Pokazywanie postów oznaczonych etykietą journal your december. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą journal your december. Pokaż wszystkie posty

14 stycznia 2012

Nocne igraszki grudniowe

Ja nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się skończyć grudniownik. Obawiam się, że niektóre tematy są po prostu nie dla mnie. Zasiadłam dziś nad kolejnym hurtem, ale na niektóre strony po prostu brak mi pomysłu. Wywlekam zatem to, czego udało mi się dokonać do 2 w nocy. Taa, znowu się lekko zapomniałam.

14. grudnia - Kogo chciałabym przeprosić? Zapewne wiele osób mam za co. Pewnie nawet każdego, kogo znam. Ale chyba najgorsza jestem w stosunku do mojej warszawskiej babci i to jej należą się największe przeprosiny. Babcia jest osobą o trudnym charakterze, przyzna to każdy, kto przebywa z nią przez kilka chwil. Zawsze taka była, ale z biegiem lat jest coraz trudniej. To jednak nie usprawiedliwia moich chamskich odzywek i kłębowiska nieprzyjaznych myśli. Choć chyba nie potrafię być dla niej lepsza, wiem, że powinnam przeprosić.


19. grudnia Życzenia dla bliskich. Zawsze podśmiewałam się z tradycyjnego ciągu zdrowiaszczęściapomyślności, ale z drugiej strony to co jest potrzebne bardziej? W ostatnim czasie nauczyłam się, że naprawdę zdrowie to jedyna rzeczy, której trzeba życzyć wszystkim. Inne rzeczy da się załatwić na własną rękę. Zaczynam mieć przemyślenia jak stare ciotki, które dyskutują o bólach w krzyżu i wrzodach na żołądku.


24. grudnia -  wpis świąteczny powinien być chyba bardziej lotny, ale nie jest. Ot, taki psikus. Kilka fotek i bardzo nietypowe kombinacje kolorystyczne. No cuda, wianki.

 25. grudnia - Świąteczny spacer. Nie ma u nas tradycji jakiegoś specjalnego spacerowania, ale przechadzka była zazwyczaj jakby wymuszona. Na Boże Narodzenie wyruszamy do siostry mojej mamy, co stanowi niezły szmat drogi. Zazwyczaj wszyscy chcą iść pieszo, więc nie mam nic do powiedzenia i ślizgam się upierdliwie przez kolejną godzinę. W tym roku dziadkom zdrowie specjalnie nie pozwala na spacery, a deszczowa pogoda mogłaby popsuć fryzury i pokiereszować futra. Dlatego na szczęście wygrała opcja: samochód.

27. grudnia - Zabawy na śniegu. W tym roku byłoby trudno. Jedyny śnieg, jaki zdarzyło mi się widzieć, poza tym puszkiem, który spadł przed chwilą i już niemal stopniał, leżał na polach podczas naszej kilkugodzinnej jazdy do rodziny. Został więc uwieczniony, napatrzyłam się i absolutnie za ośnieżoną Warszawą nie tęsknię. Choć mogłoby tak w parkach popadać, żeby dzieciaki mogły w ferie na sankach pozjeżdżać. Zamiast tego będzie picie piwa na klatkach i granie w napieprzanki on-line. Ho, ho, ho!

9 stycznia 2012

Słodko

Choć styczeń jest już coraz bardziej zaawansowany, nie ustaję w produkcji grudniownika. Za punkt honoru postawiłam sobie ukończenie go. Może powinnam to wpisać do noworocznych postanowień? Myślicie, że uda mi się jakoś tak do maja z tym uwinąć?
Wypełniłam stronę na 13 grudnia. Mimo rocznicy ogłoszenia stanu wojennego, ten dzień w grudniowniku jest słodki. Zadaniem było pokazanie słodkości, które przygotowuje się na Święta, a u mnie nie ma Wigilii bez babcinych pączków. Staram się zawsze uczestniczyć w napychaniu ich wiśniami i udało mi się w tym roku wstać odpowiednio wcześnie, by zasiąść do pracy.


A przy słodkościach będąc, może ktoś nie zauważył cuksów?


3 stycznia 2012

Pobożne życzenia

Przyznam, że nigdy, ale to przenigdy nie robiłam listy postanowień noworocznych. Jakoś tak głównie z powodu całej tej bieganiny okołoświątecznej, zapominałam o tym. Chyba nawet nigdy nie obiecywałam sobie, że od 1 stycznia zacznę się odchudzać, bo przecież obiecuję to sobie w każdym tygodniu. No i  końcu dzięki grudniownikowi mam taką listę, którą będę mogła jakoś zweryfikować. Już wiem, że na niektóre rzeczy nie ma szans, bo postanowienia są zbyt rozmyte. A realizować można konkrety. Ale tych też jest tu kilka i mam nadzieję, że coś tam uda się w tym temacie załatwić. Szczególnie ciągnący się za mną od lat problem pracy magisterskiej jest kluczowy. No nic, za rok się zobaczy.

2 stycznia 2012

O, rok minął

Jacie, to już styczeń 2012, a ja nie ogarnęłam jeszcze nawet tematu Świąt. Ale ogarnę go szybko: były, minęły i cieszy mnie to niezmiernie. Niestety, nadal ich nie lubię, ale za to bardzo lubię ten moment triumfalnego powrotu do domu, na własną kanapę, do własnego łóżka. Bosz, jak stara baba. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się nadrobić temat w grudniowniku.
A tymczasem już nawet po Sylwestrze. Oj działo się! Zrobiliśmy w tym roku bal przebierańców, bo zachciało się nam trochę szaleństwa. To w sumie dobra metoda na udaną imprezę, bo humory od razu zyskują + 100 punktów w stosunku do imprezy w połyskujących kieckach. Mając perspektywę przebieranek, w projekcie Journal Your December wybrałam właśnie 31 grudnia na mój dzień. Oto efekty:






Jak widać, poszliśmy po maksie. Goście stanęli na wysokości zadania i nikt nie 'zapomniał' się przebrać. Mieliśmy gejszę, alfonsa z lat 70., zombie, damę z lat 20., biedronki i diabełka. Do tego ja jako Amy Winehouse i Luby w spódnicy Bravehearta. Mam nadzieję, że wszyscy bawili się tak dobrze jak my. A jedzenia mamy jeszcze na miesiąc. Nie wspominając o zapasach czipsów i napojów, jajć.

Tacy byliśmy ładniusi
Chyba odpuszczę sobie jakieś wielkie podsumowania roku, na to jeszcze będzie miejsce w czekającym na uzupełnienie grudniowniku. Za to niebawem chyba zarzucę jakąś niespodziankę, bo szykują się nowe przyjemności niach, niach. Hepi niu jir dla wszystkich moich kochanych zaglądaczek!

22 grudnia 2011

Grinch pozdrawia

Te ostatnie dni przed Świętami mają spory urok, gdy już się wszystko załatwi. Jakoś mimo worka spakowanych prezentów, znów pociągnęło mnie w stronę Marszałkowskiej, dzikich tłumów, kolorowych świateł. Choć mogłabym dziś być z dala od tego całego zamieszania. Kiedy już nic nie trzeba załatwić i można bardzo powoli spacerować sobie wzdłuż wystaw, jest jakoś tak ciekawie. Czasem w filmach jest taka scena, że bohater idzie normalnie, a świat dookoła niego zapieprza na przyspieszonych obrotach. Tak to właśnie dziś wyglądało. Ale to miłe, poczuć, że mnie się nie spieszy. Pretekstem do udania się w oko cyklonu był doskwierający brak korektora pod oczy, bez którego nie mogę żyć. Ale zapewne mogłam iść po niego w jakieś spokojniejsze miejsce.
Snując się po centrum Warszawy, postanowiłam zajrzeć na jarmark zorganizowany pod samym Pałacem Kultury. Z daleka wyglądało to uroczo. Maleńkie domki migoczące światłami, a w tle wielki gmach. Niestety, jak to często bywa, z bliska było już znacznie gorzej. Pewnie znów wychodzi ze mnie Grinch, ale smuci mnie, gdy na świątecznym jarmarku widzę chińskie bombki, czapki z uszami królika i kubki z dziwnymi napisami. Moim marzeniem byłoby targowisko rzeczy unikatowych, robionych z sercem albo starych, z historią.
W Warszawie w tym roku gdzie tylko jest większy kawałek chodnika, powstaje świąteczny jarmark. Pod Pałacem, na Starówce, na pl. Konstytucji. Na tym ostatnim przynajmniej jest trochę serów, wędlin, pierogów. Ale za to budki są z dykty, która nawet nie udaje, że jest śliczna. Przypomniało mi się, że w grudniowniku 18 grudnia było miejsce na refleksję o jarmarkach, więc oto ona:


Żeby nie było tak całkiem zrzędliwie, to uzupełniłam też inny dzień.
8 grudnia - Kartki świąteczne

W miniaturce pojawiły się tu wątki przewodnie z moich tegorocznych kartek. A ponieważ nie ma kartki bez życzeń...
Dzięki za to, że jesteście, cmok!
Szczególnie chciałabym dziś podziękować majstrującej Asi, która przywróciła mi dziś wiarę w Mikołaja. W skrzynce znalazłam pokaźną kopertę (ja nie wiem, jak listonoszowi udaje się wciskać takie listy przez tę wąską dziurkę), a tam cudowną niespodziewajkę. Od lat większość prezentów jest dla mnie oczywista, bo sama je sobie wybieram. Ba, zdarza się nawet, że sama je kupuję. Łza wzruszenia pojawia się więc, kiedy w skrzynce na listy pojawia się coś takiego:

Będę w tych kolorowych filcach paradować podczas Świąt i wszyscy będą zazdrościć, o!
A wiecie czemu jeszcze jestem Grinchem? Bo wysłałam Asi świąteczną kartkę na zły adres :/ Ho, ho, ho!

PS. Ojej, ojej, nie mogę się dziś rozstać z blogiem. Pewnie dlatego, że czeka mnie pakowanie i poranny wyjazd na niemal tygodniowy odwyk od internetu. Dlatego w przypływie natchnienia serwuję jeszcze wpis o zimowych wieczorach z 17 grudnia:

Wielu wyjaśnień nie trzeba. Kubek gorącej czekolady i na chwilę zapominam, że jest zimno i brzydko. Czego i Wam życzę! Teraz już na serio biorę się za pakowanie walizeczki.

21 grudnia 2011

Kleeeeej, paaaapier, nożyyyyyczki... lowe

Ojacie, przez ostatnie dni czułam się jak na etacie (jaki rym!). No może nie do końca, bo nie odsiadywałam dupogodzin w biurze, ale wychodziłam z domu rano i wracałam wieczorem. Całe dnie spędzałam na domykaniu ważnych spraw oraz kupowaniu prezentów. Znalazłam jedną z zalet grudnia. Mogę łazić po sklepach, wydawać i nie mieć wyrzutów sumienia, bo wydaję przecież na prezenty. Co z tego, że na kredyt, bo freelancerom zleceniodawcy nie płacą zbyt terminowo. Wczoraj zostałam nawet personal shopperką i poszukiwałam prezentu dla "teściowej" w imieniu jej synów. Wydawanie cudzych pieniędzy to już w ogóle bajka.
No ale nie o tym miałam. Lista prezentów już domknięta, sprawy służbowe załatwione. Jeszcze tylko bajzel w domu został, ale tym się szczególnie nie przejmuję, bo w piątek wyjeżdżam. Mogłam więc wreszcie pomiziać grudniownik. Wieczór sprzyjający, bo Luby już pojechał, zobaczymy się dopiero we wtorek i jest mi potwornie smutno. Dlatego absorbujące zajęcie było bardzo potrzebne. Poszłam hurtem. Nie wszystko mogę chwilowo pokazać, ale wierzcie, że naprawdę zadziałałam jak taśmociąg. No to jadziem:

6 grudnia - Kolekcje
I już na wstępie wyłazi ze mnie sucz. Ja rozumiem dobre intencje obdarowujących, ale naprawdę nie lubię, gdy osoba, która średnio mnie zna, próbuje utrafić w mój gust. Każdy z nas ma czasem takie zakusy, by kolekcjonerce filiżanek kupić filiżankę. Filatelistę obdarować znaczkami. A że ja kolekcjonuję m.in. puszki, to od razu nasuwa się obdarowanie mnie jakąś. Problem w tym, że tylko kolekcjonerka filiżanek wie, która epoka ją interesuje i jakie okazy już ma. Na znaczkach to już naprawdę zna się tylko filatelista. A ja puszki wybieram tylko i wyłącznie według własnego gustu. Nie ucieszy mnie żadna w Mikołaje lub romantyczne kwiatki, sorry. Dlatego staram się nie uszczęśliwiać na siłę kolekcjonerów i czuję się źle, gdy ktoś uszczęśliwia mnie. Jestem z tych złych, którzy nie trzymają nietrafionych prezentów, tylko opychają je na Allegro. I wcale nie sprawia mi to radości.

11 grudnia - Świąteczne dekoracje
 Odkąd mieszkam na swoim, marzę o choince, domu przystrojonym na Święta, światełkach w oknie... No niestety, Święta zawsze mnie zaskakują i nic z tego nie wychodzi. Tak było też w tym roku. Na wstawienie choinki mam zbytni pierdolnik, a poza tym nie mam ozdób. Zrobienie ich ręcznie wymaga mnóstwa czasu, a chińskie bombki z Tesco nie wchodzą w grę. Chcę mieć choinkę z pierniczkami, papierowymi i słomianymi dekoracjami, bombkami z PRL-u. Ponieważ bardzo marzę o jakiejkolwiek ozdobie, a jak wiadomo, dopadła mnie pomponomania, zrobiłam sobie pomponiasty łańcuch. Jest niezwykle uroczy, ale niestety dopóki nie posprzątam, trudno nawet go zauważyć.

15 grudnia - Zbieranie wspomnień
Przyznam szczerze, że choć robienie zdjęć to moja wielka pasja i upamiętniam w ten sposób wszystko, to na Boże Narodzenie zazwyczaj nawet nie zabieram ze sobą aparatu. Jakoś naprawdę nie lubię Świąt i nie czuję potrzeby ich zapamiętywania. Ale wiem o tym, że choć teraz tak myślę, niestety rodzina nie robi się coraz młodsza i zdrowsza. Każde Święta dla kogoś mogą być ostatnie, co dobitnie pokazał przykład mojego taty. Dlatego w tym roku wezmę ze sobą aparat i postaram się jakoś przekonać do robienia zdjęć przy stole. Żeby potem nie żałować, że nie mam pamiątki.

Kolejne dni czekają na upublicznienie, ale jeszcze przez moment pozostaną moją tajemnicą. A może z tęsknoty za Lubym powyklejam jeszcze coś?

17 grudnia 2011

Nadrabianie

Gdy zaglądam na Wasze blogi, widzę, że tegoroczny grudzień to dla wszystkich jakiś miesiąc kompletnego rozbicia. Nie wiem, zawsze wszystko szło gładko, prezenty były już w październiku, na wszystko był czas. A tu za tydzień Święta i wszystko trzeba mieć rozpisane, żeby nie zapomnieć. Powoli staram się nadganiać. Zaczęłam od obiecanego sryliarda pomponów...
Czy Wam też przypominają bukiet chryzantem?
Było pieczenie pierniczków...



Przy okazji przestroga: Nie ufajcie przepisom z ulotek banków! Tak tak, bank przysłał mi ulotkę z pierniczkowym przepisem. A ja postanowiłam z niego skorzystać. Coś mi nie grało, gdy wrzucałam składniki do miski. Bo nagle wielka micha stała się za mała. Okazało się, że bank pomnożył przez dwa przepis z "Kuchni polskiej" i  w związku z tym wałkowałam godzinami, piekłam taśmowo, urobiłam się po pachy i mam w domu Kopiec Kościuszki. Ale sam przepis bank wybrał niezły, trzeba mu przyznać.
Udało mi się też opanować prezentowy alarm. Nie wszystko jeszcze mam, ale na wszystko mam już pomysł, więc najważniejsze z głowy. Ruszyłam dziś z pakowaniem tego, co już mam.


Na razie dość pobieżnie, bo nie wszystkie prezenty są już kompletne. Ale zaczynam opanowywać sytuację.
Największy problem to czas na skrapowanie. Grudniownik mogę przeboleć na razie, ale nie mogę przeboleć kartek. Nie dość, że do znajomych, to przecież chciałam zrobić coś dla wesołej gromadki z Niegowa. Nawet gdybym do poniedziałku sprawę ogarnęła, to poczta chyba i tak nie zdąży. No ale trudno, karteluchy będą spóźnione najwyżej. Byle w ogóle doszły.
No to pora zakasać rękawy i jeszcze przez tydzień podziałać na zwiększonych obrotach. Szczególnie, że zleceniodawcom też w ostatniej chwili przypomina się, że chcą ode mnie jakiś tekst. Potem ostre spowolnienie na kilka dni, by zaraz ruszyć z ostrymi przygotowaniami do Sylwestra. Ach, ten koniec roku.

13 grudnia 2011

Pakowanie jak z żurnala

Grudniowe dziewczyny nieźle mnie wyczuły, bo akurat dziś miałam wspomnieć o koncepcji pakowania tegorocznych prezentów. No i okazało się to tematem na 12 grudnia.
Zazwyczaj pakowanie odbywa się na ostatnią chwilę, już u babci. Wykorzystujemy papiery i wstążki, które babcia wyciąga na tę okazję z piwnicy. Raczej bez rewelacji - papiery w Mikołaje, złoto, choinki. Mocno nie mój styl. W tym roku napatrzyłam się na cudowne opakowania prezentowane na Pintereście i bardzo zapragnęłam postawić na jeden koncept. Szczególnie urzekły mnie dwie podpatrzone rzeczy, czyli pomponiki i połączenie szarego papieru z kolorowymi włóczkami. Połączyłam więc oba motywy i stworzyłam opakowanie wzorcowe. Na jego bazie powstaną kolejne.




W grudniowniku postanowiłam po prostu wykorzystać elementy tej koncepcji.


A teraz pytanie czy starczy mi zapału, żeby zrobić miliard pomponików i wyciąć sryliard jeleni.

11 grudnia 2011

Tudu

Ojejku, jejku. Do Świąt zostało już tak niewiele czasu, do Sylwestra tylko kapkę więcej. A ja w lesie. Właściwie pod żadnym względem nie jestem gotowa. Mam prezenty dla mało bliskiej rodziny, a nie mam dla najbliższych mi osób. W domu bałagan i ani śladu świątecznego wystroju. Sama wymyśliłam na Sylwestra bal przebierańców, a teraz nerw mnie zżera, że nie mam nawet wstępnej koncepcji stroju. To nieogarnięcie to chyba przez pogodę za oknem. Najwyraźniej wciąż mi się wydaje, że jest listopad.
Żurnalowy temat na 10 grudnia był mi bardzo na rękę, bo miałam okazję spisać wszelkie swoje niedoróby. Teraz należałoby się poważnie za nie zabrać.



9 grudnia 2011

A jak to dziecko ma na imię? Tradycja

Po wczorajszym dołku twórczym dostałam od Was tyle pozytywnych słów, że chce mi się. Dziękuję wszystkim babulinom, cmoku cmoku.
Postanowiłam iść za Waszymi radami i nieco olać kolejność. Dlatego od razu przechodzę do 7 grudnia.
Tematem była tradycja i wszystko co jej dotyczy. Dla mnie centrum wszelkich świątecznych tradycji jest Babcia Marysia. To u niej co roku jest Wigilia. To ona urabia ręce po pachy, by przygotować tyle jedzenia, że potem zawsze ma do nas pretensje o to, czego nie zjedliśmy. To ona zagania mnie do choinki i ona wie jaką frajdę sprawia mi napychanie wiśniami jej pączkowego ciasta. Gdyby nie Babcia Marysia, pewnie jedlibyśmy w Wigilię schabowe, oglądając telewizję. Dlatego tradycja = Babcia Marysia. Jak dobrze, że ostatnio wywołałam sporo starych fotek z rodzinnego archiwum.


Nie idzie mi

Ja wiedziałam, że tak będzie. No nie lubię tego całego grudnia i w związku z tym mam problemy z grudniownikiem. Już już mam się wziąć, uzupełnić brakujące dni, być na bieżąco, ale zaczynam się zastanawiać i dupa. Nie mam pomysłów i wychodzi słabo. Zasiadłam dziś i ogarnęłam trzy mocno zaległe dni. Szału nie ma, ale widzę, że niektóre tematy jakoś bardziej mi podchodzą niż inne. I to od razu wyłazi. W ogóle wstaje teraz ledwo żywa o 10, o 15 jestem już nieprzytomna, więc często zasypiam. Ja już chcę wiosnę. Albo chociaż mroźną, słoneczną zimę z normalnym ciśnieniem.
A tu moja grudniowa kaszanka.

3 grudnia - list do Mikołaja
Nie mam na ten temat żadnych szczególnych wspomnień, zawsze mam też problem, gdy ktoś mnie pyta, co chciałabym dostać. Kompletnie nic nie chciało mnie natchnąć. Więc jest amerykańska, plastikowa piosenka i beznadziejne zdjęcie w egipskich ciemnościach.


4 grudnia - lista prezentów
Nie mogłam tu zamieścić realnej listy tego, co zamierzam podarować, bo nie za bardzo mam jeszcze pomysł na wszystko. A poza tym nie chciałabym, by ktoś nie miał niespodzianki. Zamiast tego jest więc moja coroczna strategia prezentowa. Widziałam, że wiele dziewczyn planuje w tym roku prezenty ręcznie robione. Wiem niestety, że u mojej rodziny by to nie przeszło. Ma być ze sklepu, najlepiej skarpetki albo zestaw żeli pod prysznic. Moja strategia zakłada więc tzw. smart shopping. Staram się znaleźć maksymalnie fajną rzecz za minimum ceny. Uwielbiam polowania na okazje, więc poszukiwanie prezentów pozwala mi się spełnić. W zakupach udział weźmie więc Groupon, kilka rzeczy upolowałam za dobrą kasę w Londynie, kolejnych okazji szukam. Może to materialistyczne podejście, ale wolę wyszukać czegoś, co zwala z nóg niż za te same pieniądze kupić sztandarowy zestaw Dove.


5 grudnia - let it snow
Jakoś bardzo za śniegiem nie tęsknię. Niby ładniej wtedy wszystko wygląda, ale w Warszawie śnieg po tygodniu jest czarny i poprzetykany żółto-brązowymi wstawkami. Poza tym na chodnikach zbija się w lód, łatwo fiknąć tyłkiem o ziemię, a buty są całe w soli. Ale przyznam, że czekam trochę na mróz. Żeby wybiło wszystkie paskudne choroby, żeby przestało być tak ciemno i żeby ciśnienie wróciło do stanów względnie normalnych. A na mróz już się przygotowałam. Jako totalny zmarzluch nabyłam już w tym roku śniegowce, kurtkę o fasonie śpiwora, futrzaną czapkę wyściełaną polarem oraz w przydomowym lumpeksie wydobyłam futro na wagę za 65 zł. Już żadne mrozy nie są mi straszne. No i znalazło się zastosowanie dla sweterka od Madzi.

3 grudnia 2011

Piernik z niespodzianką

Idę na całość. Od razu uzupełniam kolejny dzień i będę na bieżąco. W oczekiwaniu na kolejne wyzwanie.
Żurnalowe zadanie na drugi dzień grudnia zmroziło mi krew w żyłach. Bo wyzwanie jest o pierniczkach. Ze względu na dotychczasowy brak kuchni, nie planowałam ich teraz piec. Znalazłam więc inną koncepcję. Miałam otworzyć puszkę, w której rok temu zamknęłam świąteczne pierniczki. W pokoju miał rozejść się piękny, korzenny aromat. Ciasteczka miały zostać sfotografowane, zdjęcie wydrukowane i umieszczone w żurnalu. No romantiś. Ale rzeczywistość skrzeczy.
Owszem, podeszłam do szuflady i wyjęłam czerwoną puszkę z Mikołajem. Uśmiechnęłam się niczym Martha Stewart. Z rozczuleniem i atencją zaczęłam unosić wieczko. Wtedy rozległ się pisk, wieczko natychmiast wcisnęłam z powrotem, cisnęłam puszką o ziemię i leży teraz tam, gdzie upadła. Ja uciekłam w drugi koniec pokoju i się nie zbliżam. W puszce owszem, były chyba pierniczki. Problem w tym, że ten obezwładniający, korzenny zapach zwabił do kuchni mole spożywcze. Często się z tym syfem borykam niestety, ale w życiu bym nie pomyślała, że przyatakowały MOJE pierniczki. Kto miał z tym gównem do czynienia, ten wie, czemu puszka leży na ziemi i czeka, aż Luby się nią zajmie. Te urocze żyjątka mają takie białe larwy, które fantastycznie się wiją. Samo to powoduje u mnie atak serca. A kiedy te glizdy przeobrażają się w piękne motyle, tfu, szare mole, zapieprzają wszystko kokoniastymi pajęczynami. Naprawdę trudno było dostrzec, czy w puszcze są pierniczki. Słabo mi na samo wspomnienie. Niech ktoś mnie uratujeeeee!
No ale nie o tym być miało. Postanowiłam jednak nie wrzucać foty zawartości puszki do żurnala, bo kobieta zmienną jest. Zamiast tego są pierniczki namalowane z wykorzystaniem foremki jako szablonu. I przepis, z którego chyba kiedyś korzystałam. A jeśli nie, to może skorzystam? Niebawem trzeba będzie wypełnić puszkę.


Grudzień czas zacząć

O rany, rany, energia mnie roznosi. Tak, tak, jest trzecia w nocy. Ale remont hydrauliczny wreszcie się zakończył, kuchnia znowu jest w kuchni. Pozostaje już tylko pomycie zakurzonych rzeczy, pochowanie do szafek i kilkukrotne mycie podłóg, by pozbyć się pyłu. Ale kij z tym, mogę sprzątać. Mieszkanie mi nagle urosło coś jakby o 100 metrów. Bo jeszcze późnym popołudniem nie dało się tu w ogóle chodzić, a teraz taki luz. No cudowna sprawa. Poza tym ostatnie dwa dni przeleżałam ledwo żywa z jakimś dziwnym wirusem, który oprócz bólu gardła złamał mi plecy, położył kamień na głowie i nie pozwalał wstać nawet na chwilę. Dziś zostały z tego już tylko problemy z gardłem, więc odreagowuję to zrośnięcie z kanapą.
Co więc zaczęłam robić w środku nocy? Zapełniać grudniownik. Pyszny pomysł. Przygrywa mi telewizyjna wróżka Magdalena, bo to najbardziej frapująca propozycja o tej porze.
Oto jest inauguracja.
Tematem wczorajszym było: Let's try to make world a better place. Dziewczyny pytały, w jaki sposób czynimy dobro. Cóż, nie mam na tym polu wielkich osiągnięć. Ciągle chciałabym coś robić, ale nie mam dość siły na realizację tych wielkich idei. Zaczęłam więc szukać w mniej spektakularnych dziedzinach. Najpierw przyszło mi do głowy recyklingowe skrapowanie. Ale w głowie odezwał się głos: "Recykling? Weź się ogarnij i nie rób scen. Produkujesz tony śmieci, więc użycie starej metki to jeszcze nie jest dobry uczynek". Potem chciałam zacytować jedną z moich ulubionych piosenek mojego ulubionego Majkela J. "Man in the mirror". I wszystko było pięknie, ale zobaczyłam, że Agi miała u siebie bardzo podobny przekaz. I nie chciałam wyjść na pirata skrapowego. Skończyło się na temacie mało uniwersalnym, bardzo prywatnym, rodzinnym.

Na zdjęciu jest dziadzio trzymający mojego tatę na barana. Czemu tak? Bo dziadek to chyba najpozytywniejsza postać mojej rodziny. Przeszedł w życiu tyle, a wciąż tryska poczuciem humoru. Teraz ma często problemy ze zdrowiem, bywa, że ciężko oddychać, nie zawsze da się dojść do sklepu. A ja czuję się za niego odpowiedzialna. I to nie tylko za to, żeby zrobić zakupy, gdy potrzeba i towarzyszyć w wizycie u lekarza, ale przede wszystkim za to, by zawsze miał jakiś powód do uśmiechu. Trudno to porównać z wolontariatem, dobrymi uczynkami, heroicznymi wyczynami, ale myślę, że w kontaktach z dziadkiem jestem lepszą sobą.

A tu jeszcze uzupełniona strona wstępna. Nic specjalnego, bo cała zawalona tekstem. Ale dość znacząca dla całego grudniownika.



28 listopada 2011

Grudniowe żurnalistki

Ale się cieszę, że wreszcie mogę się pochwalić. Wspaniała Miraq zaprosiła mnie do zespołu projektowego wielkiej żurnalowej akcji, która będzie skraperkom towarzyszyła przez cały grudzień. Na blogu Journal Your December już od czwartku codziennie zaczną pojawiać się nowe tematy związane z grudniowymi obyczajami. Zachęcam wszystkich do stworzenia własnych grudniowników i uzupełniania ich na bieżąco. Ja już nie mogę się doczekać, mimo że nadal mam kuchnię w pokoju. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła pooglądać Wasze żurnale. A komu się projekt podoba, może oczywiście poinformować o nim u siebie. Taki mamy ładny obrazek:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...