Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Schofield. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Schofield. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 27 czerwca 2013

"Pomóc Jani" Michael Schofield

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 368
Rok wydania: 2013

Kilkuletnia Jani wydaje się być zwyczajnym dzieckiem, które może trochę zbyt często fantazjuje. Z czasem rodzice odkrywają jednak, że fantazje dziewczynki nie są tylko wytworem dziecięcej wyobraźni, a objawem poważnej choroby. Jani staje się niebezpieczna dla siebie i swojego młodszego braciszka.

Michael Schofield szczerze i wzruszająco pisze o dramatycznej walce, którą musiał stoczyć o życie swojej córeczki, i opowiada o zmaganiach z jedną z najbardziej tajemniczych chorób umysłu.

Udowadnia, że rodzicielska miłość jest w stanie przezwyciężyć największe przeciwności.


Wyobraźcie sobie dwie sceny.

1. W sklepie z zabawkami mała dziewczynka zaczyna wrzeszczeć i zrzucać towar z półek. Za dzieckiem biegnie ojciec. Mężczyzna podnosi zrzucony towar i odkłada go na miejsce, jednocześnie próbuje perswadować córce, by ta zaprzestała niszczycielskiego procederu. Dziecko nie słucha, zamiast tego wybiega ze sklepu. Bezradny ojciec spogląda na trzymaną w ręce zabawkę, za chwilę jego wzrok kieruje się w kierunku drzwi, przez które uciekła jego córka. Mężczyzna odkłada zabawkę, półgłosem przeprasza sprzedawczynię i wybiega za małym zbiegiem.

2. Przechodzicie obok restauracji. Nagle w jej drzwiach pojawia się mężczyzna niosący przewieszone przez ramię dziecko. Dziewczynka wrzeszczy, okłada niosącego ją faceta rękoma, wściekle kopie. Mężczyzna nie robi sobie nic z jej krzyków, wpycha dziewczynkę do stojącego na parkingu samochodu i blokuje drzwi. Dziecko próbuje wydostać się z pułapki otwierając drzwi po drugiej stronie samochodu. Mężczyzna reaguje błyskawicznie, przebiega na drugą stronę i blokuje drzwi własnym ciałem. Dziecko wrzeszczy, płacze i błaga, ale jej oprawca jest nieubłagany.

Gdybyście stali się świadkami przestawionych przeze mnie wydarzeń, na pewno mielibyście dość jednoznaczny pogląd na sytuację. W wypadku pierwszej sceny pomyślelibyście zapewne, że widzicie właśnie jak rozpieszczone dziecko daje wyraz swojej furii, bo ojciec odmówił kupienia zabawki. Pokiwalibyście głową i pomyślelibyście, że facet nie ma pojęcia jak wychowywać własną córkę. W wypadku drugiej sceny, wasza reakcja byłaby całkowicie inna. Być może jesteście właśnie świadkami przestępstwa – mężczyzna może uprowadza dziecko, albo jest wyrodnym ojcem znęcającym się nad córką. Widząc taki obraz poczulibyście niepokój, część z was zadzwoniłaby na policję, bardziej odważni podeszliby do faceta i próbowaliby zmusić go do uwolnienia dziewczynki.

Czy jednak komukolwiek z was przyszłaby do głowy myśl, że obie sceny są ze sobą powiązane, że dziecko wcale nie jest rozpieszczoną dziewczynką, że mężczyzna wywlekający dziecko z restauracji wcale nie jest sadystycznym ojcem? A gdybym powiedziała wam, że dziewczynka ze sklepu cierpi na poważną chorobę psychiczną, a mężczyzna z parkingu jest zdesperowanym ojcem, który próbuje okiełznać córkę, która ma właśnie atak psychozy i stanowi niebezpieczeństwo dla siebie i dla otoczenia. Uwierzylibyście? Ja miałabym problem z zaakceptowaniem takiego wyjaśnienia. Jak można uwierzyć, że kilkuletnie dziecko cierpi na chorobę psychiczną? A jednak to co napisałam jest prawdą.

Michael Schofield w książce „Pomóc Jani” dzieli się z czytelnikami bardzo osobistą i wstrząsającą historią. Córka pisarza przejawiała wszelkie oznaki geniuszu - w wieku trzech lat umiała pisać i czytać, umiała bez trudu rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne. Michael i jego żona Susan wierzyli, że ich córeczka stanie się kimś wyjątkowym, niestety brutalna rzeczywistość zrewidowała ich poglądy.

Kiedy na świat przyszedł brat Janni – Bodhi – ziemia zaczęła usuwać się spod nóg Schofield’ów. Czterolatka sterroryzowała rodzinę. Janni stała się agresywna, jej rodzice nie mogli zostawić Bodhiego nawet na sekundę. Michael i Susan przyjmowali na siebie razy rozdawane przez córkę, chronili niemowlę własnym ciałem. Zrozpaczeni rodzice próbowali szukać pomocy, jednak psychiatrzy nie chcieli dostrzec problemu - bagatelizowali sprawę, uważali, że zachowanie dziecka jest spowodowane zbytnią pobłażliwością rodziców. Rozwiązania nie było, a dziewczynka stawała się coraz bardziej nieobliczalna i niebezpieczna…

Michael Schofiel i jego żona przeszli przez gehennę, by w końcu odkryć co dolega ich dziecku. Małżeństwo przez dwa lata szukało pomocy, przez dwa długie lata zmagało się z agresją dziecka, któremu nie umieli pomóc, a wszystko przez niedoskonały system lecznictwa psychiatrycznego, zgnuśniałych lekarzy i ludzi nie wierzących, że czterolatka może cierpieć na jedną z najgorszych chorób psychicznych – schizofrenię.

„Pomóc Jani” to wstrząsająca opowieść oparta na faktach. Czytałam ten utwór z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. Ze złością i niedowierzaniem obserwowałam walkę ojca o to, by lekarze na poważnie zajęli się jego dzieckiem. Zgrzytałam zębami, gdy kolejne hospitalizacje  nie przynosiły rozwiązania, gdy kolejny wymuskany lekarz nie reagował na sugestie zdesperowanych rodziców. Ogarniała mnie bezsilność, kiedy czytałam o tym jak Janni po raz kolejny atakuje ojca i matkę, a oni na to pozwalają, bo nie są w stanie jej skrzywdzić. Było mi żal ludzi, którzy przechodzili piekło i nikt nie umiał im pomóc – więcej, nikt nie wierzył, że czterolatka może stanowić realne zagrożenie dla dorosłego człowieka. Ręce opadały, jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że gdybym nie miała wglądu w codzienne życie Schofield’ów ja również zaliczałabym się do grona niedowiarków nie będących w stanie zaakceptować faktu, że dorosły człowiek nie umie poradzić sobie z czterolatką.  

Historia, którą podzieliła się z czytelnikami zdesperowany ojciec szukając ratunku dla swego dziecka na długo pozostanie w mej pamięci. Gorąco polecam tę wyjątkową książkę.