Mój album z podróżnymi skrapami był ostatnio głodny i domagał się czegoś nowego. No bo ile można karmić go Londynem? Zasiadłam więc, by nadrobić Narewkę i na świeżo zrobić coś z Barcelony. Powiem jedno: to nie był mój dzień. Fakt ten zaognia jeszcze dzisiejsza pogoda, która sprawia, że to z kolei nie jest mój dzień na zdjęcia. No ale bloga też czymś nakarmić trzeba. Zacznę więc od Barcelony i liftu bardzo sympatycznej pracy Uli Phelep. A tematem jest oczywiście to, czego podczas tego krótkiego wyjazdu było najwięcej.
Właściwie nie mam nic ciekawego do powiedzenia na ten temat. Może tylko tyle, że skusiłam się wreszcie na wykorzystanie wymarzonego papieru w kwiatki, który udało mi się przeoczyć na zlocie. Dobrze, że Marysza mi go podstawiła pod nos.
Podróż nieco mniejsza, ale nie mniej ciekawa, to niedawna sielanka narewkowska. Mam nadzieję, że inne zdjęcia zyskają jakąś lepszą oprawę, bo na tę pracę jestem realnie wkurzona. Zmarnowałam tylko trochę nowych, cudnych papierów ILS.
Może jednak lepiej nie skrapować w deszcz, gdy chęci do życia sięgają zera?
Właściwie nie mam nic ciekawego do powiedzenia na ten temat. Może tylko tyle, że skusiłam się wreszcie na wykorzystanie wymarzonego papieru w kwiatki, który udało mi się przeoczyć na zlocie. Dobrze, że Marysza mi go podstawiła pod nos.
Podróż nieco mniejsza, ale nie mniej ciekawa, to niedawna sielanka narewkowska. Mam nadzieję, że inne zdjęcia zyskają jakąś lepszą oprawę, bo na tę pracę jestem realnie wkurzona. Zmarnowałam tylko trochę nowych, cudnych papierów ILS.
Może jednak lepiej nie skrapować w deszcz, gdy chęci do życia sięgają zera?