Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fitness. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fitness. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 listopada 2014

Mama bez wymówek (No excuse mom). Szlify z ostatnich 12 tygodni.



Z lewej zdjęcie z 1 września, środek i po prawej z 23 listopada. 12 tygodni różnicy.

Jak powrócić do formy po ciąży? To pytanie zadaje sobie wiele kobiet. Dla mnie nie ma miejsca na szybkie, doraźne rozwiązania. Wiedziałam, że po ciąży i nadprogramowych kilkunastu kilogramach będę musiała ostro popracować, ale chciałam, aby w moim życiu nastąpiły zmiany, które pomogłyby mi być zdrową i szczupłą na co dzień. Nie zależało mi na ekspresowym zrzuceniu nadwagi. Nie mogłam pozwolić sobie na ostre diety, bo karmię piersią. Większość ludzi mówiła mi, że przecież i tak dobrze wyglądam, w ciąży kwitłam, a przy karmieniu piersią kilogramy same polecą w dół. Zgadnijcie co? Nie poleciały. 

Zabrałam się za siebie po powrocie z urlopu w lipcu, 4 miesiące po porodzie. Na zdjęciach widziałam zmęczoną kluchę. Waga powoli leciała, ale uświadomiłam sobie, że to już nie tylko o tę cholerną wagę chodzi. Ja chciałam czuć się lepiej. W sierpniu Maria Kang, o której pisałam Wam w TYM wpisie ogłosiła konkurs - 12 tygodni na zmianę swoich nawyków żywieniowych i fitness, na zmianę sylwetki, na znalezienia balansu w życiu codziennym. Często jest tak, że tracimy czas i energię na niepotrzebne, nie wnoszące nic do naszego życia aktywności. Te 12 tygodni miały również służyć temu, aby zastanowić się nad tym i zainicjować zmiany. 

Szczerze mówiąc nie miałam problemu z pilnowaniem tego, co jem. Mam dobre nawyki żywieniowe, gotuję głównie ze świeżych składników, mam różnicowaną dietę, słodkie soki, napoje gazowane, fast foody, większość kupnych słodyczy omijam z daleka. Problem miałam z regularnym jedzeniem. Odkąd na świecie pojawił się nasz syn, nie mogłam już jeść kiedy chciałam. Często siadałam do posiłku, a on się budził z płaczem. Odchodziłam od stołu zła (nie na niego, raczej z głodu) i na znak protestu nie chciałam już w ogóle jeść. Idiotka, co? No cóż, całe życie robiłam co i kiedy mi się podobało, a nagle pojawił się mały człowieczek, który to wszystko postawił na głowie, a mi zajęło ładnych parę miesięcy, aby się z ty oswoić. Zaczęłam lepiej planować posiłki, starałam się jeść mniejsze porcje, a częściej. Nie dopuszczałam do odwodnienia - wszędzie noszę ze sobą butelkę z wodą. Piję mało kawy, alkohol symbolicznie i sporadycznie. Kwestia jedzenia to był dla mnie pikuś w tym wyzwaniu. 

Treningi. Tu sprawa wyglądała nieco trudniej. Dlaczego? Poza tym, że znowu atencji wymaga nasze dziecko, które w ciągu dnia ucina sobie maksymalnie 20-30 minutowe drzemki (jeśli mam szczęście! w niektóre dni potrafi nie spać w ogóle, albo tylko podczas jazdy samochodem), to do dochodziło też zwykłe fizyczne zmęczenie. Od marca nie przespałam ani jednej nocy bez przerywania snu 3-4 krotnie. Często czuję, że moje ciało zostało doprowadzone do granic wytrzymałości. Mimo to, gdy młody tylko wyglądał na śpiącego, przebierałam się w ubrania do ćwiczenia, zakładałam buty i próbowałam go uśpić. Gdy tylko zasypiał, to ja biegłam do sztangi, czy rowerku, albo ćwiczyłam 4-5 utworów na Zumbę. Czasem po 20 minutach wystarczyło go przenieść w pobliże mnie, podać zabawki i posiedział kolejne 30-40 minut, a ja mogłam dokończyć trening. Czasem ćwiczyłam tylko 15 minut, dlatego ćwiczyłam tak intensywnie, aby to 15 minut coś się liczyło. Wierzcie mi - marzyłam, aby usiąść na sofie, albo iść spać. Zmuszałam się do treningu, ale po nim czułam się o wiele lepiej. Zmiana nastawienia spowodowała, że po 12 tygodniach nie wyobrażam sobie już mieć dłuższą przerwę w ćwiczeniu niż 2 dni.


Działo się! (12 tygodniowe wyzwanie w kolażu)

Co mi dały te tygodnie poza tym, że w swoim ciele czuję się teraz najlepiej w życiu? Przestałam być niewolnikiem cyferek na wadze. Ważę więcej niż kilka lat temu, ale nigdy nie wyglądałam tak dobrze, bo zamieniłam część tkanki tłuszczowej na mięśnie. Centymetry poleciały, kilogramy wolniej, ale mam to w nosie, skoro świetnie wyglądam. Ludzie się za głowę łapią, jak mówię ile ważę, bo podobno 'nie wyglądam'. 

Wyrobiłam nawyk regularnego ćwiczenia - to z pewnością jest bonus, który zaprocentuje w przyszłości. Stawiam sobie kolejne wyzwania - 12 tygodni temu nie mogłam przebiec mili bez zatrzymania się 3-4 razy na złapanie oddechu. Dziś potrafię to zrobić. Nadal nie lubię biegać, ale wiem, że potrafię. Dziś nie potrafię podciągnąć się na drążku ze zwisu - mam nadzieję, że za kolejne 12 tygodni będę potrafiła podciągnąć się co najmniej 3 razy. Ten konkurs skończył się wczoraj, pewnie go nie wygram (700 uczestniczek z całego świata, szanse mam marne, wyniki 5 grudnia), ale dla mnie zabawa się dopiero zaczyna. To początek mojej drogi, a nie koniec. Ja i tak czuję, że wygrałam. 

Przepełnia mnie dobre samopoczucie, poczucie spełnienia, uczucie dumy. Zrobiłam to. Nikt nie przyjeżdżał opiekować się małym, nikt nie robił zakupów, czy pomagał w ogarnieniu reszty obowiązków. Mam wymagające dziecko. Miałam ugotowany obiad, posprzątany dom, wyprane pranie. Zostałam instruktorką Zumby i prowadzę z powodzeniem swoją grupę. Zrobiłam to wszystko tylko ze wsparciem lubego, zarówno fizycznym (pomagał w treningach, pilnował młodego, wieszał pranie, gotował obiady od czasu do czasu itd.) i psychicznym (dużo rozmawialiśmy, dopytywał jak mi idzie, chwalił postępy itd.), ale tak naprawdę od początku do końca była to zmiana, której dokonałam SAMA. Przestałam tylko szukać wymówek. (przyznaję, że poluzowałam sobie w Polsce, gdzie spędziłam 2 tygodnie i nie miałam tak intensywnych treningów, ani nie odmawiałam sobie rzeczy, których na co dzień nie jem)

Kolejne wyzwanie przede mną - od 1 grudnia wracam do pracy. Będę chciała pogodzić to wszystko z pracą zawodową, a i już mam pytania o drugą grupę Zumby w 2015 roku. 

Ja nie dam rady? ;) 

P.S. Poniżej dowód na to, że podnoszenie ciężarów nie zrobiło ze mnie zmaskulinizowanego babiszona. :D



--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

czwartek, 11 września 2014

Mama bez wymówek (No Excuse Mom). Przegląd tygodnia #4. Ćwiczenia.


Nie bójcie się sztangi, drogie panie. Nie będziecie wyglądać jak Arnie S. Nawet gdybyście wyciskały dziesiątki kilogramów, żyły na kurczaku i ryżu, to i tak będzie Wam brakować testosteronu, aby tak wyglądać. A trening ze sztangą wzmacnia ciało, pomaga posturze, modeluje pośladki, nogi i można stawiać sobie co raz to nowe wyzwania - więcej powtórzeń, większe obciążenie. Polecam.


W tym tygodniu zaliczyłam:

Poniedziałek

- 20 minut Zumby
- 10 minut ćwiczeń modelujących ramiona (z hantlami)
- 40 minut spaceru

Wtorek 

- 25 minut spinningu interwałowego
- kilka serii ćwiczeń na pośladki (bez sztangi)
- 40 minut spaceru 

Środa

- dzień odpoczynku, choć nie do końca - 1.5 godziny spaceru po wzgórzach z młodym w nosidle (prawie 8kg!)

Czwartek 

- 25 minut spinningu interwałowego
- 10 minut ćwiczeń na modelowanie ramion 

Piątek

- 55 minut Zumby
- 10 minut wykroków ze sztangą
- spaceru brak - drugi dzień ulew


Sobota 

- 45 minut spinningu 
- 45 minut spaceru

Niedziela

- na YouTube znalazłam 15 minut treningu Insanity Shauna T i wykonałam go - za jego dvd trzeba płacić dość słono, filmy nie są dostępne na YouTube, albo nielegalnie tam trafiają, ale Shaun był gościem pewnego programu i zaprezentował tam szybki, krótki trening (link dla zainteresowanych)
- 60 minut spaceru.

Byłam pytana o ćwiczenia na pośladki - dobre ćwiczenia są u dziewczyn na tym kanale, polecam, bo sama widzę zmianę!



Z perspektywy tego tygodnia muszę przyznać, że w okolicach wtorku złapał mnie kryzys - tj. ciężko było mi się zabrać do ćwiczeń, ale zmusiłam się i dałam sobie dzień odpoczynku w środę. Nagroda? Zapinam pasek w spodniach o jedną dziurkę ciaśniej. :D Waga nie leci gwałtownie, ale obwody się zmniejszają. Po 3 tygodniach podobnej rutyny przeszłam na system 3 dni ćwiczeń i 1 dzień odpoczynku, bo organizm dawał znać, że ma dosyć.O ćwiczeniach na pewno będę jeszcze pisać w najbliższej przyszłości, więc zainteresowanych serdecznie zapraszam do zaglądania tutaj.

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

piątek, 1 sierpnia 2014

Mama bez wymówek (No Excuse Mom). Przegląd tygodnia #2. Ćwiczenia.


Jak wspomniałam ostatnio moje dwie panie od Zumby zrezygnowały z prowadzenia zajęć w okresie wakacyjnym. W sumie dobrze się złożyło, bo zmotywowało to mnie do ćwiczenia w domu, a ćwiczyć muszę, bo pod koniec września mam zamiar zrobić uprawnienia instruktorskie, a już w październiku na kilka tygodni przejmuję jedną grupę, a także planuję ruszyć ze swoją. Moja instruktorka Lynne od dawna wspiera mnie w moich wysiłkach i planach i nawet pozwala prowadzić układy na jej zajęciach, co możecie zobaczyć na tym filmie. :) (wiem, kiepskiej jakości, ale próby przesłania lepszej wersji spełzły na niczym :( )






Ćwiczę więc Zumbę w domu i staram się robić to co drugi dzień. Poza tym rower (spinning) i ćwiczenia modelujące. No i spacery. A te bywają dość mocno angażujące mięśnie - mieszkam w terenie pagórkowatym - albo pcham wózek, albo zakładam nosidło, a młody waży już ponad 7kg.

W domu staram się ćwiczyć, jeśli młody zaśnie - przygotowuję się do ćwiczeń (zakładam ciuchy i buty, spinam włosy), karmię go na łóżku i zdarza mu się zasnąć na 30-40 minut. A ja już jestem gotowa do ćwiczeń - nie marnuję czasu na ubieranie się. A jeśli nie zaśnie, to organizuję mu matę z zabawkami, albo sadzam do bujaka. Wytrzymuje czasem i godzinę! Zwykle kwęka, ale wtedy np. ćwicząc Zumbę, czy cokolwiek innego na podłodze (np. w przerwach między seriami ze sztangą), podchodzę do niego tanecznym krokiem, robię głupie miny, albo mówię śmiesznym głosem - on się śmieje i znowu jest chwilę spokojny. Myślę, że wciśnięcie aktywności fizycznej do planu dnia to małe piwo na macierzyńskim z jednym dzieckiem. Rozumiem, że przy dwójce, trójce to może być wyzwanie. 

A u mnie w ubiegłym tygodniu było tak:

Poniedziałek

- 55 minut Zumby 
- 40 minut spaceru z wózkiem 

Wtorek 

- 25 minutowy trening na rowerze - rozgrzewka + interwałowy spinning + szybkie rozciąganie
- 60 minut spaceru z wózkiem

Środa 

- 30 minut Zumby 
- 10 minut ćwiczeń modelujących pośladki 
- 40 minut spaceru z nosidłem

Czwartek 

- 25 minutowy trening na rowerze - rozgrzewka + interwałowy spinning + szybkie rozciąganie 
- seria przysiadów i wykroków z hantlami 
- 60 minut spaceru z wózkiem 

Piątek

A w piątek miałam przerwę. Potrzebowałam jej, a i tak umęczyłam się na dużych zakupach spożywczych na targu i w sklepach. ;) 

Sobota

Jako, że w piątek nic nie robiłam specjalnego, to w sobotę dałam sobie wycisk. 

- 30 minut Zumby 
-  25 minutowy trening na rowerze - rozgrzewka + interwałowy spinning + szybkie rozciąganie 
- kilka serii ćwiczeń ze sztangą na nogi i pupę.
- 60 minut spaceru

Niedziela 

- 50 minut Zumby 
- 60 minut spaceru

A czasem po treningu nawet znajdę czas na 25 minut w wannie z peelingiem na buzi. ;) Jeśli nie mogę być sama, to nadal nie rezygnuję z części zabiegów - młodego wtedy wsadzam w bujak i zagaduję, a jak luby jest w domu, to on się nim zajmuje, abym miała chwilę tylko dla siebie.


--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


sobota, 26 lipca 2014

Fit Mama bez wymówek


Maria Kang - Amerykanka, mama trzech chłopców, wyleczona bulimiczka, szefowa dwóch domów spokojnej starości i autorka tekstów o fitness. Kobieta ze zdjęcia, które wywołało burzę, oskarżona o dyskryminację osób otyłych, rozpowszechnianie nierealnych wymagań i wywieranie presji na kobietach. Podziwiam ją za determinację i osiąganie celów, o których wiele kobiet tylko marzy nie ruszając pupy z kanapy. Nie podoba mi się, jak wdaje się w pyskówki na swojej stronie na fb z osobami, które ją krytykują. Po co o niej piszę?







Otóż postanowiłam, że nie będę mieć wymówek. Od miesiąca moja waga stoi, sylwetka się nie zmienia, a w szafie leży ulubiona para jeansów, do której nadal nie wchodzę. Mogę narzekać, mogę się dołować, wymyślać powody, aby nie ćwiczyć bardziej intensywnie, łapać w biegu kolejną kanapkę. Zawsze mogę zwalić to na absorbujące dziecko. 

Dotarło do mnie, że czas na większe zmiany, bo wprowadzenie tych delikatnych, o których pisałam w TYM wpisie nie daje rezultatów, a ja się po prostu frustruję. Dotarło do mnie (wreszcie!), że mój syn i jego potrzeby są ważne, ale ja też muszę zadbać o siebie, a nie łapać byle czego do jedzenia, bo kiszki marsza grają, a on jest wymagający i absorbujący. Dotarło do mnie, że mimo zmęczenia, bo w nocy dał mi popalić, nie powinnam przeleżeć pół dnia w łóżku regenerując się, a zabrać tyłek na 25 minut na rower i zrobić intensywny trening, wziąć letni prysznic i czuć się jak nowo narodzona. W moim przypadku godzinny trening dwa razy w tygodniu to jest za mało, moje ciało wymaga większej presji. Niestety moje dwie instruktorki Zumby zrobiły sobie 7 tygodniową przerwę wakacyjną. Więc muszę sama zadbać o zorganizowanie sobie tych treningów w domu, obok innych.

Organizuję więc mały plac zabaw na podłodze dla Młodego, albo wsadzam go do siedziska i stawiam obok roweru. Ćwiczę zagadując go - jest w stanie wytrzymać 25-55 minut, to mi wystarczy na intensywny trening. Codziennie wychodzimy też na spacer (okolica pagórkowata!) - 40-60 minut marszu - to dobre dla niego i dla mnie. Wykrzesałam czas, aby lepiej komponować posiłki. Zrezygnowałam z ambicji jedzenia tylko domowych dań - kupiłam hummus i falafelki w lokalnych deli i żyję. Jem co 2-3 godziny, ale mniejsze porcje, lepiej przemyślane. Planuję dni, a plan wdrażam w życie. 

Dziś jest dzień szósty realizowania mojego postanowienia, a ja nie czułam się ze sobą lepiej od dawien dawna. I nie, nie chcę mieć sześciopaku na brzuchu. Nie jestem obsesyjną perfekcjonistką. Chcę być po prostu zdrową, wysportowaną kobietą, mamą, która czuje się dobrze ze sobą i nie ma wymówek. 

Myślę, że raz w tygodniu zrobię aktualizację mojego menu i aktywności fizycznej. Może zainspiruję którąś z Was.  :)

#mamabezwymówek
#noexcusemom 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


piątek, 2 maja 2014

Powrót do formy po ciąży. Publiczna deklaracja, o!

Czas na publiczną deklarację, abym czuła większą presję. :P

W ciąży przytyłam 16kg. Dobre wieści są takie, że nie dorobiłam się ani pół rozstępu (juhu!), a rozciągnięta na brzuchu skóra wróciła na swoje miejsce, tyle, że została mi mała opona tłuszczu. W 6 tygodni po porodzie zeszło mi już 8kg, nie ćwiczyłam, spacerowałam nieco z wózkiem i tyle. Nie ograniczałam jedzenia, bo karmię piersią i to byłoby nierozsądne, a i jestem głodna co 2-3 godziny. Ale fakty są takie, że od 2 tygodni waga stoi jak zaklęta, a mój apetyt nie słabnie. Od poniedziałku wracam na Zumbę dwa razy w tygodniu, a w wakacje lub wczesną jesienią chcę zrobić uprawnienia instruktorskie. :) I muszę się pilnować z cukrem, bo z tego zmęczenia i nieregularnego jedzenia (nie mam stałych pór przy młodym - kolejne postanowienie - zorganizować się lepiej, abym jadła regularnie) sięgam po słodycze, aby mieć szybki strzał energii.

Plan taki - mniej słodyczy, więcej ruchu. W miarę możliwości szybkie i intensywne treningi ze sztangą w domu. Do zrzucenia 8kg, no może 10kg jak się uda. Nie będę się ślepo trzymać wagi, bo mięśnie ważą więcej niż tłuszcz i jeśli uda mi się osiągnąć zadowalającą sylwetkę, to waga nie będzie mieć aż takiego znaczenia.



Termin: 5 lipca, bo wtedy jedziemy na tydzień do Kornwalii, a ja nie chce inwestować w nowe Levisy czy w ogóle inne części garderoby, którą i tak musiałam uzupełnić przez karmienie piersią (o czym mam nadzieje za parę dni). W związku z powiększeniem się biustu do miseczki G/GG (true story!) musiałam także zainwestować w nowy porządny biustonosz do ćwiczeń. Wybór był dość oczywisty: Shock Absorber, który daje niezłe wsparcie w przeciwieństwie do wielu pseudo sportowych biustonoszy na rynku.
 
Tak więc ruszam tyłek i mam nadzieję zobaczyć efekty za parę tygodni. 



A Wy macie podobne postanowienia przed latem/urlopem/po ciąży? :) Czy może zjecie każdego, kto skomentuje Waszą figurę? ;)

--
 Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina



poniedziałek, 10 lutego 2014

Ćwiczenia w ciąży. Zumba.




Choć od ponad 15 lat uprawiam różne formy aerobiku i przeszłam już przez klasyczny, step, tae-bo, LBT, kick & tone, to chyba jednak Zumba ze swoimi tanecznymi elementami ujęła mnie najbardziej. Bo oprócz tego, że porządnie się pocę, to z zajęć wychodzę w dobrym humorze - kołysanie biodrami w rytm latynoskich i innych rytmów podnosi mi poziom endorfin. Zumbę regularnie ćwiczę dopiero od ok. roku. Ciąża tego nie zmieniła. No poza paroma tygodniami przerwy. Tak się akurat złożyło - ja w połowie 4 tygodnia ciąży odkryłam, że się spodziewam, a za 2 tygodnie nasza instruktorka zarządziła 6 tygodniową przerwę, bo zarówno ona, jak i większość pań uczęszczających na zajęcia ma dzieci w wielu szkolnym, które właśnie zaczynały wakacje. Ja nie ćwiczyłam więc Zumby między 6, a 12 tygodniem ciąży. Wróciłam w 13 tygodniu i ćwiczę do dziś, czyli 35 tydzień ciąży, gdy piszę ten tekst. Nie było jednak ku temu żadnych przeciwwskazań medycznych (nawet, gdy w 20 tygodniu zostało u mnie zdiagnozowane łożysko przodujące, które... mogło jeszcze się ruszyć, ale to temat na pogadankę porównującą prowadzenie ciąży w UK, a w Polsce). Myślę, że dobrze się złożyło, bo w tym okresie doznawałam strasznej senności i zmęczenia po pracy, a także mieliśmy przez ok. 4 tygodnie non-stop gości w domu - nie musiałam więc rezygnować z zajęć, ani zaniedbywać towarzysko tych, którzy nas odwiedzili w tym okresie. 

O ciąży poinformowałam moją instruktorkę i ona uznała, że jeśli a) położna pozwala (pozwala? ba! była zadowolona, że chcę być w formie!), b) ja się czuję na siłach, to ona będzie bardzo szczęśliwa, jeśli będę kontynuować zajęcia. Powiedziała, że może jedynie powinnam pomyśleć nad tym, aby nie skręcać tułowia zbyt mocno i gwałtownie, a także, aby nie skakać jak dzika. Tak też zrobiłam. Spuściłam nieco z tonu, ale nadal przez 60 minut ćwiczyłam non-stop, przez parę miesięcy dokładając sobie jedynie obciążniki na nogi, każdy po 600g - dzięki temu wzmacniałam nogi (może się przydać przy porodzie!) i mimo zejścia nieco z tonu i wykonywania pewnych ruchów mniej intensywnie, nadal spalałam sporo kalorii. Z obciążników (o których pisałam Wam TUTAJ) zrezygnowałam ok. 30 tygodnia, bo brzuch zaczął się powiększać dość mocno, także moja waga, co powoduje, że łatwiej się męczę.

Mimo tego, że jestem w zaawansowanej ciąży, ok. 32 tygodnia zaczęłam ćwiczyć Zumbę dwa razy w tygodniu. Niedaleko mnie uruchomiono zajęcia z inną instruktorką, a ja musiałam zrezygnować z roweru stacjonarnego, tj. z moim brzuchem wytrzymuję na nim ok. 15 minut, a to nie trening. Jest to rower typowy do spinningu, więc ciężko mi w obecnym kształcie znaleźć na nim wygodną pozycję. Teraz wiem, że nie zamieniłabym Zumby na ten rower. Mimo, że po pracy bywam zmęczona, to w każdy poniedziałek i czwartek prosto z biura idę na salę i przez godzinę ćwiczę. Do domu wracam zmęczona fizycznie, ale pełna energii i w lepszym humorze. 

Zerknijcie na filmik z instruktorką w 8 miesiącu ciąży. To, jak się okazuje, nie jest wcale ewenementem, a coraz więcej kobiet ma świadomość, że pozostanie w formie do końca jest możliwe i wskazane. 

 
W końcówce ciąży pewne ruchy tego treningu mogą pomóc dziecku przesunąć się w dół miednicy i do kanału rodnego, a o to przecież chodzi. ;)

Co jedynie wkurza, to ciągłe pytania innych uczestniczek, czy aby nie powinnam już odpoczywać i czy mam zamiar urodzić na zajęciach. Ostatnio powiedziałam, że ręczniki mamy, ciepła woda też się znajdzie, a one pewnie dadzą świetnie radę w odbieraniu porodu. 

W zeszły czwartek zanim zaczęliśmy zajęcia, Lynn - moja instruktorka powiedziała, że chce coś powiedzieć, zanim zaczniemy. Powiedziała przy całej grupie na głos, że chce mi pogratulować świetnej formy, tego, że nadal chodzę na zajęcia i tego, że położna pochwaliła moje silne mięśnie brzucha. Dodała, że powinnam być inspiracją dla każdej ciężarnej. :))) Miny niektórych były bezcenne. ;)

Dziewczyny, zachęcam Was gorąco do takiej formy ćwiczeń, bo tam nie ma robienia nic na siłę, czy dokładnie jak instruktor pokazuje. Zumba zostawia Wam dość spory margines tolerancji dla Waszego tempa, umiejętności - wykorzystajcie to będąc w ciąży, zwolnijcie może nieco tempo, ale nic co pomoże Wam przygotować się do lżejszego porodu, jest tak przyjemne jak regularne kołysanie biodrami. ;) Nie tylko w Zumbie zresztą. :P

Jestem ciekawa, czy wśród moich czytelników są fani Zumby? :) Ja w tym roku planuję zrobić uprawnienia instruktora. :D

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Ćwiczenia w ciąży. Z obciążeniem/ciężarkami/hantlami.

Kilka miesięcy temu zdjęcie Lea-Ann Ellinson - 35 letniej mieszkanki Los Angeles, podnoszącej sztangę w zaawansowanej ciąży wzbudziło burzę w mediach. Osobiście daleka jestem od krytykowania kobiety, której kondycji i zdrowia nie znam, a wierzę, że jest pod opieką lekarzy czy położnych, którzy na te ćwiczenia wyrazili zgodę. Zresztą ona sama od lat uprawia dyscyplinę Cross - Fit, która jest dość katorżnicza i łączy w sobie różne elementy np. bieganie, pływanie, rower, podnoszenie ciężarów, skakankę, wspinanie się itd. - wszystko szybko i z maksymalnym wysiłkiem, do granic swoich fizycznych możliwości. Kto robi to dobrze i regularnie, ten ma niesamowitą kondycję, siłę, wydolność i szybkość.


Laa-Ann Ellinson; Photo credit: Nick Stern/WENN.com

Są to ćwiczenia ogólnorozwojowe, poprawiające kondycję i wygląd całościowo. Podejrzewam, że kobieta ze zdjęcia podnosi o wiele mniej będąc w ciąży, niż przed nią. Urodziła właśnie trzecie, zdrowe dziecko, a ćwiczy od wielu lat. I bardzo dobrze dla niej.  

Ja choć uważam się za osobę sprawną, to w ciąży odłożyłam sztangę. Nie mam na tyle wypracowanej techniki i postawy, poza tym nie czuję się na siłach, ale nie mam zamiaru krytykować kobiet, które są sprawniejsze ode mnie i jak mniemam słuchają swojego ciała, znają swoje możliwości, a także są pod opieką położnych. Ja ograniczyłam się do hantli o niedużym ciężarze i obciążników na kostki. 

Mam zestaw hantli od 0.5 do 3kg i używam ich albo siedząc na ławce do ćwiczeń (ćwiczenia na biceps, triceps - poszukajcie w Google), albo w trakcie jazdy na rowerze stacjonarnym. Obciążniki stosuję na Zumbie, o której w następnym odcinku, a także na rowerze (każdy po 600g). Są to ćwiczenia, które nie wymagają ode mnie nieludzkiego wysiłku, a poprawiają krążenie, spalam nieco kalorii, poprawia się moje samopoczucie. 



Moje ciało w ciąży się zmienia i wiem, że ciąża na pewno zostawi na nim ślad. I o ile nie panikuję z tego powodu, bo to naturalna kolej rzeczy i myślę o tym, że nasz syn będzie taką radością, że inne rzeczy będą dla mnie mniej istotne. Takoż nie myślę o tym, że w ciąży uda mi się poprawić rzeźbę, bo nie o to chodzi. Jeśli mogę sobie nieco pomóc i zachować choć część mojej rutynowej aktywności sprzed ciąży, to dlaczego nie? Położna powtarza mi, że to z dobrym efektem dla mnie i młodego. No i liczę na to, że będzie mi łatwiej wrócić do regularnych treningów po porodzie. 

Tak więc - hantle (czy nawet butelki z wodą, jeśli nie macie sprzętu w domu) w ciąży polecam - oczywiście po konsultacji z położną/lekarzem i upewnieniu się, że ciąża przebiega prawidłowo. Ja używam także rękawic bez palców (firmy Lonsdale), która mają gumowe wykończenie - dzięki temu chwyt jest lepszy, mniejsza szansa, że ciężarki wymskną się z dłoni, a także lepiej chronione są nadgarstki (usztywnione).

--
Pozdrawiam i do następnego razu!

Karolina

wtorek, 10 grudnia 2013

Ćwiczenia w ciąży


Zacznę od tego, że ciąża to odmienny stan fizjologiczny, ale nie choroba. Prawidłowo rozwijająca się ciąża nie stanowi żadnego przeciwwskazania do pozostania osobą aktywną fizycznie. Oczywiście trzeba zachować pewne środki ostrożności, skonsultować się z lekarzem prowadzącym lub położną zanim zdecyduje się jaki rodzaj aktywności i w jakim stopniu uprawiać. O wiele gorsze dla kobiety i jej dziecka jest zlegnięcie na kanapie na kolejne miesiące. Umiarkowana aktywność fizyczna sprzyja lepszej odporności, poprawia samopoczucie, zapewnia dobre krążenia krwi, dotlenienie, wspomaga obciążony dodatkowymi kilogramami kręgosłup, wzmacnia mięśnie, przygotowuje ciało do porodu. Czym on nie jest jak potwornym wysiłkiem fizycznym? Pobieglibyście w maratonie kompletnie do niego nieprzygotowani? Wątpię. 


 Przed ciążą byłam aktywna. Regularny ruch sprawiał mi przyjemność, czułam się zrelaksowana psychicznie i fizycznie. Nie wyobrażam sobie życia bez jakiejś formy aktywności, a sama od lat skaczę po różnych jej formach. W ciąży zrezygnowałam z jazdy konnej - to dla mnie nowa dziedzina, jestem niedoświadczonym jeźdźcą, a i dochodzi element, którego nie jestem w stanie kontrolować w 100% - zwierzę. Nie powiem, że nie odstawiłam tego z żalem, bo kontakt z koniem wprowadzał mnie w stan totalnej harmonii ciała i ducha, ale rzecz jasna dla dobra naszego syna konie zostały odłożone na przyszłość. Jeśli będzie chciał, to będziemy jeździć na nich razem.

Odłożyłam też sztangę. Dlatego, że głównie ćwiczyłam z nią martwy ciąg, a tu trzeba mieć doskonałą technikę, opanowanie i praktykę, aby wykonać to ćwiczenie prawidłowo i bez szkody dla ciała, szczególnie takiego z rosnącym dzieckiem w środku.

Co robię? Chodzę regularnie na Zumbę, ćwiczę jogę dla ciężarnych, jeżdżę na rowerze do spinningu, używam hantli, jeśli pogoda mnie nie przeraża, to staram się spacerować na świeżym powietrzu - u mnie tereny są pagórkowate, więc to dość intensywny spacer. Od ubiegłego tygodnia udało mi się wcisnąć basen w nasz grafik. O tym wszystkim opiszę Wam w odcinkach poświęconym kilku ćwiczeniom, które wykonuję. :)

Jak się po tym czuję? Rewelacyjnie. Dla mnie wysiłek fizyczny to forma relaksu. Ciąża tego nie zmieniła. Spotykam się z pytaniami "a Tobie wolno?".  Nie, nie wolno. Kobiecie w ciąży wolno tylko leżeć i czekać na rozwiązanie. Ech.

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina 

 

piątek, 29 listopada 2013

Zakupy. TK Maxx. "Dlaczego sobie to robisz?"


W TK Maxx szukałam sportowej kurtki w rozsądnej cenie. Takiej, w której mogłabym wyskoczyć z basenu (no, nie z samego basenu z wody, ale z budynku ;) ), Zumby, czy po prostu na spacer (w wydaniu sportowym) w jesienno - zimowe dni. Takiego zamiennika dla mojej ukochanej kangurki, która przejechała ze mną po całych wyspach i nie raz ratowała od deszczu i wiatru, a która już się nieco znosiła, a i jest mało praktyczna dla osoby z odstającym brzuchem. Jak to w życiu kapryśnej kobiety bywa poszłam po kurtkę, a wyszłam z czymś innym. 


A konkretnie z olejkiem, który podobno jest dobry do pielęgnacji skóry, szczególnie w okresie ciąży (na opakowaniu jak byk pręży się zgrabna kobieta z wielkim brzuchem). Skusił mnie, bo ma bardzo dobry skład, brak parafiny, a i przyznać muszę - do olejków mam słabość. Zapach bardzo ładny (cytrusowy), konsystencja jak na olejek przystało, skład naturalny, ale czy zadziała? Tego nawet najstarsi górale nie wiedza. Na pewno doraźnie zatrzymuje wilgoć w skórze. Pojawi się w projekcie denko.




Do koszyka dorzuciłam też obciążniki Everlast - na kostki lub nadgarstki, każdy po 600g (mam różne sprzęty do ćwiczeń z tej firmy i jestem zadowolona). W okresie ciąży zrezygnowałam z jazdy konnej, ale nie z aktywności w ogóle. Na Zumbie nie skaczę tak energicznie, jak kiedyś, wsłuchuję się w organizm i on mi podpowiada, że mogłabym wycisnąć z siebie nieco więcej. Jednak ze skakania jak dzika, słuchając rad mojej instruktorki zrezygnowałam. Dołożyłam więc sobie obciążniki na nogi. Niby tylko 600g, ale przy setce powtórzeń mięśnie odczuwają różnicę.

Tak wiec idę sobie do kasy z tymi dwiema rzeczami (dzielnie nie kupiłam nic do domu, a może po prostu widziałam, że przed nami jeszcze Ikea? ;P ), a młodzian na kasie z zawadiackim uśmiechem na twarzy, pakując wszystko do torby:

- Dlaczego sobie to robisz?

Wiedziałam doskonale, że chodzi o ciężarki Everlast, ale ja, jak to ja z premedytacją spojrzałam mu w oczy i powiedziałam udając głupa: 

- Ale o co Ci chodzi? O ciężarki, czy o tę rzecz dla ciężarnych? Bo jeśli o to drugie, to już za późno...

 Zmieszał się lekko. ;)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

poniedziałek, 25 listopada 2013

Stan błogosławiony. Przekleństwo to ludzie.


Nie, nie mogę powiedzieć, że w 100% przez cały czas czuję się rewelacyjnie. Tu czasem pobolewa, czy dokucza, ale generalnie rzecz biorąc - tak, mogłabym powiedzieć, że to jest błogosławieństwo - mam w sobie nowe życie (no cóż, Schopenhauer by się ze mną nie zgodził ;) ) i generalnie czuję się dobrze.


źródło: buzzle.com

Co jest przekleństwem w ciąży? Inni ludzie. A w szczególności (przykro mi to stwierdzić) - kobiety. 

Dla porównania: mój szef codziennie rano: dzień dobry, jak się ma duży brzuszek? (nawet gdy jeszcze nie było go widać) kontra nasza sekretarka: rzygasz już? Nie? Możesz jeść, masz apetyt, serio? To dziwne. W nocy nie jesz? Ale zobaczysz jak Ci tylko brzuch wywali, ten pępek wygląda okropnie... 

Ale i tak najlepsza była w kwestii gratulacji. O tak, gratulacje to osobny rozdział. 

Kobieta oczekującą dziecka ostatnie czego chce usłyszeć to:

- kiedy wrócisz do pracy?
- kto się zajmie dzieckiem? Przecież nie macie rodziny i nikogo do pomocy w pobliżu.

Ale najlepsze jest: jeszcze nie gratuluję, jest za wcześnie (w sensie - możesz jeszcze stracić to dziecko).

Co się stało ze starodawnym, grzecznym: gratuluję albo wszystkiego dobrego? Na to było stać moich znajomych i przyjaciół, którzy nie znoszą wręcz dzieci, ich nie mają lub/i nie planują mieć. Jak widać, nie wszystkim to od razu przychodzi do głowy, gdy słyszą, że ktoś jest w ciąży. A szkoda.

Rzygasz?

Skoro ja rzygałam, ciocia Hela rzygała, Krysia z drugiego piętra też, to Ty także musisz. Jak nie rzygasz, to może jednak nie jesteś w ciąży? Pierunie! Jestem w ciąży i nie, ani razu nie rzygałam - serio, mówię Wam, I tell you. ;) 

Śledzie, kiszone ogórki, lody, ciasteczka imbirowe? 

Moje życie w dużej mierze podporządkowane jest kulinariom. Czytam o nich, gotuję, oglądam na YouTube, często o nich myślę i przez ostatnie powiedzmy 20 lat, albo od kiedy pamiętam miewam napady uczucia, że coś muszę nagle zjeść. Takie zachcianki. Dotyczą rożnych rzeczy - pikli, domowego ciasta z okresu dzieciństwa, pierogów, kuchni indyjskiej, czy lodów. Śledzie takie typowo polskie, to u mnie rarytas, do polskiego sklepu mam 50km, nie chce mi się tam jeździć regularnie, więc miewam na nie napady - jak to na rarytas. Ciąża nie ma nic do tych smaków. No, ale jak wyżej - skoro Ty miałaś ochotę na śledzie, ciocia Hela itd... Albo - na kwaśne to chłopak, na słodkie - dziewczynka. Co ja bym zrobiła bez tych biblijnych przypowieści? (sic!)

Kiedy będziesz odpoczywać?

Eeee... Jak się zmęczę, to odpoczywam? Kładę się na sofie z książką, filmem, czy tak po prostu pod kocem i odpoczywam? Co więcej - chodzę na fitness i ćwiczę w domu - dla mnie to forma relaksu. To chyba zasługuje na osobny wpis. :)

Dlaczego jeszcze pracujesz? Nie idziesz na L4? 

A dlaczego miałabym nie pracować, skoro czuję się dobrze, a ciąża rozwija się prawidłowo? Siedzę przy biurku większość dnia, z przerwami na krótkie spacery po biurze, do banku czy na pocztę (jak ładna pogoda, to w przerwie na lunch na świeżym powietrzu), a jak skończy mi się papier do drukarki, to kolega wnosi mi na piętro cały karton, abym nie dźwigała. Zwolnienie lekarskie z powodu ciąży? To nie jest Polska... 

A propos różnic miedzy UK, a Polską, to jest kilka ciekawostek. Chyba poświecę im osobny wpis. 

Zęby Ci się już psują? Ewentualnie: uważaj, bo zęby Ci się będą psuły.

A najlepsze jest to, że usłyszałam to od jednej pani, której dieta pozostawia wiele do życzenia, a jedynym źródłem wapnia w jej menu wydaje się być serek Danio. 

Serio - jakby to wziąć do kupy wszystko, to pomyślałabym, że ostatnie 5 miesięcy miało być orką na ugorze, a ja będę się wiła z bólu, w środku nocy wysyłała lubego po pudełko lodów, albo będę musiała zbierać na sztuczną szczękę. I tak wiem - jeszcze dużo przede mną. Piszę tu o reakcjach, radach i pytaniach, które wywoływały we mnie nieodpartą chęć ucieczki na totalne pustkowie i wycia do księżyca.

I moje ulubione na koniec. TADAM!

Co z kotami? albo Nie zmieniasz chyba kuwet? albo Serio nie miałaś testu na toksoplazmozę? 

Co ma być z kotami? Poza tym, że chyba czują, że jestem w ciąży, bo się tulą bardzo, nawet Buka, która w przeciągu ostatnich 7 lat przejawiała miłe uczucia może trzy razy, to teraz codziennie wchodzi mi na kolana, ugniata i mruczy, a najchętniej śpi obok mojego brzucha.

Kuwety to działka lubego i zawsze tak było w naszym domu. A testu nie miałam, gdyż wg brytyjskiego systemu zdrowotnego nie jestem w grupie podwyższonego ryzyka (jak kobiety pracujące na farmie, czy w biznesie weterynaryjnym). Testu się dla mnie nie przewiduje, a ja nie jestem Don Kichotem, aby walczyć z systemem - wydaje mi się, że warto w tym okresie poświecić energię na inne działania i zadbać o siebie jak najlepiej mogę. 

Zabawne, że nikt nie spytał, kto zajmuje się naszym ogródkiem warzywnym, albo czy myję dokładnie sałatę, albo czy oprawiam surowe mięso w rękawiczkach? Tak, toksoplazmoza to nie jest od kocia choroba, ryzyko czai się gdzieś indziej. Nie bagatelizuję jej, bo to choroba, która zagraża ciąży, ale mówię, że koty to nie jest największy problem, a ona sama obrosła grubą warstwą mitów. A wszystkim, którzy wyrzucili koty z domu, gdy pojawiła się ciąża powiem tak: nie zasłużyliście na kota. Nie jestem pewna, czy w ogóle na jakiekolwiek zwierzę poza rybkami w akwarium.  Nawet w przypadku, gdy kobieta nie ma przeciwciał, co wykazuje test, to należy zachować środki ostrożności, a nie pozbywać się zwierzęcia z domu.


Z reguły po każdym z tych pytań pada moja grzeczna odpowiedź (tak, pomyślałam, że dam upust emocjom na blogu), po której następuje zdziwienie pytającej. Bo przecież każda kobieta musi znosić ciążę tak samo. A systemy opieki zdrowotnej na całym świecie funkcjonują na tych samych zasadach. A już najlepsi są po prostu ginekolodzy z Polski i tylko do nich powinnam latać, nie zważając na koszty (moje i podatników) i ewentualnie konsekwencje zdrowotne. 

 A i czekam jeszcze na opowieści o koszmarze porodu, bo tego właśnie mi trzeba. ;)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina