Nie, nie mogę powiedzieć, że w 100% przez cały czas czuję się rewelacyjnie. Tu czasem pobolewa, czy dokucza, ale generalnie rzecz biorąc - tak, mogłabym powiedzieć, że to jest błogosławieństwo - mam w sobie nowe życie (no cóż, Schopenhauer by się ze mną nie zgodził ;) ) i generalnie czuję się dobrze.
|
źródło: buzzle.com |
Co jest przekleństwem w ciąży? Inni ludzie. A w szczególności (przykro mi to stwierdzić) - kobiety.
Dla porównania: mój szef codziennie rano: dzień dobry, jak się ma duży brzuszek? (nawet gdy jeszcze nie było go widać) kontra nasza sekretarka: rzygasz już? Nie? Możesz jeść, masz apetyt, serio? To dziwne. W nocy nie jesz? Ale zobaczysz jak Ci tylko brzuch wywali, ten pępek wygląda okropnie...
Ale i tak najlepsza była w kwestii gratulacji. O tak, gratulacje to osobny rozdział.
Kobieta oczekującą dziecka ostatnie czego chce usłyszeć to:
- kiedy wrócisz do pracy?
- kto się zajmie dzieckiem? Przecież nie macie rodziny i nikogo do pomocy w pobliżu.
Ale najlepsze jest: jeszcze nie gratuluję, jest za wcześnie (w sensie - możesz jeszcze stracić to dziecko).
Co się stało ze starodawnym, grzecznym: gratuluję albo wszystkiego dobrego? Na to było stać moich znajomych i przyjaciół, którzy nie znoszą wręcz dzieci, ich nie mają lub/i nie planują mieć. Jak widać, nie wszystkim to od razu przychodzi do głowy, gdy słyszą, że ktoś jest w ciąży. A szkoda.
Rzygasz?
Skoro ja rzygałam, ciocia Hela rzygała, Krysia z drugiego piętra też, to Ty także musisz. Jak nie rzygasz, to może jednak nie jesteś w ciąży? Pierunie! Jestem w ciąży i nie, ani razu nie rzygałam - serio, mówię Wam, I tell you. ;)
Śledzie, kiszone ogórki, lody, ciasteczka imbirowe?
Moje życie w dużej mierze podporządkowane jest kulinariom. Czytam o nich, gotuję, oglądam na YouTube, często o nich myślę i przez ostatnie powiedzmy 20 lat, albo od kiedy pamiętam miewam napady uczucia, że coś muszę nagle zjeść. Takie zachcianki. Dotyczą rożnych rzeczy - pikli, domowego ciasta z okresu dzieciństwa, pierogów, kuchni indyjskiej, czy lodów. Śledzie takie typowo polskie, to u mnie rarytas, do polskiego sklepu mam 50km, nie chce mi się tam jeździć regularnie, więc miewam na nie napady - jak to na rarytas. Ciąża nie ma nic do tych smaków. No, ale jak wyżej - skoro Ty miałaś ochotę na śledzie, ciocia Hela itd... Albo - na kwaśne to chłopak, na słodkie - dziewczynka. Co ja bym zrobiła bez tych biblijnych przypowieści? (sic!)
Kiedy będziesz odpoczywać?
Eeee... Jak się zmęczę, to odpoczywam? Kładę się na sofie z książką, filmem, czy tak po prostu pod kocem i odpoczywam? Co więcej - chodzę na fitness i ćwiczę w domu - dla mnie to forma relaksu. To chyba zasługuje na osobny wpis. :)
Dlaczego jeszcze pracujesz? Nie idziesz na L4?
A dlaczego miałabym nie pracować, skoro czuję się dobrze, a ciąża rozwija się prawidłowo? Siedzę przy biurku większość dnia, z przerwami na krótkie spacery po biurze, do banku czy na pocztę (jak ładna pogoda, to w przerwie na lunch na świeżym powietrzu), a jak skończy mi się papier do drukarki, to kolega wnosi mi na piętro cały karton, abym nie dźwigała. Zwolnienie lekarskie z powodu ciąży? To nie jest Polska...
A propos różnic miedzy UK, a Polską, to jest kilka ciekawostek. Chyba poświecę im osobny wpis.
Zęby Ci się już psują? Ewentualnie: uważaj, bo zęby Ci się będą psuły.
A najlepsze jest to, że usłyszałam to od jednej pani, której dieta pozostawia wiele do życzenia, a jedynym źródłem wapnia w jej menu wydaje się być serek Danio.
Serio - jakby to wziąć do kupy wszystko, to pomyślałabym, że ostatnie 5 miesięcy miało być orką na ugorze, a ja będę się wiła z bólu, w środku nocy wysyłała lubego po pudełko lodów, albo będę musiała zbierać na sztuczną szczękę. I tak wiem - jeszcze dużo przede mną. Piszę tu o reakcjach, radach i pytaniach, które wywoływały we mnie nieodpartą chęć ucieczki na totalne pustkowie i wycia do księżyca.
I moje ulubione na koniec. TADAM!
Co z kotami? albo Nie zmieniasz chyba kuwet? albo Serio nie miałaś testu na toksoplazmozę?
Co ma być z kotami? Poza tym, że chyba czują, że jestem w ciąży, bo się tulą bardzo, nawet Buka, która w przeciągu ostatnich 7 lat przejawiała miłe uczucia może trzy razy, to teraz codziennie wchodzi mi na kolana, ugniata i mruczy, a najchętniej śpi obok mojego brzucha.
Kuwety to działka lubego i zawsze tak było w naszym domu. A testu nie miałam, gdyż wg brytyjskiego systemu zdrowotnego nie jestem w grupie podwyższonego ryzyka (jak kobiety pracujące na farmie, czy w biznesie weterynaryjnym). Testu się dla mnie nie przewiduje, a ja nie jestem Don Kichotem, aby walczyć z systemem - wydaje mi się, że warto w tym okresie poświecić energię na inne działania i zadbać o siebie jak najlepiej mogę.
Zabawne, że nikt nie spytał, kto zajmuje się naszym ogródkiem warzywnym, albo czy myję dokładnie sałatę, albo czy oprawiam surowe mięso w rękawiczkach? Tak, toksoplazmoza to nie jest od kocia choroba, ryzyko czai się gdzieś indziej. Nie bagatelizuję jej, bo to choroba, która zagraża ciąży, ale mówię, że koty to nie jest największy problem, a ona sama obrosła grubą warstwą mitów. A wszystkim, którzy wyrzucili koty z domu, gdy pojawiła się ciąża powiem tak: nie zasłużyliście na kota. Nie jestem pewna, czy w ogóle na jakiekolwiek zwierzę poza rybkami w akwarium. Nawet w przypadku, gdy kobieta nie ma przeciwciał, co wykazuje test, to należy zachować środki ostrożności, a nie pozbywać się zwierzęcia z domu.
Z reguły po każdym z tych pytań pada moja grzeczna odpowiedź (tak, pomyślałam, że dam upust emocjom na blogu), po której następuje zdziwienie pytającej. Bo przecież każda kobieta musi znosić ciążę tak samo. A systemy opieki zdrowotnej na całym świecie funkcjonują na tych samych zasadach. A już najlepsi są po prostu ginekolodzy z Polski i tylko do nich powinnam latać, nie zważając na koszty (moje i podatników) i ewentualnie konsekwencje zdrowotne.
A i czekam jeszcze na opowieści o koszmarze porodu, bo tego właśnie mi trzeba. ;)
--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina