Decyzja o posiadaniu dziecka to rzecz ważna. Wiąże się z odpowiedzialnością i nie powinna być podejmowana pochopnie, każdy o tym wie. Przyszła matka i ojciec dziecka powinni być przygotowani na przyjęcie nowego obywatela – ważne jest lokum, pieniądze (pieluszki, wózki, ubranka, buciki, łóżeczka etc. kosztują razem mniej więcej tyle co mały samochód). Przyszła matka powinna być w dobrej kondycji, zdrowa, a najbliższy okres powinien być w miarę możliwości wolny od stresów. Ważne, by mama była odpowiednio odżywiona, brała kwas foliowy by przeciwdziałać rozszczepieniu cewy nerwowej dziecka i inne witaminy. Przeczytamy o tym w każdym poradniku dla młodej mamy (i taty), w każdej kolorowej gazetce, w każdym artykule poświęconym macierzyństwu / tacierzyństwu. Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Bo jakość życia dziecka – jego psychika i fizyczność zależne są od okresu ciąży. Nawet fizjologiczna ciąża obciąża kobietę i, jak żartują niektórzy położnicy, „rujnuje jej organizm”. Im rzetelniej przyszła mama się do niej przygotuje, tym lepiej. Dlatego każda odpowiedzialna para czy pani, która postanawia być samotną matką (ma do tego prawo) przygotowuje się do ciąży i macierzyństwa bardzo starannie. Bo chce mieć zdrowe dziecko i chce sama być zdrowa podczas ciąży i po porodzie.
Warto podkreślić, że w wyżej omawianym przypadku dziecko będzie posiadało jej geny i geny mężczyzny, którego kocha (przypadki korzystania z banku spermy tudzież inne sposoby pozyskania nasienia pominę, by nie zaciemniać obrazu). Po to się przecież ma potomka – jest to owoc związku, nowy człowiek będący, używając inżynierskiego języka, mieszanką dwojga ludzi.
Tak ten obraz wygląda, gdy jest idealny.
Życie jednak lubi płatać… tak zwane „figle”. I te „figle” potrafią owo życie złamać. W pewnym sensie je odebrać, cząstkowo je zabić. Używam terminu „zabić”, by odnieść się do argumentów gorliwych obrońców życia, którzy zapominają, że matka i ojciec także żyją, nie tylko zygota, której tak zacięcie bronią.
Gdy w badaniach prenatalnych nie wykryje się poważnej wady rozwojowej dziecka bądź badań tych ktoś odmówi i dziecko urodzi się w ciężkim stopniu upośledzone, ich życie, z pewnego punktu widzenia, zostaje im odebrane. Zdarza się, że od momentu porodu do końca życia zajmują się potomkiem, który może krzyczeć w nocy z bólu, latami trzeba go przewijać, myć, karmić, sprzątać po nim, wymaga on opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Taka sytuacja każe zrezygnować mamie lub tacie z pracy, w najlepszym razie uniemożliwi wyjazdy, rozwój kariery, realizację pasji, planów, często uniemożliwi normalne życie, wpędzi w depresję i / lub nerwicę, spowoduje rozpad rodziny. Wystarczy poczytać wywiady z rodzicami ciężko chorych od urodzenia dzieci. Są to relacje przerażające, ukazujące w szczegółach, z jakimi problemami się borykają, i jakie pytania wciąż i na okrągło sobie zadają.
Warto tu zaznaczyć prosty fakt, że narodziny dziecka głęboko upośledzonego praktycznie uniemożliwiają narodziny kolejnych, zdrowych dzieci, które miałby szansę się urodzić, gdyby na wczesnym etapie patologicznej ciąży zdecydowano się ją przerwać. Oczywiście nie ma tu prostej recepty, przepisu, idealnych rozwiązań. Tego typu decyzje mogą być dramatyczne. I właśnie powinny pozostać decyzjami przyszłych rodziców, powinno się pozostawić im wolność wyboru, a nie wybierać za nich i zmuszać ich ustawą do urodzenia chorego dziecka. Jeśli przyszli rodzice zdecydują się na usunięcie płodu, powinni czuć wsparcie i akceptację otoczenia, a nie myśleć o tym, w jakim „aborcyjnym podziemiu” zdecydować się na zabieg i czy ich przypadkiem ktoś nie wyda.
Czytałem pełne nostalgii westchnienia, że „nie widać już na polskich ulicach dzieci z zespołem Downa”. No cóż, poziom upośledzenia u takich dzieci bywa różny. Bywają dzieci całkiem bystre, ale bywają też intelektualnie i fizycznie niedorozwinięte. Opieka nad nimi może być także bardzo uciążliwa, nieodwracalnie zmieniająca życie rodziców. I znowu – uważam, że decyzja o posiadaniu takiego dziecka bądź usunięciu płodu na wczesnym etapie ciąży, powinna być w gestii przyszłych rodziców, a nie ustawy zakazującej takiego czynu. I ponownie nie uważam, by taka decyzja była prosta czy wolna od poważnych dylematów. Ale wciąż powinna być wynikiem wolnej woli obywateli, nie zakazu.
Jeśli kobieta zostanie zgwałcona przez zwyrodnialca, którego przecież ani nie zna, ani nie kocha i zajdzie w ciążę, dlaczego ma nosić jego dziecko? Pominę tu kwestie ewentualnych zaburzeń, które gwałciciel może posiadać i garnituru genetycznego, którym dysponuje, bo wyjdzie na to, że jestem jakimś zwolennikiem eugeniki, pozwolę sobie jednak zauważyć, że kobiety korzystające z banku spermy szukają nasienia mężczyzn wykształconych i inteligentnych. Żadna nie zagląda do szufladki z napisem „gwałciciele, złodzieje, recydywiści i rzezimieszki”. Kobieta zgwałcona może mieć swojego chłopaka, mężczyznę, męża wreszcie, rodziców, chłopak ten ma swoich rodziców, potencjalnych dziadków. Dlaczego wszyscy muszą borykać się do końca życia z owocem szału bandyty? Czy mąż zgwałconej nie zasługuje na dziecko, które posiada jego geny, które będzie podobne do niego, a nie do żula spod budki z piwem? Czy rodzice matki i jej męża, czyli dziadkowie, nie zasługują na wnuka „z ich krwi”? Czy ta kobieta nie zasługuje na dziecko wyczekane i chciane? Dlaczego ma pozwolić na kształtowanie się w jej macicy zarodka, który powstał w wyniku gwałtu, po którym może się u niej wykształcić zespół stresu pourazowego?
Co się stanie, jeśli zgwałcona zostanie nastoletnia dziewczyna? Każdy wie, że wczesna ciąża bardzo komplikuje życie, nawet jeśli jest to ciąża z chłopakiem, którego dziewczyna kocha, marzy o byciu z nim. Kwestia kontynuacji nauki, studiowania, staje tu pod znakiem zapytania. Co powiedzą opiekunowie zgwałconej, gdy dowiedzą się, że zaszła w ciążę? Czy zgodzą się na wyrok losu i pozwolą jej urodzić dziecko? Jako ojciec, który ma śliczną, czternastoletnią córkę powiem krótko: absolutnie nie. Przenigdy nie. NIE DO KOŃCA ŚWIATA. Moja córka ma prawo do swojego życia, a nie życia narzuconego przez bandytę.
Wyobraźmy sobie teraz dwunastoletnią dziewczynę, która zachodzi w ciążę i okazuje się, że płód jest upośledzony, a ciąża zagraża jej życiu. Kto ma prawo zakazać jej spędzenia płodu i narazić ją na śmierć? A jeśli umrze – w jaki sposób zakaz aborcji zrealizuje przykazanie „nie zabijaj”?
Tuż po naturalnym zapłodnieniu w czasie seksu kobiety z ukochanym, większość zygot nie implantuje się w śluzówce macicy. Natura sama dokonuje „aborcji” (w języku medycznym nie mówi się o aborcji, ale spędzeniu płodu). Tabletki „po” robią dokładnie to samo. Zygota składa się zaledwie z kilku komórek, jest potencjalnym dzieckiem. Potencjalnym.
W społeczeństwie powinna być prowadzona edukacja seksualna mająca na celu uniknięcie niechcianych ciąż. A gdy niechciana ciąża się pojawi, potencjalna matka powinna mieć prawo do jej usunięcia. Bo posiadanie dziecka to kwestia odpowiedzialności. Powtarzam: nie mówię, że procedura spędzenia płodu jest rzeczą błahą. Twierdzę jedynie, że jeśli kobieta poważnie myśli o usunięciu płodu, to mamy do czynienia z dzieckiem niechcianym, z różnych powodów. Urodzenie niechcianego dziecka może dać fatalne konsekwencje zarówno dla noworodka jak i dla rodziców. Ustawa bezwzględnie zakazująca aborcji jest wymierzona w życie ludzkie. W życie kobiet, które będą musiały rodzić dzieci upośledzone tudzież dzieci z gwałtów, generalnie rzecz biorąc, dzieci niechciane oraz w mężczyzn, którzy będą razem z matkami dźwigać ich los. Życie rodziców jest także życiem. Również poczętym. I nikt nie ma prawa go niszczyć bzdurną, nieprzemyślaną, podlaną zabobonami ustawą.
A jeśli już mamy takich świętych w naszym kraju, którzy za wszelką cenę chcą „życie poczęte” chronić, mam propozycję – skoro tak, kochani księża i biskupi, weźcie na siebie opiekę nad wszystkimi niedorozwiniętymi i niechcianymi dziećmi. Zapewnijcie im dach nad głową, miłość, której macie tak wiele oraz pieniądze na ich wychowanie i edukację. Weźcie też na siebie odpowiedzialność za wszystkie matki, które umrą wskutek powikłań ciąż zagrażających życiu, zobowiążcie się do opieki nad ich bliskimi i do wypłacenia odszkodowań. Jacyś chętni?
Całkowicie się zgadzam i popieram ten pogląd.
Podpisuję się pod tym całkowicie!
Ale może lepiej, żeby się duchowni nie zajmowali opieką nad niewinnymi. Jeśli mają się nimi opiekować tak, jak siostry boromeuszki albo te irlandzkie katolickie potwory (i inni bogobojni “wychowawcy”), to może lepiej, żeby nie narodzili się ci ludzie?
Dzięki za Twój głos rozsądku – w kolejnej ważnej sprawie.
Mam “troszkę” inne zdanie na ten temat
http://ratpoison.pl/aborcja-wybor-czy-zlo/
Niemniej jednak warto poznać argumenty tej drugiej strony.
Pozdrawiam