Co zrobić by pochłonąć olbrzymią porcję placków ziemniaczanych po węgiersku (lub cygańsku - jak w przypadku Piotra), a potem wrócić do domu i ... dalej być głodnym? Otóż nic prostszego! Wystarczy pojechać na wyżerkę z Bikers Tarnów! Polecam wszystkim tym którzy/które katują się dietami!
Spotkanie jak zwykle na Placu Kazimierza, a potem rajza rowerowa, inne grupy i single dojeżdżają we własnym zakresie - ale trzon ekipy zapyla tak jak na ilustracjach. A swoją drogą - jak Wam się podoba Relive? Poproszę o opinie w komentarzach.
No ale od początku... Od początku nie ma lekko. Skręcamy w wąziutką, kręciutką, wybitnie wyboistą, składającą się w dużej mierze z leżących płyt, które kiedyś, przed laty były ogrodzeniem, ścieżynkę prowadzącą w okolice górki rozrządowej - pewnie bym się jej przestraszył, gdyby nie to że sam często nią chodzę, lub jeżdżę - w końcu to moje okolice. Reszta teamu też śmiga tamtędy bez słowa protestu. Mocna ekipa.
Potem serwisówką przy obwodnicy do Tuchowskiej a dalej ul. Leliwitów na "Marcinkę". Odbijamy na czerwony szlak wokół Tarnowa - akurat jechałem nim kilka dni wcześniej, więc nie kryje niespodzianek. Co nie znaczy że jest łatwy... nie jest. Zwłaszcza dla mnie - mam wprawdzie górala, ale... no właśnie. Mój góral a ich górale to ogromna różnica - konstrukcja jest taka że mam środek ciężkości dobre kilkanaście centymetrów wyżej niż oni, w efekcie podczas zjazdów, oni płynnie wchodzą w łuki, na którym mnie siła odśrodkowa chce wyrzucić w krzaki... Trudno - znam swój rower i wiem co mogę czego nie, a przede wszystkim znam siłę swoich hamulców ;). Dogonię ich na prostej, lub podjeździe.
Potem obok lasku Kruk i dalej znów na czerwony szlak tyle że teraz wkoło Skrzyszowa - tu oznakowanie staje się abstrakcyjnie zagadkowe. Porzućcie wszelką nadzieję wy którzy chcecie za nim gdziekolwiek trafić! Gdyby nie świetne przygotowanie Piotra pewnie błądzili byśmy tam do dziś dnia! Swoją drogą trzeba mieć wybitne zdolności konspiracyjne aby połączyć trzy szlaki czerwone (jeden pieszy i dwa rowerowe) na jednym odcinku a potem w sobie tylko wiadomych miejscach je rozdzielać - niekiedy zresztą nadal kontynuując znakowania... już po tym jak skręciły! Zaiste! Gdybyśmy takich gubicieli tropów mieli w 39 roku, to Guderian swoimi czołgami dojechał by na Nord Cap po drodze mijając Wodospady Wictorii!
No ale jakoś to poszło - potem po zjeździe ze szlaków... rany ale ulga. Jedzie sobie człowiek spokojnie kierując się logiką, znajomością kierunków świata i mapy, takie proste i nic bezsensownie czerwonego nie rzuca się mu w oczy!
Spotkanie jak zwykle na Placu Kazimierza, a potem rajza rowerowa, inne grupy i single dojeżdżają we własnym zakresie - ale trzon ekipy zapyla tak jak na ilustracjach. A swoją drogą - jak Wam się podoba Relive? Poproszę o opinie w komentarzach.
No ale od początku... Od początku nie ma lekko. Skręcamy w wąziutką, kręciutką, wybitnie wyboistą, składającą się w dużej mierze z leżących płyt, które kiedyś, przed laty były ogrodzeniem, ścieżynkę prowadzącą w okolice górki rozrządowej - pewnie bym się jej przestraszył, gdyby nie to że sam często nią chodzę, lub jeżdżę - w końcu to moje okolice. Reszta teamu też śmiga tamtędy bez słowa protestu. Mocna ekipa.
Potem serwisówką przy obwodnicy do Tuchowskiej a dalej ul. Leliwitów na "Marcinkę". Odbijamy na czerwony szlak wokół Tarnowa - akurat jechałem nim kilka dni wcześniej, więc nie kryje niespodzianek. Co nie znaczy że jest łatwy... nie jest. Zwłaszcza dla mnie - mam wprawdzie górala, ale... no właśnie. Mój góral a ich górale to ogromna różnica - konstrukcja jest taka że mam środek ciężkości dobre kilkanaście centymetrów wyżej niż oni, w efekcie podczas zjazdów, oni płynnie wchodzą w łuki, na którym mnie siła odśrodkowa chce wyrzucić w krzaki... Trudno - znam swój rower i wiem co mogę czego nie, a przede wszystkim znam siłę swoich hamulców ;). Dogonię ich na prostej, lub podjeździe.
Potem obok lasku Kruk i dalej znów na czerwony szlak tyle że teraz wkoło Skrzyszowa - tu oznakowanie staje się abstrakcyjnie zagadkowe. Porzućcie wszelką nadzieję wy którzy chcecie za nim gdziekolwiek trafić! Gdyby nie świetne przygotowanie Piotra pewnie błądzili byśmy tam do dziś dnia! Swoją drogą trzeba mieć wybitne zdolności konspiracyjne aby połączyć trzy szlaki czerwone (jeden pieszy i dwa rowerowe) na jednym odcinku a potem w sobie tylko wiadomych miejscach je rozdzielać - niekiedy zresztą nadal kontynuując znakowania... już po tym jak skręciły! Zaiste! Gdybyśmy takich gubicieli tropów mieli w 39 roku, to Guderian swoimi czołgami dojechał by na Nord Cap po drodze mijając Wodospady Wictorii!
No ale jakoś to poszło - potem po zjeździe ze szlaków... rany ale ulga. Jedzie sobie człowiek spokojnie kierując się logiką, znajomością kierunków świata i mapy, takie proste i nic bezsensownie czerwonego nie rzuca się mu w oczy!
Znaczy tak spokojnie to nie jest. Każda mozolnie zdobyta wysokość, okupiona potem, zadyszką i bólem mięśni, jest zaprzepaszczana huraganowym zjazdem i zimnym potem na każdym wirażu. Teoretycznie można by mniemać iż gorący pot podczas wjazdu, powinien neutralizować się zimnym potem podczas zjazdu, ale w praktyce tylko odkładają się w odzieniu.
Ale w końcu... podjazd był to nasz ostatni i jesteśmy u celu, ba jesteśmy pierwsi!
Zobacz trasę w Traseo
Zaś w Oberży - dwa stoły do kupy, i już mamy cyklistowski kącik rozmów. Są placki, są napoje, są i inne przysmaki... wszak to lokal nie byle jaki.
A propos znacie tę anegdotę z kresów, jak to "przetłumaczono" rosyjski szyld fonetycznie? *
No nic, żadna sielanka nie trwa wiecznie, trzeba się zbierać i śmigać dalej - kręcimy na Słoną Górę. A propos - stawiam kawę lub piwo temu kto w komentarzach (tu albo na fejsie) wyjaśni skąd się wziął ten toponim.
Cóż wypada podziękować Piotrowi za organizację i wszystkim uczestnikom za świetnie spędzony czas, przygody, mądre rozmowy i dużo radości.
* Wybaczcie ale cyrylica kiepsko się w tym szablonie wyświetla - więc będę pisał po rosyjsku ale alfabetem łacińskim.
Zaś w Oberży - dwa stoły do kupy, i już mamy cyklistowski kącik rozmów. Są placki, są napoje, są i inne przysmaki... wszak to lokal nie byle jaki.
A propos znacie tę anegdotę z kresów, jak to "przetłumaczono" rosyjski szyld fonetycznie? *
Jeśli nie znacie to będzie na końcu, bo to nie dla nieletnich ;)
No nic, żadna sielanka nie trwa wiecznie, trzeba się zbierać i śmigać dalej - kręcimy na Słoną Górę. A propos - stawiam kawę lub piwo temu kto w komentarzach (tu albo na fejsie) wyjaśni skąd się wziął ten toponim.
A tam mój ulubiony (bo od niego zaczęła się moja przygoda ze szlakiem Wielkiej Wojny) cmentarz wojenny nr 175. Potem przez las, przez doły, w koleiny, człowiek już sam nie wie - trzymać ręce na kierownicy co daje solidny uchwyt ale dziwnie zwiększa prędkość, czy trzymać ręce na hamulcach, co dziwnie zmniejsza pewność prowadzenia - najgorsze są momenty gdy palce wędrują z kierownicy na hamulec - bo wtedy ani spowalniania jazdy, ani pewnego uchwytu... Bądź tu człowieku mądry!
Z lasów wypadamy w Świebodzinie (nie, nie tym z przedrostkiem Rio) na górce, potem bijemy rekordy prędkości zjazdu swobodnego i niestety rozstajemy się z połową grupy - która wybiera drogę przez Rzuchową i Koszyce.
Nas czeka jeszcze zajazd pod Pizzerię Margaritę do Radlnej, a potem błotna akcja wzdłuż torów. Ja odłączam się od grupy przy ulicy Rudy - Młyny (łapka w górę - kto wiedział że się tak nazywa?) reszta wjeżdża w Tarnów i dopiero tam się rozstaje.
Cóż wypada podziękować Piotrowi za organizację i wszystkim uczestnikom za świetnie spędzony czas, przygody, mądre rozmowy i dużo radości.
* Wybaczcie ale cyrylica kiepsko się w tym szablonie wyświetla - więc będę pisał po rosyjsku ale alfabetem łacińskim.
Na szyldzie widniało:
Zdjeś obiedait dierżat zakuski i urzinajit - co na polski się przekłada: "tu w porze obiadowej serwujemy pełne posiłki wraz z deserem".
A zostało to przetłumaczone... Ale uwaga nie dla dzieci!
"tu obie dają, łapią za kuśki i urzynają"...tak że tego no... ja bym omijał.
"tu obie dają, łapią za kuśki i urzynają"...tak że tego no... ja bym omijał.