"Proszę chwilowo o spokój, gdyż ADM do mnie dzwoni! Słucham pani
kierowniczko. Tak jest… Pani kierowniczko… Pani kierowniczko, ja to
wszystko rozumiem… Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to
musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo
natury! Czy ja palę? Pani kierowniczko! Ja palę przez cały czas! Na
okrągło! Nie no, nie ma za co. Moje uszanowanie dla pani kierowniczki!
Moje uszanowanie!"
No właśnie. Jest zimno. Ogrzewanie chodzi, a moja skóra nieco cierpi. Naturalnie nie jest sucha, ale dogrzewanie się farelką w biurze (od grudnia wróciłam do pracy), a także zimowa kuracja bardziej stężonymi kwasami powodują, że skóra lubi mi się łuszczyć.
Jak wiecie, albo może nie doczytaliście jeszcze - jestem wielką fanką olejków. Problem polega na tym, że na dzień pod krem BB olejek daje mi efekt lodowiska - makijaż się na nim dość ślizga. Kremy nawilżające i sera nie dały mi takiego efektu jakby chciała - po nałożeniu na nie kremu BB suche skórki były bardzo widoczne. Postanowiłam podejść do olejków od innej strony.
Na grzbiet dłoni wycisnęłam porcję kremu BB (chcecie poczytać, jakiego używam? Zajrzyjcie do TEGO WPISU, ostatnio do kolekcji dodałam krem grzybowy z tej samej firmy, ten pojawi się w kolejnym projekcie denko) i dodałam do niego jedną kroplę oleju ze słodkich migdałów (o oleju TUTAJ). Wymieszałam i nałożyłam beauty blenderem (gąbką do nakładania podkładu). Efekt był niesamowity. Krycie kremu nie zmieniło się, natomiast nawilżenie skóry było o stokroć lepsze.
Jedna uwaga. Nie jest to rozwiązanie dla ludzi z bardzo tłustą skórą, ani takich, którzy preferują totalnie matowy wygląd. Ja nie jestem zwolenniczką zupełnie matowej skóry - uważam, że to wykończenie postarza. Transparentny i bardzo drobno zmielony puder bambusowy nakładam oszczędnie na strefę T, resztę twarzy zostawiam z naturalnym błyskiem (ang. dewy - zroszony, to wygląd skóry do jakiego dążę). Metoda z kroplą olejku w kremie BB daje mi dokładnie taki efekt, o jaki mi chodzi. Lekko błyszczące czoło pojawia się po ok. 4-6 godzinach, co mi akurat nie przeszkadza, bo nadal nie jest to efekt psich jajek.
Podejrzewam, choć nie próbowałam, że metoda ta powinna zadziałać z płynnymi podkładami, podkładami w kremie, jedynie podkłady mineralne raczej nie zagrają z olejem. Dobór olejku pozostawiam Wam - sami wiecie najlepiej, co służy Waszej skórze. Na myśli mam takie olejki jak ze słodkich migdałów, z pestek winogron, arganowy, a nie olejki eteryczne.
Dodam tylko, że za parę tygodni stukną mi 34 wiosny, a w życiu nie zebrałam tylu komplementów pod adresem mojej skóry. Jak nie kochać olejków (i kwasów!)? :)
Dajcie proszę znać, jeśli wypróbujecie ten trik.
--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina