Od dawna chciałem napisać o Januszu Chriście, Jerzym Wróblewskim, serii Slaine i ciągle tego nie robię. Obiecuję jednak, że krok po kroku nadrobię te zaległości i zacznę od filmu, który nie wszystkim jest znany, a szkoda. Chodzi o „Speed Racera” braci Wachowskich.
To teoretycznie obraz dla dzieci. Niebywale przesycony kolorami, dla leniwych z polskim dubbingiem, jest tam śmieszny gruby brat głównego bohatera, inteligentny i zabawny szympans, mnóstwo fajerwerków wizualnych, spora dawka humoru i komiksowe uproszczenia jeśli chodzi o bohaterów filmu (w sumie nic dziwnego, film powstał na podstawie japońskiego komiksu).
Jednak praktycznie jest to rzecz dla każdego myślącego człowieka, o ile jest w stanie stolerować sekwencje wyścigów, podczas których podziwiać można dynamiczne zdjęcia, szybkie reakcje bohaterów i niewiele poza tym. Ja nie tylko toleruję te sceny, ale nawet bardzo je lubię (doszukując się tam, jak zwykle, głębszych treści, bo jest jakaś filozofia tego typu sekwencji) dlatego „Speed Racera” kupuję z dobrodziejstwem całego inwentarza.
Lubię ten film także z innego, dużo ważniejszego powodu: Wachowscy, zgodnie ze swoją linią programową, przemycają w tej bajce dla dzieci bardzo ważną, podstawową, można powiedzieć, myśl: czy jeden człowiek jest w stanie cokolwiek zmienić w świecie rządzonym przez korporacje? Czy szczera pasja, miłość do wyścigów ma jakiekolwiek szanse w starciu z ideologią zysków i strat? Co może zrobić tytułowy Speed Racer poza jednostkowym, opłaconym wieloma cierpieniami, zwycięstwem w Grand Prix (napisałem, że film jest o futurystycznych wyścigach samochodowych?)?
Autorzy filmu zestawiają te dwie, jakby niestykające się koncepcje. Ideę pasji i talentu oraz świat ekonomicznego rachunku i wielkiej finansjery. I w jakiś magiczny sposób dowodzą, że jednak warto być człowiekiem i kochać to, co się robi. Nie warto natomiast dawać się wewnętrznie korumpować systemowi, bo on po prostu zabija w nas człowieka, to, co najbardziej ludzkie.
O tym, że otacza nas kryzys wartości, przekonałem się oglądając jedną z kluczowych scen tego filmu. Cytując z pamięci, Speed Racer pyta Racera X (to świetny kierowca, jego partner w filmie): „Myślisz, że dzięki nam wyścigi się zmienią?”. Dobre pytanie, myślę sobie, przecież wiadomo, że nie. Co odpowiada Racer X? „Nie ważne, czy my zmienimy wyścigi. Ważne jest to, czy one będą zmieniały nas.”. I jak zwykle bracia Wachowscy rozłożyli mnie na łopatki. Ależ tak!, pomyślałem, ależ tak! Przecież ważne jest uniwersum wewnętrzne, nie zewnętrzne, ważny jest rozwój, osobowość, to, co mamy w sobie. Tym czymś promieniujemy na zewnątrz i – ewentualnie – zmieniamy innych.
„Speed Racer” to, w moim odczuciu, ważny film. Nie tylko dlatego, że strategię pozyskiwania klienta przez pana Royaltona pokazuję na szkoleniach sprzedażowych prezentując genialne posunięcia komunikacyjne, nie tylko z powodu zjawiskowej, unikalnej scenografii, ale z tego powodu, że przypomina o czymś, co zawsze mamy przy sobie, ale często o tym zapominamy.