Uwaga, wyznanie. Nigdy nie byłam i raczej nie będę perfekcyjną panią domu. Nie można do mnie wpaść z zaskoczenia, bo bałagan jest zbyt smutny. Trzeba najpierw wystąpić z podaniem o wizytę. Nie stosuję pokazywanych w telewizji systemów porządkowania szafy, mycia kibla, segregacji prania. Ciuchy zrzucam wieczorem na krzesło, a gdy przyjdzie ich pora, kłąb ubrań niosę do pralki. Kończy się to często wypraniem 20 zł, wizytówek albo broszek. Na przykład tego filcowego cuda, które towarzyszyło mi na zlocie. Koszulka po tej saunie trafiła od razu do pralki, a przy rozwieszaniu wypadł z niej zmierzwiony, zwisający kłębek. W te pędy uderzyłam do majstrującej Asi, by wydziergała zastępstwo. Paczuszka przyszła wczoraj, jak zawsze otwierałam w drodze do autobusu i jak zawsze okoliczni żule patrzyli krzywo, gdy zaczęłam się turlać. Bo owszem, w kopercie znalazła się cudna, megastarannie wykonana broszka. Ale było też coś jeszcze:
Żałuję, że nie mam w domu pomieszczenia pralniczego, by tę karteluchę z tagiem powiesić nad pralką. Chyba przypnę ją do kosza na ciuchy. Asia mnie po prostu zabiła. Ale też wybawiła z broszkowego niebytu. Dzięki, szaleńcu!
W kopercie znalazłam też kolejną niespodziankę. W nawiązaniu do skończonej niedawno zabawy w "15 rzeczy" Asia przysłała mi nadprogramowy komplecik w czadowych kolorach.
Przyjmuję wyzwanie i już rwę się do roboty! Asiu, lowe Cię!
Żałuję, że nie mam w domu pomieszczenia pralniczego, by tę karteluchę z tagiem powiesić nad pralką. Chyba przypnę ją do kosza na ciuchy. Asia mnie po prostu zabiła. Ale też wybawiła z broszkowego niebytu. Dzięki, szaleńcu!
W kopercie znalazłam też kolejną niespodziankę. W nawiązaniu do skończonej niedawno zabawy w "15 rzeczy" Asia przysłała mi nadprogramowy komplecik w czadowych kolorach.
Przyjmuję wyzwanie i już rwę się do roboty! Asiu, lowe Cię!