żebyście nie mówili, że asocjalny jestem, się
poświęciłem w ramach solidarności i pomimo tych 25 C ugotowałem
baaaaardzo rozgrzewającą zupę ..
znaczy minestra di castagne al rosso z akcentem polskim...;)
od akcentu zacznę...
użyłem zamiast wędzonego boczku, któren tu występuje w jakości podłej
wyłudzonego od Julki kabanosa, a żeby ten akcent podkreślić jeszcze i
uwydatnić wrzuciłem kilka poligonowych od Tuśki..prawdziwków znaczy...:)
jakby komuś zimno było to zapodaję instrukcję obsługi...
kasztany obgotowujemy z lekka, pieczemy w piekarniku lub na patelni lub
robimy z nimi cokolwiek, żeby je można było łatwiej obrać i pozbawić
łupinki i błonki... znaczy tej takiej skórki wewnętrznej osłaniającej
nasionko...kasztana znaczy...
następnie siekamy cebulę, liść selera, marchew, ten wędzony boczek, albo
co innego, marchew i rzucamy to wszystko na rozgrzaną oliwę...
oczywiście należy spróbować rosso... najlepiej takie mocno taninowe, gęste wręcz... dobre znaczy..
jak już się nam uda nie przypalić i smaki się wymięszały wsypujemy soczewicę i podlewamy...
znaczy wlewamy do szklanki rosso i wlewamy do garnka wodę... i to jest bardzo ważny moment, więc nie należy się pomylić..;)
gotujemy na małym ogniu pod przykryciem uzupełniając ubytki wody
rosso..znaczy w garnku też uzupełniamy..też rosso..wrzucamy liść
laurowy, kasztany, gałkę...znaczy tak wsypujemy...muszkatołową taką...i
imbiru szczyptę i pieprzu i soli i śmierdzący pikantny ser w kosteczkę
pokrojony...i uzupełniamy..
a jak już jest prawie dobre wsypujemy natkę pietruszki, ostatni dotyk pieprzem tłuczonym..
i podajemy bardzo gorące..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))