Nie jestem fanatyczką kosmetyków kolorowych. Mam w domu podstawowe (w moim mniemaniu, choć nie mogę powiedzieć, że moje to minimalistyczne podejście) kosmetyki do wykonania w miarę neutralnego makijażu, na większe wyjścia z reguły mam bardziej wyrazistą kreskę i czerwoną szminkę. Nie biegam więc po drogeriach jarając się nowymi kolorami cieni, czy innych kosmetyków kolorowych, bo o ile podobają mi się na kimś, to sama nie mam odwagi i umiejętności, aby walnąć sobie mocniejszy makijaż. Z tego powodu też nie jestem na bieżąco i w zasadzie tylko dzięki kilku brytyjskim guru makijażowym sięgam po firmy czy produkty, których nie znam - jeśli pochwalą je na swoich blogach/vlogach, to ja przy okazji zakupów w mieście zaglądam do firmowych szaf i coś kupuję. Sama z siebie, praktycznie nigdy. Kiedyś miałam inne podejście i kończyło się to tonami kosmetyków wyrzucanych, bo się przeterminowały, nieużywanych bo były kiepskie, albo oddawanych znajomym. Pieniądze wyrzucone w błoto.
Tym razem skusiłam się na kosmetyki makijażowe dwóch firm, z którymi nie miałam do czynienia poprzednio - Make Up Academy (MUA) oraz Collection (zwane wcześniej Collection 2000). Dwa z moich wyborów okazały się być bardzo trafne (poparte opiniami wizażystów), jeden, na który skusiłam się przy okazji, bo była promocja okazał się być bublem. Bublem dla mnie - przypominam, że nie ma kosmetyków idealnych, są tylko idealnie dobrane. Obie firmy są w gamie kosmetyków niskobudżetowych, przynajmniej w UK.
Czaiłam się na inną neutralną paletę MUA, która mogłaby konkurować z drogą (moim zdaniem) Naked od Urban Decay, ale niestety wydaje się być wyprzedana. Jak wróci do sprzedaży, to na pewno ją kupię (Undress Me Too). Tymczasem kupiłam
12 Shade Undressed, Make Up Academy
4 funty
Jest to paletka 12 cieni w tonacjach brązowo - beżowych, ale także z nutami złota i dwoma kolorami szarymi. Na moje oko jeden ciemniejszy beż i jasny brąz to maty. Jasne kolory nie są szalenie mocno napigmentowane, ciemniejsze dobrze, ale do wykonania codziennego makijażu dla mnie jest to paletka niemal idealna. Do absolutnego ideału brakuje mi powiedzmy jednego jasnego matowego cienia bazowego. Myślę, że spokojnie można nią wykonać wieczorowe smokey. Większość brązów i beżów opalizuje w ciepłym tonach, dobra opcja dla niebieskookich - wydobywa to naturalny kolor tęczówki.
Cienie na moich powiekach (które się nie przetłuszczają), z bazą Inglot trzymają się ok. 8-10 godzin, choć pod koniec dnia nie są już intensywne. Nie zauważyłam zbierania się w załamaniu powiek, czy osypywania.
W opakowaniu jest dwustronny aplikator gąbkowy, który dla mnie jest bezużyteczny - używam swoich pędzli. Aby nie raziło Was, że paleta wynaleziona w UK jest produkowana w Chinach, to producent napisał na spodzie opakowania, że wyprodukowano w tajemniczym PRC, ha, ha! (Chińska Republika Ludowa po angielsku)
Za tę cenę (!!!) naprawdę nie mam na co narzekać - to zacna paleta, ale nie oczekujmy cudów jak z cieniami MAC.
Jako, że MUA ma duże obniżki cen przed świętami, a ja miałam tusz na wykończeniu, to zamówiłam też dwustronny tusz
Fashionista Double Collection Mascara, Make Up Academy
cena regularna 8 funtów, ja zapłaciłam 1.5 funta w promocji
Całe szczęście, że zapłaciłam cenę promocyjną, bo miałabym wnerwa jak stąd do Szetlandów. Skusiłam się na tę maskarę głównie dlatego, że jest podwójna, co oznacza bazę wydłużająco - pogrubiającą rzęsy, a potem kolor. No, a kolor wg producenta to ultra czarny. A maskara nadająca rzęsom objętości i długości.
Maskara ta daje efekt bardzo naturalnych rzęs, na czym mi nie zależy. Mam naturalnie dość długie rzęsy, ale proste jak druty i muszę je podkręcać i mocno tuszować, aby otworzyć optycznie oko. Stąd maskary udające naturalne rzęsy są nie dla mnie. A ta taka właśnie jest. Poza tym nie mogę jej nic zarzucić - dobrze się nakłada, nie skleja rzęs, trzyma się ok. 10 godzin. Dla mnie bubel, bo nie spełnia obietnic producenta. Nie zauważyłam jakiegoś wydłużenia, a już na pewno nie pogrubienia. Dla kogoś, kto szuka bardzo subtelnego efektu może być OK. Ja jej już nigdy nie kupię.
Za to na pewno będę wracać do korektora
Lasting Perfection Ultimate Wear Concealer, Collection
cena ok. 4.20 funta
Produkt zachwalany przez wiele osób, jego cena jest powalająco niska w porównaniu np. do korektora Estee Lauder Double Wear, który dawał podobny efekt, a kosztuje 4 razy więcej.
Produkowany w 4 odcieniach (ja mam najjaśniejszy, Fair nr 1), w Chinach, a jakże, to jeden z popularniejszych korektorów w UK sądząc po tym, że pojawia się niemal na każdym tutejszym blogu urodowym.
Ma bardzo dobre krycie, ale ja nie mam bardzo dużych cieni pod oczami. Używam go też na przebarwienia skórne czy zaczerwienienia koło nosa - tu też sprawdza się bez zarzutu. Od korektora pod oczy mogłabym wymagać jeszcze tylko dwóch rzeczy, których ten produkt nie ma - właściwości odbijających światło, a także lżejszej konsystencji. To myślę, jest konsekwencją niskiej ceny - gdzieś trzeba iść na kompromis.
Wydaje mi się, że mój odcień ma dość neutralne tony - nie znoszę korektorów z różowymi tonami, gdyz one nie korygują cieni po oczami, które mają tendencje do bycia fioletowo - niebieskimi. Z takimi lepiej u mnie radzą sobie korektory neutralne, znowu byle nie za żółte - w drugą stronę też niedobrze.
Producent podaje, że jego trwałość to 16 godzin. Zapomnijcie. Testowałam go w warunkach biurowych (ok. 9 godzin w pomieszczeniu), a także podczas całodniowego wypadu, gdzie przebywałam przez ok. 6 godzin na powietrzu (w tym na plaży - wiało, było wilgotno i zimno). Korektor trzyma się dobrze (ja go utrwalam transparentnym pudrem bambusowym), ale 10 godzin to max. co mu daję, przy czym po tym czasie część z niego gdzieś się ulatnia i efekt nie jest taki, jak po nałożeniu. Mnie to satysfakcjonuje, bo nie oczekuję od makijażu trwałości szesnastogodzinnej. Do codziennego użytku jest świetny; jakbym szła na czerwony dywan i pod flesze aparatów, to pewnie wybrałabym inny produkt. ;)
Plusem dla mnie jest aplikator z gąbką - nie trzeba wyciskać produktu na dłoń i używać dodatkowego pędzelka. Ja po nałożeniu go pod oczy wklepuję go palcami.
Podsumowując - dobry produkt za niewielką cenę, ale cudów też nie można oczekiwać - wydaje mi się, że to nie jest produkt, który pomoże zatuszować gigantyczne cienie pod oczami (jak profesjonalne kamuflaże) i dla niektórych jego konsystencja (dość gęsta jak na korektor pod oczy) może być nie do zaakceptowania. Ja jestem zadowolona.
Mam nadzieję, że te informacje będą Wam przydatne, gdybyście szukali kosmetyków za względnie niską cenę i dość dobrej jakości. Z tego co wiem, że MUA jest w Polsce, a Collection można kupić na Allegro, ale na pewno znacie kogoś, kto mógłby Wam go kupić na wyspach.
Dajcie proszę znać, czy znacie te produkty, a może planujecie kupić?
--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina