W związku z tym, że młody jest już dość duży i ma mniej miejsca, jego ruchy są odczuwalne nieco inaczej niż dotychczas. Poszukałam więc sobie informacji na temat ruchów dziecka w końcowych miesiącach ciąży i trafiłam na taką perełkę:
"Moim zdaniem, również prowadzenie przez ciężarną osobiście samochodu po
20. tygodniu ciąży, nie jest wskazane. Łączy się ze stresem i zwiększa
ruchy płodu."
Takie treści zapodaje w tym artukule lekarz medycyny – specjalista ginekolog położnik ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego Ujastek w Krakowie. A ja przecieram oczy ze zdumienia.
Najpierw zastanawiałam się jak można prowadzić samochód nieosobiście. Jakieś pomysły? :)
Założenie, że każda kobieta stresuje się za kierownicą też całkiem ciekawe.
Wąska, bez osi, ale to jezdnia dwukierunkowa - podwójny stres? :P |
Z drugiej strony to stwierdzenie pewnie nie powinno mnie dziwić, bo wpisuje się idealnie w polski trend traktowania ciąży jak choroby, a nie odmiennego stanu. Tak, w Polsce bowiem ciąża zajmuje się ginekolog, czyli lekarz, a lekarze jak wiadomo są od stanów chorobowych, a co za tym idzie wyszukują u ciężarnych masę różnych rzeczy, albo najlepiej wysyłają je na zwolnienie lekarskie od 7 tygodnia, ot tak - pro forma. Oczywiście nie wszyscy, ale tendencja jest silna i zauważalna, szczególnie dla mnie, która ma porównanie jak prowadzi się moja ciążę, a ciąże koleżanek w Polsce. Na przykład w Polsce od 20 tygodnia miałabym zakaz uprawiania sportów, w zasadzie miałabym zalecenie odpoczywania. Ach i zakaz uprawiania seksu. W UK powiedziano mi, że w 20 tygodniu nie da się postawić diagnozy ze 100% pewnością, bo organizm kobiety w ciąży ciągle się zmienia, poza tym jeśli coś się będzie działo, to da wcześniej znaki i nie ma sensu rezygnować z obu aktywności, bo to dopiero może odbić się stresem na mnie, a co za tym idzie i dziecku. ;) (konkretnie na moim przypadku - łożysko przodujące w 20 tygodniu). Ale nie o tym miało być, a o kobiecie za kierownicą. A szczególnie ciężarną.
Położna poinstruowała mnie, jak mam zapinać pas bezpieczeństwa przy wielkim brzuchu i powiedziała, że dopóki mieszczę się za kierownica (a niemieszczenie się mi nie grozi, mamy duży samochód :P), to absolutnie nie ma problemu, abym prowadziła do samego końca. Mam sporo koleżanek, które na te bzdury z artykułu zaśmiały się głośno, bo same jeździły do samego rozwiązania, a niektóre gdyby nie odległość do szpitala byłyby w stanie pojechać same na porodówkę. ;)
Oczywiście wg pani ginekolog (proszę wybaczyć - ginekolożka i inne ministry nie przechodzą mi przez gardło, czy w tym wypadku - klawiaturę) wszystkie kobiety stresują się za kierownicą i w związku z tym od 20 tygodnia powinny zatrudnić szoferów, albo nie wiem co? U mnie np. autobus jeździ z wioski rano, a wraca ok. 17.30, poza nim nie wyrwałabym się z tego środka pola, no chyba, że mialabym maszerować górami i dolinami przez 15 km w jedną stronę. Do pracy (pracę skończyłam w piątek - 37 tydzień), do sklepu (bo noszę zakupy!), z kotami do weta (koty i ciąża - dramat sam w sobie!), czy na wizytę z położną (czaicie, że nie opiekuje się mną lekarz? :P). O innych sprawach nie wspomnę.
Pewna jestem, że jeżdżenie miejską komunikacją, podczas gdy od ładnych paru lat jestem niezależna od niej, dopiero naraziłoby mnie na stres! A tak mam swoje cztery na cztery kółka, ulubioną muzykę, śpiewam na głos, czasem przeklinam traktorzystów, albo czterdziestomilowców, a jedyny korek na jaki trafiam, to taki, w którym farmer przegania stado krów, czy owiec z jednego pola na drugie. Żyć, nie umierać! To znaczy prowadzić samochód w ciąży. I poza nią - bo ja to po prostu lubię. Nie wszystkie kobiety (całe szczęście) trzęsą się, gdy maja siąść za kółkiem.
A Wy jak dajecie radę, mistrzowie kierownicy? ;)
--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina