Pisałam tu już kiedyś, że dokarmiam bezdomne koty, zimą zwłaszcza.
One po prostu zimą muszą więcej jeść, więc pomagam sąsiadowi, który
karmi je jak rok długi.
Sąsiad wykłada suchą karmę, ja "mokrą", czyli zawartość kocich saszetek.
Wychodząc z budynku zauważyłam, że w miejscu, w którym zawsze
wykładamy kocie jedzenie stoją dwie pańcie w wieku "słusznym". No ale
co mnie jakies pańcie obchodzą - podchodzę tam stawiam kotom tackę
z zawartością saszetek i w chwili gdy się schylam, by ją postawić, jedna
z pań "wsiada" na mnie: "pani truje koty, to kupne jedzenie, to jest trucizna!
I te wszystkie kulki i krążki też! Truje ja pani systematycznie!
Kotom trzeba dawać prawdziwe mięso, świeżo zmieloną wołowinkę lub
cielęcinę! I trochę prawdziwej, wiejskiej śmietanki!"
Policzyłam spokojnie do 10 i z powrotem i z uśmiechem odpowiedziałam-
"przecież nikt nie zabrania, by panie karmiły w ten sposób te koty, to koty
bezdomne, więc nikt nie będzie miał paniom za złe, że kupicie dla nich
mięso i je zmielicie i przyniesiecie tutaj."
Pańcie spojrzały na mnie jak na idiotkę, a ja życząc im miłego dnia
spokojnie pożeglowałam do domu. Pańcie jeszcze dość długo stały nad
kocim jedzeniem, a w pewnej odległości od nich koty, bojąc się podejść do
jedzenia. Może usłyszały, że to trucizna??;)))
No to teraz, drogie miłośniczki kotów - wiecie już, że zle swe koty karmicie;)