Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

"Smażone zielone pomidory" Fannie Flagg

Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 464
Rok wydania: 2015

Kultowa książka, która stała się inspiracją dla filmu.

Evelyn  przechodzi ciężkie chwile – twierdzi, że jest za młoda, żeby być starą, i za stara, żeby być młodą. Gdy odwiedza teściową w domu spokojnej starości, poznaje wiekową panią Threadgoode. Kobieta zaczyna opowiadać Evelyn historię swojego życia… 

We wspomnieniach wraca do małego miasteczka w Alabamie. Są lata 30. XX wieku, dwie przyjaciółki – Idgie i Ruth – postanawiają otworzyć kawiarnię Whistle Stop Cafe. Wkrótce staje się ona ulubionym miejscem spotkań mieszkańców i przyjezdnych. Tu każdy gość może liczyć na pyszną pieczeń, aromatyczną kawę i kawałek ciasta z kremem kokosowym. Za smakowitym menu kryje się jednak o wiele więcej – namiętności, dramaty, śmiech, a nawet… zbrodnia. 
Poznając losy przyjaciółek, Evelyn uświadamia sobie, że najwyższy czas dokonać w swoim życiu kilku istotnych zmian.

Evelyn Couch  raz w tygodniu odwiedza wraz z mężem  przebywającą w domu opieki teściową. Bohaterka przeżywa trudny okres, jest rozgoryczona i zagubiona. Przechodząca ciężką menopauzę, czująca się jak piąte koło u wozu Evelyn wymyka się pewnego dnia do saloniku dla gości ośrodka opieki. Kobieta przysiada się do staruszki, która zaczyna snuć opowieść o mieszkańcach maleńkiego miasteczka Whistle Stop. Snuta przez panią Ninny Threadgoode historia niepostrzeżenie zaczyna absorbować Evelyn. Kobieta coraz chętniej słucha o losach właścicielek – Idgie i Ruth – położonej w Alabamie kawiarni oraz ludzi z nimi związanymi. Przypadkowa znajomość przeradza się w niezwykłą przyjaźń, dzięki której Evelyn pomału odzyskuje spokój ducha i swoje miejsce na ziemi.

Fabuła „Smażonych zielonych pomidorów” ma charakter epizodyczny, składa się na nią zbiór fragmentów opisujących życie grupy nietuzinkowych postaci zamieszkujących miasteczko Whistle Stop. Wydarzenia, w których udział biorą mieszkańcy miasta rozgrywają się na przestrzeni 50 lat (1929 -1979). Fragmenty o charakterze retrospektywnym przeplatają się z historią spotkań Evelyn ze starą panią Threadgoode mających miejsce w latach 80. XX wieku. Opowieść nie układa się chronologicznie, przypomina ona zbiór wspomnień starszej osoby - wspomnień przychodzących i odchodzących, kiedy mają ochotę. Lektura może wydać się momentami - zwłaszcza na początku - zawiła i trudna w odbiorze. Nieuważny czytelnik łatwo może pogubić się w wirze dat, miejsc i wydarzeń.

Wbrew pozorom nielinearność fabuły nie stanowi minusa utworu Fannie Flagg, jest wręcz przeciwnie. Według mnie sposób prowadzenia narracji sprawia, że czytelnik maksymalnie angażuje się w poznawaną historię, z napięciem czeka na rozwinięcie dalszej części poszczególnych wątków. Historia przypomina opowieść zręcznego gawędziarza, który wie, gdzie przerwać tok swojej wypowiedzi, by stale podsycać zainteresowanie odbiorcy.

„Smażone zielone pomidory” to ciepła, bardzo pozytywna lektura o niezwykłej sile przyjaźni oraz niecodziennej, wysoce niewłaściwej w latach 30. miłości. Trochę w tej opowieści wzruszeń, trochę kryminału i tajemnicy, dużo jest w niej zabawnych anegdot i cała moc pozytywnych emocji . To wspaniała, wartościowa lektura, do której na pewno kiedyś wrócę.
 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

"Zimowa opowieść" Mark Helprin

Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 696
Rok wydania: 2012

Pewnej mroźnej nocy młody Peter Lake próbuje okraść rezydencję na Manhattanie. Niespodziewanie zastaje w domu córkę właścicieli, umierającą na gruźlicę Beverly Penn. Tak zaczyna się miłość, która odmieni jego los.
Potężne, niepojęte uczucie zaskakuje Petera, daje mu siłę i każe podjąć próbę zatrzymania czasu i przywrócenia przeszłości. Historia jego zmagań to jedna z najwspanialszych opowieści w literaturze amerykańskiej.

„Zimowa opowieść” Marka Helprina jest monumentalną, wielowątkową i misterną opowieścią, którą pisarz tka jak gobelin. Autor porzuca jedne nitki wątków, by zająć się innymi, a później znów wplatać w osnowę fabuły te porzucone zdawałoby się i definitywnie zakończone historie. Oczom czytelnika ukazuje się skomplikowany, wielowymiarowy obraz, którego głównym bohaterem jest miasto i mieszkający w nim nietuzinkowi ludzie.

Pewnego mroźnego ranka, gdy ulice Nowego Jorku z początku dwudziestego wieku toną w śniegowej bieli, dwaj uciekinierzy nieświadomi swojego istnienia biegną po wolność. Biały koń cwałuje ulicami Brooklynu upojony swym nieskrępowanym biegiem i widokiem skrzącego się, wybudzającego ze snu magicznego miasta. W tym samym czasie niepospolity złodziejaszek, artysta włamywacz wymyka się ścigającym go członkom nowojorskiego gangu Krótkich Ogonów. Drogi dwóch zbiegów przecinają się. Peter Lake zostaje ocalony przez białego konia Anthansora, który od tej chwili staje się jego wiernym partnerem i stróżem. Między człowiekiem i zwierzęciem zawiązuje się silna, osobliwa więź, której nie jest w stanie zerwać czas ani przestrzeń.

Nie ma wątpliwości, że to Peter i jego biały rumak znajdują się w fabularnym sercu powieści. To ich przygody wypełniają pierwszą część książki, a ich postacie, choć nie zawsze obecne w fizycznej formie, będą przez stulecia wypełniać swą bezpośrednią lub pośrednią obecnością ulice Nowego Jorku. Równie ważną bohaterką stanie się Beverly Penn, chora na gruźlicę mistyczka, w której zakochuje się Peter. Zresztą, w „Zimowej opowieści” występuje multum postaci i każda z nich jest wyjątkowa, interesująca i istotna dla rozwoju kreowanego przez pisarza świata. Wątek Beverly i Petera, który występuje w pierwszej części powieści jest najłatwiejszy do opisania, i zapewne dlatego to właśnie on jest najczęściej przytaczany przez czytelników. „Zimowa opowieść” nie jest jednak tylko bajkową historią miłosną, to powieść przepełniona magią, metafizyką, w której realizm miesza się z fantastyką. To historia o niezwykłym mieście, które momentami sprawia wrażenie miejsca oderwanego od całej reszty świata, miejsca wyrwanego z czasu i przestrzeni. To opowieść o mieście, które staje się symboliczną areną rozgrywki pomiędzy dobrem i złem.

Lektura „Zimowej opowieści” wymaga od czytelnika skupienia i niesłabnącej uwagi. Helpirin czaruje czytelnika poetyckimi środkami wyrazu. Proza pisarza jest pełna pięknych metafor i porównań, które czyta się z zapartym tchem, odczuwając przy tym podziw dla maestrii Helprina, a także dla pracy tłumaczy, którym udało się oddać piękno tej prozy. Oczywiście w tak obszernym utworze znajdą się także fragmenty ciężkie w odbiorze, rozdziały nudne, przeciągnięte i usypiające czytelnika, ale nie przeważają one.

Czytelnicy poszukujący wyjątkowej prozy z najwyższej półki powinni bez wahania sięgnąć po „Zimową opowieść”.     
 

sobota, 21 września 2013

"Zmysłowa gra" Stephanie Chong

Seria: Company of Angels (tom 1)
Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2011

Serena jest aniołem stróżem i ma misję do wykonania. Ośmiela się przekroczyć próg tajemniczego nocnego klubu, by uratować swojego podopiecznego - wschodzącą gwiazdę Hollywood - który wpadł w złe towarzystwo. Na jej drodze staje niebezpieczny i przystojny arcydemon Julian.  

Choć obiecał sobie, że już nigdy nie straci głowy dla żadnej kobiety, Julian czuje, że seksowna i urocza anielica budzi w nim uśpione od wieków emocje.
 

Ich zmysłowa gra, w której stawką jest ludzkie życie, może skazać ich na męki w piekle lub... wieczność niebiańskich rozkoszy. 

„Zmysłowa gra” Stephanie Chong to tendencyjny romans paanormalny skierowany do starszych czytelniczek. Pisarka miała interesujący pomysł na fabułę. Muszę przyznać, że wątek walki anioła z demonem zapowiadał się bardzo interesująco. Niestety rzeczywistość całkowicie rozminęła się z moimi wyobrażeniami o tym tytule.

Powieść Chong to banalna i nudna historia, oparta na bardzo słabiutkim i kiczowatym pomyśle. W powieściowym uniwersum aniołami, tudzież demonami, zostają ludzie, którzy zmarli. W zależności od tego, w jaki sposób żył dany człowiek, może zostać on aniołem lub demonem – od razu powiem, że taka koncepcja aniołów i demonów wcale mi się nie podoba. Po  śmierci ludzie zachowują swe ziemskie ciała, mieszkają na Ziemi, normalnie pracują, zachowują swe ludzkie potrzeby i słabostki – wątek paranormalny został odarty z jakiegokolwiek mistycyzmu. I po co było to wszystko? Autorka równie dobrze mogła napisać powieść  o zwykłej nauczycielce jogi, która próbuje nawrócić zdeprawowanego, zepsutego biznesmena. Ta opowieść jest beznadziejna.

Wątek nadprzyrodzony jest rozpaczliwie głupiutki, a fabuła tej powieści leży i kwiczy. Wydaje się, że najważniejszą sprawą w życiu głównych bohaterów jest ich wzajemna fascynacja. Kluczowym elementem fabuły są rozmyślania typu: jak skusić anioła i zaciągnąć go do łóżka (myśli Juliana) oraz czy ulec przystojnemu demonowi (myśli Sereny). Bardzo obiecujący wątek walki o duszę został potraktowany po macoszemu. Powieść miała potencjał, ale autorka wolała napisać przesłodzony, schematyczny romans.

„Zmysłowa gra” to przepełniony erotyzmem, naiwny romans paranormalny. Nie znalazłam w tym tytule niczego, co przypadłoby mi do gustu. Bohaterowie niezwykle mnie irytowali, irytował mnie ich niby nadprzyrodzony status.

Anioły i demony zawsze kojarzyły mi się z silnymi, mistycznymi istotami, które nie mają słabości, tymczasem Chong wykreowała te istoty jako zwykłych ludzi. Co to za anioły? To myślące o zakupach i facetach młode kobiety, prowadzące normalne życie – gdzie w tym wszystkim miejsce na mistykę i magię? Czytając o tym, jak Serena i jej przyjaciółka przekopują szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na przyjęcie u Juliana, chciało mi się śmiać z niedorzeczności tej sytuacji. Podobne uczucie towarzyszyło mi kiedy Serena zafundowała sobie depilację okolic intymnych. No litości. przecież to absurd! Najważniejszą sprawą dla anioła jest sukienka i gładkie ciało? A co z Nickiem, którego w międzyczasie kuszą dwa potężne demony? – A niech się chłopak stoczy, przecież jego anioł stróż też musi się zabawić!    

Kicz, kicz i jeszcze raz kicz drodzy Państwo. Słabizna i idiotyzm.

Lubię romanse, lubię powieści z wątkami nadprzyrodzonymi, ale lektura tego tytuły niezdrowo podniosła mi ciśnienie. Za mało było w tej powieści ciekawych wydarzeni, za dużo było ckliwych rozmyślań i dialogów, za dużo było kretyńskich pomysłów. Anioły wcale nie przypominały aniołów i tylko demony (z wyjątkiem Luciana) postępowały zgodnie ze swą naturą.

Powieść Stepchanie Chong okazała się okropna. Nie polecam tego tytułu.

środa, 8 maja 2013

"Wyliczanka" John Verdon (audiobook)

Seria: Detektyw Dave Gurney (tom 1)
Wydawnictwo Otwarte
Łączny czas nagrania: 15 godzin 13 minut
Lektor: Wojciech Żołądkowicz

Pomyśl jakąś liczbę od 1 do 1000, pierwszą, jaka Ci przyjdzie do głowy. A teraz przekonaj się, jak dobrze znam Twoje tajemnice.

Wszystko zaczyna się od niepokojącego listu. Potem ginie człowiek. Na miejscu wyrafinowanego mordu na detektywów czekają kolejne zagadki. Czy to możliwe, że ktoś potrafi czytać w myślach? Policja grzęźnie w domysłach, bo fakty przeczą logice. I wtedy zabójca uderza znowu.
Detektyw Dave Gurney lubi wyzwania, nawet na emeryturze. Jednak ma jeszcze jeden powód, by wbrew woli małżonki włączyć się w śledztwo. Ofiarą mordercy jest jego przyjaciel. Zaczyna się pasjonujący pojedynek pomiędzy charyzmatycznym detektywem a przebiegłym psychopatą. Który z nich się przeliczy?
Raz, dwa, trzy, zginiesz TY!

Przeczytałam bardzo wiele pochlebnych opinii dotyczących „Wyliczanki” Johna Verdona, więc oczekiwałam po powieści bardzo wiele. Niestety zawiodłam się na całej linii.

Kryminał amerykańskiego autora poznawałam w wersji audio. Wojciech Żołądkowicz czytał spokojnie, bez jakichś teatralnych efektów. Drobne modulacje głosu sprawiły, że nie miałam problemu z rozróżnieniem postaci. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do lektora. Niestety nawet najlepsza interpretacja tekstu nie sprawi, że nudna powieść stanie się nagle atrakcyjna.

Słuchając „Wyliczanki” wielokrotnie się „wyłączałam”, w efekcie czego musiałam kilkakrotnie przewijać nagranie. Opis powieści brzmiał interesująco, jednak nie kryła się za nim atrakcyjna, trzymająca w napięciu fabuła. Autor wykreował postacie w taki sposób, że wydaje się, iż jedynie główny bohater dysponuje sprawnie działającym mózgiem. Większość policjantów biorących udział w śledztwie jest ukazywanych jako tępe półgłówki. Postać emerytowanego policjanta Gurney’a jest tendencyjna – kolejny nieprzystępny glina z problemami osobistymi i tragiczną tajemnicą z przeszłości. Sprawa kryminalna również zbytnio mnie nie zaciekawiła i nie wywołała we mnie większych emocji. Przesłuchałam „Wyliczankę” i po wyjęciu płyty z odtwarzacza poczułam rozczarowanie oraz… ulgę. Wreszcie udało mi się skończyć z tą powieścią i mogę o niej zapomnieć.

Sięgając po kryminał Johna Verdona byłam niezwykle podekscytowana. Nareszcie miałam przesłuchać utwór, o którym słyszałam wiele dobrego, niestety nie dostałam tego, czego oczekiwałam. „Wyliczanka” wyjątkowo mnie wynudziła. Kiedy trafiam na interesujący audiobook nie mam problemów z koncentracją, trwające kilkadziesiąt godzin nagranie jestem w stanie przesłuchać w dwa-trzy dni – w wypadku kryminału Johna Verdona tak nie było. W sumie słuchałam powieść kilka miesięcy. Przesłuchiwałam fragment, odkładałam płytę na tydzień i nie czułam żalu, że „książka” leży na półce. W ostatnim tygodniu zmobilizowałam się do zamknięcia przygody z tą publikacją – nie lubię zostawiać niedokończonych książek i właściwie tylko ten fakt zmusił mnie do przesłuchania nagrania w całości.

Raczej nie planuję sięgnięcia po kolejną powieści Verdona.
  

niedziela, 13 stycznia 2013

"Wszystko, czego pragnę" Allison Winn Scotch

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2012

Nieoczekiwany dar od losu sprawia, że Tilly – szczęśliwa mężatka, wierna przyjaciółka i oddana córka – zaczyna patrzeć na świat całkiem inaczej. Czy nowa wiedza o sobie i najbliższych odmieni jej życie?
Fascynująca opowieść o kobiecie, która stara się zrozumieć, kim jest i dokąd zmierza.

Tilly Farmer, trzydziestodwuletnia szkolna pani psycholog jest kobietą spełnioną i szczęśliwą, a przynajmniej tak myśli. Ukochany mąż, przytulny dom, oddani przyjaciele, do pełni szczęścia brakuje jedynie dziecka, ale czy na pewno? Patrząca na świat przez różowe okulary bohaterka, która nigdy nie wpada w złość, i nigdy nie potrafi odmówić innym swej pomocy, podczas miejskiego festynu trafia do namiotu wróżki. Od tej chwili jej życie ulegnie diametralnej zmianie, a ona sama przejdzie duchową przemianę. Ashley Simons, przyjaciółka Tilly z lat szkolnych, która lata temu wyjechała z miasteczka Westlake, obdarowuje ją mistycznym darem klarownego widzenia. Nagle bohaterka zaczyna dostrzegać rzeczy, na które wcześniej nie zwracała uwagi – sygnały świadczące o tym, że jej życiu daleko do doskonałości. Tilly przestaje kontrolować swe negatywne emocje, zamiast je tłumić pozwala im wybuchać. Jakby tego było mało, bohaterka sporadycznie zaczyna mieć wizje przyszłości, która nie ma nic wspólnego z życiem jakie planowała dla siebie i swej rodziny. Czy Tilly uda się zmienić własną przyszłość, a może to ona sama musi przejść transformację, by zyskać szansę na prawdziwe szczęście?

Powieść Allison Winn Scotch „Wszystko, czego pragnę” czytało  mi się wspaniale. Nie mogłam się oderwać od książki i przeczytałam ją w rekordowym tempie. W tym utworze podobało mi się wszystko. Począwszy od głównej bohaterki, poprzez fabułę, aż do ogólnego przesłania, które można wyczytać z kart powieści. Tilly to od początku postać niesamowicie sympatyczna. Na pierwszych kartach książki bohaterka jawi się jako mega pozytywna kobieta, która potrafi cieszyć się każdym drobiazgiem i odczuwa niesamowitą radość i satysfakcję z tego jak żyje. Wraz z chwilą, w której autorka obdarza ją darem klarowności widzenia, Tilly rozpoczyna proces psychicznej przemiany. Autorka w bardzo wyważony sposób ukazuje jak w życie Tilly ewoluuje. Bohaterka z zaślepionej swymi wyobrażeniami idealistki staje się realistką, która zdaje sobie sprawę, że jej przepis na szczęście niekoniecznie jest recepturą idealną, która powinna zadowolić wszystkich jej bliskich. Czytelnik obserwuje nie tylko przemianę głównej bohaterki, ale poznaje również jej przeszłość, odkrywa jakie smutne wydarzenia ukształtowały ją w taki sposób, że stała się zaślepioną kobietą, która przyjmowała, że szczęście jest naturalnym i pewnym składnikiem jej życia.

„Wszystko, czego pragnę”, to bardzo przyjemna i absorbująca lektura, która zawiera w sobie pewne wątki fantastyczne. Motywy mistyczne są bardzo wyważone, nie wysuwają się na plan pierwszy i nie przesłaniają psychologiczno-obyczajowego aspektu powieści. Allison Winn Scotch napisała książkę o wewnętrznej przemianie, ale również o przyjaźni i wyjątkowej roli rodziny. Zakończenie książki jest niezwykle pozytywne i pokazuje, że niezależnie od tego jakie trudności spotykają nas w życiu, nigdy nie jest za późno by zawalczyć o marzenia, z których dawno zrezygnowaliśmy.

Powieść „Wszystko, czego pragnę” polecam wszystkim kobietom, które lubią literaturę stworzoną z myślą właśnie o nich, miłośniczkom pozytywnych powieści psychologiczno-obyczajowych ze szczyptą magii. Utwór Allison Winn Scotch to bardzo ciepła opowieść o niezwykle pozytywnym wydźwięku.

środa, 27 czerwca 2012

"Wyspa namiętności" Lorie O'Clare

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 360
Rok wydania: 2012


Egzotyczna wyspa. Zniewalający mężczyzna. Żądna przygód kobieta. Romans skrywany przed światłami jupiterów popularnego reality show. Jednak łącząca ich namiętność nie jest jedynym sekretem wyspy. Wkrótce uwagę wszystkich przykuje temat zaginionej szkatułki pełnej drogocennej biżuterii oraz zagadkowe morderstwo. Tropikalny raj zacznie ujawniać nie tylko zmysłowe, ale i mroczne tajemnice.


Po przeczytaniu „Wyspy namiętności” Lorie O’Clare muszę przyznać, że czuję się okropnie zawiedziona. Powieść okazała się dziełem wybitnie „papierowym” – bohaterowie nie przekonali mnie do siebie w żaden sposób, również kryminalną zagadkę, która pojawia się w tle powieści odbieram jako nijaką.

Andrea Denton jest organizatorką konkursów piękności. Bohaterka ma zająć się przygotowaniem Najbardziej Pożądanego Mężczyzny, jak łatwo się domyśleć jest to konkurs, w którym udział biorą najprzystojniejsi przedstawiciele płci męskiej każdego ze Stanów Ameryki. Impreza wykupiona przez milionera Marka Trippa seniora ma odbyć się na jego prywatnej wyspie. Przy organizowaniu konkursu z Andreą ma współpracować syn Trippa – Mark junior. Jak nie trudno zgadnąć, między dwójką bohaterów zaczyna iskrzyć, w wyniku czego bez żadnych ceregieli, po właściwie kilkudniowej znajomości, na zimno zawierają kontrakt, wedle którego zostaną seksualnymi przyjaciółmi – zero uczuć i zero refleksji. Wątek romansowy, a właściwie seksualny nie podobał mi się wcale.

Gdzieś na tle intensywnych spotkań miłosnych dwójki bohaterów, do których dochodzi w przeróżnych miejscach, rozgrywa się prywatne śledztwa Marka juniora mające na celu odnalezienie kosztowności, które kiedyś na wyspie zakopała jego matka. Poszukiwania przeprowadza wynajęta przez bohatera ekipa. Zero napięcia, zero ciekawego przedstawienia wątku. Autorka jedynie sporadycznie przedstawia efekty jakie osiągnęli wynajęci ludzie.

Powieść nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Bohaterowie zostali przedstawieni jako niezwykle płascy ludzie, którzy w moim odczuciu nie reprezentowali sobą niczego ciekawego. Nawet, w krótkich harleqinach autorki potrafią zawrzeć więcej uczuć, niż pojawiło się na kartach 360 stronicowej „Wyspy namiętności”. Autorka nie zadbała, by budować i stopniować napięcie, tylko od razu wpakowała dwójkę obcych sobie ludzi do łóżka. Lori O’Clare nie udało się również stworzenie interesującego wątku kryminalnego.

Są książki, które wciągają czytelnika sprawiając, że przeżywa przygody razem z ich bohaterami, kibicuje ich uczuciom, serce podchodzi mu do gardła, kiedy ma wydarzyć się coś złego, niestety „Wyspa namiętności” nie budzi żadnych z tych uczuć. Ta powieść to utwór, który na pewno nie zostanie w mojej pamięci, a jedyne słowo, które mogłoby określić tę powieść brzmi „nijaka” – niejakie postacie, nijaka akcja i ostatecznie nijaka przyjemność płynąca z obcowania z tą książką.

piątek, 18 listopada 2011

"Dziecioodporna" Emily Giffin

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Ilość stron: 387
Rok wydania: 2009

Prowokująca historia małżeńska.
Claudia i Ben nie chcą mieć dzieci, wolą robić karierę, podróżować,
korzystać z życia. Do czasu...
Pewnego dnia Ben oświadcza, że pragnie dziecka. Claudia nie zamierza
zostać matką.
Jak potoczą się ich losy? Czy ich małżeństwo wytrzyma tę próbę?

Kiedy zasiadałam dzisiaj do recenzji nie miałam najmniejszego zamiaru pisać o „Dziecioodpornej” Emily Giffin. W planach była inna książka i inna autorka. Jednak kiedy otworzyłam Worda naszła mnie niepohamowana potrzeba opisania wrażeń po lekturze „właśnie tej i tylko tej” powieści, którą skończyłam czytać kilka tygodni temu. Najwyraźniej moja opinia właśnie teraz postanowiła ujawnić się w postaci fizycznej, bo choć książka wzbudziła we mnie konkretne odczucia, to do tej pory za nic nie mogłam ich oddać za pomocą konkretnych słów. No, ale przejdźmy do rzeczy…

Jeszcze dwa lata temu zachwycałam się dwoma książkami Emily Giffin „Coś pożyczonego” i „Coś niebieskiego”. Skuszona poprzednim udanym spotkaniem z twórczością tej pisarki i intrygującym tytułem sięgnęłam po „Dziecioodporną”. Niestety czekało mnie  rozczarowanie, bo powieść za nic nie chciała spełnić moich wyobrażeń, które zrodziły się z lektury opisu i wielce sugestywnego tytułu.

Książka porusza dość ciekawy temat. W kulturze ciągle dominuje pogląd, że największym marzeniem i pragnieniem kobiety jest założenie rodziny i posiadanie dziecka, Emilly Giffin w „Dziecioodpornej” zrywa częściowo z tym stereotypem. Claudia trzydziestopięcioletnialetnia kobieta sukcesu ma wszystko: ukochanego męża, który podziela jej poglądy odnośnie posiadania potomstwa, satysfakcjonującą pracę, w której odnosi sukcesy. Wszystko zaczyna się burzyć, kiedy bliska przyjaciółka Claudii zachodzi w ciążę. Ben, mąż Claudii nagle zmienia zdanie co do posiadania dzieci. W małżeństwie pojawia się rysa, kobieta bowiem nie ma zamiaru zrezygnować ze swego idealnego, wolnego od dzieci życia.

Fabuła utworu nie skupia się tylko na losach Bena i Claudii, równie istotną rolę w opowieści pełnią historie dwóch sióstr głównej bohaterki oraz historia jej przyjaciółki. Problematyka, którą porusza Emily Giffin krąży wokół tematu dzieci i związków damsko-męskich. Jedna siostra Claudii od wielu lat nie może zajść w ciążę, druga żyje w małżeństwie pełnym kłamstw i zdrady. Przyjaciółka Claudii trwa w związku z żonatym mężczyzną, który obiecuje jej, że niebawem się rozwiedzie. Jak widać wątki poruszane w powieści należą raczej do wtórnych i przedstawionych na tysiące sposobów w przeróżnych serialach, filmach, książkach.

Bohaterki wszystkich książek Emily Giffin to kobiety sukcesu: prawniczki, przedstawicielki PR, redaktorki, fotograficzki, których wiek oscyluje w granicach trzydziestu kilku lat. Pisarka zapewne opisuje środowisko, które sama zna, w końcu pracowała jako prawniczka, a później zaczęła pisać powieści. Świat, który opisuje autorka, nie jest jednak światem Polek i w żaden sposób nie umiałam utożsamić się z bohaterkami i nie chodzi nawet o różnicę wieku czy stan cywilny. Największym problemem było to, że bohaterki powieści Emily Giffin żyją wychowane w innej kulturze i innym środowisku, wyznają inne wartości. Claudia nie ma żadnych oporów, by iść do łóżka z innym mężczyzną pomimo, że nadal kocha Bena, ale ile dni, czy też miesięcy można nie uprawiać seksu? Dla mnie  postępowanie bohaterki jest całkowicie niezrozumiale. Do tego dochodzi cała masa teatralnych gestów, które są wykonywane przez bohaterów, a które dla mnie są po prostu śmieszne.

Powieść przesycona jest nazwami marek ubrań, modnych klubów, do których chodzą jej bohaterki, nazwami popularnych dzielnic, w których mieszkają – przez te szczegóły, które zalewały czytelnika niemal z każdej strony odebrałam ten utwór jako jedną wielką reklamę. 

„Dziecioodporna” to książka skierowana raczej do Amerykanek niż Polek i bardzo wyraźnie to widać.

piątek, 14 października 2011

"Weranda pełna słońca" Juliette Fay

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Ilość stron: 422
Rok wydania: 2011

Życie Janie, matki dwójki małych dzieci, rozpada się na drobne kawałki, gdy jej mąż ginie w wypadku. Nieszczęście uruchamia jednak łańcuch niezwykłych zdarzeń. Wokół zrozpaczonej kobiety gromadzą się ludzie, którzy chcą jej pomóc. Janie powoli odkrywa, jak cieszyć się codziennością. Czy odnajdzie w sobie siłę, aby znów uwierzyć w miłość? Poruszająca i mądra opowieść, w której - jak w życiu - przeplatają się radość i smutek, zwątpienie i nadzieja. Nigdy nie jest zbyt późno, aby zacząć wszystko od nowa.

Śmierć bliskich jest jednym z najgorszych doświadczeń jakie mogą spotykać człowieka. Kiedy odchodzą ludzie, których kochamy pojawia się niewyobrażalny ból, który trudno pokonać. Serce człowieka, który stracił ukochaną osobę jest jedną, ogromną, jątrzącą się raną, która zaczyna krwawić w najmniej przewidywalnych momentach, bowiem najmniejsza drobnostka może być impulsem wywołującym wspomnienia o kimś, kogo już nie ma i kto nigdy do nas nie wróci. Człowiek pomimo swego cierpienia musi jednak żyć dalej, musi na powrót nauczyć się funkcjonować w świecie,  ponownie odkryć radość i piękno życia. I właśnie o tym – o śmierci, żałobie i ponownym powrocie do życia  opowiada powieść Juliette Fay „Weranda pełna słońca”.

Janie, główna bohaterka powieści przeżywa właśnie jeden z najgorszych i  najcięższych momentów swego życia. Niedawno straciła ukochanego męża, człowieka z którym miała spędzić resztę życia, wspólnie wychować dwójkę dzieci. Wszystkie plany na przyszłość legły jednak w gruzach za sprawą okrutnego przypadku. Gdyby nie dzieci kobieta zapewne stoczyłaby się w najczarniejsze odmęty depresji, z których nie wyciągnęłaby jej ani oddana rodzina, ani wspaniali przyjaciele, którzy stale nad nią czuwają. Janie nie wierzy, że bliscy są w stanie ją zrozumieć, ludzi którzy próbują jej pomóc traktuje z rezerwą i lekceważeniem, nieraz wyładowuje na nich swoją złość. Jednak pewnego dnia coś się zmienia…

Najpierw na progu domu Janie staje Tug Malinowski człowiek, który ma dla niej ostatni prezent od męża – werandę. Później na skutek różnych wydarzeń kobieta zaprzyjaźnia się z księdzem Jakiem, który wspierał ją po tragedii na prośbę ciotki Janie – Jude. Małymi krokami Janie zaczyna powracać do normalnego życia. W swej podróży nieraz przeżyje załamanie i nieraz przeżyje nawroty bólu. Przyjaciele i rodzina są jednak zawsze gotowi by stanąć u jej boku, być dla niej podporą i pomocą w trudnych chwilach.

Powieść Juliette Fay porusza niezwykle bolesny temat jakim jest utrata bliskich i późniejszy okres żałoby. Świat, który został wykreowany przez pisarkę jest brutalnie prawdziwy, brak tu uproszczeń czy dążenia do cukierkowego happy endu.

Powieść  piekielnie mnie wzruszyła, podczas lektury nieraz ocierałam łzy. Co najważniejsze od tej książki nie umiałam odejść, nie potrafiłam jej zostawić na potem - a to zdarza się ostatnio coraz rzadziej, coraz mniej książek wywiera na mnie tak wielki wpływ. Kiedy odłożyłam „Werandę pełną słońca” późnym wieczorem z zamiarem pójścia spać… nie mogłam.  Bezsennie wierciłam się w łóżku i w końcu złapałam powieść i siedziałam z nią do wczesnych godzin rannych. Nawet teraz kiedy myślę o tej książce łza kręci się w oku.