Nie mogę uwierzyć, że te Święta to już, zaraz. Jak co roku średnią ekscytacją napawa mnie myśl o tygodniu spędzonym u rodziny. Będzie bolało. Tyle wolnego czasu, tyle nudy, a nie da się nawet poscrapować. Cóż, trzeba to będzie przeżyć. Ale za to zaczynam powoli doceniać okres przedświąteczny. Odkąd zajmuję się zabawami z papierem, polubiłąm na przykład pakowanie prezentów. Kiedyś w pośpiechu owijałam wszystko jakimś kiczowym papierem z niepasującą wstążką i miałam to gdzieś. Teraz staram się trochę pokombinować. Przynajmniej w przypadku osób, które to docenią. Na rodzinie w zeszłym roku zupełnie nie zrobiły wrażenia moje misternie zwijane pompony. W tym roku powracam więc do papieru w Mikołaje.
Jedynie prezent dla mamy będzie się w tym gronie wyróżniał. Bo ona docenia.
Ten pognieciuch to papier po bukiecie kwiatów. Specjalnie go jeszcze zmiętoliłam. A do tego trochę Popsów, moja ukochana maska i serducho pieczołowicie wymęczone z masy solnej i potraktowane złotem.
Do pakowania zmobilizowało mnie moje własne wyzwanie prezentowe na Art Piaskownicy. Ponieważ ta zabawa czeka zapewne Was wszystkie, myślę, że odzew powinien być ogromny, co nie?
Pozytywne spojrzenie na Święta daje mi też moja nowa miłość - 1,5 metrowe drzewo na środku pokoju. Razem z donicą jest ono mojego wzrostu, też lubi róż i kicz, przepada za błyskiem i piernikami. Odkąd mieszkam na swoim, a to już jakieś pięć lat, nie miałam jeszcze choinki w domu. Przez to przed Świętami nie chciało mi się nawet specjalnie ogarnąć chałupy, a co dopiero mówić o jakimś przystrajaniu. Wyniosłam z domu przekonanie, że skoro wyjeżdżamy do rodziny, to nie ma po co inwestować w choinkę. Teraz już wiem, że nic bardziej mylnego. Bo tak chociaż przed Świętami poczuję przyjemne ciepełko. Radości dopełniła Wasza hojność. Po moim egocentrycznym apelu o przesyłanie ozdób, przeżyłam ogromne zaskoczenie. Na mojej choince zawisły bombki od tylu zdolnych i kochanych osób, że aż serce rośnie i naprawdę można polubić Święta. Do tego trochę pierników i kilka bombek upolowanych na wyprzedażach rok temu. Jest teraz kolorowo, bałaganiarsko i właśnie tak, jak powinno być na choince. Nie pokażę na razie tych wszystkich cudów, bo wiem, że coś jeszcze do mnie leci. Pochwalę się więc pod koniec tygodnia, zanim pojadę w cholerę do rodziny. No dobra, wrzucę jednego ogólnego focisza, bo taka jestem podjarana.
Dziękuję moim wszystkim Mikołajom, którzy ofiarnie zrzucili się na moją choinkę. Wszystkie Was kocham przeogromnie. Nie mogę się doczekać końcowego efektu i chwalenia się tymi wspaniałymi prezentami.
Jedynie prezent dla mamy będzie się w tym gronie wyróżniał. Bo ona docenia.
Ten pognieciuch to papier po bukiecie kwiatów. Specjalnie go jeszcze zmiętoliłam. A do tego trochę Popsów, moja ukochana maska i serducho pieczołowicie wymęczone z masy solnej i potraktowane złotem.
Do pakowania zmobilizowało mnie moje własne wyzwanie prezentowe na Art Piaskownicy. Ponieważ ta zabawa czeka zapewne Was wszystkie, myślę, że odzew powinien być ogromny, co nie?
Pozytywne spojrzenie na Święta daje mi też moja nowa miłość - 1,5 metrowe drzewo na środku pokoju. Razem z donicą jest ono mojego wzrostu, też lubi róż i kicz, przepada za błyskiem i piernikami. Odkąd mieszkam na swoim, a to już jakieś pięć lat, nie miałam jeszcze choinki w domu. Przez to przed Świętami nie chciało mi się nawet specjalnie ogarnąć chałupy, a co dopiero mówić o jakimś przystrajaniu. Wyniosłam z domu przekonanie, że skoro wyjeżdżamy do rodziny, to nie ma po co inwestować w choinkę. Teraz już wiem, że nic bardziej mylnego. Bo tak chociaż przed Świętami poczuję przyjemne ciepełko. Radości dopełniła Wasza hojność. Po moim egocentrycznym apelu o przesyłanie ozdób, przeżyłam ogromne zaskoczenie. Na mojej choince zawisły bombki od tylu zdolnych i kochanych osób, że aż serce rośnie i naprawdę można polubić Święta. Do tego trochę pierników i kilka bombek upolowanych na wyprzedażach rok temu. Jest teraz kolorowo, bałaganiarsko i właśnie tak, jak powinno być na choince. Nie pokażę na razie tych wszystkich cudów, bo wiem, że coś jeszcze do mnie leci. Pochwalę się więc pod koniec tygodnia, zanim pojadę w cholerę do rodziny. No dobra, wrzucę jednego ogólnego focisza, bo taka jestem podjarana.
Dziękuję moim wszystkim Mikołajom, którzy ofiarnie zrzucili się na moją choinkę. Wszystkie Was kocham przeogromnie. Nie mogę się doczekać końcowego efektu i chwalenia się tymi wspaniałymi prezentami.