Po pierwszym opowiadaniu Nowa Fantastyka publikowała następne: „Zawodowiec”, „Syndrom Adelheima”, „Polowanie”… W sumie pięć. Był to swoisty rekord. Gdzieniegdzie pojawiały się stwierdzenia, że jestem „pupilem Parowskiego”. Wkrótce miałem dziesięć tekstów i zorientowałem się, że stanowią materiał na książkę. Był tego świadomy też Maciek i stwierdził, że chce je wydać. Razem z Nową Fantastyką oczywiście. W owym jednak czasie (być może też teraz) pismo, wskutek jakichś dżentelmeńskich układów, nie publikowało książek. Mogło natomiast spróbować wejść w kooperację i w ten sposób tom stworzyć. Maciek poprosił, żebym nie szedł z materiałem do SuperNOWEJ czy Fabryki Słów, żebym poczekał. Czekałem pół roku. W końcu, po wielu rozmowach i perturbacjach, zapytałem: „Maciek, już?” Maciek, nieco zrezygnowany (bo nie udało się), odparł „tak”, jakby wypuszczał z ręki jakiś (może nie największy, ale jednak) skarb. Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi, ale dowiedziałem się wkrótce.
Nie miałem wątpliwości: chciałem, żeby wydała mnie SuperNOWA. Miałem bardzo dobre skojarzenia z tym wydawnictwem, ceniłem ich za staranność, dobór tekstów, świetnie pomyślane, białe okładki. Umówiłem się na spotkanie i przygotowałem autopromocyjne teksty: „warto wydać, to cyberpunk”, „Warszawa przyszłości”, „połączenie s-f i filozofii, ale w lekkim stylu” itd. Tymczasem przekroczyłem próg… i otoczyli mnie sami mili ludzie. Danka Górska (redaktorka, tłumaczka), Mirek Kowalski (redaktor naczelny), Marzenka Kłos (lokomotywa wydawnictwa). Usadzili, dali herbaty, ciasteczkiem poczęstowali i powiedzieli, że wydadzą, zanim pisnąłem słówko! Uprzedzili, że nie wypada się kontaktować z konkurencją, bo to w środowisku nie jest przyjęte. „Ale jak chcecie mnie wydać, skoro nie czytaliście pozostałych opowiadań”, spytałem. „Przeczytamy w ciągu trzech dni i damy odpowiedź”. Po wizycie, nieco oszołomiony, zadzwoniłem do Maćka: „Rzeczywiście tak jest, że jak uderza się do jednego wydawcy, to nie dzwoni się do drugiego?”, „Tak, nie obstawia się dwóch koni. To nie jest przyjęte w środowisku”. Okej, jak Maciek tak mówi, znaczy prawda. Za trzy dni, tak jak obiecali, zadzwonili. Zanim książka została złożona, napisałem jeszcze dwa opowiadania, i tak doszło do wydania pierwszego tomu gamedeka, czyli „Granicy rzeczywistości”. Książka pojawiła się na półkach księgarskich w maju roku 2004.