Ja nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się skończyć grudniownik. Obawiam się, że niektóre tematy są po prostu nie dla mnie. Zasiadłam dziś nad kolejnym hurtem, ale na niektóre strony po prostu brak mi pomysłu. Wywlekam zatem to, czego udało mi się dokonać do 2 w nocy. Taa, znowu się lekko zapomniałam.
14. grudnia - Kogo chciałabym przeprosić? Zapewne wiele osób mam za co. Pewnie nawet każdego, kogo znam. Ale chyba najgorsza jestem w stosunku do mojej warszawskiej babci i to jej należą się największe przeprosiny. Babcia jest osobą o trudnym charakterze, przyzna to każdy, kto przebywa z nią przez kilka chwil. Zawsze taka była, ale z biegiem lat jest coraz trudniej. To jednak nie usprawiedliwia moich chamskich odzywek i kłębowiska nieprzyjaznych myśli. Choć chyba nie potrafię być dla niej lepsza, wiem, że powinnam przeprosić.
19. grudnia Życzenia dla bliskich. Zawsze podśmiewałam się z tradycyjnego ciągu zdrowiaszczęściapomyślności, ale z drugiej strony to co jest potrzebne bardziej? W ostatnim czasie nauczyłam się, że naprawdę zdrowie to jedyna rzeczy, której trzeba życzyć wszystkim. Inne rzeczy da się załatwić na własną rękę. Zaczynam mieć przemyślenia jak stare ciotki, które dyskutują o bólach w krzyżu i wrzodach na żołądku.
24. grudnia - wpis świąteczny powinien być chyba bardziej lotny, ale nie jest. Ot, taki psikus. Kilka fotek i bardzo nietypowe kombinacje kolorystyczne. No cuda, wianki.
25. grudnia - Świąteczny spacer. Nie ma u nas tradycji jakiegoś specjalnego spacerowania, ale przechadzka była zazwyczaj jakby wymuszona. Na Boże Narodzenie wyruszamy do siostry mojej mamy, co stanowi niezły szmat drogi. Zazwyczaj wszyscy chcą iść pieszo, więc nie mam nic do powiedzenia i ślizgam się upierdliwie przez kolejną godzinę. W tym roku dziadkom zdrowie specjalnie nie pozwala na spacery, a deszczowa pogoda mogłaby popsuć fryzury i pokiereszować futra. Dlatego na szczęście wygrała opcja: samochód.
27. grudnia - Zabawy na śniegu. W tym roku byłoby trudno. Jedyny śnieg, jaki zdarzyło mi się widzieć, poza tym puszkiem, który spadł przed chwilą i już niemal stopniał, leżał na polach podczas naszej kilkugodzinnej jazdy do rodziny. Został więc uwieczniony, napatrzyłam się i absolutnie za ośnieżoną Warszawą nie tęsknię. Choć mogłoby tak w parkach popadać, żeby dzieciaki mogły w ferie na sankach pozjeżdżać. Zamiast tego będzie picie piwa na klatkach i granie w napieprzanki on-line. Ho, ho, ho!
14. grudnia - Kogo chciałabym przeprosić? Zapewne wiele osób mam za co. Pewnie nawet każdego, kogo znam. Ale chyba najgorsza jestem w stosunku do mojej warszawskiej babci i to jej należą się największe przeprosiny. Babcia jest osobą o trudnym charakterze, przyzna to każdy, kto przebywa z nią przez kilka chwil. Zawsze taka była, ale z biegiem lat jest coraz trudniej. To jednak nie usprawiedliwia moich chamskich odzywek i kłębowiska nieprzyjaznych myśli. Choć chyba nie potrafię być dla niej lepsza, wiem, że powinnam przeprosić.
19. grudnia Życzenia dla bliskich. Zawsze podśmiewałam się z tradycyjnego ciągu zdrowiaszczęściapomyślności, ale z drugiej strony to co jest potrzebne bardziej? W ostatnim czasie nauczyłam się, że naprawdę zdrowie to jedyna rzeczy, której trzeba życzyć wszystkim. Inne rzeczy da się załatwić na własną rękę. Zaczynam mieć przemyślenia jak stare ciotki, które dyskutują o bólach w krzyżu i wrzodach na żołądku.
24. grudnia - wpis świąteczny powinien być chyba bardziej lotny, ale nie jest. Ot, taki psikus. Kilka fotek i bardzo nietypowe kombinacje kolorystyczne. No cuda, wianki.
25. grudnia - Świąteczny spacer. Nie ma u nas tradycji jakiegoś specjalnego spacerowania, ale przechadzka była zazwyczaj jakby wymuszona. Na Boże Narodzenie wyruszamy do siostry mojej mamy, co stanowi niezły szmat drogi. Zazwyczaj wszyscy chcą iść pieszo, więc nie mam nic do powiedzenia i ślizgam się upierdliwie przez kolejną godzinę. W tym roku dziadkom zdrowie specjalnie nie pozwala na spacery, a deszczowa pogoda mogłaby popsuć fryzury i pokiereszować futra. Dlatego na szczęście wygrała opcja: samochód.
27. grudnia - Zabawy na śniegu. W tym roku byłoby trudno. Jedyny śnieg, jaki zdarzyło mi się widzieć, poza tym puszkiem, który spadł przed chwilą i już niemal stopniał, leżał na polach podczas naszej kilkugodzinnej jazdy do rodziny. Został więc uwieczniony, napatrzyłam się i absolutnie za ośnieżoną Warszawą nie tęsknię. Choć mogłoby tak w parkach popadać, żeby dzieciaki mogły w ferie na sankach pozjeżdżać. Zamiast tego będzie picie piwa na klatkach i granie w napieprzanki on-line. Ho, ho, ho!