Ciężko się rozpisywać na temat powstania konkretnych potraw. Źródła są mało precyzyjne, można w nich wyczytać coś kompletnie odmiennego. W sumie chyba nie chodzi jednak o to skąd potrawa pochodzi, kto ją po raz pierwszy przygotował. Nie jest ważne czy odpowiada ona do końca konserwatywnemu przepisowi, którego tak naprawdę nie znamy. Ważne jest to, że będzie nam smakować, że jest przygotowana z jak najlepszych produktów i w jej przygotowanie włożono serce - to czuć w końcowym efekcie.
W ramach wspólnego gotowania wraz z Panną Malwinną oraz Martą postanowiliśmy przygotować kotlet pożarski (a może Pożarskiego???). Źródła są niejednoznaczne. Nie jestem pewien czy to kotlet drobiowy, czy z domieszką cielęciny. Mój kulinarny gust podpowiada, że jeśli macie dostęp do mielonej cielęciny to ją dodajcie. Kotlet będzie pełniejszy, nabierze charakteru. Mięso drobiowe powinno być posiekane, a nie zmielone. To również ważne ze względu na odbiór końcowego rezultatu. Dzięki ubitej pianie danie nie przypomina innych kotletów mielonych. Jest lekkie, delikatne, chciałoby się rzec dietetyczne ;-)
Doskonale smakuje z aromatycznym grzybowym sosem, więc to połączenie z całą odpowiedzialnością Wam polecam.
Składniki (4-5 kotletów):
- 200 g filetów z piersi kurczaka
- 100 g mielonej cielęciny
- 1 mała czerstwa bułka
- 2 jajka
- 1 łyżeczka miękkiego masła
- mąka, bułka tarta - do panierowania
- 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
- sól, świeżo zmielony czarny pieprz - do smaku
- klarowane masło - do smażenia