Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sodalicious. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sodalicious. Pokaż wszystkie posty

15 lutego 2015

Lejdi strikes back!

Dobra, powiem tak, za cholerę nie pamiętam, jak się tu dodaje posta. Aaa ratunku! Ale dam radę!
Tak jakoś wyszło, że scrapowanie zniknęło z mojego życia. Na długo. Czas można liczyć w latach. Trudno powiedzieć dlaczego, ot po prostu, przestało bawić. Na początku roku jednak przeszła mi przez głowę myśl o tym, że taki scrapowy album byłby chyba niezłym urodzinowym prezentem dla mej Oli. Wiadomo jak to jest. Chcesz na urodziny podarować coś zajebistego, ale chodzisz po sklepach i rzeczywistość przygniata. Albo coś wymyślisz, albo skończysz z bonem prezentowym do sklepu z wyposażeniem wnętrz. A taki album... Nawet gdy wyjdzie koślawy i będzie sprawiał wrażenie, że robiłam go po ciemku, to jednak widać, że się starałam i chciałam dobrze. Album powstał, nawet pewną radość sprawiło mi jego robienie, a jubilatka miała łzę w oku, więc chyba się udało. Jak mi go wypożyczy do sesji, to się pochwalę, bo oczywiście zapomniałam zrobić zdjęć (tu wracamy do tematu z początku - nie pamiętam jak się bloguje).
Ale nie przylazłam tu tylko po to, by opowiedzieć o albumie, którego nie mogę pokazać.
Otóż gdy tylko skończyłam wyklejać album dla Oli i jeszcze nie skończyłam się nim napawać, dostałam wiadomość. Wiadomość z prośbą o zrobienie albumu na osiemnastkę. Klaudia znalazła mnie w otchłaniach internetów i złożyła u mnie zamówienie. To dość zabawne, bo gdy scrapowałam niemal codziennie, nie było żadnych zamówień. Pokazałam cichaczem album, który zrobiłam dla Oli (tak, tak, zrobiłam mu jakieś zdjęcia, ale nie nadają się do szerszego upubliczniania) i okazało się, że właśnie taki Klaudia chciałabym podarować swojej przyjaciółce. Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, że moje palce nie za dobrze pamiętają o co w tym wszystkim chodzi, ale na szczęście szuflada pełna towaru jakoś mi to z grubsza przypomniała. Po głębokich konsultacjach podpisów do zdjęć i wszystkich innych rzeczy, których dotychczas konsultować nie musiałam, wykleiłam, posłałam i modliłam się, by poczta nie położyła na tym albumie lodówki oraz, co najważniejsze, by Klaudia nie uznała, że jednak nie o taki album chodziło.
Tym razem pamiętałam o zdjęciach (bhawo ja!):



I jeszcze jego otyłość:

Reakcja Klaudii każe mi sądzić, że jednak się udało. Dostałam też fotkę jubilatki Natalki, która zapoznaje się z prezentem. Doszły mnie słuchy, że zadowolona :)

DUMA! I radość, że mogłam się komuś przydać ;)

28 maja 2013

Dwa obżartuchy i grubas

Chlip, chlip, to mój ostatni dzień goszczenia się na blogu SODAlicious. Ale jak się żegnać, to z przytupem. Dlatego z grubej rury przywaliłam najgrubszy album w dziejach. Ledwo mu się kółeczka dopinają.
Bazą był genialny SODAlbum, których pozyskałam kilka i tak sobie biedulki nabierały mocy urzędowej, aż w końcu musiałam wykorzystać pierwszy z nich. Tak mi się spodobało, że teraz pewnie będę zużywać je w zastraszającym tempie!



Uwielbiam tę grube okładki z szarej tektury. Można na nich na maksa zaszaleć. Choć w sumie koniec końców znalazłam pocztówkę, która tak zajebiście pasowała mi do okoliczności, że to ona stała się główną bohaterką okładki.



Zapomniałam dodać, że album upamiętnia przybycie wielce szanownej Jasz na moje włości. To była chyba najbardziej spontaniczna wizyta ever, bo rozmawiałyśmy sobie 1 maja przez telefon, a następnego dnia rano już odbierałam wariatkę z autobusu.





Zaczęło się od znakomitego obiadu w znanej warszawskiej restauracji.





Później zdrowy napój, którego producent zapewnia, że stworzył go z samych naturalnych składników. Widać to szczególnie po kolorze. Ale w smaku też naturalność aż chrzęści w zębach.






Jak to już w scraperskim gronie bywa, ograbiłyśmy okoliczne sklepy z darmowych fantów. House się naprawdę popisał!





Ja oczywiście w sklepach znajdowałam najpiękniejsze towary.





Następnego dnia dołączyła do nas Clos, którą niestety również spotkało szczęście picia bubble tea. Obecność Clos poznać można po trzeciej rąsi na zdjęciu.






O i tu się Closkowa załapała. Wzgardzony przez nią naturalny napój także się uwiecznił.




A potem znów bawiłyśmy się we dwie. Puściły nam wszelkie dietetyczne hamulce. Ale ta baraninka omnomnom.



Coś mówiłam o dietetycznych hamulcach?





Wieczór został uświetniony występem artystycznym. Niestety tylko w komputerze.





A niestety rankiem trza się było pożegnać, chlip.




 


I uwierzcie mi, że tylko dlatego, coby bloga nie przeładować, nie pokazuję wszystkich stron. Bo na tego grubasa złożyło się ich jeeeszcze więcej. Cieszy mnie niezmiernie, że zużyłam sporo makulatury (właśnie tej łapanej za darmo po knajpach), która wiecznie u mnie zalega i czeka miesiącami na wykorzystanie. A teraz rach ciach i po kłopocie. Znajdziecie tu darmowe pocztówki, magazyny i ulotki.




O byciu playmate maja będę z pewnością wnukom opowiadać. Szykujcie się też, że przy każdym spotkaniu będę teraz mówić: "a kiedy byłam majowym gościem Sody...".

Ach, a w ogóle to zapomniałam pokazać pracy sprzed tygodnia. To jakby mało było zdjęć, dorzucam jeszcze scrapa.



14 maja 2013

Frappe sodowa



Ojejuniu, idę dziś do roboty po raz pierwszy i od razu na jakąś niemal nocną zmianę. Chyba już żałuję. Plus jest taki, że rano zdążyłam obskoczyć basen i po prostu już czuję jak zamieniam się w tap madl.
Ostatni weekend przed życiową zmianą trzeba było spędzić na bogato. Miałam bardzo szalone plany, które uległy dość znacznej zmianie, ale koniec końców wyszło równie dobrze. Zamiast wielkiego zlotu u mnie, był zorganizowany na szybko zlot białostocki. A tam prażenie się na słoneczku z wariatkami. W Warszawie w tym czasie padał deszcz, więc w sumie to nie ma tego złego.
Wiejscy gospodarze rozpieszczali rozwydrzonych gości coraz to nowymi przysmakami, a dzikie okrzyki radości wywołała lodowata frappe. Była taka pychowa, że dostała swojego scrapa teraz natychmiast. To tak w ramach kolejnej majowej rozkładówki na blogu SODY.




Wyjątkowo zrezygnowałam z intensywnych kolorów i postawiłam na naturalne odcienie. Tak żeby pasowały do kawy i nie przytłoczyły jej jedwabistego uroku.



Cieszy mnie fakt, że i do Warszawy powróciło lato. Choć nie wiem, czy nacieszę się nim na nocnej zmianie. Trzymajcie kciukasy!

8 maja 2013

Playmate maja feat. Timbaland

Jeny, jeny, jestem dziewczyną maja! Gdybym miała być w jakimś kalendarzu, to maj byłby fantastycznym miesiącem. Ale że na razie muszę jeszcze kilka kilogramów wytopić, by znajdować się na rozkładówkach, to majową dziewczyną jestem na blogu SODAlicious! Dziewczyny zaprosiły mnie do bawienia się ich papierami co wtorek w tym miesiącu i zaczęłam właśnie wczoraj.


A że łączenie scrapowych materiałów z makulaturą to moja prawdziwa passssja, to Sodowe papiery skonfrontowałam z... gazetką Lidla. Więcej o wspaniałej lidlowej publikacji dowiecie się z bloga Przyklej to!




Gwoli wyjaśnienia, na pierwszym planie fotki znajduje się piwo bananowe. Natomiast z tyłu jest fun. I wszystko jasne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...