Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bocheniec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bocheniec. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 października 2018

Szlakiem św.św Anny i Stanisława

- Wszeeeerad! Wszerad, gdzie jesteś?! 
Drzewosz piął się po stromo nachylonym północnym zboczu wzgórza Bocheńcem zwanego, już srodze zdyszany, wciąż nie mógł odnaleźć ani wzrokiem, ani słuchem swego przyjaciela.  
- Wszerad! bodajże cie!! 
- Tu jestem!  Na grodzisku, z dala byś mnie dostrzegł ino jak byś umiał patrzeć. 
Faktycznie sylwetka siedzącego na wałach człowieka odcinała się na tle nieba, tyle że Drzewosz patrzył po ścieżce, krzakach i za drzewami, niepomny na nauki że czasami najtrudniej dostrzec to co wcale nie jest ukryte. 

- Pierw gadoj po coś sie dar na cale grodzisko? 
Wszerad nie był zbyt zadowolony z odwiedzin przyjaciela, ich drogi zaczęły się rozchodzić już wiele miesięcy wcześniej. Drzewosz poszedł do traktu, tam mieszkał w komorze, zarabiał pomaganiem kupcom w przeprawie przez Uszew, co to dziwną rzeką była, bo bród wprawdzie miała, ale taki co za każdym razem gdzie indziej bywał, a zdarzało się że i kamienie pod prąd toczyła i kupcy każdą przeprawą musieli miejscowych przewodników brać, co by towaru ze szczętem w wodzie nie potracić. On jednak wolał swoje gospodarstwo, mieszkał tu na grodzisku, z dziada pradziada od czasów gdy Książę w Wiślech nakazał tu gród obronny posadowić, od zawsze też jego rodzina straż miała nad grodem i o obronność jego dbała, w czasach spokojnych niejeden raz do awantury dochodziło bo kmiecie ni jak nie chcieli przy wałach pracować, ani dawać na nie żywizny co by najemnych opłacić, bo im się zdawało że spokój wiecznie trwał będzie. Gdy jeno niespokojnie się robiło, to zaraz z pretensjami do straży że zaopatrzenia nie dopilnowywał, a to że wał deszcze rozmyły... ot taki los. Teraz spokojny był czas. Państwo Wiślan legło pod najazdem Morawian. Cyryl z Metodym i ich posłańcy, wieść o nowej religii szerzyć zaczęli, a że dobra była i mądra, to wiele ludzi samych zaczęło wyznawać tego dziwnego Boga, co go tysiąc lat wcześniej zabito a On powstał i... wybaczył oprawcom.
- No będziesz gadoł?! 
- Już gadom, ino tchu złapie, bom go prawie stracił leząc tu do Ciebie. 
- A warto było leźć? 
- A juści! Bom z kupcami gadoł i oni mówią że Mieszko co to kniaziem jest i cała ta ziemia jego, chrzest przyjął i nową religię będzie zaprowadzał.
- Jakże to? To on nie chrzczon? Przecie już pradziad jego chrzczon był, nim jeszcze na północ uchodził, bo mu się własne księstwo mamiło. 
- Kupcy gadajom co to całkiem inny chrzest i że on łaciński i że tera my wszyscy też chrzcić się musita. 
- Jo już raz ochrzczony, drugi raz chrzcił się nie będę, Mieszko że kneź to niech się chrzci ile razy chce, między nim a Bogiem to sprawa, mnie nic do tego. 
- Ale podobno tamten chrzest lepszy, bo jak go przyjmiewa, to już ani Niemce, ani nikt nas nie smie z orężem najść. 
- Przeca..., I Ty w to wierzysz co gadajo? A ja Ci mówie, że Niemcom nie o chrzest chodzi, jak my słabe o oni silne, to najdą chociażby my i dziesięć chrztów mieli! 
- To przecz się Mieszko chrzcił, gadoj jak żeś taki mądry?!
- Diabli go wiedzom, może mu się tamte krainy bardziej nadajo? Może myśli że jak Chrzest przyjmie to oni, tam go za swojego wezmo? Skądże ja mam wiedzieć co temu człeku w rozumie się dzieje?
- A gadosz jak byś wiedzioł! A może tamten chrzest lepszy?! 
- Pewnie że lepszy, teroz msze rozumiesz? 
- Jasne, przeca po naszemu! 
- No to już rozumioł nie bedziesz, bo ichniejsze msze w łacińskim języku bedom!
- Ale teraz bedziewa już chrześcijany na tamtejszą modłę i jak komu iść się będzie chciało to i tam sobie miejsce znajdzie. 
- Może tak, może nie, a choć chrześcijanin łaciński, to i tak tam go za swojego nie wezmą a i tu obcym się stanie.
- A bo ty Wszemił zawsze na przekór, a może tamten chrzest to Bóg bardziej lubi?!
- Wiesz co Drzewosz, Jeśli Bóg lubi głupków, jak mawiają ludzie, to ciebie musi kochać ponad wszystko...

Na Bocheniec zachorowałem, całkiem przypadkiem. Ot Byliśmy w Porębce Uszewskiej z Dziadkami, sanktuarium im pokazać, i przy okazji kierunkowskaz zobaczyłem i zainteresowałem się co tam jest, a potem mapę otwarłem już w domu, niepomiernie zdziwiony, że jakoś wcześniej przeoczyłem. Z kilku koncepcji (tą by podjechać samochodem zabiłem śmiechem już w przedbiegach), ostała się jedna - rowerowy wypad, przed drugą zmianą w pracy. Nie minął miesiąc i nadarzyła się stosowna okazja, chłopcy w szkołach, Marzenka w pracy, pogoda piękna, słoneczna, wiatr minimalny - nic tylko jechać. 

Zobacz trasę w Traseo

Niestety w połowie trasy, apka Traseo zaczęła wariować, i stale rwała musiałem w obawie by nie stracić całego zapisu zatrzymać dalsze nagrywanie i następnie kontynuować jako nową trasę.

A swoja drogą która forma podoba się Wam bardziej, ta górna "satelitarna" czy ta dolna, open street map?

Jak widzicie po zsumowaniu wyszło mi 70 km. Nie jest źle, to zasługa Rockraidera, na Czarnym bym takiego tempa nie utrzymał. W każdym razie udało się zrealizować plan o.m.c maksimum, choć jak zawsze na powrocie była walka z czasoprzestrzenią ;-).

 Dunajec w Zbylitowskiej Górze. Tu w zasadzie rozpoczyna się moja przygoda, bo wcześniej to była dojazdówka po świetnie znanych terenach.

WOJNICZ 
Do Wojnicza jedzie się od Dunajca bardzo sympatyczną drogą poboczną do "starej czwórki" dzięki czemu omija się praktycznie cały ruch samochodowy.
 Cmentarz w Wojniczu, zaraz za bramą ciekawy nagrobek bohaterów z czasów okupacji. Każda z osób (rodzina Opiołów) ma swój dzwonek.

 cmentarz wojenny nr 285
Na krzyżu pomnikowym niemiecki napis: Vergänglische was Ihr grosses tut bleibt hunvergänlich" (Przemijające jest to, co czyni nas wielkimi. Lecz Wy pozostaniecie niezapomniani).
 
 W centrum kaplica grobowa Jordanów fundowana przez Apolonię z Jordanów 1º voto księżna Woroniecka 2º voto Romanowa Jordanowa z Więckowic. Kaplica neogotycka ale bardziej w duchu historyzmu. 




Potem skierowałem się dalej w ciągu ulicy Tarnowskiej, tylko po to by po kilkudziesięciu metrach przystanąć przy figurze Maryjnej.
 Pięknie odnowiona piaskowcowa figura.
Na cokole płaskorzeźba Wniebowziecie.

 Kolejna z figur maryjnych, tym razem wniebowzięcie w wersji barokowej.
A tuż za nim.

 Kościół p.w. św Leonarda.
Bardzo ciekawe miejsce, choć sam budynek pochodzi "dopiero" z XVIw.
to jednak przenosi nas w czasy gdy była tu... przystań rzeczna na Dunajcu! 
Wyobrażacie to sobie? 
Pierwotnie powstała tu kaplica i szpital przy komorze celnej do opieki nad kupcami (ci z Sącza którzy korzystali z nurtów Dunajca - byli od cała zwolnieni nadaniem św. Kingi). 
Ale kwestia portu rzecznego i opisy tego terenu to okazja do następnego wypadu. 
Warto wiedzieć iż św. Leonard był szczególnie czczony przez zakon Benedyktynów, co pozwala sądzić iż to oni właśnie zostali zobowiązani do czuwania nad świątynią i szpitalem. 

 Kolegiata św. Wawrzyńca.
Obecny barokowy kształt, to wynik pożarów, przebudów i dobudów ;-) 
Ale jego początki sięgają początków miasta czyli XIIIw. 
To wtedy powstaje pierwotny gotycki kościół, który teraz wygląda ... tak
Choć cokolwiek się przeistoczył, to mamy świetny przykład ciągłości tradycji miejsca i świątyni i ... czuć to gdy tam się wejdzie.
Rzecz jasna jedna z bocznych kaplic ma wezwanie św. Anny - nie darmo taki tytuł dałem ;-)  

U wlotu bardzo urokliwej ulicy, pod tajemniczą i lekko romantyczną nazwa "Wąwóz Szwedzki", stoi eklektyczna kaplica "Loretańska".
 Miejsce także obrośnięte legendami, jedna z nich mówi że są tu pochowani rycerze Śmiałego, którzy zginęli podczas zdobywania zamku Trzewlin - (tę historię opisywałem tu),
inna o żołnierzach szwedzkich poległych w 1655roku podczas bitwy wojnickiej z wojskami hetmana Stanisława Lanckorońskiego. W rzeczywistości mamy tu klasyczne rozstaje dróg. Od wieków miejsc takich strzegą krzyże, lub figury - tu po prostu jedna z takich figur maryjnych obrosła w kapliczkę, a kapliczka "rozrosła się" w toku dziejów do takiej formy ;-)
Miejsce jednak baaaardzo warte zobaczenia. 
 
 Zaraz za kapliczką mamy jednak cmentarz i to cmentarz wojenny - spoczywają tu polegli podczas zawieruchy I Wojny. 
nr. cmentarza 282 Wojnicz - Zamoście

A potem długi kawałek drogi nic... znaczy masa szczęścia, hektolitry endorfin i zachwyt w oczach, ale czytanie tego postu trwało by wtedy tyle co i moja przygoda, więc Wam tego oszczędzę. po prostu pedałowałem, rozglądałem się i pilnowałem oznakowania trasy tak by następnym przystankiem była:

ŁYSA GÓRA
Łysa Góra od lat kamionką słynie. Ceramika stąd jest znana w całej okolicy i nawet dalej. To zresztą jedyna znana mi lokacja specjalistycznego Technikum Ceramicznego w Polsce. Zatem praktycznie wszystko nosi tu ceramiczne piętno.
W sumie to trzeba do Łysej Góry przyjechać na cały dzień - zobaczyć co mają w muzeum, pooglądać zdobienia na domach i w szkole. Najlepiej zaczynając od Tarnowskiej IT zabrać od nich mapkę (fajnie wydana), lub  zainstalować sobie apke w smartfonie (jak ktoś ma). 
 
Kościół p.w.  Matki Bożej Nieustającej Pomocy - Neobarokowy współczesny kościół z lat 20 XXw.
Sam w sobie nic specjalnego.

 Widok na Technikum Ceramiczne z terenów kościoła.

 Przedsionek i witraż św. Maksymiliana Kolbego.

 Wnętrze zdobione a jakże - ceramiką i to już nie jest "nic specjalnego"

 Na ołtarzu polowym przybudowanym do tylnej, absydalenej, ściany prezbiterium mamy piękną ceramiczną scenę ukrzyżowania jej autorką jest Czesława Pasela.

 Ceramika zdobi też mnóstwo okolicznych domów - To już wiecie - malowane domy w Zalipiu - ceramiką zdobione w Łysej Górze. Nie żebym był namolny, ale grzech nie zobaczyć...

Ruszam dalej w trasę - tereny w zasadzie nie wiem do jakiej miejscowości przypisać - jest to trójkąt między Łysą Górą, Porąbką Uszewską a Dołami 
Ceglana - lekko trącąca neogotykiem choć z 1938 roku kapliczka św. Franciszka. 
Na uwagę zasługują tablice boczne na cokole - będący małymi witrażami - prawdę powiedziawszy pierwszy raz takie spotykam.
Od frontu św. Franciszek, z prawej strony św. Urszula Ledóchowska z lewej św. Wiktoria
Na uwagę też zasługuje fakt iż, jak rzadko, żona została wymieniona jako pierwsza pośród fundatorów - jak się domyślacie było to małżeństwo Wiktorii i Franciszka. Nazwisko Wam dopowiem - Maturowie.
 Kawałek dalej - tuż przy miejscu gdzie pojawia się ścieżka wiodąca do pomniczka lotników alianckich poległych podczas niesienia pomocy Powstańcom Warszawskim. kolejna ciekawa kapliczka maryjna - tym razem na cokole św. Jakób  (płaskorzeźba nosi ślady zacierania prawidłowej pisowni, zgodnie z wymogami ortoreformatorów). 

 I taka panorama Pogórza Wiśnickiego z odległymi wierzchołkami Beskidu Wyspowego.

Tu zaczyna się ostry zjazd w kierunku Porąbki Uszewskiej, podjazd nawet nie był taki męczący jak się spodziewałem.


 I kolejna ciekawa kapliczka - dojście tam sporo mnie kosztowało, ktoś zadbał by nie było łatwo, stroma skarpa do tego zdradziecko obłożona niezakotwiczonymi kamieniami, ale z daleka nie miałem szans na odczytanie tablic i ustalenie wizerunków. 
 Chrystus Umęczony, na cokole z przodu alegoria Maryjna, z prawej św. Tomasz, z lewej Rozalia, no to imiona fundatorów już znacie, a nazywali się Kormanowie i fundowali kapliczkę w I połowie XIXw. 

PORĄBKA USZEWSKA

Grota Sanktuarium Matki Bożej z Lourdes
Ostatni zjazd do drogi i ... znów podjazd. Pod 
ROGAL
 Ciężki męczący ale za to z widokami.Dałem radę 

ale pod
BOCHENIEC
Już nie, tym bardziej że przeoczyłem odbicie z głównej drogi i musiałem się cofać pod górę a potem w ten zjazd i jeszcze bardziej pod górę i zrzucam przełożenia przednie na najmniejsze i tylne na największe koło. Owszem kręci się lekko, ale moje mięśnie nie są przyzwyczajone do takiej kadencji - szybko pojawia się piekący ból. Natomiast nie mam żadnej motywacji do jego przełamania, ani żadna piękna dziewczyna na mnie nie patrzy - w ogóle nikt na mnie nie patrzy! ani medalu za wyczyn, czy choćby dyplomu... nic! No to po co się męczyć? Zsiadam i wpycham rower na górę. 
Ale pchać się tam było warto!!!    

 Bartna Chata - fajna restauracyjka i pięknej lokalizacji. 

 Grodzisko z czasów "Księcia w Wiślech, mocnego wielce" - czyli gród Wiślan. Jak się domyślacie jako szowinista lokalny, nadal czuję się związany właśnie z tym bytem państwowym...
 
 Kościół św. Anny. 
Zamknięte ogrodzenie, do tego jakieś baby "rajdają" w okolicy i nie ma jak "przeniknąć" do jego wnętrza. Obchodzę dookoła, ale żadnej otwartej furtki... a baby rajdają!

 Taki widok na dolinę z Brzeskiem i Jadownikami na dnie...
Potem jeszcze zejście do źródła św. Anny.
 Barokowa rzeźba nad studnią.

 I wnętrze tejże.
Zważywszy jednak iż gnojowniki położonych wyżej gospodarstw są skierowane właśnie na tęże skarpę, która się schodzi do źródła - darowałem sobie picie tej wody...
na powrót wspinam się na szczyt, przysiadam na stopniach jakiegoś budyneczku, sięgam po batony i picie - organizm spracowany podjazdami domaga się odpoczynku i regeneracji.

 Krzyż św. Stanisława BM, umieszczony w najwyższym punkcie wałów dawnego grodziska.
 I znów Kościół św. Anny. Fundował go sędzia krakowski Lubowiecki gdzieś kole 1596 roku.
Oficjalnie stanowi miks gotyku i baroku - ja jednak wolę widzieć w nim cechy architektury spiskiej i madziarskiej (jak się domyślacie - to komplement)
Ja jadę dalej - a baby nadal rajdają - dokładnie w tym samym miejscu, na tym samym rozpalonym słońcem placu... i niech mi nikt nie mówi o "dzisiejszej młodzieży ze smartfonami" - co do zasady rajdanie bab czy to na placach, ulicach, czy przez okna domów, lubo telefon...   niczym się nie różni!
Zjazd z Bocheńca jest lekko ekstremalny.
Wskaźnik co i i raz pokazuje 50+ rower ma znacznie wyżej umiejscowiony środek ciężkości niż samochód do tego jest znacznie węższy, po drodze liczne zakręty, wiraże, na nawierzchni ziemia, czasami naniesiony piach... 
Kto wie co to znaczy (albo uważał na lekcjach fizyki {siła odśrodkowa w warunkach zaburzonej przyczepności}) ten wie - innym szkoda gadać. 
Ale udało mi się nie zabić!
JADOWNIKI

Kościół pw. św. Prokopa Opata
Prawdę powiedziawszy pierwszy raz spotykam się z tym wezwaniem! 
Neogotyk, bogaty i ciekawy. 
 
 Już przy "Starej Czwórce" neogotycka kapliczka Serca Jezusowego.
 Ale ze św. Anną na cokole! 

 Kawałek dalej. Tu zresztą zjeżdżam z żółtego szlaku rowerowego - bo chce podciągnąć do Marzenki pod pracę. 

 Malowniczy piaskowcowy, niedawno odnowiony krzyż przydrożny. W niszy cokołu Maryja z Dzieciątkiem Jezus w koronach z krzyżami na głowach - czyli w przedstawieniu królewskim. 
Boki także płaskorzeźbione, ale nie było jak dojść z racji na wodę w rowie - do następnego razu.

BRZESKO 
 Kościół p.w. Św Jakuba (wiem powinno być przez ó - nie moja wina, nie ja tę ortografię reformowałem).

 Rynek

A potem do Marzenki - kilka sekund szczebiotu i trzeba jechać dalej.  
 Cmentarz Żydowski.
Tu muszę przerwać nagrywanie - apka zawiesiła się kolejny raz. Boję się by nie skasowała całej trasy. Zapisuje to co jest (wypada 41 km) i zaczynam zapis od nowa. jak ktoś zna sposób łączenie plików GPX to chętnie dowiem się na ten temat. 
  

 Następnie ulicami (drogami) Pielgrzymów i Żródlaną - jakże wymowne nazwy - kieruję się na

SZCZEPANÓW
 A tu oczywiście , nie do sanktuarium (na to przyjdzie czas przy innych wypadach w ten teren), lecz do kapliczki na miejscu narodzin św Stanisława Biskupa Męczennika. 
W temacie samego Biskupa i jego męczeństwa... no cóż bliskie mi są słowa że ani Król ani Biskup "święci nie byli" - tyle że jednego potępiono a drugiego kanonizowano...
 
źródełko, wodą z którego obmywano św. Stanisława po narodzeniu. 
Tu nie wahałem się zatankować butelki - a pić się chciało przeogromnie. 

wnętrze kapliczki narodzenie św. Stanisława

Na uwagę zasługuje pień dębu za ołtarzem

Wewnątrz którego umieszczono "relikwię" drzewo dębu pod którym rodził się św. Stanisław...
Jeśli i Wam cała ta sprawa mocno pachnie pogaństwem, kultem drzew i legendami o narodzinach germańskich herosów to... witajcie w klubie ;-).

Muszę jechać - zostało mi całkiem niewiele czasu i ponad dwadzieścia km do przejechania a po drodze jeszcze niejedno... 

 Kawałek dalej
 
Kapliczka Maryjna z Dzieciątkiem
I św Stanisław na cokole (po bokach jeszcze św Wojciech i św, Bronisława)


Przy okazji odkrywam nową atrakcję dla rowerzystów czyli VeloMetropolis.
Jak na razie tylko dzięki temu że ktoś zerwał czarną folie zasłaniającą oznakowania trasy. Premiery szlaku jeszcze nie było, więc także do mapek z jego przebiegiem nie udało mi się dotrzeć.
 
Wrzesień...

Nie mogłem sobie odmówić! tyle razy jeździłem tędy autostratą, a tam takie fajne przejścia, a człek w puszce, zamknięty jak tuńczyk. wreszcie mogłem sobie pofolgować - było co prawda nieco komplikacji z windowaniem roweru (projektanci nie przewidzieli że ktoś może mieć taką fantazję), ale za to ile radochy! 

BOGUMIŁOWICE
kapliczka Maryjna.
Na cokole tablice ze słowami modlitwy.

A tam w dali...
Kominy mojej elektrociepłowni. 

I jeszcze tylko spojrzenie na Dunajec tym razem w Ostrowie

A potem już prosto do pracy - po drodze zajechawszy do delikatesów Cezar - dokupić jednak coś do picia i chrupania, bo eskapada sporo mnie kalorii i płynów kosztowała.