Oto mam nową koszulkę:
Zachciało mi się czegoś nowego, trzeba szpanować podczas urlopu, który zbliża się wielkimi krokami. Prada to to ewidentnie nie jest, ale wyszło śmieciowo - zgodnie z zamiarem. Potrzebne były tylko:
koszulka (najlepsza byłaby jakaś z lumpeksu, ale nie miałam na to czasu, więc koszulka jest ze sklepu), farby do tkanin (udało się przypolować końcówki kolekcji po 3 zł od sztuki), kilka stempli oraz... niezbyt apetyczny ziemniak. Ale cicho, o tym zaraz.
Zaczęło się od ochlapywania materiału pędzlem. Baaaardzo przyjemne zajęcie, tylko podłogę trzeba potem umyć.
Kilka tabletkowych kropek w tle też nie zawadzi. Ale przejdźmy do tytułowego motywu scrapa za grosze. Wprawdzie działałam na tkaninie, ale bazą może być wszystko. I tu pojawia się reminiscencja z dzieciństwa. Biedni rodzice udający rzeźbiarzy, by wystrugać z ziemniaka coś na kształt stempla, echhhh, to były czasy. Ja zamiast strugać, poszłam na łatwiznę.
Ziemniaczek powinien być stosownie duży. Przekrawamy go tak, by mieć gładką powierzchnię. Brutalnie wbijamy foremkę do ciastek, jaka akurat jest w kuchennej szufladzie. Potem ciach ciach nożem i mamy stempel.
Tu już po odwiedzinach ziemniaka na koszulce. Farby nanosiłam na niego pędzlem. Specjalnie nierówno, z wymieszanymi kolorami.
Na koniec w użycie poszły tradycyjne stemple, które bardzo grzecznie odbijały się na materiale. Wyszło jak wyszło, ale jest moje własne i mogę szpanować. A ziemniak leży sobie i czeka, by przed zgniciem pofikać jeszcze po papierze.