Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sopot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sopot. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 października 2021

Największa Akcja Korby w tym roku... część III

Dzielimy się. Marek i Bartosze konieczne chcą zobaczyć muzea, Ela za Staszkiem pojeździć, a Ania i ja pospacerować - Ania miała wczoraj niewielką wywrotkę, nic się nie stało, ale nadgarstek boli i szkoda go nadwyrężać. Zresztą akurat mu spacerujemy równie chętnie jak jeździmy. I wiecie co Wam powiem? Nie żałuję że był to dzień bez roweru! Zaraz Wam opowiem czemu.

lecz wpierw laurka. Ania ma tryb szwendaczki uruchomiony taki sam jak mój, znaczy to tyle: jeśli jakąś ścieżką nie szliśmy to jest to wystarczający powód by nią iść, jeśli już wszystkie ścieżki i drogi w okolicy zostały wyeksplorowane, to zawsze można jeszcze kombinować z zamianą kierunków, stron lub mieszając je w innej kolejności. A jeśli już nic się wykombinować nie da?... no cóż wtedy trzeba myśleć o zmianie okolicy ;) 

Na szczęście w okolicach Trójmiasta moglibyśmy spacerować długi, długi czas bez groźby wyczerpania się nam nowych tras do przejścia.

Więc ruszamy. Na początek oczywiście marsz... plażą! No jak inaczej? nad morzem być i plażą nie pójść! W ogóle moim marzeniem jest, a myślę że przy Ani uda się je zrealizować jest obejście polskiego wybrzeża wzdłuż plaż i nabrzeży. Jak byłem młody chciałem spać na piachu, teraz pewnie wybierzemy jakieś agroturystyki, ale przygoda i tak przygodą zostanie.

No nic, marzenia marzeniami a my tuptamy przed siebie w kierunku Sopotu. Wcale nie jest to łatwa droga, piach usypuje się spod nóg, a marsz tym wąskim paseczkiem gdzie woda zmoczywszy piasek czyni go twardym, jest mało przyjemny z racji na duże ilości śmieci i namorzyn które są tam wyrzucane. Myślę że takie "europejskie" miasto jak Gdańsk mogło by się pokusić o trałowanie tego terenu i usuwanie gnijących szczątków z plaży na jakieś składowisko, gdzie zamieniały by się w kompost... No chyba że pani prezydętka czeka na pomoc Warszawki w tym zbożnym dziele?

Ale żeby było jasne, jestem jak najdalej od jakiejkolwiek formy użalania się! Ja jestem prosty człowiek, wczoraj na rowerze zrobiłem sporo kilometrów wkoło wysypiska śmieci, gdzie śmierdziało podobnie, mi taki smród nie przeszkadza, mi przeszkadza odór hipokryzji! A skoro władze Gdańska czy Warszawy mają gęby pełne frazesów o europejskich standardach - to nich te europejskie standardy realizują!!!


Takie widoczki ciągną się kilka kilometrów.

Z pozdrowieniami dla władz Gdańska...

A to już Sopot. Plaże czystsze, ludzie chyba bardziej kreatywni

Złapałem dla Ani meduzę. Ania to niesamowita dziewczyna!
Ile znacie takich które bez wahania sięgną po ropuchę, węża, salamandrę czy... meduzę?
Ps. Oczywiście akurat tu na blogach wędrówkowych jest nadreprezentacja wspaniałych dziewczyn - więc porównujcie Anię ze średnią w populacji! I co wychodzi? Że ze świecą szukać można lat 300, ze szperaczem 200, a mając jakiś skaner to i tak kilkadziesiąt lat zajmie...

Wyszliśmy wcześnie, ale już powoli plaże się zagęszczają. na szczęście parawaniarzy jest mało


Sopockie molo


łabędzie fajne - ale to ci śpiący w hamakach pod molem wzruszają moje serducho i marzenia - myślę że z Anią można by się pokusić o taką przygodę.

A to już deptactwo w Sopocie!


No cóż nie samym botem i paryjami człowiek żyje


Pozdrowienia dla rodziny z Cieszyna i wszystkich ludzi stamtąd - DOOOOBRE to wasze piwo!

Tłumnie się robi, to sopocka główna ulica

Św. Jerzy - kościół garnzonowy




Zabiło Go to samo co moją Marzenkę. Kupowałem Jej jego książki, ale czy książki człowieka którego zabiła ta sama choroba mogą pomóc, dać nadzieję?   



Się chmurzy, ale to nic

A potem niesamowite spotkanie z Elą i Leszkiem - najlepsi organizatorzy imprez sportowych na naszym terenie


Leszek to w ogóle, mega gigant jest - otóż przed Browarem Sopockim spora kolejka ludziów którzy by chcieli wejść, usiąść coś zjeść napić się piwa, schronić przed deszczem - nie ma szans na wejście. Ale co to dla takiego starego wyjadacza jak On. Zna wszystkich i wszyscy znają jego. Wpada do środka, za dwie minuty wychodzi z szefem restauracji - i miejsca są! Oczywiście jest też oburzenie kolejki oczekujących, ale szef wyjaśnia że osoby które nas zapraszają JUŻ SĄ OD DAWNA wewnątrz i w związku z tym pretensje są nieuzasadnione. No cóż bezczelnie pozycję VIPowską Leszka wykorzystujemy

A "deska konesera" naprawdę wyśmienita!!!

Przy okazji dowiadujemy się co i jak mieszać by uzyskać nowy ciekawy smak.


W sumie to z Anią takie deski są dla nas wyjątkowo praktyczne - ja oddaję Jej swoje IPY, Aneczka mi swoje pszeniczniaki a karmel i lagery mieszamy... REWELACYJNA uczta piwna!


Deszcz przestaje padać - Ela i Leszek idą na kwaterę oglądać mecz Polska Rosja (Leszek ma już kupione bilety na następne spotkanie i nawet nie przyjmuje do wiadomości że mógł by to być pojedynek Rosją Słowenia) a my sobie spacerkiem wracamy, ju nie plażą ale wzdłuż wybrzeża. A wcześniej oczywiście boczni uliczkami Sopotu, które wiele ciekawostek kryją.





Tradycyjnie wracamy już po zmroku


I tradycyjnie kolacja w tym samym miejscu przy plaży.



A to na koniec, bo są tacy którzy uważają że Ania to anioł... Owszem ale... W końcu każda kobieta ma wiele twarzy ;)

I jeszcze przecież mapka być musi!

czwartek, 7 października 2021

Największa Akcja Korby... w tym roku. Część II

I znów pomysłów było kilka, zasadniczo każdy fajny ale wiązały się np. z koniecznością by ktoś wziął na siebie jazdę samochodem. Była też brana pod uwagę jazda pociągiem. Ostatecznie padło na... prom! Jak dla mnie bajka, nawet nie śmiałem o tym wspominać, bo wszyscy wiedzą jak kocham promy, więc nie chciałem być posądzany o prywatę. Ale skoro pomysł wyszedł całkiem od kogo innego, to przystałem nań z nieukrywanym entuzjazmem.

I od razu na samym wstępie wtopa, po pierwsze gdzie indziej statek, gdzie indziej kasy (taka logika w stylu Barei), po czwarte nie płynie o ósmej rano ale o dziewiątej, po piątej w kasach nie da się płacić kartą, bo im internety zdechły, po szóste załadunek trwa pół dnia... ale ostatecznie się wszystko dobrze układa, a my wykorzystujemy "ekstra" godzinę na kolejny objeździk po ulicach Gdańska, przy okazji dokupująć co nieco.

tak, tym katamaranem popłyniemy

Ale teraz stoimy, nie bardzo wiedząc co z sobą zrobić




A jak nie wiadomo co z sobą zrobić to zawsze można iść na spacer...

Choćby po to by kumpla spotkać

My już zaokrętowani, ja oczywiście gonię na dziób, na przedni balkon, tuż pod mostkiem. O dziwo reszta Korby wcześniej czy później ale też do mnie dołącza - perwersyjna przyjemność, tu jest najzimniej, najmniej słońca (wszak płyniemy na północ) i najbardziej wieje... ale chcą, to niech siedzą koło mnie.

Ruszamy



Twierdza Wisłoujście

Westerplatte

Wspaniała dziewczyna - zimno Jej, ale dzielnie dotrzymuje mi towarzystwa, a zaledwie kilka metrów w stronę rufy jest słońce, ciepło i... masa ludzi.

To zdjęcie ma głębszy podtekst. Ułożenie nóg naśladuje ułożenie płetw delfina, a puszka z piwem symbolizuje zgubny wpływ alkoholu na walenie ;) 

Płyniemy w kierunku Sopotu




No i dołączyli do mnie wszyscy.



Jak byście nie wiedzieli co on robi - to on właśnie opróżnia zbiorniki balastowe, po to by móc wejść do portu.

Hel w oddali

A tu już całkiem blisko




jeszcze ostatni spacer po pokładzie i schodzimy na ląd

Na samym Helu usiłuję pokazać Markowi elementy fortyfikacji II wojennych, ale wygląda na to że wszystko jest już ogrodzone, obiletowane i o samodzielnej przygodzie mowy nie ma... rozczarowanie to za mało powiedziane. Do tego z przeliczeń wychodzi nam że nie ma szans na zwiedzanie, bo na skutek opóźnienia w kursie promu jesteśmy prawie dwie godziny do tyłu i czeka nas nocna jazda przez Trójmiasto (niby fajna przygoda, ale...)

Najbardziej szkoda mi Marka, bo te umocnienia to było jego wielkie marzenie, no nic, kiedyś tu jeszcze wrócimy i już wyłącznie z zamiarem ich zwiedzania.

Nie robimy też zbyt wielu zdjęć, zachwyceni jazdą w zupełnie nowym dla nas terenie. 










Jedno z nielicznych miejsc przy szlaku w którym można zjeść we w miarę przyzwoitych cenach (aczkolwiek pizza Giuseppe z Biedry czy innego Lidla... na cuda nie liczcie ;) )


Ale mają też coś w rodzaju wieży widokowej! Z której skrzętnie korzystam.




Tak tak, chodzi mi po głowie, chodzi... fajnie by było mieć jakąś łajbkę, na tej łajbce Anię, Synów, Przyjaciół, rowery... i tak sobie pływać od portu do portu, od mariny, do mariny i poznawać świat...












Trzeba przyznać twórcom R10 że na każdym kroku COŚ JEST!!! Albo marina, albo mola, albo klify, albo plenerowa wystawa archeologiczna... naprawdę nie sposób się nudzić.


Są też rozległe tereny czysto przyrodnicze.


hmmm - chyba jednak mam w sobie coś z Noego ;)


Jak pisałem wyżej - do zachodu słońca zostało 10 minut, a my mamy jeszcze kawałek drogi do Gdyni


pływałem już z tego portu - do Karlskrony, ale że dzieciaki były małe, to nie schodziliśmy na ląd, bojąc się by idiotenfunkcjonariuszki szwedzkich służb socjalnych nie chciały nam ich odebrać, pod byle pozorem.

A potem zrobiło się już całkiem ciemno. Co gorsza podczas transportu rozpięły mi się styki z dynamem i jechałem jedynie przy światełku latarki, tudzież całkiem bez, gdy jechałem oświetlonym szlakiem, bojąc się że zaraz padną mi baterie (czołówkę z nowymi bateriami ustawiłem na czerwone światełko i zamontowałem z tyłu, na bagażniku). Jazda przez trójmiasto zwłaszcza od Sopotu to była udręka, na ścieżkę stale wychodzili piesi, a pozostawione na środku przez kretynów hulajnogi to standard.

Jakoś jednak docieramy bez większych strat własnych i szukamy miejsce gdzie by tu coś zjeść i wiecie co... wybieramy ten sam lokal co ostatnio, raz że blisko noclegu, dwa że całkiem niezłe jedzenie, trzy że przyzwoite ceny.

A potem już na lokalu, jeszcze jakaś flaszeczka, jeszcze przeżywanie już wspólne emocji, wymiana doświadczeń, spostrzeżeń,  żarty - ot takie normalne rozmowy rajdowe.

I teraz spać, byle do rana, bo rankiem... ale to już w następnym poście.