sobie namieszałem...
najpierw peperoncino i czosnek na oliwie
potem domiąchałem pierś kurczaka w kawałkach
potem posoliłem, popieprzyłem i posypałem suszoną pietruszką
i wrzuciłem cukinię
potem radicchio
i sru bianco...
poddusiłem i gorgonzola...:D
a jak się rozpuściła wrzuciłem makaron i proszę..znaczy mogę z czystym sumieniem polecić... :)
Puglia...królestwo wina i oliwy...kuchnia włoska w pełnym tego słowa znaczeniu... Kilka słów na temat regionu, kuchni...bazy turystycznej... kilka porad gdzie warto zajrzeć, i które miejsca omijać szerokim łukiem...:)
wtorek, 26 lutego 2013
poniedziałek, 25 lutego 2013
Gruszki z gorgonzolą nr2
miałem sobie pizzę zrobić..nawet sobie mozzarellę w tym celu i inne zadobyłem, ale zapomniałem cukru kupić..
znaczy przekroiłem te gruszki, posypałem cukrem i cynamonem, zalałem bianco, przykryłem i wsadziłem do pieca na 30 minut 180C
w międzyczasie wymiąchałem gorgonzolę ze śmietaną, miodem, pieprzem i gałką, wlałem to co zostało spod gruszek..wymiąchałem, zredukowałem...
i dobre było...;)
znaczy przekroiłem te gruszki, posypałem cukrem i cynamonem, zalałem bianco, przykryłem i wsadziłem do pieca na 30 minut 180C
w międzyczasie wymiąchałem gorgonzolę ze śmietaną, miodem, pieprzem i gałką, wlałem to co zostało spod gruszek..wymiąchałem, zredukowałem...
i dobre było...;)
niedziela, 24 lutego 2013
Topkartofeln i kapusta z fasolą..;)
i właśnie serdeczne podziękowania dla Tuśki, bo dzięki niej odkryłem
nowy wymiar kapuścianych potraw..znaczy zapiekana w piekarniku...
kapusta nie Tuśka oczywiście..:)
zamoczyłem fasolę wczoraj...
dzisiaj ugotowałem dodając pod koniec gotowania sól i majeranek..
porządny kawał boczku pokroiłem
na oliwie zeszkliłem cebulę i czosnek ...
potem rzuciłem boczek..popieprzyłem, posoliłem, porozmaryniłem, kapka sosu sojowego chlust balsamico i pietruszka suszona..:D
potem wypłukałem moją zdobyczną niemieckiego pochodzenia kapustę kiszoną i do gara..i gotowałem z udziałem liścia, ziela i pieprzu w ziarnkach..i oczywiście soli..
dodałem wody z gotowania fasoli, boczek z sosikiem i pod koniec gotowania prawie fasolę..
a przed wyłożeniem na talwrz wstawiłem do piecyka na 180 C i 30 min..ale to zależy od ilości wody..znaczy trzeba samemu czas dobrać..:)
kapusta nie Tuśka oczywiście..:)
zamoczyłem fasolę wczoraj...
dzisiaj ugotowałem dodając pod koniec gotowania sól i majeranek..
porządny kawał boczku pokroiłem
na oliwie zeszkliłem cebulę i czosnek ...
potem rzuciłem boczek..popieprzyłem, posoliłem, porozmaryniłem, kapka sosu sojowego chlust balsamico i pietruszka suszona..:D
potem wypłukałem moją zdobyczną niemieckiego pochodzenia kapustę kiszoną i do gara..i gotowałem z udziałem liścia, ziela i pieprzu w ziarnkach..i oczywiście soli..
dodałem wody z gotowania fasoli, boczek z sosikiem i pod koniec gotowania prawie fasolę..
a przed wyłożeniem na talwrz wstawiłem do piecyka na 180 C i 30 min..ale to zależy od ilości wody..znaczy trzeba samemu czas dobrać..:)
aaa..nie miałem kminku, ale dobrze by było dorzucić do kapusty :)
czwartek, 21 lutego 2013
Jaglana al radicchio z boczkiem..:D
Miałem dwa dni temu zgryza... jakoś tak zachciało mi się kaszy... w sumie to nawet nie wiem dlaczego, bo lubić ją zacząłem dopiero, kiedy znalazła się po za moim zasięgiem...;)
w każdym razie tego dnia, a raczej wieczora, bo mowa o kolacji tak mi się porobiło...
i nawet taką wizja glinianej michy pełnej kaszy ze skwarkami i drewnianej łyżki stanęła mi przed oczami..tym bardziej, że bardzo fajną pancetta miałem...
ale miałem też radicchio, które musiałem skonsumować...znaczy następny zgryz...
i w końcu wymyśliłem sobie, że przecież skoro istnieje risotto al radicchio, pasta con radicchio to dlaczego ma nieistnieć kasza jaglana al radicchio..???
znaczy powołałem do życia takową jednostkę spożywczą...:DDD
boczek pociąłem w miarę drobno i rzuciłem na oliwę zesmaczoną całym ząbkiem czosnku i peperoncino...obsmażyłem z lekka dodając łyczek balsamico, po zredukowaniu chlusnąłem rosso... zredukowałem do połowy i wrzuciłem posiekane radicchio... sól, pieprz do smakui pokrywka... dodałem jeszcze łyżkę konfitury jarzębinowej, której używam jako cudownej przyprawy...;)
Potrawa jest prosta, tania i smaczna... jedynym utrudnieniem jest redukcja balsamico na mocnym ogniu..trzeba uważać, żeby nie przypalić..:)
kasza z boczkiem i radicchio...:D
w każdym razie tego dnia, a raczej wieczora, bo mowa o kolacji tak mi się porobiło...
i nawet taką wizja glinianej michy pełnej kaszy ze skwarkami i drewnianej łyżki stanęła mi przed oczami..tym bardziej, że bardzo fajną pancetta miałem...
ale miałem też radicchio, które musiałem skonsumować...znaczy następny zgryz...
i w końcu wymyśliłem sobie, że przecież skoro istnieje risotto al radicchio, pasta con radicchio to dlaczego ma nieistnieć kasza jaglana al radicchio..???
znaczy powołałem do życia takową jednostkę spożywczą...:DDD
boczek pociąłem w miarę drobno i rzuciłem na oliwę zesmaczoną całym ząbkiem czosnku i peperoncino...obsmażyłem z lekka dodając łyczek balsamico, po zredukowaniu chlusnąłem rosso... zredukowałem do połowy i wrzuciłem posiekane radicchio... sól, pieprz do smakui pokrywka... dodałem jeszcze łyżkę konfitury jarzębinowej, której używam jako cudownej przyprawy...;)
Potrawa jest prosta, tania i smaczna... jedynym utrudnieniem jest redukcja balsamico na mocnym ogniu..trzeba uważać, żeby nie przypalić..:)
kasza z boczkiem i radicchio...:D
środa, 20 lutego 2013
chwilka zadumy...;)
refleksja mnie dopadła z okazji sosu pomidorowego jak wiele rzeczy w kuchni wykonuję machinalnie, bez głębszego zastanowienia...
w sensie wrzucając składniki w biegu pomiędzy milionem innych mniej lub bardziej istotnych spraw...:)
jako, że sos pomidorowy gości w mojej kuchni nader często postanowiłem zrobić go nieco więcej...
sos wyszedł super, ale nie pamiętam , jak dawno wykonywałem go z pełną kontrolą i świadomością tego co czynię...i nie chodzi mi o poziom krwi w alkoholu..;P
1/2 cebuli poszatkowałem najdrobniej jak potrafiłem i zeszkliłem na 3 łyżkach oliwy...malutki ogień i cały czas mieszanie..ma się zeszklić, nie zezłocić...:)
jak już była naprawdę przezroczysta dodałem litr passaty pomidorowej...a nawet butelkę popłukałem wodą i też dolałem...
i tutaj następna refleksja w refleksji...
w sumie raz chyba zdarzyło mi się , że kupiłem passatę lekko kwaskowatą, nie w sensie stanu przydatności do spożycia, ale użytych do jej produkcji pomidorów
dodałem soli, szczyptę pieprzu i majeranek w ilości takiej, żeby dawał lekkie tło, ale nie dominował...
całość wyszła naprawdę super...
znaczy pasta al pomodoro na obiad, a resztę sosu użyję do innych potraw, ewentualnie w miarę potrzeb doprawiając go..:)
w sensie wrzucając składniki w biegu pomiędzy milionem innych mniej lub bardziej istotnych spraw...:)
jako, że sos pomidorowy gości w mojej kuchni nader często postanowiłem zrobić go nieco więcej...
sos wyszedł super, ale nie pamiętam , jak dawno wykonywałem go z pełną kontrolą i świadomością tego co czynię...i nie chodzi mi o poziom krwi w alkoholu..;P
1/2 cebuli poszatkowałem najdrobniej jak potrafiłem i zeszkliłem na 3 łyżkach oliwy...malutki ogień i cały czas mieszanie..ma się zeszklić, nie zezłocić...:)
jak już była naprawdę przezroczysta dodałem litr passaty pomidorowej...a nawet butelkę popłukałem wodą i też dolałem...
i tutaj następna refleksja w refleksji...
w sumie raz chyba zdarzyło mi się , że kupiłem passatę lekko kwaskowatą, nie w sensie stanu przydatności do spożycia, ale użytych do jej produkcji pomidorów
dodałem soli, szczyptę pieprzu i majeranek w ilości takiej, żeby dawał lekkie tło, ale nie dominował...
całość wyszła naprawdę super...
znaczy pasta al pomodoro na obiad, a resztę sosu użyję do innych potraw, ewentualnie w miarę potrzeb doprawiając go..:)
niedziela, 17 lutego 2013
Kurczak i puntarelle duszone w bianco z nutką pomarańcza..;)
jakoś tak ostatnio wena kulinarna mnie opuściła i nawet dzisiaj miałem opory przed zabraniem się za gary...
na szczęście się przemogłem, bo wynalazłem cudo...:D
pierś kurczaka pokrojoną w plastry rzuciłem na zesmaczoną czosnkem i peperoncino rozgrzaną oliwę...
podsmażyłem z lekka,popieprzyłem trójkolorowym pieprzem,kropelka balsamico, a jak się zredukowało, pieprz czarny obficie, sól, pokrojoną skórkę pomarańczy i oczywiście sru bianco...:)
w połowie redukcji puntarelle i pokrywka...
i tak dusiłem, aż się zredukowało niemal do sucha..znaczy prawie przypaliło..powtórne ..delikatne srujnięcie bianco coby rozcieńczyć sosik...leciutka redukcja..i ..
tego trzeba po prostu spróbować, bo nie da się opowiedzieć..;)
na szczęście się przemogłem, bo wynalazłem cudo...:D
pierś kurczaka pokrojoną w plastry rzuciłem na zesmaczoną czosnkem i peperoncino rozgrzaną oliwę...
podsmażyłem z lekka,popieprzyłem trójkolorowym pieprzem,kropelka balsamico, a jak się zredukowało, pieprz czarny obficie, sól, pokrojoną skórkę pomarańczy i oczywiście sru bianco...:)
w połowie redukcji puntarelle i pokrywka...
i tak dusiłem, aż się zredukowało niemal do sucha..znaczy prawie przypaliło..powtórne ..delikatne srujnięcie bianco coby rozcieńczyć sosik...leciutka redukcja..i ..
tego trzeba po prostu spróbować, bo nie da się opowiedzieć..;)
wtorek, 5 lutego 2013
kłamstwa karnawałowe...plotki itp...:D
bugie (Genova, Torino, Asti, Imperia), italianizzazione del ligure böxie
cenci o crogetti (Toscana)
struffoli zona Grosseto, Massa Marittima (Toscana)
chiacchiere (Basilicata, Sicilia, Campania, Lazio, Umbria, Puglia, Calabria, a Milano, Sassari e Parma)
cioffe (Sulmona, centro Abruzzo)
cróstoli o cróstołi o gròstoi (Ferrara, Rovigo, Vicenza, Treviso, Trentino, Friuli, Venezia Giulia)
crostoli o grustal (Ferrara)
cunchiell' o qunchiell (Molise)
fiocchetti (Montefeltro e Rimini)
frappe (Roma, Viterbo, Perugia e Ancona)
gałàni o sosole (Venezia, Verona, Padova)
gale o gali (Vercelli e Bassa Vercellese)
guanti (Caserta)
gròstołi o grostoli (Trento)
intrigoni (Reggio Emilia)
lattughe o latǖghe (Mantova)
maraviglias (Sardegna)
rosoni o sfrappole (Modena, Bologna, Romagna)
sfrappe (Marche)
sprelle (Piacenza)
risòle (Cuneo e sud del Piemonte)
e ancora stracci, lasagne, pampuglie, manzole, garrulitas.
kłamstwa karnawałowe...plotki itp...:D
znaczy faworki, czy chruściki...
bo cała powyższa lista oznacza to samo...zależnie od prowincji i regionu Włoch...;)
i żeby nie było, bo mi się zapomni...
1/3 kg mąki
1 jajko wymiąchałem z wodą
1 łyżeczkę proszku do pieczenia wymiąchałem z mąką..
wlałem jajko z wodą, dodałem łyżkę octu i łyżkę oliwy...
wymiąchałem, wyrobiłem rozwałkowałem, pokroiłem, poskręcałem posmażyłem i o..;)
sobota, 2 lutego 2013
Flaczki..po włosku..;)
znaczy to było tak...
najpierw umyłem je w zimnej wodzie...
długo...
potem sparzyłem... w sensie potrzymałem kilka minut we wrzątku..wyjąłem..
przepłukałem zimną wodą i czyściłem..
najpierw nożem...
potem raz jeszcze do wrzątku...tym razem na nieco dłużej i znów czyszczenie...
tym razem cytryną i solą..
potem dwukrotne obgotowanie...po opłukaniu oczywiście..
znaczy zastanawiałem się nad trzecim, ale po dokonaniu oględzin i obwąchaniu doszedłem do wniosku, że nie jest to konieczne..;)
w dalszej obróbce oparłem się na lokalnym przepisie znaczy z Puglii i sycylijskim z Palermo...
oczywiście z modyfikacjami i akcentem polskim...:DDD
przygotowałem sobie selera, cebulę, czosnek, marchew i liść laurowy i pieprz wg powyższych przepisów
i rzuciłem to na oliwę... na końcu dodając pokrojone flaki i od siebie ziele angielskie, majeranek i imbir... (ukłon w stronę Radka)
podsmażyłem to mieszając, żeby się nie zjarało i chlusnąłem rosso, a jak się zredukowało dodałem passatę pomidorową...:)
i w tym momencie przewaliłem to z patelni do gara, dodając wody...
zagotowałem, przykryłem i na minimalnym ogniu właśnie dochodzi...
wg oryginalnego przepisu zalecają postawić w pobliżu pieca..tak, żeby sobie lekko pyrkotało w kamionkowym naczyniu..ale nie mam..ani naczynia, ani pieca..:D
w połowie gotowania dodaje się ziemniaki.ale trzeba tak kombinować, żeby ich nie rozgotować..:)
w końcowym akcie...
bo jak to mówią końcówka najważniejsza natka pietruszki i pecorino, bądź parmezan..znaczy nie wrzuciłem do gara sera, a tylko na talerz..:)
niby to końskie flaki, ale podejrzewam, że wołowe byłyby równie smaczne..;)
najpierw umyłem je w zimnej wodzie...
długo...
potem sparzyłem... w sensie potrzymałem kilka minut we wrzątku..wyjąłem..
przepłukałem zimną wodą i czyściłem..
najpierw nożem...
potem raz jeszcze do wrzątku...tym razem na nieco dłużej i znów czyszczenie...
tym razem cytryną i solą..
potem dwukrotne obgotowanie...po opłukaniu oczywiście..
znaczy zastanawiałem się nad trzecim, ale po dokonaniu oględzin i obwąchaniu doszedłem do wniosku, że nie jest to konieczne..;)
w dalszej obróbce oparłem się na lokalnym przepisie znaczy z Puglii i sycylijskim z Palermo...
oczywiście z modyfikacjami i akcentem polskim...:DDD
przygotowałem sobie selera, cebulę, czosnek, marchew i liść laurowy i pieprz wg powyższych przepisów
i rzuciłem to na oliwę... na końcu dodając pokrojone flaki i od siebie ziele angielskie, majeranek i imbir... (ukłon w stronę Radka)
podsmażyłem to mieszając, żeby się nie zjarało i chlusnąłem rosso, a jak się zredukowało dodałem passatę pomidorową...:)
i w tym momencie przewaliłem to z patelni do gara, dodając wody...
zagotowałem, przykryłem i na minimalnym ogniu właśnie dochodzi...
wg oryginalnego przepisu zalecają postawić w pobliżu pieca..tak, żeby sobie lekko pyrkotało w kamionkowym naczyniu..ale nie mam..ani naczynia, ani pieca..:D
w połowie gotowania dodaje się ziemniaki.ale trzeba tak kombinować, żeby ich nie rozgotować..:)
w końcowym akcie...
bo jak to mówią końcówka najważniejsza natka pietruszki i pecorino, bądź parmezan..znaczy nie wrzuciłem do gara sera, a tylko na talerz..:)
niby to końskie flaki, ale podejrzewam, że wołowe byłyby równie smaczne..;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)