróg. Kiedyś był otwarty, z widokiem na Beskidy i Tatry, kiedyś... sto lat temu. Teraz zarósł. Może to i dobrze? Może tym co tu leżą widoków nie trzeba, bo piękniejsze mają?
I las krzyży, ktoś to miejsce pamięta, krzyże są odnowione, teren zadbany.
A ja wracam na ścieżkę, i potem ta samą droga do samochodu zaparkowanego w Lichwinie pod sklepem ABC.
No cóż, na dziś tyle, do zobaczenia na szlaku.