Aj tam, co się będę opieprzać, pomysły trzeba realizować od razu.
Nie jest tajemnicą, że mój dość poważny problem ma na imię magisterka. Temat wymyśliłam na trzecim roku studiów i byłam tym mocno podjarana. Ale wtedy też dostałam pracę, o jakiej mi się nie śniło. Miałam do wyboru z zapałem studiować, żeby może kiedyś dostać pracę albo po prostu mieć tę pracę tu i teraz. Taka okazja trafia się tylko raz w życiu. Decyzja była prosta. Olałam trzeci rok. Potem zapisałam się na zaoczne. Ale czasu na pisanie magisterki nie było. A temat z dnia na dzień stawał się coraz bardziej przeterminowany. Minęło kilka lat i zostałam z napisanymi 40 stronami, z którymi nie było co zrobić i z poważnym rachunkiem za wznowienie studiów. Zmarnowałam ten rok, bo wciąż pracy było za dużo. Jak przez całe dnie się pisze, trudno jest po pracy zasiąść znów do pisania. Szczególnie, gdy nie ma o czym. I nagle mnie olśniło. Wpadłam na pomysł reanimacji tematu. Jutro idę na dyżur do mojego niezbyt pomocnego promotora i spróbuję go tym pomysłem jakoś zainteresować. Poczułam, że to jednak jest możliwe i że może do września mogłabym się ogarnąć. Odwiedziłam nawet bibliotekę, co już w ogóle jest świętem.
No i przyszła pora na motywator. Wiadomo, że mnie podkręca tylko jeden kolor.
Zeszycik służy do notowania, zbierania tytułów, autorów, pamiętania o dyżurach i terminach. Natychaj mnie zeszyciku. Jak mantrę powtarzam: "udasięudasięudasięudasię". O kciuki poproszę. Żeby mi zapał nie opadł. I żeby promotor mnie nie wyśmiał.
I widać kawałek patriotycznego manikiuru, ha!
Nie jest tajemnicą, że mój dość poważny problem ma na imię magisterka. Temat wymyśliłam na trzecim roku studiów i byłam tym mocno podjarana. Ale wtedy też dostałam pracę, o jakiej mi się nie śniło. Miałam do wyboru z zapałem studiować, żeby może kiedyś dostać pracę albo po prostu mieć tę pracę tu i teraz. Taka okazja trafia się tylko raz w życiu. Decyzja była prosta. Olałam trzeci rok. Potem zapisałam się na zaoczne. Ale czasu na pisanie magisterki nie było. A temat z dnia na dzień stawał się coraz bardziej przeterminowany. Minęło kilka lat i zostałam z napisanymi 40 stronami, z którymi nie było co zrobić i z poważnym rachunkiem za wznowienie studiów. Zmarnowałam ten rok, bo wciąż pracy było za dużo. Jak przez całe dnie się pisze, trudno jest po pracy zasiąść znów do pisania. Szczególnie, gdy nie ma o czym. I nagle mnie olśniło. Wpadłam na pomysł reanimacji tematu. Jutro idę na dyżur do mojego niezbyt pomocnego promotora i spróbuję go tym pomysłem jakoś zainteresować. Poczułam, że to jednak jest możliwe i że może do września mogłabym się ogarnąć. Odwiedziłam nawet bibliotekę, co już w ogóle jest świętem.
No i przyszła pora na motywator. Wiadomo, że mnie podkręca tylko jeden kolor.
Zeszycik służy do notowania, zbierania tytułów, autorów, pamiętania o dyżurach i terminach. Natychaj mnie zeszyciku. Jak mantrę powtarzam: "udasięudasięudasięudasię". O kciuki poproszę. Żeby mi zapał nie opadł. I żeby promotor mnie nie wyśmiał.
I widać kawałek patriotycznego manikiuru, ha!