Mam dwie, ale dziś o jednej. W kontekście rozmowy o jedzeniu. Jakby nie było, to bardzo istotna cześć mojego żywota. ;)
serek - zrodlo wapnia; zrodlo obrazka: producent http://www.longleyfarm.com |
K. to przemiła kobieta. Służy radą, pocieszy, pobierze bezboleśnie krew z moich ledwo widocznych żył, a kto w ciąży ten wie, że jej hektolitry są upuszczane w celu kontroli stanu zdrowia. I tak sobie konwersujemy na temat jedzenia i picia, że alko raczej odpuścić (spokojnie, nie takie rzeczy się robiło i to w studenckich czasach!), surowe mięso - nie wolno (ja pierdzielę, a mi się śni tatar po nocach!), że ryby surowe i wędzone na zimno też nie bardzo, że wątróbka to za dużo witaminy A i może zaszkodzić dziecku. No OK, wszystko spokojnie przyjmuje do wiadomości, choć za każdym razem jak wymienia ona potrawy zakazane, to ja reaguję ślinotokiem. Krwisty stek - ślinianki zaczynają pracować. Wędzony łosoś - przełykam głośno ślinę. Wątróbka - od razu widzę ją z jesiennymi jabłkami, ale staram się wymazać ze świadomości, choć ślina w buzi nie pomaga! Dochodzimy do nabiału i serów - unikać pleśniowych i niepasteryzowanych. 40 (słownie: czterdzieści!) tygodni bez mojego ukochanego smakołyku na chrupiącym krakersie, z domowym chutneyem, jabłkiem, winogronami na boku? Chyba zobaczyła smutek w moich oczach i ślinę wylewająca się kącikami ust.
- Ale nie martw się - możesz, a nawet powinnaś jeść sery, bo to dobre źródło wapnia...
Moje morale znowu rośnie, a K. po wzięciu oddechu i krótkiej pauzie dorzuca:
- ...na przykład taki serek wiejski!
Gdzie jest moja szubienica?!
;)
---
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina