Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 grudnia 2013

BiuBiu ubiera kobiece kształty. Moja opinia o ubraniach tej marki.


W cyklu poświęconym ubraniom, które noszę w ciąży (95% nieciążowych!) pojawiły się już dwa topy polskiej firmy BiuBiu (tu w tygodniu 20 oraz w tygodniu 21). W ubiegłym tygodniu zamówiłam dwa kolejne, w tym jeden typowy dla ciężarówek i matek karmiących. Oba okazały się być strzałem w dziesiątkę, a ja jako bardzo zadowolona klientka postanowiłam przybliżyć nieco tę polską firmę moim czytelniczkom. A swoje topy pokażę w kolejnych odsłonach ciążowego cyklu. 

 

Dla mnie pierwszą firmą produkującą ubrania dla kobiet uwzględniające poza standardowymi rozmiarami także rozmiar biustu była brytyjska Pepperberry, z którą miałam przyjemność zapoznać się też na castingu, na który mnie zaprosili w ubiegłym roku (pisałam o tym na drugim blogu, więc zainteresowanych odsyłam do tego wpisu). BiuBiu poznałam dzięki Ptasi, na której podziwiałam dobrze dopasowane topy, które nie dość, że ładnie podkreślały talię, to nie spłaszczały biustu. Coś dla mnie - pomyślałam - ale trochę mi zajęło, zanim złożyłam pierwsze zamówienie. Poważny błąd. ;)

BiuBiu  jest pierwszą w Polsce firmą, która oferuje ubrania zadedykowane kobietom z większym biustem. Zapomnijcie o koszulach, których albo guziki się rozchodzą, albo jeśli guziki są w ryzach, to całość jest workowata i nie widać Wam talii. Pomyślcie o bluzkach, czy sukienkach które podkreślą Wam ładnie talię, ale przy okazji zmieszczą obfity biust. Panie, które chcą ukryć brzuszek też znajdą coś dla siebie w ofercie sklepu. 

 

 


Poza tym, że jestem zadowolona z kroju i jakości tych ubrań, to lubię i chcę promować tę firmę i osobę, która za nią stoi także z innych powodów. Po pierwsze dlatego, że Kinga miała pomysł, w który wierzyła i mimo, że ludzie w szwalniach pukali się w głowy (Pani! Kto będzie nosił ubrania z tak wąskimi plecami i obszernym przodem? Nie pomyliła się Pani z konstrukcją? itp.), to ona się uparła, aby linię wprowadzić na rynek i... szyć ją w Polsce. To nie jest masówka z Azji, gdzie jak każdy wie, płaca i warunki pracy są niejednokrotnie skandaliczne. Tak, BiuBiu szyje w Polsce i z dobrej jakości materiałów. I na te ubrania nie trzeba wydać pół pensji. To są powody, dla których uwalam, że zasługuje na atencję świadomego i wymagającego konsumenta. A wierzcie mi, że doceniają to klientki z całego świata - mam kilka znajomych, które noszą ubrania BiuBiu po tej stronie kanału La Manche, ale także po drugiej stronie oceanu! 



Zainteresowanym tą marką polecam ich sklep on-line (wysyła też poza Polskę!), a także wywiad z właścicielką

 

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie dzięki uprzejmości BiuBiu.

 

Czy słyszeliście o tej marce? Czy też macie problemy z dobraniem dobrze skrojonych ubrań z powodu rozmiaru Waszego biustu?  Chętnie poczytam Wasze opinie. :) A za parę dni postaram się wrzucić zdjęcia w moich nowych nabytkach - jednym topie regularnym, a drugim zaprojektowanym dla kobiet w ciąży. :)


--

Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina 

 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Projekt denko #2. Speszial ediszyn.

Kolejna odsłona projektu denko, czyli krótki opisy i recenzje kosmetyków, które zużyłam w ostatnich tygodniach. Tym razem jednak wydanie specjalne, bo będą tylko kosmetyki jednej firmy, którą odkryłam przez blogi urodowe i kanały na YouTube, ale ostatecznie zdecydowałam się na zakupy za rekomendacją Ptasi (mua :*) i nie wyobrażam już sobie pielęgnacji bez niektórych produktów z tego sklepu.

Mowa o Biochemii Urody. Jeśli jeszcze nie słyszeliście, to pokrótce napiszę, o co biega. Jest to sklep nietypowy, bo oferujący nie tyle gotowe kosmetyki (choć też), ale surowce i półprodukty kosmetyczne w postaci samodzielnej lub jako odpowiednio skomponowane i odważone zestawy, służące do wyrobu (w zaciszu własnego domu) własnych, naturalnych kosmetyków pielęgnacyjnych. Biochemia Urody to również dobre źródło informacji na temat działania poszczególnych składników kosmetycznych. Jeśli macie zapędy na młodego chemika, to jest to coś dla Was. ;) Jeśli nie bawi Was samodzielne mieszanie kosmetyków, które nota bene jest proste jak drut, bo firma daje Wam jasne instrukcje, to warto wypróbować Biochemię Urody z innego powodu - kosmetyki, które użyłam (i inne, które dziś nie ukażą się we wpisie, ale w kolejnych odsłonach cyklu) okazały się być niezwykle skuteczne i atrakcyjne cenowo. 

Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapoznajcie się z ich stroną www, a ja jadę z tym koksem. Zużyłam:


Tonik z kwasem PHA 6%
18.50 zł.

Delikatny, bezalkoholowy i silnie nawilżający tonik z kwasami, dobry dla osób, których skóra nie toleruje kwasów AHA i odpowiedni przy braku systematycznej ochrony przeciwsłonecznej. Moja skóra początkowo reaguje na niego mocnym zaczerwienieniem, ale następnego dnia rano jest świeża, świetlista i napięta. Nie jest to produkt tak dobry jak Liquid Gold, o którym Wam pisałam, ale niewiele mu brakuje do niego, a i cenowo jest bardziej konkurencyjny. Niestety do stosowania tylko max. 2 razy w tygodniu. Piszę niestety, bo efekty następnego dnia są tak dobre, że chciałabym mieć tak działający produkt za tę cenę, który można stosować co drugi dzień. Stosuję tylko na noc i kiedy nie robię kuracji Liquid Gold. Produkt, którego zużyłam już półtorej opakowania i na pewno będzie ich więcej. 

Podwójny żel hialuronowy 2% EKO 
21.80 zł.

Żel nawilżająco - przeciwzmarszczkowy w postaci kompleksu dwóch typów kwasu hialuronowego - dzięki temu wnika do głębszych warstw skóry. Ten produkt stosowałam tylko na noc 2-3 razy w tygodniu. Dlaczego tylko na noc? Bo mimo, że nawilżał skórę (szczególnie w połączeniu z odrobiną naturalnego olejku), lekko ją napinał, to często lubił się rolować, stąd nie jest to dla mnie dobry produkt pod makijaż. Nie kupię go ponownie, tylko dlatego, że wypróbowałam inny żel hialuronowy, który sprawdził się lepiej przy mojej cerze i jak skończę opakowanie, to o nim napiszę. 

A i jeśli zasadzacie się na żel hialuronowy, to polecam kupić od razu butelkę kosmetyczną 15 ml z pompką typu air-less- znacznie ułatwia pracę z produktem (cena 5.90 zł.)


Sok z aloesu 100% EKOLOGICZNY 
19.90 zł. 

Aloes znany jest z właściwości kojących, nawilżających, antybakteryjnych i regenerujących. Sok kupiłam z myślą o używaniu rano do przetarcia twarzy po nocy, odświeżenia jej i przygotowania do nałożenia kosmetyków na dzień. Jest to produkt intensywnie działający i na moich policzkach po przetarciu ich wacikiem nasączonym sokiem występowały zaczerwienienia. Doczytałam na stronie BU, że w tym przypadku powinnam rozcieńczać sok innymi hydrolatami, to pewnie w przyszłości uczynię, tylko muszę się dowiedzieć jakimi i w jakich proporcjach. Działania aloesu nikomu nie muszę reklamować, myślę więc, że to dobry produkt, tylko, że ja go nie stosowałam odpowiednio do mojej cery. Dam mu kolejną szansę, bo raczej ciężko mi się przekonać do drogeryjnych toników i chcę eksperymentować z naturalnymi hydrolatami. Sok ten ma bardzo szerokie zastosowanie, więc doczytajcie na stronie producenta - ja używałam tylko jako toniku w wersji nierozcieńczonej. 

***

W kolejnych odsłonach projektu denko ukażą się na pewno inne produkty BU, których teraz używam: żel hialuronowy z pantenolem, olej Monoi Frangipani Eko oraz puder bambusowy z jedwabiem. Zasadzam się też na jakiś hydrolat i serum, być może uda mi się kupić te produkty jeszcze w grudniu i w przyszłym roku przekazać Wam moje wrażenia. 

Znacie, lubicie kosmetyki tej firmy? Dajcie proszę znać. 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

poniedziałek, 25 listopada 2013

Stan błogosławiony. Przekleństwo to ludzie.


Nie, nie mogę powiedzieć, że w 100% przez cały czas czuję się rewelacyjnie. Tu czasem pobolewa, czy dokucza, ale generalnie rzecz biorąc - tak, mogłabym powiedzieć, że to jest błogosławieństwo - mam w sobie nowe życie (no cóż, Schopenhauer by się ze mną nie zgodził ;) ) i generalnie czuję się dobrze.


źródło: buzzle.com

Co jest przekleństwem w ciąży? Inni ludzie. A w szczególności (przykro mi to stwierdzić) - kobiety. 

Dla porównania: mój szef codziennie rano: dzień dobry, jak się ma duży brzuszek? (nawet gdy jeszcze nie było go widać) kontra nasza sekretarka: rzygasz już? Nie? Możesz jeść, masz apetyt, serio? To dziwne. W nocy nie jesz? Ale zobaczysz jak Ci tylko brzuch wywali, ten pępek wygląda okropnie... 

Ale i tak najlepsza była w kwestii gratulacji. O tak, gratulacje to osobny rozdział. 

Kobieta oczekującą dziecka ostatnie czego chce usłyszeć to:

- kiedy wrócisz do pracy?
- kto się zajmie dzieckiem? Przecież nie macie rodziny i nikogo do pomocy w pobliżu.

Ale najlepsze jest: jeszcze nie gratuluję, jest za wcześnie (w sensie - możesz jeszcze stracić to dziecko).

Co się stało ze starodawnym, grzecznym: gratuluję albo wszystkiego dobrego? Na to było stać moich znajomych i przyjaciół, którzy nie znoszą wręcz dzieci, ich nie mają lub/i nie planują mieć. Jak widać, nie wszystkim to od razu przychodzi do głowy, gdy słyszą, że ktoś jest w ciąży. A szkoda.

Rzygasz?

Skoro ja rzygałam, ciocia Hela rzygała, Krysia z drugiego piętra też, to Ty także musisz. Jak nie rzygasz, to może jednak nie jesteś w ciąży? Pierunie! Jestem w ciąży i nie, ani razu nie rzygałam - serio, mówię Wam, I tell you. ;) 

Śledzie, kiszone ogórki, lody, ciasteczka imbirowe? 

Moje życie w dużej mierze podporządkowane jest kulinariom. Czytam o nich, gotuję, oglądam na YouTube, często o nich myślę i przez ostatnie powiedzmy 20 lat, albo od kiedy pamiętam miewam napady uczucia, że coś muszę nagle zjeść. Takie zachcianki. Dotyczą rożnych rzeczy - pikli, domowego ciasta z okresu dzieciństwa, pierogów, kuchni indyjskiej, czy lodów. Śledzie takie typowo polskie, to u mnie rarytas, do polskiego sklepu mam 50km, nie chce mi się tam jeździć regularnie, więc miewam na nie napady - jak to na rarytas. Ciąża nie ma nic do tych smaków. No, ale jak wyżej - skoro Ty miałaś ochotę na śledzie, ciocia Hela itd... Albo - na kwaśne to chłopak, na słodkie - dziewczynka. Co ja bym zrobiła bez tych biblijnych przypowieści? (sic!)

Kiedy będziesz odpoczywać?

Eeee... Jak się zmęczę, to odpoczywam? Kładę się na sofie z książką, filmem, czy tak po prostu pod kocem i odpoczywam? Co więcej - chodzę na fitness i ćwiczę w domu - dla mnie to forma relaksu. To chyba zasługuje na osobny wpis. :)

Dlaczego jeszcze pracujesz? Nie idziesz na L4? 

A dlaczego miałabym nie pracować, skoro czuję się dobrze, a ciąża rozwija się prawidłowo? Siedzę przy biurku większość dnia, z przerwami na krótkie spacery po biurze, do banku czy na pocztę (jak ładna pogoda, to w przerwie na lunch na świeżym powietrzu), a jak skończy mi się papier do drukarki, to kolega wnosi mi na piętro cały karton, abym nie dźwigała. Zwolnienie lekarskie z powodu ciąży? To nie jest Polska... 

A propos różnic miedzy UK, a Polską, to jest kilka ciekawostek. Chyba poświecę im osobny wpis. 

Zęby Ci się już psują? Ewentualnie: uważaj, bo zęby Ci się będą psuły.

A najlepsze jest to, że usłyszałam to od jednej pani, której dieta pozostawia wiele do życzenia, a jedynym źródłem wapnia w jej menu wydaje się być serek Danio. 

Serio - jakby to wziąć do kupy wszystko, to pomyślałabym, że ostatnie 5 miesięcy miało być orką na ugorze, a ja będę się wiła z bólu, w środku nocy wysyłała lubego po pudełko lodów, albo będę musiała zbierać na sztuczną szczękę. I tak wiem - jeszcze dużo przede mną. Piszę tu o reakcjach, radach i pytaniach, które wywoływały we mnie nieodpartą chęć ucieczki na totalne pustkowie i wycia do księżyca.

I moje ulubione na koniec. TADAM!

Co z kotami? albo Nie zmieniasz chyba kuwet? albo Serio nie miałaś testu na toksoplazmozę? 

Co ma być z kotami? Poza tym, że chyba czują, że jestem w ciąży, bo się tulą bardzo, nawet Buka, która w przeciągu ostatnich 7 lat przejawiała miłe uczucia może trzy razy, to teraz codziennie wchodzi mi na kolana, ugniata i mruczy, a najchętniej śpi obok mojego brzucha.

Kuwety to działka lubego i zawsze tak było w naszym domu. A testu nie miałam, gdyż wg brytyjskiego systemu zdrowotnego nie jestem w grupie podwyższonego ryzyka (jak kobiety pracujące na farmie, czy w biznesie weterynaryjnym). Testu się dla mnie nie przewiduje, a ja nie jestem Don Kichotem, aby walczyć z systemem - wydaje mi się, że warto w tym okresie poświecić energię na inne działania i zadbać o siebie jak najlepiej mogę. 

Zabawne, że nikt nie spytał, kto zajmuje się naszym ogródkiem warzywnym, albo czy myję dokładnie sałatę, albo czy oprawiam surowe mięso w rękawiczkach? Tak, toksoplazmoza to nie jest od kocia choroba, ryzyko czai się gdzieś indziej. Nie bagatelizuję jej, bo to choroba, która zagraża ciąży, ale mówię, że koty to nie jest największy problem, a ona sama obrosła grubą warstwą mitów. A wszystkim, którzy wyrzucili koty z domu, gdy pojawiła się ciąża powiem tak: nie zasłużyliście na kota. Nie jestem pewna, czy w ogóle na jakiekolwiek zwierzę poza rybkami w akwarium.  Nawet w przypadku, gdy kobieta nie ma przeciwciał, co wykazuje test, to należy zachować środki ostrożności, a nie pozbywać się zwierzęcia z domu.


Z reguły po każdym z tych pytań pada moja grzeczna odpowiedź (tak, pomyślałam, że dam upust emocjom na blogu), po której następuje zdziwienie pytającej. Bo przecież każda kobieta musi znosić ciążę tak samo. A systemy opieki zdrowotnej na całym świecie funkcjonują na tych samych zasadach. A już najlepsi są po prostu ginekolodzy z Polski i tylko do nich powinnam latać, nie zważając na koszty (moje i podatników) i ewentualnie konsekwencje zdrowotne. 

 A i czekam jeszcze na opowieści o koszmarze porodu, bo tego właśnie mi trzeba. ;)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina