................................Zespół Stresu Pourazowego.
Po raz pierwszy to określenie usłyszeliśmy po wojnie w Wietnamie. A pierwsi pacjenci nie byli bezpośrednio lub w trakcie wojny, ale w kilka miesięcy już po jej zakończeniu.
Dziś już wiadomo, że Zespół Stresu Pourazowego może wystąpić nie tylko jako skutek udziału w tak traumatycznym wydarzeniu jak wojna ale po każdej długo trwającej traumie. I jak każda choroba nie musi wcale wystąpić u wszystkich.
W czasach pokojowych ta dolegliwość dotyka w większości kobiet, bo z reguły to one są bardziej obciążone organizacją życia rodzinnego w trudniejszych czasach, np. teraz podczas pandemii.
Jesteśmy teraz poddawani całej gamie różnych stresów związanych z pandemią i cały czas się mobilizując jakoś dajemy radę. Ale gdy wreszcie pandemia się skończy możemy, w jakiś czas potem, nawet po kilku miesiącach zacząć mieć permanentnie obniżony nastrój, odczuwać napięcie, mieć napady różnych lęków zupełnie nieuzasadnionych, mieć nawroty uporczywych myśli, odczuwać brak koncentracji. Po epidemii SARS na Zespół Stresu Pourazowego cierpiało 10 - 20% społeczeństwa, w tym było trzykrotnie więcej kobiet.
Oczywiście nasuwa się pytanie jak temu zapobiegać - po prostu trzeba rozłożyć ciężar trwania w stanie epidemii na wszystkich członków rodziny. A gdy w kilka miesięcy po epidemii zauważymy te objawy u siebie należy jak najprędzej iść do lekarza - psychologa i psychiatry.
A tak trochę dla sportu przejrzałam wykaz różnych epidemii, które trapiły ludzkość od zawsze, ale oczywiście nie wszystkie zostały uwiecznione na kartach historii.
Pogoda u mnie taka, że nawet kijem by mnie nikt z domu nie wygonił - przed kwadransem lał deszcz, jest +1, a teraz pada śnieg a moje zwariowane pelargonie-nadal kwitną. Właśnie je "obfociłam"-ta szarość to właśnie sypiący śnieg
A ja odganiam dziś stres andyjskimi i hiszpańskimi rytmami:
Miłego dnia dla Was.