Zrobiliśmy z Młodym (3.5 miesiąca) ponad 2 tysiące kilometrów. Naprawdę dobrze to zniósł, w kryzysowych sytuacjach w samochodzie z tyłu hipnotyzowała go Babcia.
Był na klifach, był na plaży, moczył nogi w oceanie, zwiedzał ruiny
zamku i teatr, zaliczył karmienie różnych miejscach np. w lesie tropikalnym,
bujał się na łódce. Świrował ze dwa razy, jak jedliśmy w knajpie -
najpewniej ze zmęczenia, bo to było wieczorami. Pierwsze wakacje
rodzinne za nami. Oby każde następne były tak bezproblemowe.
Załączam dowód na to, że można mieć śródziemnomorski klimat na wakacjach nie ruszając się poza Wielką Brytanię. W Kornwalii byliśmy drugi raz, wrócimy i trzeci raz za parę sezonów. W Hayle woda była ciepła, w Porthcurno weszłam tylko do kolan, ale luby pływał. Zresztą było więcej miłośników tak rześkiej wody. ;) To dla mnie w zasadzie jedyna wada spędzania wakacji na brytyjskim wybrzeżu.
O Kornwalii pisałam Wam dwa lata temu w TYM wpisie, a także TUTAJ z perspektywy kulinarnej. Nadal uważam, że najlepsza ryba z frytkami na wynos jest u Ricka Steina w Padstow. :) Zapraszam do lektury i zachęcam do zwiedzania wysp.
--
Pozdrawiam i do następnego razu! )
Karolina