Dobra, powiem tak, za cholerę nie pamiętam, jak się tu dodaje posta. Aaa ratunku! Ale dam radę!
Tak jakoś wyszło, że scrapowanie zniknęło z mojego życia. Na długo. Czas można liczyć w latach. Trudno powiedzieć dlaczego, ot po prostu, przestało bawić. Na początku roku jednak przeszła mi przez głowę myśl o tym, że taki scrapowy album byłby chyba niezłym urodzinowym prezentem dla mej Oli. Wiadomo jak to jest. Chcesz na urodziny podarować coś zajebistego, ale chodzisz po sklepach i rzeczywistość przygniata. Albo coś wymyślisz, albo skończysz z bonem prezentowym do sklepu z wyposażeniem wnętrz. A taki album... Nawet gdy wyjdzie koślawy i będzie sprawiał wrażenie, że robiłam go po ciemku, to jednak widać, że się starałam i chciałam dobrze. Album powstał, nawet pewną radość sprawiło mi jego robienie, a jubilatka miała łzę w oku, więc chyba się udało. Jak mi go wypożyczy do sesji, to się pochwalę, bo oczywiście zapomniałam zrobić zdjęć (tu wracamy do tematu z początku - nie pamiętam jak się bloguje).
Ale nie przylazłam tu tylko po to, by opowiedzieć o albumie, którego nie mogę pokazać.
Otóż gdy tylko skończyłam wyklejać album dla Oli i jeszcze nie skończyłam się nim napawać, dostałam wiadomość. Wiadomość z prośbą o zrobienie albumu na osiemnastkę. Klaudia znalazła mnie w otchłaniach internetów i złożyła u mnie zamówienie. To dość zabawne, bo gdy scrapowałam niemal codziennie, nie było żadnych zamówień. Pokazałam cichaczem album, który zrobiłam dla Oli (tak, tak, zrobiłam mu jakieś zdjęcia, ale nie nadają się do szerszego upubliczniania) i okazało się, że właśnie taki Klaudia chciałabym podarować swojej przyjaciółce. Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, że moje palce nie za dobrze pamiętają o co w tym wszystkim chodzi, ale na szczęście szuflada pełna towaru jakoś mi to z grubsza przypomniała. Po głębokich konsultacjach podpisów do zdjęć i wszystkich innych rzeczy, których dotychczas konsultować nie musiałam, wykleiłam, posłałam i modliłam się, by poczta nie położyła na tym albumie lodówki oraz, co najważniejsze, by Klaudia nie uznała, że jednak nie o taki album chodziło.
Tym razem pamiętałam o zdjęciach (bhawo ja!):
I jeszcze jego otyłość:
Reakcja Klaudii każe mi sądzić, że jednak się udało. Dostałam też fotkę jubilatki Natalki, która zapoznaje się z prezentem. Doszły mnie słuchy, że zadowolona :)
DUMA! I radość, że mogłam się komuś przydać ;)
Tak jakoś wyszło, że scrapowanie zniknęło z mojego życia. Na długo. Czas można liczyć w latach. Trudno powiedzieć dlaczego, ot po prostu, przestało bawić. Na początku roku jednak przeszła mi przez głowę myśl o tym, że taki scrapowy album byłby chyba niezłym urodzinowym prezentem dla mej Oli. Wiadomo jak to jest. Chcesz na urodziny podarować coś zajebistego, ale chodzisz po sklepach i rzeczywistość przygniata. Albo coś wymyślisz, albo skończysz z bonem prezentowym do sklepu z wyposażeniem wnętrz. A taki album... Nawet gdy wyjdzie koślawy i będzie sprawiał wrażenie, że robiłam go po ciemku, to jednak widać, że się starałam i chciałam dobrze. Album powstał, nawet pewną radość sprawiło mi jego robienie, a jubilatka miała łzę w oku, więc chyba się udało. Jak mi go wypożyczy do sesji, to się pochwalę, bo oczywiście zapomniałam zrobić zdjęć (tu wracamy do tematu z początku - nie pamiętam jak się bloguje).
Ale nie przylazłam tu tylko po to, by opowiedzieć o albumie, którego nie mogę pokazać.
Otóż gdy tylko skończyłam wyklejać album dla Oli i jeszcze nie skończyłam się nim napawać, dostałam wiadomość. Wiadomość z prośbą o zrobienie albumu na osiemnastkę. Klaudia znalazła mnie w otchłaniach internetów i złożyła u mnie zamówienie. To dość zabawne, bo gdy scrapowałam niemal codziennie, nie było żadnych zamówień. Pokazałam cichaczem album, który zrobiłam dla Oli (tak, tak, zrobiłam mu jakieś zdjęcia, ale nie nadają się do szerszego upubliczniania) i okazało się, że właśnie taki Klaudia chciałabym podarować swojej przyjaciółce. Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, że moje palce nie za dobrze pamiętają o co w tym wszystkim chodzi, ale na szczęście szuflada pełna towaru jakoś mi to z grubsza przypomniała. Po głębokich konsultacjach podpisów do zdjęć i wszystkich innych rzeczy, których dotychczas konsultować nie musiałam, wykleiłam, posłałam i modliłam się, by poczta nie położyła na tym albumie lodówki oraz, co najważniejsze, by Klaudia nie uznała, że jednak nie o taki album chodziło.
Tym razem pamiętałam o zdjęciach (bhawo ja!):
I jeszcze jego otyłość:
Reakcja Klaudii każe mi sądzić, że jednak się udało. Dostałam też fotkę jubilatki Natalki, która zapoznaje się z prezentem. Doszły mnie słuchy, że zadowolona :)
DUMA! I radość, że mogłam się komuś przydać ;)