Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hard core. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hard core. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 lutego 2014

Jedzenie swojego łożyska (placentofagia). Ciąg dalszy.

W pierwszym wpisie podałam nieco suchych informacji, a teraz przejdziemy do bardziej mięsistych (nomen omen) aspektów spożycia łożyska. ;)



Z czym to się je?

Jeśli macie mocne nerwy i nie jesteście obrzydliwe, to łożysko w zasadzie możecie zabrać do domu i przyrządzić same wg przepisów, których masa jest w internecie. Ważne jest jednak, aby łożysko na surowo było skonsumowane w ciągu 48 godzin od porodu. Po porodzie najlepiej najszybciej dać je do lodówki, gdzie będzie oczekiwało na swój moment. ;) Sprawa się komplikuje, gdy nie wychodzicie ze szpitala tak szybko. Wtedy trzeba mieć kogoś, kto to łożysko zabierze do domu i zamrozi. W przypadku brytyjskich szpitali nie jest to problem, gdyż większość matek, których poród przebiegł bez komplikacji jest gotowa do wyjścia w ciągu 12-24 godzin po porodzie. Należy mieć tylko ze sobą sterylny pojemnik na łożysko, najlepiej oznaczony, że zawiera Wasze łożysko i po zbadaniu przez położne należy umieścić je jak najszybciej w lodówce. Dobrze byłoby mieć też załączoną kartkę z formułką, że łożysko jest przeznaczone do konsumpcji i wszelkie osoby badające je powinny dołożyć starań, aby nie zostało zanieczyszczone. Wychodzicie ze szpitala, zabieracie łożysko, w domu czyścicie z krwi, kroicie i przygotowujecie sobie co tam chcecie - smoothie z owocami leśnymi, tatara (w obu przypadkach łożysko spożywane jest na surowo), parujecie, czy obsmażacie jak stek. Przy czym obróbka cieplna powyżej czterdziestu kilku stopni powoduje, że traci się wiele cennych składników. Dlatego dobrze jest łożysko jest surowe, albo wysuszyć je w suszarce spożywczej przez 12-14 godzin w niskiej temperaturze. Uzyskane w ten sposób "chipsy" można zjeść, lub sproszkować przed konsumpcją. 

Krwawe sporty nie są dla Was?

Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, gdy (tak jak ja) macie opory przed samodzielnym obrabianiem łożyska. O ile nie brzydziłabym się dotykać tego i czyścic, bo to jednak - nie oszukujmy się - tylko kawal mięsa, to wspomnienie tego procesu chyba skutecznie odstraszyłoby mnie od dalszej konsumpcji. Tak miałam z kaczką, którą musiałam wybebeszyć i oskubać, więc podejrzewam, że miałabym tak samo w tym przypadku. Ale oczywiście gdzie są wymagania rynku, tam są ludzie, którzy ten popyt zaspokoją podażą. :) I w UK są specjalistki od przerobienia Twojego łożyska do formy, która będzie dla Ciebie akceptowalna. Tyle, że to nie jest tania zabawa. Ale o tym niżej. 

Osoby zajmujące się tym fachem mają z reguły certyfikaty IPEN i są gotowe za odpowiednią opłatą przyjechać do szpitala, zabrać łożysko, aby rodzice nie musieli sobie tym zawracać głowy i potem rozporządzić nim wg Waszych wymagań. I tu znowu możecie wybrać między przygotowaniem smoothie, esencji z łożyska (homeopatycznej), nalewki, maści, czy kapsułek ze sproszkowanym łożyskiem. I na te ostatnie ja zareagowałam dość żywo. :)

Po pierwsze - zaoszczędzono by mi widoku moich własnych flaków. Po drugie - kapsułka z proszkiem jest łatwa do przełknięcia, popicia wodą i puszczenia w niepamięć po 5 sekundach. ;) Po trzecie - cześć kapsułek można zamrozić i przechowywać na inne czasy (niektóre kobiety trzymają je na okres menopauzy). Po czwarte zaś - proces przygotowania proszku do kapsułek odbywa się w niskiej temperaturze, co nie niszczy dobroczynnych składników łożyska. I ta metoda do mnie przemówiła. 

Proces wygląda tak, że zawiera się umowę ze specjalistką (wszystko załatwia się przez maila, jeśli nie macie takiej osoby w najbliższej okolicy), wypełnia formularze, zabiera odpowiednie ze sobą do szpitala (wraz z pojemnikiem), a ona ma upoważnienie, aby odebrać Wasze łożysko i przygotować zlecone przez Was remedium. Formalna strona musi być zorganizowana minimum 2 tygodnie przed planowaną datą porodu, ale najlepiej wcześniej o to zadbać, bo nie wiadomo jak szybko dzieciakowi się pospieszy na ten świat. 

Ile to kosztuje?

I teraz o kwestiach finansowych. Otóż w zależności od tego, gdzie rodzicie, to ceny będą się różniły, bo pani od IPEN może doliczyć sobie ekstra za przejechane kilometry. A wiadomo - na każdym rogu nie pracuje specjalistka od obróbki łożysk, stąd dostępność do tej usługi jest ograniczona, a co za tym idzie - cena niemała. Podaję cenę za odebranie łożyska, wysuszenie i kapsułkowanie go, dostarczenie kapsułek do domu w moich warunkach - czyli mieszkam w środku pola i rodzę w małym prowincjonalnym szpitalu, do którego najbliższa specjalistka ma nieco kilometrów. Tadaaam! 185 funtów. 

I powiem Wam tak szczerze - to jest jedyny aspekt tego zjawiska, który mnie powstrzymuje. Nie podjęłam jeszcze decyzji (w zasadzie nie podjęliśmy, bo finanse dotyczą nas, jako rodziny, nie mogę już myśleć tylko o sobie), ale coś czuję, że w związku z tym, że za parę tygodni przestanę zarabiać konkretne pieniądze, to tego typu wydatek może się okazać zbędną ekstrawagancją. Z drugiej strony teraz nie będę odkładać na parę Louboutinów, bo i tak nie będę miała okazji w nich chodzić. ;) A serio -  nie wiem, jak poradzę sobie fizycznie i psychicznie z okresem połogu i chciałabym mieć takie kapsułki na podorędziu. No i nie ukrywam, że zżera mnie ciekawość, czy na mnie podziałają w jakikolwiek sposób.

Jedno jest pewne - jeśli to zrobię, to na pewno o tym przeczytacie na blogu. :)

A teraz jestem ciekawa, czy Wy zdecydowałybyście się na ten krok, gdyby finanse nie stanowiły bariery? 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

czwartek, 13 lutego 2014

Jedzenie swojego łożyska. Zrobię to, czy nie?

Temat, który mało kogo zostawia obojętnym. ;)

W świecie ssaków zjadanie łożyska przez samice po porodzie to popularne zjawisko. Są dwie teorie na temat takiego zachowania i obie nie wykluczają się nawzajem. Jedna mówi o tym, że samica zjada ślady porodu, aby zataić fakt posiadania nowego potomstwa przed drapieżnikami. Druga za to twierdzi, że łożysko jest naturalnie bogate w pewne związki, które pomagają dojść do równowagi po porodzie, a także, że łożysko jest pierwszym i najłatwiej dostępnym pokarmem proteinowym dla samicy wyczerpanej porodem.

Dowodów naukowych na uzdrawiająca siłę łożyska nie ma, ale myślę, że gdyby jedzenie go musiałoby się odbyć dzięki pośrednictwu czy to koncernów farmaceutycznych, czy spożywczych, to badania i dowody pewnie by się znalazły. A że kobieta może w zasadzie załatwić sprawę sama, to nadal pozostaje to w sferze, nazwijmy to - medycyny ludowej. 



Wbrew pozorom nie jest to nowa moda matek - celebrytek. Niestety dzięki nim to zjawisko zyskało nieco medialnego rozgłosu, a może stety? Nie, raczej niestety - jak mówię, że rozważam zjedzenie łożyska, to wiele osób pyta - jak Kim Kardiashian? :P W Chinach proszkowanie łożyska i spożywanie proszku w celach leczniczych to praktyka popularna od ponad tysiąca lat. 

Najbardziej znanym ekspertem w dziedzinie zjadania łożyska (placentofagii) jest profesor Mark Kristal z University of Buffalo w Stanach Zjednoczonych, który od 40 lat bada to zjawisko. Wg niego mimo, ze nie ma żadnych dowodów na to, że ludzie z jakiegokolwiek kręgu kulturowego zjadali swoje łożyska zaraz po porodzie, to potencjalnie mogłoby ono mieć pozytywny wpływ na zdrowie kobiet... i mężczyzn. Z badan Kristala wynika, że zjadanie łożyska przez zwierzęta zapobiega występowaniu agresji wobec potomstwa i ma też działać znieczulająco na ból w połogu i to w tym ostatnim naukowiec upatruje przyszłość badań nad zasadnością spożywania łożyska przez ludzi. Dla mnie to ciekawy aspekt, bo o ile wszelkie źródła koncentrują się na przebiegu ciąży, porodu, a potem instrukcji obsługi noworodka, to mało z nich mówi prawdę (czasem bolesna) o kondycji psychofizycznej matki w tygodniach po porodzie i sposobów na radzenie sobie ze złym samopoczuciem. 

Nie ma potwierdzonych badań, jakoby spożycie łożyska pomagało kobietom w regeneracji po porodzie, w laktacji, zwalczało zmęczenie i depresję poporodowa, ale spójrzmy na fakty. Łożysko zbudowane jest głownie z protein, zawiera duże ilości żelaza. Przez miesiące był to organ, przez który do dziecka dostawały się składniki odżywcze, witaminy, przeciwciała. Naukowo potwierdzone jest to, ze depresja poporodowa ma związek z brakami ważnych elementów jak witamina B6 czy hormonu CRH, który odpowiedzialny jest za redukowanie poziomu stresu w organizmie. Obie substancje, obok dużej ilości żelaza i protein znajdują się właśnie w łożysku. Dochodzą do tego relacje kobiet, które spożyły łożysko i zauważyły znaczną poprawę nastroju i kondycji w stosunku np. do poprzedniego połogu, podczas którego nie spożyły tego narządu. To oczywiście może być efekt placebo i o niczym nie świadczy, ale uważam, że jeżeli nawet tym efektem, potęga podświadomości można sobie pomoc, to może warto?
 
Jestem smakoszem i w zasadzie wszystkiego spróbuję w życiu. Chociaż raz. Z czystej ciekawości. Jednak zmielenie mojego surowego łożyska z pysznymi owocami leśnymi i spożycie w postaci koktajlu (to jest jedna z opcji, podobno lepsza niż smażenie, które zabija wiele dobroczynnych składników) chyba jest ponad moje siły. Są natomiast inne formy i o nich, a także o tym, czy zdecydowałam się zjeść swoje łożysko i jak to zorganizować w UK, dowiecie się z kolejnego wpisu za kilka dni. 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina