Liczba stron: 368
Rok wydania: 2013
Kilkuletnia Jani wydaje się być zwyczajnym dzieckiem, które
może trochę zbyt często fantazjuje. Z czasem rodzice odkrywają jednak, że
fantazje dziewczynki nie są tylko wytworem dziecięcej wyobraźni, a objawem
poważnej choroby. Jani staje się niebezpieczna dla siebie i swojego młodszego
braciszka.
Michael Schofield szczerze i wzruszająco pisze o dramatycznej walce, którą
musiał stoczyć o życie swojej córeczki, i opowiada o zmaganiach z jedną z
najbardziej tajemniczych chorób umysłu.
Udowadnia, że rodzicielska miłość jest w stanie przezwyciężyć największe
przeciwności.
Wyobraźcie sobie dwie sceny.
1. W sklepie z zabawkami mała dziewczynka zaczyna wrzeszczeć
i zrzucać towar z półek. Za dzieckiem biegnie ojciec. Mężczyzna podnosi
zrzucony towar i odkłada go na miejsce, jednocześnie próbuje perswadować córce,
by ta zaprzestała niszczycielskiego procederu. Dziecko nie słucha, zamiast tego
wybiega ze sklepu. Bezradny ojciec spogląda na trzymaną w ręce zabawkę, za
chwilę jego wzrok kieruje się w kierunku drzwi, przez które uciekła jego córka.
Mężczyzna odkłada zabawkę, półgłosem przeprasza sprzedawczynię i wybiega za
małym zbiegiem.
2. Przechodzicie obok restauracji. Nagle w jej drzwiach
pojawia się mężczyzna niosący przewieszone przez ramię dziecko. Dziewczynka
wrzeszczy, okłada niosącego ją faceta rękoma, wściekle kopie. Mężczyzna nie
robi sobie nic z jej krzyków, wpycha dziewczynkę do stojącego na parkingu
samochodu i blokuje drzwi. Dziecko próbuje wydostać się z pułapki otwierając
drzwi po drugiej stronie samochodu. Mężczyzna reaguje błyskawicznie, przebiega
na drugą stronę i blokuje drzwi własnym ciałem. Dziecko wrzeszczy, płacze i
błaga, ale jej oprawca jest nieubłagany.
Gdybyście stali się świadkami przestawionych przeze mnie wydarzeń,
na pewno mielibyście dość jednoznaczny pogląd na sytuację. W wypadku pierwszej
sceny pomyślelibyście zapewne, że widzicie właśnie jak rozpieszczone dziecko
daje wyraz swojej furii, bo ojciec odmówił kupienia zabawki. Pokiwalibyście
głową i pomyślelibyście, że facet nie ma pojęcia jak wychowywać własną córkę. W
wypadku drugiej sceny, wasza reakcja byłaby całkowicie inna. Być może jesteście
właśnie świadkami przestępstwa – mężczyzna może uprowadza dziecko, albo jest
wyrodnym ojcem znęcającym się nad córką. Widząc taki obraz poczulibyście
niepokój, część z was zadzwoniłaby na policję, bardziej odważni podeszliby do
faceta i próbowaliby zmusić go do uwolnienia dziewczynki.
Czy jednak komukolwiek z was przyszłaby do głowy myśl, że
obie sceny są ze sobą powiązane, że dziecko wcale nie jest rozpieszczoną
dziewczynką, że mężczyzna wywlekający dziecko z restauracji wcale nie jest
sadystycznym ojcem? A gdybym powiedziała wam, że dziewczynka ze sklepu cierpi
na poważną chorobę psychiczną, a mężczyzna z parkingu jest zdesperowanym ojcem,
który próbuje okiełznać córkę, która ma właśnie atak psychozy i stanowi
niebezpieczeństwo dla siebie i dla otoczenia. Uwierzylibyście? Ja miałabym
problem z zaakceptowaniem takiego wyjaśnienia. Jak można uwierzyć, że
kilkuletnie dziecko cierpi na chorobę psychiczną? A jednak to co napisałam jest
prawdą.
Michael Schofield w książce „Pomóc Jani” dzieli się z
czytelnikami bardzo osobistą i wstrząsającą historią. Córka pisarza przejawiała
wszelkie oznaki geniuszu - w wieku trzech lat umiała pisać i czytać, umiała bez
trudu rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne. Michael i jego żona
Susan wierzyli, że ich córeczka stanie się kimś wyjątkowym, niestety brutalna rzeczywistość
zrewidowała ich poglądy.
Kiedy na świat przyszedł brat Janni – Bodhi – ziemia zaczęła
usuwać się spod nóg Schofield’ów. Czterolatka sterroryzowała rodzinę. Janni
stała się agresywna, jej rodzice nie mogli zostawić Bodhiego nawet na sekundę.
Michael i Susan przyjmowali na siebie razy rozdawane przez córkę, chronili
niemowlę własnym ciałem. Zrozpaczeni rodzice próbowali szukać pomocy, jednak
psychiatrzy nie chcieli dostrzec problemu - bagatelizowali sprawę, uważali, że
zachowanie dziecka jest spowodowane zbytnią pobłażliwością rodziców.
Rozwiązania nie było, a dziewczynka stawała się coraz bardziej nieobliczalna i
niebezpieczna…
Michael Schofiel i jego żona przeszli przez gehennę, by w
końcu odkryć co dolega ich dziecku. Małżeństwo przez dwa lata szukało pomocy,
przez dwa długie lata zmagało się z agresją dziecka, któremu nie umieli pomóc,
a wszystko przez niedoskonały system lecznictwa psychiatrycznego, zgnuśniałych
lekarzy i ludzi nie wierzących, że czterolatka może cierpieć na jedną z
najgorszych chorób psychicznych – schizofrenię.
„Pomóc Jani” to wstrząsająca opowieść oparta na faktach.
Czytałam ten utwór z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. Ze złością i niedowierzaniem
obserwowałam walkę ojca o to, by lekarze na poważnie zajęli się jego dzieckiem.
Zgrzytałam zębami, gdy kolejne hospitalizacje
nie przynosiły rozwiązania, gdy kolejny wymuskany lekarz nie reagował na
sugestie zdesperowanych rodziców. Ogarniała mnie bezsilność, kiedy czytałam o
tym jak Janni po raz kolejny atakuje ojca i matkę, a oni na to pozwalają, bo
nie są w stanie jej skrzywdzić. Było mi żal ludzi, którzy przechodzili piekło i
nikt nie umiał im pomóc – więcej, nikt nie wierzył, że czterolatka może
stanowić realne zagrożenie dla dorosłego człowieka. Ręce opadały, jednocześnie
zdawałam sobie sprawę, że gdybym nie miała wglądu w codzienne życie
Schofield’ów ja również zaliczałabym się do grona niedowiarków nie będących w
stanie zaakceptować faktu, że dorosły człowiek nie umie poradzić sobie z
czterolatką.
Historia, którą podzieliła się z czytelnikami zdesperowany
ojciec szukając ratunku dla swego dziecka na długo pozostanie w mej pamięci.
Gorąco polecam tę wyjątkową książkę.