Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moleskine. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moleskine. Pokaż wszystkie posty

21 lipca 2012

Neony Londynu

To już jakaś tradycja, że najlepiej działa mi się w piątkowe bardzo późne wieczory. Wczoraj zabawy z papierem skończyły się o 2. Choć może powinnam się smucić, bo w piątki powinno się balować?
No ale nic to, balowało się w zeszłą sobotę. Tańcowaliśmy na urodzinach Gatti ubrani jak nasi rodzice 30 lat temu. Oj, mam wrażenie, że będzie z tego dużo neonowoych skrapów. Na pierwszy ogień poszło nasze zdjęcie, które chyba w dużym formacie zawiśnie nad kanapą. Tylko policzki nam na różowo podmaluję. Akurtat do liftowania u Liftonoszek była neonowa praca Olennki, więc od razu wiedziałam, jaki będzie temat mojej wersji. Nie przepadam za tak dosłownym liftowaniem, ale w tym przypadku inaczej nie mogłam. Mam nadzieję, że autorka mi wybaczy.



Przy okazji machnęłam też wpis do turystycznego Moleskina. Błyszczący oczywiście.


Mam jeszcze jedno, mniej neonowe dzieło londyńskie, ale za cholerę nie mogę go sfotografować. Szczególnie, że się powyginało bez sensu. Ale będę walczyć.
A gdyby za mało było zdjęć, wrzucam pierwszą partię obrazków. Żeby pasowało do posta, na razie tylko te imprezowe.








16 stycznia 2012

Jak na szpilkach...

Odliczam dni do wyjazdu, bo jakoś tak bardzo chce mi się oderwać. I choć w Londynie spędzimy niecałe cztery dni, to będziemy razem. W sumie nie powinnam narzekać, bo jakoś tekstów ostatnio nie pisałam zbyt wiele, a za mocno zaległą pracę magisterską wciąż się nie wzięłam. Można wręcz powiedzieć, że opierdzielam się jak nieodpowiedzialna gówniara. Choć właśnie złożyłam dokumenty o drugi w życiu dowód, bo pierwszy niebawem się skończy. Ale mocne postanowienie mam, że trzeba wrócić na dobrą drogę i zakręcić się wokół zleceń. Bo kredyt sam się spłacać nie chce.
Tymczasem w ramach wypełnienia wyjazdowych tęsknot wrzuciłam jeszcze mały wpisik o ostatnim wypadzie do moleskinowego Travel Żurnala. A zaraz, za momencik pojawi się tam kolejny na szczęście.









A na kuchence dochodzi właśnie debiutancka potrawka z królika. Więc może jednak tak całkiem się dziś nie opieprzałam.

6 stycznia 2012

Powrót do listopada

Ojacie, właśnie dotarło do mnie, że jest prawie 3 w nocy. A ja sobie tak wesoło skrapowałam, że nawet nie odczułam pory. Czas płynął błyskawicznie, bo i za robotę solidną się wzięłam. Znów po dobrych paru chwilach wzięłam się za wyłapywanie wspomnień. Może już nie takie świeże, może lekko już trącą, ale londyńskie wydarzenia zostały właśnie zmoleskinowane. Uznałam, że to już najwyższy czas, bo pod koniec miesiąca czeka nas kolejna wycieczka w te strony i pojawią się kolejne wspomnienia do oprawienia. Czeka mnie jeszcze zrobienie londyńskiego LO, ale na to myślę znajdą się niebawem okazje.
A zmolestowany Moleskine wygląda tak:
















Zieeeeeew, dobranoc.

9 listopada 2011

Better late than later

Cóż, rok się prawie kończy, a ja wciąż o... wakacjach. Wczoraj przypomniało mi się, że nie dopełniłam ważnego powyjazdowego "obowiązku". Skoro już przetraciłam fortunę na Moleskiny, dobrze by było ich używać. Szkoda, że nie zabrałam się za to wcześniej, bo wspomnienia są już mniej żywe, ale obiecuję poprawę przy kolejnych wypadach.
Grecki wpis ma charakter w dużej mierze praktyczny. Żebyśmy w przyszłości pamiętali, gdzie i po co warto jechać, gdzie kupić bułki i co zjeść w najukochańszej restauracji. Nie jest więc może szczytem artyzmu, ale będzie dla nas cenny za jakiś czas. Tym samym uznaję Moleskine Travel za rozdziewiczony.




11 sierpnia 2011

Merry Christmas

Zabiła mnie. Wzięła i zabiła. Tores, skarżę na Ciebie niniejszym. Otóż przyszedł dziś do mnie listonosz ugięty od ciężaru paczki, z bolesną miną. Przeszło mi przez myśl, że w ramach odwyku od kupowania, na głodzie znów nabyłam coś na Allegro i zdążyłam już wyprzeć ten fakt z umysłu. Ale otwieram, a tam raj. Droga Tores zasypała mnie metkami, które będą zdobić moje prace przez następny rok. Nie wiedziałam, że sklepy takie ładne rzeczy do ubrań przyczepiają! Oprócz tego paczka wypchana była przydasiami dla szkolnej pracowni scrapbookingu Magdy, o której już wspominałam. Niebawem rzeczy polecą do dzieciaków. Oczywiście nie omieszkałam ich obejrzeć i ślina mi ciekła po kolanach. Żeby jeszcze było mało, Tores napisała kilka słów na ręcznie wykonanej kartce. Nie wiem jak się domyśliła, że to jedna z moich ulubionych prac przez nią wykonanych.
Żeby nie było, że ściemniam (rzeczy dla Magdy nie pokazuję, bo to rzeczy dla Magdy).

kartka by Tores

Jakby tych radości było mało, przyszedł też jeszcze jeden listonosz z paczką oczekiwaną już chyba z miesiąc. Dotarła reszta moleskinowych słodkości, w tym notes podróżny, który jest absolutnie przenotesem. Przemyśleli wszystko, przewidzieli wszystko. Mniam!


 Ubawiła mnie ta strona niemiłosiernie

Duperela, a jak raduje

Do tego doszła nieoczekiwana wizyta pani z administracji, która wreszcie postanowiła załatwić sprawę wypłaty ubezpieczenia za mój zalany sufit. A jak tylko Luby przyjedzie, to zrealizujemy (mam nadzieję) dawno wyczekiwany przeze mnie projekt z użyciem wiertarki. I kto powiedział, że Boże Narodzenie jest tylko raz w roku?

7 sierpnia 2011

Co się stało z notesikiem?

Notesik utył, rozrósł się i ledwo mieści się w dłoni. Częściowo wypełniłam go już na miejscu. Materiały były ograniczone, bo tylko garstka którą wzięłam oraz rzeczy zastane. Zapomniałam np. o tym, że nożyczki bywają przydatne. Po powrocie do domu zabrałam się za uzupełnianie, doklejanie fotek i inne kombinacje. Dla pełnego autentyzmu, pozostałam przy tych samych materiałach. Dorzuciłam jedynie nożyczki, bez których pewnych rzeczy nie dałoby się zrobić.
Uwaga, teraz będzie koszmarnie długa seria zdjęć.

Biedak ledwo się domyka. Dobrze, że jest solidnie wykonany.

























Do tego jeszcze dwie skrytki:

 Wysuwana mapka metra


I trochę cukru na osłodę

Producent notesika złapałby się za głowę.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...