Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 640
Rok wydania: 2015
Istnieją dwa światy - Amber i Dworce Chaosu. Pomiędzy nimi
istnieje nieskończona liczba cieni - rzeczywistości równoległych, które
są tylko bladym odbiciem prawdziwych światów. Corwin jest księciem i
prawowitym następcą tronu Amberu. W wyniku wypadku stracił pamięć i
nieświadom tego, kim jest, spędził na Ziemi wiele stuleci. Jednak gdy
ktoś z jego krewniaków chce go zabić, Corwin musi sobie przypomnieć
swoją przeszłość. Dowiaduje się, że jego rodzina posiada niezwykłe
zdolności, pozwalające na kontrolowanie rzeczywistości i podróżowanie
pomiędzy wymiarami. Corwin postanawia wyjaśnić tajemnicę zniknięcia
swego ojca, króla Oberona i staje do brutalnej walki o należny mu tron.
"Zelazny to niezrównany gawędziarz. Stworzył światy tak kolorowe, egzotyczne i niezapomniane, jakich nikt w naszym gatunku literackim jeszcze nie widział". - George R.R. Martin
Nazwisko Rogera Zelaznego wielokrotnie obijało się o moje uszy. Wybitny pisarz, znakomity fantasta i twórca science-fiction. Twórca „Kronik Amberu”, które znajdują się na liście lektur obowiązkowych niejednego miłośnika fantasy. Zaufałam pozytywnym opiniom i komentarzom dotyczącym pisarza i jego twórczości. Sięgnęłam po bodajże najpopularniejsze dzieło Zelaznego i teraz z przyjemnością stwierdzam, że było warto. Kolejna literacka podróż zakończyła się sukcesem. Należała ona do rodzaju tych zapierających dech w piersiach, angażujących wycieczek, które wywołują żal, kiedy uświadamiamy sobie, że zbliżamy się do ich nieuchronnego końca.
"Zelazny to niezrównany gawędziarz. Stworzył światy tak kolorowe, egzotyczne i niezapomniane, jakich nikt w naszym gatunku literackim jeszcze nie widział". - George R.R. Martin
Nazwisko Rogera Zelaznego wielokrotnie obijało się o moje uszy. Wybitny pisarz, znakomity fantasta i twórca science-fiction. Twórca „Kronik Amberu”, które znajdują się na liście lektur obowiązkowych niejednego miłośnika fantasy. Zaufałam pozytywnym opiniom i komentarzom dotyczącym pisarza i jego twórczości. Sięgnęłam po bodajże najpopularniejsze dzieło Zelaznego i teraz z przyjemnością stwierdzam, że było warto. Kolejna literacka podróż zakończyła się sukcesem. Należała ona do rodzaju tych zapierających dech w piersiach, angażujących wycieczek, które wywołują żal, kiedy uświadamiamy sobie, że zbliżamy się do ich nieuchronnego końca.
W pierwszy tomie „Kronik Amberu” (zbiorczym wydaniu pięciu
powieści wchodzących w skład tzw. Kronik Corwina – Dziewięciu książąt Amberu,
Karabiny Avalonu, Znak Jednorożca, Ręka Oberona i Dworce Chaosu) będziemy
towarzyszyli Carlowi Corey’owi vel
Corwinowi. Głównego bohatera poznajemy w tajemniczych okolicznościach.
Pokiereszowany mężczyzna budzi się w nieznanym sobie miejscu. Nie wie kim jest,
czuje jednak, że grozi mu niebezpieczeństwo. Strzępki mglistych wspomnień i
wrodzony instynkt każą mu jak najszybciej opuścić placówkę, w której lekarze faszerują
go lekami.
Jedyny ślad prowadzi bohatera do kobiety podającej się za
jego siostrę. Dzięki sprytowi i inteligencji Carlowi udaje się zwieść Florę i
wyciągnąć od niej okruchy informacji, które na tym etapie przygody są dla niego
niestety mało zrozumiałe. Bardzo szybko na scenę z impetem wkracza najmłodszy
brat rodzeństwa. Flora i znający już swoje prawdziwe imię, Corwin udzielają mu
pomocy. Dzięki mistrzowskiemu opanowaniu i umiejętności żonglowania półsłówkami
i świeżo nabytymi informacjami głównemu bohaterowi udaje się zmanipulować/zadziałać
na podświadomość Randoma, by ten zabrał go do miejsca, które budzi w nim niezrozumiałe
emocje – do Amberu, zapomnianego przez Corwina miejsca, które jest ich ojczyzną
a zarazem pierwotnym i jedynym prawdziwym światem. Czytelnik razem z głównym
bohaterem wyrusza w niesamowitą, pełną zwrotów akcji podróż przepełnioną magią,
walką o władzę oraz rodzinnymi konfliktami i knowaniami.
Zelazny stworzył porywającą opowieść, z ciekawie
skonstruowanym światem przedstawionym, wypełnionym licznymi aluzjami i
nawiązaniami kulturowymi, i literackimi oraz interesującymi, bardzo różnorodnymi
bohaterami. Akcja powieści niesamowicie mnie wciągnęła. Z uwagą i
zaangażowaniem śledziłam kolejne przygody głównego bohatera, obserwowałam jego
stopniową przemianę, i choć Corwin zdecydowanie nie należał do grona bohaterów bez
skazy, ze smutkiem się z nim rozstawałam, kiedy przyszło mi przewrócić ostatnią
stronę powieści.