Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 504
Rok wydania: 2014
„Tajemnica Filomeny” jest poruszającą opowieścią o matce i synu
rozdzielonych przez bezduszne instytucje oraz morze urzędniczej
hipokryzji po obu stronach Atlantyku. Martin Sixsmith w fascynujący
sposób opisuje miłość i stratę, wywołując łzy wzruszenia, ale i uśmiech
nadziei, ponieważ jest to historia także o przebaczeniu.
Tytuł powieści Martina Sixmitha jest tajemniczy i
intrygujący, aż chce się sięgnąć po książkę i sprawdzić, o co też może chodzić.
Opis książki i wstęp obdzierają niestety utwór z owej tajemniczości, ale nadal
pozostaje we mnie chęć poznania tej historii, która wydaje się być przejmującym
dramatem obyczajowym. Zaczynam czytać i nagle okazuje się, że tajemnica w
„Tajemnicy Filomeny” jest fikcją, a książka wcale nie przedstawia opowieści
zdruzgotanej matki poszukującej odebranego jej syna. Czy jest tu w ogóle jakaś
tajemnica? Owszem, bohaterowie mają sekrety przed innymi postaciami, ale
czytelnik otrzymuje o nich wszystkie potrzebne informacje. Polski przekład
tytułu niestety wprowadza w błąd – sprawia, że potencjalny czytelnik spodziewa
się czegoś całkowicie innego niż to co w ostateczności otrzymuje.
„The lost child of Philomena Lee” (Utracone dziecko Filomeny
Lee), jest książką o życiu syna Filomeny. Martin Sixmith, dziennikarz i pisarz,
próbuje zrekonstruować życie mężczyzny, który został adoptowany przez
amerykańską rodzinę. Wbrew temu, co twierdzi blurb i przedmowa „Tajemnica
Filomeny” wcale nie jest opowieścią o niezłomnej kobiecie poszukującej
odebranego jej syna. To historia mężczyzny sukcesu, którego dręczą jednak ogromne
emocjonalne problemy. Wróćmy jednak do początku powieści, gdzie rzeczywiście na
chwilę pojawia się tytułowa Filomena Lee.
Lata 50 XX wieku, Irlandia jest bardzo konserwatywnym,
religijnym krajem, w którym ciąża pozamałżeńska stanowi powód do potępienia
kobiety. Dziewczęta i kobiety, które dopuściły się grzechu cudzołóstwa zostają
wysyłane przez swe rodziny do klasztorów, tam rodzą dzieci, które później
bardzo często zostają oddane do adopcji zagranicznych. Grzesznicom nie pozwala
się zatrzymać swych dzieci. Filomena Lee jest jedną z upadłych kobiet, zmuszonych
przez zakonnice do podpisania dokumentu zrzeczenia się praw rodzicielskich do
swego dziecka. Trzyletni Anthony zostaje oddany amerykańskiej rodzinie – tutaj
zaczyna się właściwa części powieści, która opowiada o dalszym życiu chłopca.
Autor rekonstruuje historię życia Michaela A. Hessa, syna
Filomeny, który został wpływowym, amerykańskim politykiem. Pisarz duży nacisk
położył na ukazanie w jaki sposób adopcja wpłynęła na psychikę dziecka, które
dorastało w poczuciu, że zostało odrzucone przez rodzoną matkę. Wydaje się, że
wszelkie, późniejsze emocjonalne problemy bohatera wypływają właśnie z tego
faktu. Michael przez całe życie stara się zyskać akceptację innych ludzi,
jednak kiedy ktoś obdarzy go w końcu uczuciem, włącza mu się moduł
autodestrukcji każący odrzucać i ranić bliskich, zanim oni zdążą odrzucić jego.
Historia Michaela jest cierpka i przejmująca, na długo zapada w pamięć.
„Tajemnica Filomeny” to dobry literacki paradokument, w
którym Martin Sixmith odtwarza historię życia człowieka, który całe życie
zastanawiał się kim jest. Powieść jest poruszająca, a kiedy uświadomiłam sobie,
że bohaterowie powieści żyli/żyją naprawdę, to wywarło to na mnie kolosalne
wrażenie. Jeszcze długo będę rozpamiętywała przejmującą opowieść o Michaelu
Hessie, będę rozmyślała nad tym, czy gdyby los rozdał karty inaczej, ten
człowiek mógłby zaznać szczęścia.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi nakanapie.pl